Andrzej KRAJEWSKI: Małe furtki do wielkiej zmiany. Pakt migracyjny

Małe furtki do wielkiej zmiany.
Pakt migracyjny

Photo of Andrzej KRAJEWSKI

Andrzej KRAJEWSKI

Historyk i publicysta związany z „Dziennikiem Gazetą Prawną”. W latach 2011-2015 doradca prezesa IPN. Autor książek: „Między współpracą a oporem. Twórcy kultury wobec systemu politycznego PRL”, „Największe wpadki tajnych służb” oraz „Jak wykuwały się fortuny”.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Pakt migracyjny zupełnie nie jest tym, czym się wydaje. To kolejny z symptomów obumierania w Europie liberalnej demokracji. Schodzącej z dziejowej sceny, ponieważ nie przystaje do nowych czasów – pisze Andrzej KRAJEWSKI

.Im więcej krzyczy się w Unii Europejskiej o obronie liberalnej demokracji, tym szybciej polityczne elity wprowadzają zmiany czyniące z niej fasadę. Przydatną do tego, żeby wypisywać na niej wielkimi literami stare idee i jednocześnie coraz odleglejsze od rzeczywistości. A za fasadą rodzi się coś zupełnie nowego. To coś usiłuje nadążyć za przerażająco szybkim w ostatniej dekadzie słabnięciem Starego Kontynentu. A jednocześnie utrwalić ze zdobyczy liberalnej demokracji te elementy, które elitom politycznym – określanym mianem „głównego nurtu” – wydają się najbardziej użyteczne.

W ten proces transformacji znakomicie wpisuje się pakt migracyjny. W Polsce postrzegany jest on przez pryzmat jednego elementu. Mianowicie mechanizmu solidarnościowego zakładającego rozdzielanie między kraje Unii osób, którym zostanie przyznane prawo do pobytu. Natomiast w przypadku odmowy można będzie zastąpić to wpłatą 20 tys. euro do funduszu solidarnościowego – od każdego nieprzyjętego migranta lub uchodźcy. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk zgodnie zapowiedzieli, iż z mechanizmem solidarnościowym będą walczyć do ostatniej kropli krwi. Premier Tusk podczas konferencji prasowej w Sejmie obiecał nawet, że w Polsce „relokacji albo płacenia za to, że się nie przyjęło (migrantów – przyp. aut.), nie będzie”. Z kolei prawica w III RP żyje w szczerym przekonaniu, że jednak będzie. Ponieważ „Herr Tusk” wykona rozkazy z Berlina i wówczas prawica się politycznie odkuje. Na tym jest skoncentrowana cała uwaga mediów oraz opinii publicznej.

Z kolei w krajach na zachód od Odry rządzący odtrąbili sukces. Kanclerz Olaf Scholz przedstawił pakt jako stworzenie unijnego systemu azylowego, który „ograniczy nielegalną migrację i ostatecznie odciąży kraje szczególnie nią dotknięte”. Jednak tak naprawdę robi się ciekawiej, gdy spojrzy się na tę samą rzecz oczami nie mniej zainteresowanych nią mieszkańców globalnego Południa. Znakomitym źródłem są serwisy najpopularniejszego tam medium – katarskiej Al-Dżaziry. Ona też relacjonuje fakty, które się wydarzyły. Acz eksponując całkiem inne od tych, na których skupiono uwagę w Polsce czy w Europie Zachodniej. Globalne Południe dowiedziało się zatem, że pod budynkiem Parlamentu Europejskiego dziesiątki demonstrantów protestowało przeciwko głosowaniu. Pakt potępiło ponad 160 organizacji humanitarnych i broniących praw człowieka. Gdy europosłowie przystąpili do głosowania, przerwały je okrzyki z galerii dla publiczności: „Ten pakt zabija – głosujcie na nie!”.

Faktycznie tak wyglądała cała otoczka zdarzenia. Jednakże wyeksponowano ją na globalnym Południu. Przy okazji podsycając nienawiść do Zachodu, który postrzegany jest jako miejsce królowania nie demokracji liberalnej, lecz zakłamania, cynicznej hipokryzji oraz rasizmu. Wszystko to zaś skrywa się pod hasłami obrony równości i praw człowieka. Tyle Al-Dżazira, która budowanie tezy o hipokryzji Zachodu (co robią także z całych sił na globalnym Południu propaganda rosyjska i chińska) oparła, co ciekawe, na analizach paktu migracyjnego. Starannie przygotowały je zachodnie organizacje broniące praw człowieka z Amnesty International na czele.

Gdy się do nich zajrzy, a potem do samego paktu, to należy przyznać, iż ktoś się uczciwie napracował. Ujmując bowiem rzecz całościowo, zauważymy, że mamy do czynienia z dokumentem z zaszytymi bardzo interesującymi „furtkami do przyszłości”.

.Pierwsza furtka daje możność ujęcia wszystkich osób, które dostały się na teren Unii, w jednej unijnej bazie danych, gromadzącej wszelkie informacje biometryczne. Tak aby można było przybysza stale mieć na oku. Druga pozwala osadzić każdego migranta nawet bezterminowo w ośrodku detencyjnym, w zamknięciu i pod strażą. Ośrodki znajdować się będą przy granicach Unii. Trzecia furtka daje możliwość przenoszenia ich do krajów będących poza UE. Wreszcie czwarta mówi o opcjach szybkiego odrzucania wniosków azylowych przybyszy z krajów uznawanych za bezpieczne oraz natychmiastowej deportacji. Natomiast lista krajów bezpiecznych to rzecz względna.

Jest jeszcze jedna furtka – bardziej ukryta i nieoczywista. Mianowicie pakt migracyjny to nic innego jak międzynarodowy traktat, zawarty przez państwa Unii. Działania podejmowane na jego podstawie nie podlegają więc jurysdykcji sądów krajowych. Jakie ma to znaczenie, dostrzec można, gdy się zauważy cierpienia brytyjskiego rządu, który w kwietniu 2022 r. zawarł porozumienie z Rwandą. Pozwala ono odsyłać do tamtejszych obozów migrantów ubiegających się o azyl w Zjednoczonym Królestwie. Umowę zablokował Sąd Najwyższy, jako niehumanitarną, i od dwóch lat rząd Rishiego Sunaka szuka sposobu na obejście wyroku.

W tym miejscu należy połączyć nasze „furtki do przyszłości” z szerszym kontekstem zmierzchu liberalnej demokracji w Europie albo jeśli ktoś woli – jej przebudowy. Może zacznijmy od tego, że niecałe dwa lata temu Giorgię Meloni politycy z partii nazywających siebie „głównym nurtem” określali mianem faszystki. Z kolei Ursula von der Leyen groziła, że jeśli po wyborach Bracia Włosi – Sojusz Narodowy przejmą władzę w Italii, to „ma narzędzia, jak w przypadku Polski i Węgier”, aby utrzymać ich w ryzach. Dziś obie panie mogłyby uchodzić za wzorcowy polityczny związek partnerski. Zwłaszcza na niwie przeformatowania polityki migracyjnej Unii. To głównie dzięki ich wysiłkom udało się UE zawrzeć umowy z Tunezją, Mauretanią i Egiptem. Tamtejsze reżymy zobowiązują się blokować przepływ migrantów w zamian za regularne uiszczanie przez Unię haraczy, zwanych subsydiami, oraz rozwój współpracy na niwie eksploatacji złóż surowców (głównie gazu ziemnego, wydobycia litu, pozyskiwania „zielonego” wodoru). Jednocześnie premier Meloni zawarła porozumienie z rządem Albanii na utworzenie w tym kraju za 700 mln euro ośrodków detencyjnych na razie dla 36 tys. osób. Lokowani w nich będą migranci przybywający do Italii z drugiego brzegu Morza Śródziemnego. Ciche podchody w stronę podpisania takiego samego porozumienia z Albanią od końca 2023 r. czyni kanclerz Scholz. Jeśli wierzyć doniesieniom Al-Dżaziry (a zwykle bywa ona dobrze poinformowana), unijna dyplomacja prowadzi dyskretne negocjacje na temat możliwości zlokalizowania ośrodków detencyjnych z władzami: Gruzji, Ghany, Mołdawii i Rwandy. Gdy w 2026 r. pakt migracyjny zacznie obowiązywać, mogą przypadkiem okazać się bardzo przydatne.

Zatem przeskoczmy do jeszcze szerszego kontekstu. Zgodna współpraca do niedawna „faszystki” Meloni z przedstawicielką rządzącej Unią od jej zarania Europejskiej Partii Ludowej (ulubienicą Merkel i niemieckich chadeków) Ursulą von der Leyen zupełnie nikogo nie podnieca. Nie budzi wzmożenia politycznego, nie generuje w mediach „głównego nurtu” okrzyków „zdrada” i „Mussolini powstaje z grobu”. A czemuż to?

Odpowiedź jest prosta. Napływ migrantów z globalnego Południa do biedniejących dziś krajów Unii uruchomił między nimi a uboższymi tubylcami (nadal przeważnie białymi) walkę o zasoby państw do niedawna opiekuńczych. Czyli: zasiłki, mieszkania, dostęp do edukacji i służby zdrowia etc. Z każdą łodzią przepływającą przez Morze Śródziemne walka staje się zacieklejsza, a kołdra świadczeń państwowych coraz krótsza. Napływ obcych zburzył poczucie bezpieczeństwa tubylców i ład panujący w miastach. Podważył też zaufanie do elit władzy, które nie stanęły po stronie swych wyborców, tylko waliły ich po łbach kluczowymi hasłami demokracji liberalnej, odnoszącymi się do przestrzegania prawa, konwencji międzynarodowych, humanitaryzmu i praw człowieka. Pacyfikując w ten sposób pierwsze oznaki sprzeciwu. Zatem głosy obywateli zaczęły przepływać od starych partii do nowo powstających, zwanych ogólnie „populistycznymi”. Uwiąd państwa opiekuńczego, ubożenie, kryzys migracyjny dostarczały paliwo dla tego zjawiska.

Aż Europa Zachodnia znalazła się w takim momencie, że jedyną barierą przed tym, by nowe, radykalniejsze elity polityczne nie zastąpiły starych, stał się… strach wyborców, podsycany przez media. Nowi oznaczają bowiem nieznane. Tymczasem w przypadku starych przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać. Dlatego swe głosy przenoszą wciąż jedynie najbardziej sfrustrowani wyborcy. Ci nieco mniej zirytowani wolą się z tym wstrzymywać, choć obietnice o radykalnym rozwiązaniu palących problemów coraz bardziej urzekają.

Zatem stare siły polityczne, choćby te skupione w Unii wokół EPL, proces przenoszenia głosów wyborczych, bez likwidowania demokracji, mogą zamrozić tylko w jeden sposób – przejmując idee i pomysły „populistów”. I tak się dzieje. Dlatego Ursula von der Leyen już nie wygraża Giorgii Meloni, lecz obdarza ją serdeczną atencją.

Pakt migracyjny i jego „furtki” jedynie sprzyjają temu przejmowaniu pomysłów w kolejnych obszarach. Zwłaszcza że jeśli zajrzeć np. do raportu „Africa Youth Survey 2022”, to można się z niego dowiedzieć, iż 52 proc. mieszkańców Afryki będących przed trzydziestką planuje przeprowadzkę do Europy. Najlepiej w ciągu najbliższych trzech lat. A chodzi o marne 200–300 mln osób. Gdyby się to udało jedynie co piątej osobie, to: żegnajcie stare elity polityczne, partie oraz porządki w krajach od Atlantyku po Odrę, a być może i Bug.

Zatem demokracja w Unii staje się liberalna coraz bardziej z nazwy. Przy czym z jednej strony trwa w szaleńczym tempie kodyfikowanie w zapisach prawnych jej nowoczesnej symboliki: prawa do aborcji, ochrony mniejszości z osobami LGBTQ na czele, walki z „językiem dyskryminacji” itp.

A z drugiej strony następuje ciche zawieszanie na kołku przestrzegania w codziennym życiu jej kluczowych idei, odnoszących się do wolności, swobody wypowiedzi, ochrony praw jednostki, dbałości o prawa człowieka wobec tych, którzy są uznawani za zagrożenie dla obecnego porządku. W tym wobec migrantów.

Widzimy zatem klasyczne tworzenie mechanizmów obronnych przez rządzących, którzy usiłują dostosować się do nowych czasów, a jednocześnie utrzymać fasadę udającą minioną epokę. Jednakże oznacza to funkcjonowanie w pogłębiającym się zakłamaniu i hipokryzji. Przez pewien czas to możliwe, ale w końcu nieustanne rozdwojenie jaźni wymusza narodziny zupełnie nowych idei, przekształcających istniejący porządek tak, aby to, co mówią i robią przywódcy, za bardzo od siebie nie odstawało. Cywilizacja Zachodu, nawet w stadiach dyktatur czy monarchii absolutnej, nie potrafiła zdzierżyć nadmiernych dawek hipokryzji i to, w co wierzą ludzie, musiało korelować z tym, co robią.

.Zatem będziemy jeszcze świadkami tego, że w Europie demokracja (zwana być może wciąż liberalną) zmieni się nie do poznania. No chyba że Stary Kontynent nie sprosta zagrożeniom i dziejowym wyzwaniom, które przed nim stają.

Andrzej Krajewski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 kwietnia 2024