Charles ZORGBIBE: Siła głosu doradcy. Jak szare eminencje rządzą światem?

Siła głosu doradcy. Jak szare eminencje rządzą światem?

Photo of Prof. Charles ZORGBIBE

Prof. Charles ZORGBIBE

Historyk, profesor emerytowany prawa publicznego, specjalizuje się w stosunkach międzynarodowych. Autor bestsellerowego dokumentu o doradcach politycznych: :Les Eminences grises: dans l'ombre des princes qui nous gouvernent"

Éminence grise. Kim były szare eminencje? Typy ich działania można podzielić na pięć kategorii, zależnych od tego, w jaki sposób współpracowali ze swoim mocodawcą – pisze Charles ZORGBIBE

Najbardziej pożądaną rolą w repertuarze teatru politycznego jest rola szarej eminencji, czyli cichego doradcy księcia. Postać stworzona przez wielkiego aktora – Richelieu – dla innego wielkiego aktora – Ojca Józefa. I to od tego ostatniego właśnie wzięło się samo określenie. „Eminencja” – dlatego że Richelieu zażądał dla swego doradcy kapelusza kardynalskiego; „szara” – gdyż takiego koloru był habit kapucyński. I trzeba przyznać, że szarość doskonale przystaje do funkcji niewidocznego doradcy. Funkcji o niesłabnącym po dziś dzień powodzeniu!

Wyrażenie to przyjęło się w wielu innych krajach na świecie. W Niemczech określano w ten sposób barona von Holsteina, który za panowania Wilhelma II ze swego skromnego berlińskiego gabinetu przy Wilhelmstrasse nie tylko powoływał i odwoływał kolejnych kanclerzy, ale również próbował wpływać na kształt polityki zagranicznej II Rzeszy. W Stanach Zjednoczonych na to miano zasłużył Harry Hopkins – zaufany doradca Franklina D. Roosevelta. To był człowiek wręcz czytający w myślach prezydenta, a ze względu na dużą lekkość w szastaniu groszem publicznym zwany złośliwie „Rasputinem Białego Domu”.

Dzisiejsi Francuzi stosują to określenie do opisu takich postaci jak Jacques Foccart (jeden z bliższych współpracowników de Gaulle’a, człowiek niepozorny, zawsze w cieniu swego pryncypała) czy François de Grossouvre (człowiek z otoczenia Mitterranda, sprawiający wrażenie mocno zagubionego, ale intrygujący obserwatorów życia politycznego swą zażyłością z prezydentem).

Ponieważ między księciem a cichym doradcą istnieje więź niemal miłosna, spróbujmy opisać ją tak, jak robiły to Molierowskie wykwintnisie: za pomocą słynnej „Carte de Tendre” („Mapy Czułości”). Wyróżnić możemy pięć typów zależności:

1) Bardzo silna więź: doradca staje się prawdziwym alter ego księcia, podziela jego pragnienia, utrzymuje z nim bliski kontakt, wręcz z nim mieszka.

Takim doradcą był właśnie Ojciec Józef. Mnich co prawda wiódł niezwykle surową egzystencję w paryskim klasztorze przy rue Saint-Honoré, ale po jakimś czasie przeniósł się do rezydencji Richelieu, gdzie zamieszkał w obszernej komnacie skomunikowanej z pomieszczeniami zajmowanymi przez kardynała. A trzeba pamiętać, że życie „Pierwszego Ministra”, zwłaszcza u szczytu sławy, nosiło znamiona iście królewskiego. Ojciec Józef spędzał z Richelieum całe dnie, referował mu najważniejsze sprawy, redagował listy, w imieniu kardynała przyjmował ministrów i ambasadorów.

Trzysta lat później podobna więź połączyła pułkownika House’a i prezydenta Woodrowa Wilsona. House zasłużył sobie wręcz na miano „prezydenta bis”. Darzył Wilsona tak dużym uwielbieniem, że nie szczędząc sił, prowadził ożywioną korespondencję z kongresmenami, notablami, decydentami różnych szczebli, ale też zwykłymi obywatelami oraz uczestniczył w nieskończonej liczbie spotkań. Nie piastując żadnego oficjalnego stanowiska, stał się jedną z najważniejszych postaci amerykańskiej administracji, kimś na kształt „nadzorcy rządu”. A gdy wybuchła I wojna światowa, odbył wiele podróży do Europy, gdzie w imieniu Wilsona pełnił funkcję mediatora między zwaśnionymi stronami.

Dwadzieścia pięć lat później „pułkownikiem House’em” Franklina Roosevelta został Harry Hopkins. „Syn rymarza z Sioux City” pełnił funkcję najbliższego doradcy tego nowojorskiego arystokraty, wybranego w 1933 roku na prezydenta Stanów Zjednoczonych, oraz był jego osobistym przedstawicielem w rozmowach z Churchillem i Stalinem. Jak pisał „Time”, „gdyby Roosevelt był Jezusem, na swego proroka wybrałby Harry’ego Hopkinsa”. I tak się poniekąd stało, gdyż prezydentowi udało się przekonać tego, którego ze względu na skromne warunki fizyczne nazywał czule „połówką porcji istoty ludzkiej”, do przeprowadzki do Białego Domu. A nawet próbował wypromować go jako swego potencjalnego następcę. Również zażyłość Jacques’a Foccarta i de Gaulle’a można przyrównać do zażyłości Ojca Józefa i Richelieu. Codzienne spotkania z prezydentem, wsłuchiwanie się w jego zwierzenia, zasięganie języka w terenie, koordynowanie czy wręcz nadzorowanie spraw państwowych. Nawet ich gabinety sąsiadowały ze sobą.

Zażyłość François de Grossouvre’a i Mitterranda była owocem dwudziestu pięciu lat wspólnej walki politycznej. Nie tylko dzielili się pomysłami i dyskutowali nad strategiami działania, ale również zwierzali się z najbardziej skrytych tajemnic pełnego złożoności życia każdego z nich.

2) Na drugim krańcu „Mapy Czułości”, jako zaprzeczenie pierwszego wyróżnionego typu, znajdują się „szare eminencje z doskoku”. Doradcy, którzy angażują się w działania księcia tylko przy jednej misji, przy jednej konkretnej akcji. Beaumarchais, człowiek wszelkich talentów, uwodziciel wiodący lekkie życie, przetykane licznymi i burzliwymi procesami, zaproponował swe usługi królowi. Ten powierzył mu sprawę narastającego konfliktu między centrum Imperium Brytyjskiego a koloniami Nowego Świata. Z jego inicjatywy, przy osobistym zaangażowaniu Ludwika XVI i najważniejszego z jego ministrów (Charles’a Graviera de Vergennes), Francja stanęła po stronie buntowników.

Misja Jacques’a Bainville’a nie była tak spektakularna. Ten profetyczny analityk politycznych konsekwencji traktatu wersalskiego, historyk zakochany w monarchistycznej przeszłości Francji, raz tylko wsparł wysiłki ministerstwa spraw zagranicznych swego kraju: w 1916 roku wziął udział w misji obserwacyjnej w Rosji. Ale na swój sposób był szarą eminencją III Republiki, gdyż jako dziennikarz oddziaływał na całą ówczesną francuską opinię publiczną.

Podobnie André Gide, którego jeden z efemerycznych premierów III Republiki wysłał z tajemniczą misją do Afryki. Jako silny autorytet „wielki pisarz” Gide zredagował oskarżycielski tekst wymierzony w zawiadujące ogromnymi terytoriami przedsiębiorstwa kolonialne. Piętnował w nim ich monopole oraz zmuszanie ludzi do pracy fizycznej. Jego spostrzeżenia rozpaliły francuski parlament, Ligę Narodów, Aragona oraz paryską inteligencję. Sam Gide jednak pozostał za kulisami wielkiej polityki. Nie chciał być utożsamiany z jakimikolwiek „skrajnymi poglądami”. Kto wie, być może jest to jeszcze inna definicja „szarej eminencji”.

3) Gdzieś pośrodku tej wyimaginowanej „Mapy Czułości” znajdują się „dalecy inspiratorzy”. Mogą oni mieć wpływ na bieg wydarzeń, czasem nawet bardzo silny, ale nie utrzymują zażyłości z księciem.

Baron von Holstein był tajemniczą postacią. Z jednej strony spiritus movens niemieckiej dyplomacji, nie tylko czuwający nad polityką kadrową, ale również potrafiący narzucać swoje wybory w polityce zagranicznej. A z drugiej odludek, który przez całe zawodowe życie przyjął tylko jedno zaproszenie na obiad, zresztą od Wilhelma II. Zupełnym przeciwieństwem Holsteina był Rudyard Kipling. Ten nawiedzony prorok i herold imperialnego brytyjskiego mistycyzmu miał bezpośredni kontakt ze swym władcą – Jerzym V – dopiero u kresu życia. Między poetą a królem zrodziła się zresztą bardzo mocna więź.

Dyskretny, proeuropejski Jean Monnet w zaciszu gabinetów Generalnego Komisariatu Planu obmyślił koncept ponadnarodowej wspólnoty. Szukając ministra, który mógłby wynieść ten projekt na szeroką scenę polityczną, w pierwszej chwili wybrał Georges’a Bidaulta, by ostatecznie namaścić Roberta Schumana. Monnet co prawda na krótką chwilę wyszedł z cienia, przewodnicząc Wysokiej Władzy Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, ale po trzech latach znowu zaszył się w swoim gabinecie, w którym odnajdywał się w roli szarej eminencji zachodnioeuropejskich partii oraz związków zawodowych.

4) Odrębne miejsce na „Mapie Czułości” zajmuje „szara eminencja nieprzebierająca w środkach”.

Taką drogę życiową obrał Antoine-Henry Jomini. Choć kształcił się na bankiera, to jego prawdziwą pasją okazało się wojsko, a dokładniej sztuka prowadzenia wojen. Jomini opisał, odtwarzając plany bitew, wszystkie potyczki wojsk Napoleona. Niemal czytał w myślach „Boga Wojny”. Cesarz darzył olbrzymim uznaniem jego analizy, postanowił więc ściągnąć go do sztabu Wielkiej Armii. Potem jednak zaczął powątpiewać. Czy ktoś, kto czytał w myślach Napoleona jak w otwartej księdze, nie stanowił zagrożenia? Czy nie była to jakaś forma szpiegostwa? Jomini, widząc, że jego kariera zawodowa napotyka coraz większe bariery, wykonał ryzykowną woltę i przeniknął na stronę Rosjan. Ale mimo to po latach Napoleon z wygnania na Wyspie Świętej Heleny odda Jominiemu szczery hołd.

5) Kończąc wędrówkę po „Mapie Czułości”, zatrzymajmy się przy bliskich księcia – rodzinie, przyjaciołach, tych, którzy są w stanie najbardziej wpływać na jego wybory lub zostać powiernikami tajemnic, ale nigdy nie staną się jego alter ego.

Polski patriota Adam Czartoryski był zaufanym człowiekiem księcia i przyszłego cara Aleksandra. Nie wierzył w to, co widział: wnuk carycy Katarzyny odrzucający panowanie Rosji nad Polską i opłakujący utraconą przez Polskę niepodległość! Czartoryski wszedł potem do rządu Rosji, ale racja stanu okazała się dla Aleksandra ważniejsza i drogi przyjaciół się rozeszły.

Współczesny Czartoryskiemu Friedrich von Gentz był prawą ręką Metternicha, architekta Świętego Przymierza, akuszera konferencji przywódców europejskich, które miały miejsce po wielkim kongresie wiedeńskim. Jednakże przy końcu życia ten kontrrewolucjonista zapragnął na nowo zostać liberałem i utarczki słowne z Metternichem stały się zbyt częste.

Porywczy książę Napoleon Józef, ze względu na poglądy polityczne zwany „Czerwonym Bonaparte”, był co prawda związany silnymi więzami uczuciowymi z kuzynem, cesarzem Napoleonem III, ale był dla niego bardziej obciążeniem niż wsparciem, za bardzo bowiem lubił mieszać na scenie politycznej. Niemniej jednak cesarz uważał młodszego krewnego za pożyteczny wentyl bezpieczeństwa swego reżimu.

Błyskotliwa i impulsywna Juliette Adam, wywodząca się z burżuazji prowincjonalnej – w jej przypadku pikardyjskiej – jest jedyną kobietą w naszej galerii szarych eminencji. Była uznaną pisarką epoki, obok George Sand i Marie d’Agoult. Krytykowała Proudhona, który próbował dowodzić, że społeczna i polityczna emancypacja kobiet jest ułudą. Adam była „egerią”, czyli kobiecą wersją szarej eminencji, z lekkim podtekstem uwodzicielskim. Przez jakiś czas była zaufanym człowiekiem Gambetty, któremu pozostała wierna nawet wtedy, gdy ten zupełnie już pobłądził. Jak napisał Flaubert, ta „egeria III Republiki” była „bardziej wpływowa od wszystkich naszych ministrów”.

.Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na jedno pytanie. Zaufany doradca w roli szarej eminencji jest bardziej wykonawcą czy inspiratorem? Niektórzy oczywiście spełniają się w tej pierwszej roli. Można wtedy mówić o pełnej kompatybilności w parze, którą tworzą książę i jego prawa ręka. Harry Hopkins, choć niezwykle inteligentny, nie miał rozmachu wizji Franklina Roosevelta ani jego wyczucia historii. Sam siebie zaliczał zresztą do kategorii egzekutorów: tych, co robią, a nie tylko mówią. Miał niezwykle praktyczny umysł i szybko przechodził do realizacji zadań. Rola Jacques’a Foccarta w polityce, którą wówczas prowadziła Francja wobec Afryki, była nie do przecenienia. Niczym deus ex machina potrafił nagle wyciszać największe nawet kryzysy na Czarnym Lądzie. Ale nigdy nie zabierał głosu w sprawach polityki na szczeblu państwowym. To była domena de Gaulle’a. Foccart miał pilnować wszelkich szczegółów, szukać praktycznych odpowiedzi na wyzwania, które przynosił każdy dzień. Dzięki temu cieszył się sporym zaufaniem swoich afrykańskich partnerów.

Charles Zorgbibe

Fragment książki „Les Éminences grises”, Ed. de Fallois. Przekład dla „Wszystko Co Najważniejsze”: Andrzej Stańczyk

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 stycznia 2021