
Quo vadis Unio Europejska?
Skoro zgodzimy się że Unia Europejska nie jest czymś niezmiennym, a w dodatku niepozbawionym mankamentów i felerów, dla własnego dobra warto śledzić, dokąd zmierza. Zwłaszcza w czasach, w których proponowane zmiany europejskich traktatów mogą unicestwić nie tylko państwa członkowskie, ale i ją samą – pisze Dariusz LIPIŃSKI
.Jak zdecydowana większość Polaków w referendum akcesyjnym w roku 2003 entuzjastycznie opowiedziałem się za przystąpieniem Polski do tego niepowtarzalnego związku państw, nadal też jestem fanem integracji europejskiej według wzorca wymyślonego na samym początku przez mądrych ojców założycieli. Ale wzorzec ten dawno temu został zniszczony i zastąpiony innym, a Unia Europejska A. D. 2024 nie przypomina tej sprzed dwudziestu lat, do której wstępowaliśmy – inne traktaty, państwa członkowskie, reguły gry, obyczaje, interesy, a nawet arytmetyczne zasady obliczania kwalifikowanej większości w Radzie Unii Europejskiej.
Uruchomiona została procedura zmian traktatów europejskich, które (te zmiany) – gdyby zostały przyjęte – doprowadziłyby do powstania europejskiego superpaństwa. Czasem te potencjalne przekształcenia nazywa się „federalizacją” Unii, choć bliższe prawdy byłoby określenie „centralizacja”. Jest wiele powodów, dla których powinniśmy się przed tym bronić. Przede wszystkim zmiany te oznaczałyby utratę suwerenności państw członkowskich, a jest to wartość sama w sobie, za którą oddawali życie nasi przodkowie (a także – warto pamiętać – przodkowie mieszkańców wielu innych państw członkowskich Unii – szukajmy sojuszników); nie szkodzi przy tym pamiętać, że mimo wszystko niepodległości łatwiej jest bronić niż ją później odzyskiwać. Lecz równie istotny jest fakt, iż owo superpaństwo musiałoby być autorytarne, miałoby opresyjność zapisaną w swoim kodzie genetycznym, nad jego władzami nie byłoby żadnej kontroli.
Politologowie od dziesięcioleci opisują zjawisko tzw. deficytu demokratycznego Unii Europejskiej. Polega on na tym, że coraz więcej decyzji w coraz liczniejszych obszarach polityki podejmowanych jest przez ludzi niepochodzących z wyboru obywateli, nieposiadających demokratycznego mandatu – i przez obywateli niekontrolowanych. Są to, na przykład, niewybierani w żadnych wyborach, mianowani urzędnicy Komisji Europejskiej czy sędziowie TSUE, ale nie tylko. Istniejące nadal jeszcze silne prerogatywy państw członkowskich, z ciągle obowiązującym w niektórych sprawach (jak polityka zagraniczna czy obronność) prawem weta, nieco ów deficyt demokratyczny łagodzą. Jednakże przeniesienie modelu funkcjonowania, który od biedy – być może – dałoby się bronić w przypadku organizacji międzynarodowej o nazwie Unia Europejska, do postulowanego europejskiego superpaństwa, musiałoby oznaczać automatycznie wbudowaną w jego strukturę, nawet bez wpływu czyjejkolwiek złej lub dobrej woli, autokrację.
.Jako się rzekło, Unia Europejska A. D. 2024 ma tak niewiele wspólnego z samą sobą sprzed dwudziestu lat, że są to dwie całkowicie różne organizacje. Można narzekać, że (łatwo to wykazać) zmieniła się na gorsze, ale nie można dziwić się samemu procesowi zmian. Na tym świecie wszystko przemija i nie ma nic trwałego, panta rhei, nie wstępuje się dwa razy do tej samej rzeki. Ludzie, cywilizacje i galaktyki rodzą się, rosną, osiągają pełnię rozwoju, podupadają i umierają. Dotyczy to wszystkiego, dlaczego więc z Unią Europejską miałoby być inaczej? A jednak w przypadku tej – powtórzmy: wyjątkowej – organizacji (choć przecież tylko organizacji międzynarodowej w międzynarodowoprawnym znaczeniu tego określenia) w Polsce często można odnieść wrażenie, że jest ona traktowana inaczej niż ludzie, cywilizacje i galaktyki. W oczach entuzjastów – jako byt niezmienny, pozbawiony wad, otoczony nimbem doskonałości, niemal transcendentny, dla dużo mniej licznych wrogów – też nadprzyrodzony, tyle że szatański.
Obie postawy: zarówno idealizacja/deifikacja, jak i diabolizacja, nie mają wiele wspólnego rzeczywistością, a zatem do analizowania, prognozowania i planowania polityki w istniejącej realnie Unii Europejskiej są nie tylko nieprzydatne, ale – przez to, że oparte na nieprawdziwych, prowadzących do fałszywych wniosków, przesłankach – szkodliwe. W swoim dążeniu do schlebiania wyborcom politycy unikają poważnych dyskusji nie chcąc ryzykować oskarżeń, na przykład o dążenie do „polexitu”. Swoją drogą nierealnego. Specjaliści, oczywiście, dokonują jakichś analiz, ale ich głos nie przedostaje się do opinii publicznej. Tym bardziej wydaje się, że dyskusja na poziomie publicystycznym czy wręcz obywatelskim jest niezbędna. Jeśli ta książka miałaby mieć cel i sens, to właśnie jako taki głos w dyskusji.
.Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wiele głów tęższych od mojej zajmowało się tymi sprawami bez znaczących rezultatów, więc do moich konkluzji podchodzę z należytym dystansem. Uważam jednak, że mogą stanowić całkiem przyzwoitą podstawę do refleksji, dyskusji, a choćby i ostrego sporu. Skoro zgodzimy się – a przecież nie da się temu zaprzeczyć – że Unia Europejska nie jest czymś niezmiennym, a w dodatku niepozbawionym mankamentów i felerów, dla własnego dobra warto śledzić, dokąd zmierza. Zwłaszcza w czasach, w których proponowane zmiany europejskich traktatów mogą unicestwić nie tylko państwa członkowskie, ale i ją samą.

Dariusz Lipiński
Fragment książki „Czy Unia Europejska przetrwa rok 2024?”, Wyd. Zysk i S-ka POLECAMY: [LINK].