Jak zwiększyć szanse Europy w globalnej rywalizacji high-tech?
Nie ma dzisiaj wątpliwości, że sygnalizowane przez coraz liczniejsze grupy ekspertów problemy z innowacyjnością i w konsekwencji konkurencyjnością unijnych firm w globalnym kontekście rozwoju społeczno-gospodarczego są w pełni zasadne – pisze prof. Michał KLEIBER
.Wydaje się pewne, że bez daleko idących udoskonaleń w funkcjonowaniu prorozwojowych sektorów Unia Europejska będzie coraz wyraźniej przegrywać globalną rywalizację gospodarczą, co będzie szczególnie widoczne w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych i Chin.
Aktualne dane dotyczące dominacji USA i szybko rosnącej potęgi Chin oraz słabej pozycji Europy na światowych, najszybciej rozwijających się rynkach są prawdziwie niepokojące. Nie ma bowiem lepszego gwaranta stabilnego, długoterminowego wzrostu gospodarczego, zapewniającego trwale rosnący dobrostan obywateli państw i całych regionów, od aktywnego stawiania przez nie na rozwój innowacyjnych usług i produktów umożliwiających globalną konkurencyjność.
W ogólnym ujęciu główne powody przegrywania tej rywalizacji przez państwa Europy to:
- brak społecznej kultury powszechnego wspierania innowacyjności i promocji jej znaczenia dla rozwoju,
- przeregulowanie unijnej gospodarki skutkujące niższą zdolnością do wdrażania przez firmy technologicznych nowości,
- znacznie niższe niż w USA i Chinach oraz nieoptymalnie ukierunkowane wydatki na badania i rozwój (B+R).
Kultura szacunku dla innowacyjności, czyli przemyślane poglądy społeczeństwa na rolę innowacyjnego angażowania się przedsiębiorców i badaczy, a w konsekwencji na konkurencyjność biznesu są w demokratycznych państwach bardzo ważne, przekładają się bowiem bezpośrednio na legislacyjne działania polityków w sprawach finansowania badań i wspierania innowatorów. Wielką rolę do odegrania mają media, w których aktywne i stałe analizowanie znaczenia skomplikowanego dzisiaj podłoża szybkiego gospodarczego rozwoju jest istotnym elementem promocji kultury mądrego wspierania naszej przyszłości. Wobec złożoności dzisiejszych osiągnięć technologicznych jest to z pewnością niełatwe zadanie, a polskie media mają w tej sprawie szczególnie dużo do zrobienia.
.Dyskusje o przeregulowaniu działań gospodarczych w Unii Europejskiej trwają od dawna. Niezaprzeczalnym faktem jest, że jesteśmy liderem światowych regulacji w przeróżnych obszarach życia publicznego. Troska o wysoką jakość produktów i usług, ochronę środowiska naturalnego czy dbałość o wysoki standard warunków pracy budzi wprawdzie szacunek, ale często staje się niestety także poważną przeszkodą w zdobywaniu na rynkach światowych konkurencyjnych przewag przez firmy i wchodzeniu na światowe rynki unijnych startupów. Dobitnym przykładem tej sytuacji jest bardzo ograniczona możliwość budżetowego wspierania prywatnych przedsiębiorców w krajach Unii i odmienna pod tym względem polityka państw takich jak USA, Chiny czy Korea Południowa, przekazujących firmom subsydia w wysokości setek miliardów dolarów. Dobrym przykładem problemu z regulacjami może być także procedura wprowadzania na rynek nowych leków. Amerykański urząd Food and Drug Administration (FDA) jest znacznie szybszy w wydawaniu zgody na nowe leki od Europejskiej Agencji Medycznej, co oczywiście obniża możliwości wprowadzania na światowe rynki nowych leków przez europejskie firmy. Istotną zachętą do opracowywania nowych leków przez firmy amerykańskie jest w dodatku ich prawo do ustalania znacznie wyższych cen, niż mogą to robić firmy we wszystkich pozostałych państwach OECD. Podobnie łatwiejsze i korzystniejsze jest wprowadzanie na własny rynek wielu innych produktów, co jest oczywiście wielką zachętą dla firm amerykańskich, ale także zagranicznych do ich wytwarzania na terenie USA. W UE mówi się wprawdzie dużo o konieczności łagodzenia regulacji komplikujących funkcjonowanie innowacyjnych firm, ale nie przyniosło to jak dotychczas żadnych konkretnych efektów.
Sondażowe badania wykazują jednoznacznie, że Europejczycy są mniej mobilni od Amerykanów w poszukiwaniu atrakcyjnego zatrudnienia, są bardziej skłonni działać na rzecz niwelowania nierówności społecznych, mają znacznie ostrożniejsze podejście do podejmowania działań obarczonych ryzykiem niepowodzenia. Konsekwencją tego jest z jednej strony np. wyższa w UE przeciętna długość życia, mniejsze społeczne zróżnicowanie i większa aktywność na rzecz ochrony środowiska naturalnego, ale z drugiej strony istotnie gorsze są niż w USA wskaźniki ekonomiczne. To sytuacja trudna do zmiany, ale mogąca przynieść wszystkim korzyści, pod warunkiem jednak jeszcze silniejszej współpracy tych dwu kluczowych dla przyszłości świata gospodarczych mocarstw, czyli USA i UE. Połączenie olbrzymiego potencjału nowych technologii w USA z europejskim naciskiem na regulacje ich wykorzystywania może bowiem doprowadzić do większej przejrzystości podejmowanych prorozwojowych inicjatyw i nie zakłócając tempa obiecujących wdrożeń, chronić obywateli przed nadużyciami.
Jeśli przyjrzymy się dominującym w najbliższych latach trendom technologicznym, to rola B+R jawi się jako absolutnie kluczowy element tworzenia w dzisiejszym świecie firm globalnie konkurencyjnych. Trendy te to z pewnością tzw. generatywna sztuczna inteligencja, cyberbezpieczeństwo, internet rzeczy, zastosowania tzw. wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości, robotyka, produkcja chipów, technologie kosmiczne, biomedycyna i bioinżynieria, militarne zastosowania nowych technologii, odpowiedź na potrzeby zielonej gospodarki czy rosnąca złożoność coraz bardziej holistycznych systemów innowacyjnych.
Niestety, nakłady na B+R są w UE relatywnie niskie i wynoszą obecnie ok. 2,4 proc. unijnego PKB, a Polska z wartością ok. 1,5 proc. jest w tej sprawie ciągle jednym z outsiderów. Wskaźniki te wystarczy porównać z nakładami w USA przekraczającymi poziom 3,5 proc., w Chinach 2,7 proc., w Korei Południowej 5,0 proc. czy w Japonii 3,4 proc., aby dostrzec poważny problem z docenianiem przez państwa Unii znaczenia badań dla innowacyjnego rozwoju. Ciekawy jest też podział unijnych źródeł finansowania sektora B+R – ok. 60 proc. całości wskazanego wyżej budżetu to środki inwestowane przez biznes, ok. 25 proc. pochodzi z budżetów państw członkowskich, 13 proc. z budżetów wyższych uczelni i zupełnie znikome sumy pochodzą z inwestycji zagranicznych oraz pozarządowych organizacji non profit. Fakt, że tak niewielkie środki na B+R inwestowane są w Unii przez firmy zagraniczne, mimo wysokiej opłacalności tych inwestycji, świadczy oczywiście o chęci wykorzystania przez te firmy przekonujących zachęt swych rządów do wydawania tych środków we własnych krajach.
.Szczególnie niepokojące jest niskie w Europie finansowanie kluczowych dla gospodarczego rozwoju wymienionych wyżej technologii wykorzystujących sztuczną inteligencję. Tegoroczne inwestycje w AI szacowane są w USA na 100 mld dolarów i szybko rosną, podczas gdy w Unii jest to – niełatwo w to uwierzyć – kilkunastokrotnie mniej. Podobnie jest z technologiami kosmicznymi – rządowe instytucje w USA mają roczny budżet na rozwój tych technologii na poziomie ok. 65 mld dolarów, w Chinach jest to 12 mld dolarów, a UE ma do dyspozycji niecałe 10 mld dolarów.
W omawianym kontekście trzeba dodać, że same nawet dobrze finansowane badania nie gwarantują konkurencyjnego rozwoju technologii. Niezależnie od zawsze niezbędnych badań podstawowych, istotą działań na rzecz zwiększania konkurencyjności gospodarki są bowiem przemyślane ustalanie priorytetów w badaniach stosowanych, zorientowanych na najbardziej obiecujące obszary możliwych w danych warunkach wdrożeń, oraz skuteczna promocja kontaktów ośrodków badawczych z firmami. Ilustracją tego problemu jest fakt, iż w Europie aż 95 proc. aktualnych patentów jest nieaktywnych, tj. niewykorzystywanych przez firmy. Ważnym powodem takiej sytuacji wydaje się wspomniany brak w Europie kultury społecznego wsparcia dla innowacyjnych działań – zbyt często dominuje u nas przekonanie, że niekwestionowane historyczne dokonania w obszarze kultury i gospodarki Europy przeniosą się automatycznie na rozwój w dzisiejszych czasach. A tak niestety nie jest. Porównanie tempa rozwoju UE i USA jednoznacznie wskazuje na wielostronne problemy, przed którymi stoimy. W roku 2000 PKB na głowę mieszkańca, liczony według parytetu siły nabywczej, wynosił w USA 36,3 tys. dolarów, a w UE 24 tys. dolarów, a 23 lata później, czyli w zeszłym roku, wskaźniki te wynosiły odpowiednio 81,6 tys. dolarów i 57 tys. dolarów. Tę znacznie zwiększoną różnicę tylko częściowo wytłumaczyć można przyjęciem do Unii krajów o relatywnie niskim PKB, głównym bowiem powodem jest poziom produktywności kluczowo zależnej od stosowania nowych technologii, czyli konkurencyjności, unijnej gospodarki.
Na szczególne podkreślenie zasługuje z pewnością ważny dzisiaj fakt, że szybki rozwój innowacyjnej gospodarki ma także olbrzymie znaczenie dla naszego szeroko rozumianego bezpieczeństwa, stanowiąc dodatkowy argument na rzecz podjęcia zdecydowanych działań na rzecz poprawy konkurencyjności naszej gospodarki.
Analiza przeprowadzona przez Bloomberg Economics pokazuje na przykład, że gdyby wskazane wyżej zwiększanie się od roku 2000 dystansu gospodarczego dzielącego USA i UE nie miało miejsca, państwa Unii mogłyby przeznaczyć na obronność o 63 mld euro więcej, przy założeniu wydatków każdego z nich na postulowanym przez NATO poziomie 2 proc. PKB. W tym kontekście warto wspomnieć o tzw. dual use, czyli szerokim dzisiaj na świecie wykorzystywaniu badań i innowacji na rzecz potrzeb zarówno cywilnych, jak i militarnych. Kluczowym wyzwaniem jest w tym zakresie skuteczne wyszukiwanie synergii różnych prowadzonych działań, a także przemyślane finansowanie nowych pomysłów służących temu celowi. Wobec dzisiejszych różnorodnych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa i obywateli prace w zakresie dual use potwierdzają znaczenie opracowywania i wdrażania nowych technologii.
.Na koniec jeszcze taka uwaga – warto chyba wesprzeć współpracę trzech ważnych państw Unii tworzących tzw. Trójkąt Weimarski, ponieważ ich wielki i nie w pełni dotychczas wykorzystany potencjał wspólnych działań na rzecz poprawy europejskiej konkurencyjności gospodarczej wydaje się nie tylko z naszej perspektywy jednym z kluczowych elementów obecnej sytuacji.