
Politycy Europy Zachodniej obawiają się rosyjskiej porażki
Ukraińcy nie przestaną walczyć, dopóki Rosja nie złoży broni. Ich przyjaciele w Polsce i innych, nie tylko bałtyckich krajach nie przestaną ich wspierać. Jeśli rosyjski imperializm nie dozna klęski na Ukrainie, to odzyskanie sił i powrót do ofensywy przez Kreml będą jedynie kwestią czasu. Celem Rosji może paść znowu Ukraina, ale może też nim zostać inny sąsiedzki kraj – pisze Edward LUCAS
.Kontrofensywa Ukrainy – czy nadejdzie za kilka dni, tygodni, czy nawet miesięcy – zbliża się nieubłaganie. Spekulowanie na temat czasu jej trwania i lokalizacji mija się z celem. Kluczem do sukcesu jest zaskoczenie rosyjskiego okupanta.
A sukces jest niezbędny, zarówno dla celów wojskowych, jak i dyplomatycznych. W początkowych dniach inwazji Rosji wielu tak zwanych ekspertów z Berlina, Brukseli, Paryża oraz innych stolic dzieliło przekonanie, że powtórzy się sytuacja z 2014 roku: rosyjskie natarcie, ukraiński odwrót i ugoda dyplomatyczna wypracowana dzięki pośrednictwu innych państw.
Ukraińcy zadali kłam tym przewidywaniom. Ich opór doprowadził do wspólnego frontu Zachodu w kwestii sankcji, dostaw broni, wsparcia finansowego i gotowości ponoszenia kosztów wojny, w tym głównie wyższych cen energii. Sprzeciw wobec polityki proukraińskiej w większości krajów wycofał się na polityczny margines. Ten wspólny front opiera się na dwóch przekonaniach: że wojnę da się wygrać i że wygrywa ją Ukraina. Te przekonania mogą się jednak zmienić. Jeśli ukraińska ofensywa zatrzyma się lub przyniesie niewielkie korzyści, wielu na „starym Zachodzie” – w krajach takich jak Francja, Niemcy, Włochy i Hiszpania – zacznie się wzdragać przed perspektywą kolejnego roku walk. Będą się zastanawiać, czy nie nadszedł czas na porozumienie typu „ziemia za pokój”, osiągnięte być może za pośrednictwem Chin.
Takie pomysły to jednak złudzenia. Ukraińcy nie przestaną walczyć, dopóki Rosja nie złoży broni. Ich przyjaciele w Polsce i innych, nie tylko bałtyckich krajach nie przestaną ich wspierać. Pomoc tych państw nie opiera się bowiem na wizji sukcesu – chęci opowiedzenia się po stronie zwycięzcy – lecz na ponurej świadomości realnych zagrożeń. Jeśli rosyjski imperializm nie dozna klęski na Ukrainie, to odzyskanie sił i powrót do ofensywy przez Kreml będą jedynie kwestią czasu. Celem Rosji może paść znowu Ukraina, ale może też nim zostać inny sąsiedzki kraj. Słabnące wsparcie dla Ukraińców od pozbawionego silnej woli „starego Zachodu” zapowiada nie pokój, lecz więcej wojny.
Wielu mieszkańców Zachodu nie rozumie, że czy im się to podoba, czy nie, czeka nas co najmniej dekada zmagań z niebezpieczną, agresywną Rosją. Ponieważ w ciągu ostatnich trzydziestu lat zmarnowaliśmy wiele okazji na powstrzymanie rewanżyzmu, teraz musimy się z nim borykać. Zaklinanie rzeczywistości tylko potęguje problem.
Największym zagrożeniem nie jest brak widocznego sukcesu. Bardziej martwią mnie problemy, z którymi będziemy musieli się zmierzyć, jeśli ukraińska ofensywa się powiedzie. Wyobraźmy sobie na przykład, że „korytarz lądowy” prowadzący do Krymu zostanie przerwany i rosyjska okupacja stanie się niemożliwa do utrzymania. Kreml zagrozi eskalacją – bronią masowego rażenia, sabotażem lub innym sensacyjnym działaniem. Pozycja Władimira Putina u władzy zacznie wydawać się chwiejna. Sprowokuje to kolejny przypływ urojeń, w myśl których zwycięstwo Ukrainy zostanie przehandlowane za wrażenie stabilności. Nie ryzykujmy dojścia skrajnego faszysty do władzy w Moskwie. Nie ryzykujmy rozpadu Rosji. Nie ryzykujmy armagedonu. Powiedzmy Ukrainie, żeby poddała się w momencie przewagi. Jeśli tego nie zrobi, może stracić niezbędne militarne i finansowe wsparcie Zachodu.
Kreml doskonale wie, jak prowadzić tę grę. Na początku lat 90. przebywałem w krajach bałtyckich i z przerażeniem obserwowałem, jak rzekomi reformatorzy w Moskwie domagają się od Zachodu ustępstw, aby odsunąć „twardogłowych” od władzy. Te strachy na wróble – skrajnie prawicowi ekstremiści i wojskowi krzykacze – stanowili w większości dzieło Kremla.
.Wówczas żądania koncentrowały się wokół przekazania zbankrutowanemu reżimowi Jelcyna pieniędzy i udzielenia mu wsparcia politycznego, a także wymuszenia na krajach bałtyckich odpowiedniej polityki językowej i wewnętrznej. Współczesne roszczenia będą dotyczyć zniesienia sankcji i powstrzymania się Zachodu od „prowokacyjnych” posunięć, takich jak tworzenie baz sił zewnętrznych w powojennej Ukrainie w celu zapewnienia realnego bezpieczeństwa. Niedorzeczne? Mam nadzieję, ale nie stawiałbym na to.
Edward Lucas