Françoise PONS: Węgrzy. Naród dumny, silny, namiętny

Węgrzy. Naród dumny, silny, namiętny

Photo of Françoise PONS

Françoise PONS

Dziennikarka, pisarka, autorka filmów i programów dokumentalnych, analityczka specjalizująca się w Europie Wschodniej i Bałkanów. Od dziesięciu lat przewodniczy wpływowemu stowarzyszeniu Club Grande Europe.

.Węgry są tajemnicą, nawet dla samych Węgrów. Tajemnicą korzeni ludu, który przywędrował, jak głosi legenda, z odległych stepów Azji, aby osiedlić się na równinach Panonii. Tajemnicą przetrwania na przestrzeni wieków, gdy tak wiele innych potężnych narodów Europy Środkowej zostało zepchniętych w niebyt. Tajemnicą języka o trudnym do określenia pochodzeniu, samotnego niczym wyspa w morzu Słowiańszczyzny, ale jakże żywego. Tajemnicą wreszcie ludu, ani germańskiego ani romańskiego, który wichry losu rzuciły między Wschodem a Zachodem. Węgrzy żyją w egzystencjalnej samotności, mentalnie skupieni na swojej tajemnicy.

Po raz pierwszy zetknęłam się z tym krajem w 1980 roku, gdy przez pewien okres mieszkałam u węgierskiej rodziny. Zostałam tam wysłana przez ojca, pragnącego wesprzeć kraj, który otwierał się na Zachód pod rządami Kádára. Z podróży tej przywiozłam mieszane uczucia. Z jednej strony urokliwe spływy Dunajem, z widokiem na długie barki osuszające setki unoszących się na wodzie pni drzewnych, wycieczki trabantem (słynne „plastikowe” auto z epoki komunizmu), a ostatniego wieczoru – wyjątkowy recital pianisty Zoltána Kotsisa, pianisty u progu międzynarodowej kariery i przyjaciela moich gospodarzy, na półwyspie Tihany nad Balatonem.

Z drugiej strony moment przekroczenia żelaznej kurtyny i wejścia w szeroki pas ziemi niczyjej między dwoma murami drutu kolczastego napełnił mnie uczuciem niepokoju, które przesłoniło mój pierwszy obraz tego kraju. Jakiż szary i smutny był Budapeszt w pełni lata! Imponujący pomnik zwycięstwa wojsk radzieckich w 1945 roku górował nad wzgórzem Budy. Wystawy sklepowe, które uchodziły za najokazalsze w całym bloku komunistycznym, nie wydawały mi się tak atrakcyjne jak moim gospodarzom. W Veszprém, pięknym „mieście królowych”, zwiedziliśmy zoo (które nadal stanowi dużą atrakcję), a potem nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Aby urozmaicić mi pobyt, mój ojciec zwrócił się do katolickich opozycjonistów walczących z reżimem komunistycznym. Niektórzy z nich poświęcali mi dużo, być może nawet za dużo, czasu, a przy tym byli mało dyskretni, co wprawiało w zakłopotanie moich gospodarzy, również katolików, którzy obawiali się, że wzbudzi to podejrzenia aparatu bezpieczeństwa. Postanowiłam skrócić mój pobyt. Niedawno dowiedziałam się, że rodzina moich gospodarzy była represjonowała z powodu swojej przynależności religijnej. Zamknięto im na przykład drogę na studia.

Później spotkałam węgierskich emigrantów osiadłych na Zachodzie, odznaczających się właściwym bohemie radosnym i beztroskim stylem życia oraz niesamowitym talentem dramatycznym, czymś, co stanowi powszechny i z początku konsternujący aspekt węgierskiego „ja”. Po upadku komunizmu w 1989 roku postanowiłam poznać kraje Europy Środkowej i Wschodniej, które miały w przyszłości przystąpić do Unii Europejskiej, a o których istnieniu nie wszyscy nawet wiedzieli, i zorganizowałam całą serię wyjazdów.

I tak oto w grudniu 1999 roku wysiadłam z Orient Expressu na stacji Budapeszt. Było mroźnie i śnieżnie, ale stolica Węgier była gorąca. Byłam pod urokiem węgierskiej spuścizny historycznej, imponującej bryły Parlamentu, Mostu Łańcuchowego, spacerów brzegiem Dunaju… Atmosfera tego miasta pozwala z naturalną łatwością przywyknąć do rytuału kąpieli termalnych, kawy, budapesztańskiej sztuki życia, wyrafinowanej i nonszalanckiej, zdradzającej wpływy Habsburgów i Turków. Kipiący życiem temperament tego narodu przypomina, że jesteśmy u bram Wschodu. Od tamtej pory zawsze robiłam długie postoje w Budapeszcie i eksplorowałam kraj.

.Po objęciu władzy przez Viktora Orbána, którego konserwatywny Fidesz zdobył w 2010 roku dwie trzecie miejsc w parlamencie, między Węgrami a Europą Zachodnią wyrosła przepaść niezrozumienia i podniosły się głosy krytyki. Nie sposób jednak zrozumieć tego wyboru, jeśli nie umiejscowi się go w długiej historii Węgier, jeśli nie weźmie się pod uwagę tych dwudziestu lat, jakie upłynęły od upadku komunizmu i transformacji systemowej w 1990 roku. Otóż wybór ten stanowi pochodną problemów, z którymi od tego czasu w mniejszym lub większym stopniu zmagają się wszystkie kraje Europy Wschodniej (miażdżące zwycięstwo PiS w Polsce w 2015 roku wpisuje się w ten paradygmat), a które na Węgrzech dają o sobie znać ze szczególną intensywnością z racji specyficznych cech, których nośnikiem jest naród węgierski.

Zmęczeni europejską krytyką, Węgrzy w większości nie starają się już podobać Zachodowi za wszelką cenę, nawet jeśli fundamentalnie pozostają europejscy. Po prostu żyją – z majaczącym w duszy żalem, jaki rodzi uczucie samotności egzystencjalnej, a jednocześnie z prostą radością z życia – w swoim pięknym kraju. Balaton, największe jezioro w Europie, ich „morze wewnętrzne”, jest ulubionym celem letnich wędrówek Węgrów. Na zachodzie urokliwe, faliste wzgórza pogrążają ich w charakterystycznej dla nich austriackiej zadumie. Na wschodzie Wielka Nizina Węgierska, znana jako Puszta lub Alföld, przyciąga, jak niegdyś, romantyczne dusze. Wreszcie sam Budapeszt to miasto tętniące życiem, do którego ciągnie młodzież z całej Europy. Dość powiedzieć, że ponad pół miliona młodych ludzi rocznie zjeżdża na budapesztańską Wyspę Małgorzaty, gdzie odbywa się Sziget Festival, który w 2014 roku został uznany za najlepszy duży festiwal w Europie i znalazł się w pierwszej piątce ulubionych festiwali europejskich artystów.

Jako naród Węgrzy mają w sobie coś z niespokojnego ducha. Niełatwo ich zrozumieć, z charakterystyczną dla nich mieszaniną dumy, graniczącej nieraz z arogancką pychą, i skrajnej wrażliwości.

.Pewnego pięknego wiosennego popołudnia w 2012 roku, na zacienionym tarasie Pesztu, zmęczona zawiłościami węgierskiej polityki, zapytałam przyjaciółkę Węgierkę, co boli jej naród. „Po pierwsze, mamy spleen we krwi” – odparła. Po drugie, tyle wycierpieliśmy w czasach komunizmu i kolejnych kryzysów, że chcemy wreszcie odzyskać dumę, osiągnąć coś własnymi siłami, choćby jedną rzecz” – tłumaczyła.

Jako naród Węgrzy mają w sobie coś z niespokojnego ducha. Niełatwo ich zrozumieć, z charakterystyczną dla nich mieszaniną dumy, graniczącej nieraz z arogancką pychą, i skrajnej wrażliwości. To wszakże naród dumny, silny i namiętny. Naród ludzi gotowych obdarzyć szczerą i trwałą przyjaźnią każdego, kto zechce ich poznać i pokochać.

Dlatego jest dla nich obrazą zakładać, że mogliby poddać się dyktaturze. W swojej historii nigdy nie pozwolili się zgnębić; zawsze byli w awangardzie walki o wolność: i w 1848, i w 1956 roku. A w 1989 roku ta sama granica, która budziła we mnie tyle niepokoju, gdy przekraczałam ją kilka lat wcześniej, stanęła otworem, po tym jak Węgrzy rozebrali zasieki żelaznej kurtyny (2 maja 1989 roku Węgrzy byli pierwszymi, którzy dokonali historycznego wyłomu w żelaznej kurtynie, przeprowadzając demontaż umocnień na granicy z Austrią – przyp. tłum.).url Zachód nic nie traci, dzieląc z nimi swój europejski los, wręcz przeciwnie. Ze swojej zaś strony, Węgrzy dobrze wiedzą, że Europa jest ich przeznaczeniem.

Françoise Pons
Fragment najnowszej książki „Hongrie. L’angoisse de la disparition”, która ukazała się we Francji nakładem Editions Nevicata [LINK].Przekład: Grażyna Śleszyńska.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 marca 2018