Gilles RICHARD: Francja to piętnaście politycznych rodzin

Francja to piętnaście politycznych rodzin

Photo of Gilles RICHARD

Gilles RICHARD

Historyk francuski, specjalizuje się w historii prawicy w XX wieku. Wykładowca w l'Institut d'études politiques w Rennes. Autor m.in. Les partis et la République, Mai 68... et après?, Histoire des droites en France: de 1815 à nos jours.

Przed naszymi oczami, choć nieraz z trudem przychodzi nam zrozumieć prawdziwy sens zdarzeń, w życiu politycznym (lub po prostu w życiu) zanika powoli podział na prawicę i lewicę w kwestiach społecznych. Pojawia się natomiast nowa linia sporu: stosunek do kwestii narodowej. Dotyczy on o dziwo dwóch wielkich rodzin prawicowych: liberałów i nacjonalistów, lewica bowiem nie potrafi się zbytnio w tym temacie odnaleźć. Nic dziwnego, skoro to nie ona wywołała ten spór – pisze, rysując historię francuskich partii politycznych, Gilles RICHARD

Wielkim i wciąż aktualnym wkładem Renégo Rémonda było wykazanie mnogości francuskich prawicowych rodzin politycznych. Dzięki niemu wiemy, że istaniały trzy prawice: „legitymistyczna”, „orleanistyczna” i „bonapartystyczna”. Ale wiemy też, z jaką krytyką spotykają się próby analizy obecnej sceny politycznej przy użyciu siatki interpretacyjnej typu genealogicznego. Zgadzam się oczywiście ze stwierdzeniem, że za podziałem na prawicę i lewicę kryje się tak naprawdę podział na wiele nurtów prawicowych i lewicowych. Nie zgadzam się natomiast z dążeniem Rénego Rémonda do systematycznego poszukiwania – i znajdywania – w czasach współczesnych elementów już istniejących w przeszłości, aby udowodnić ciągłość tych trzech „tradycji”, opisanych przez niego w 1954 roku. I choć w ostatniej książce dotyczącej francuskiej prawicy (Les droites aujourd’hui) posługuje się już terminologią współczesną („tradycjonaliści”, „liberałowie”, „gaulliści”), to jednak nie rezygnuje ze stosowanej we wcześniejszych pracach metody genealogicznej. Przyznaje jednakże po części rację swoim krytykom, uwzględniając dwa nowe nurty: chadecję i radykałów, którzy pojawili się po zakończeniu II wojny światowej. Z trudem natomiast przychodzi mu zakwalifikowanie Frontu Narodowego, mimo tego, że gdy pisał swoją ostatnią książkę, partia ta istniała od dobrych trzydziestu lat. I wciąż pomija rodzinę polityczną, której zresztą poświęca się mało opracowań, a mianowicie agraryzm.

Osobiście nie widzę zbytniej zasadności w metodzie polegającej na poszukiwaniu w przeszłości uzasadnienia dla bieżących zdarzeń. Uważam, że fakty należy uzasadniać w ich kontekście. Inaczej mówiąc, i plagiatując Marca Blocha, jestem przekonany, że ludzie są dużo bardziej dziećmi swoich czasów niż dziećmi swoich rodziców.

Od czasów Rewolucji, społeczeństwo francuskie wydało z siebie prawie piętnaście rodzin politycznych. Jest to liczba niemała, zważywszy, że Francja była przez długi czas postrzegana na świecie, z nieskrywaną zazdrością, jako polityczne laboratorium, które bądź naśladowano bądź krytykowano. W tym miejscu proponuję zadowolić się jedynie wymienieniem tych rodzin, wiedząc że będzie wiele okazji, aby każdą z nich szczegółowo omówić.

Piętnaście rodzin politycznych Francji: legitymiści, republikanie, orleaniści, bonapartyści, liberałowie, radykałowie, socjaliści, nacjonaliści, chadecy, anarchiści, komuniści, agraryści, gaulliści i najmłodsi z nich wszystkich, wyłonieni na przełomie lat 60 i 70 XX wieku, czyli ekolodzy.

Chętnie odwołuję się do terminu „rodzina”, ponieważ z niego wypływają pozostałe określenia używane w opisie historii poszczególnych sił politycznych: spadek, dziedzictwo, przodkowie, pokolenie, pamięć, sojusz, konflikt, separacja, gałąź, endogamia, adopcja, itd.

Żeby zilustrować to, o czym piszę, posilę się przykładem republikanów. Rodzina republikańska, niejednorodna, rosnąca w siłę od lat 1847-1848, zaznała decydującego pęknięcia po politycznym zwycięstwie lat 1877-1879. Potrafiła poszerzyć swoje sojusze, ale też rozpadła się na kilka frakcji – republikanów „umiarkowanych” czy też liberalnych, republikanów radykalnych i republikanów socjalistycznych. Frakcje te wraz z upływem czasu poszerzały swoją autonomię, podczas gdy trzy rodziny prawicowe opisywane przez Renégo Rémonda (legitymiści, orleaniści, bonapartyści) w ciągu kilkudziesięciu następnych lat straciły zupełnie na znaczeniu. Znamienita część orleanistów, z Adolphem Thiers’em na czele, dołączyła do republikanów liberalnych, podobnie jak i część bonapartystów; wielu legitymistów przyczyniło się do powstania rodziny chadeckiej; pozostali, wraz z resztą bonapartystów, uczestniczyli w powstawaniu rodziny nacjonalistycznej. Jak pogodzić istnienie prawie piętnastu rodzin politycznych z systemem partyjnym zbudowanym wokół dualistycznego konfliktu między prawicą a lewicą?

Choć nurty prawicowe są w centrum mojego zainteresowania, to nie sposób o nich opowiadać w oderwaniu od pozostałych rodzin politycznych, gdyż w jakiejś mierze istnieją one jedynie w ich relacji do lewicy. Relacji, która określa naturę ich sporów. Historia francuskiej prawicy jest nierozerwalnie połączona z historią lewicy, ale również z historią francuskiego społeczeństwa jako takiego. Nie jest to więc jednostronna historia nurtów prawicowych, ani historia polityczna odcięta od kontekstu społecznego.

Przyjęta perspektywa wynika bezpośrednio z mojej definicji polityki. Jest to specyficzna sfera ludzkiej aktywności, która, odpowiadając na potrzeby, aspiracje, obawy i marzenia, jednym słowem: interesy, we wszystkich znaczeniach tego słowa, wyrażane przez obywateli, przekształca je w zbiorowe projekty, które władza przez nich wybrana realizuje na skalę całego społeczeństwa, w którym to społeczeństwie ludzie, których to dotyczy, są zanurzeni.

Po 1789 roku, i to przez niemal sto lat, zasadniczym wyzwaniem ustrojowym, wokół którego koncentrowało się życie polityczne, był wybór: władza ludu bądź władza personalna. Społeczeństwo francuskie uznało, że z tą kwestią wiążą się pozostałe problemy i możliwość ich rozwiązania: ustrój własnościowy, edukacja dzieci, wolności indywidualne i zbiorowe, polityka zagraniczna itd. Obalenie króla, boskiego pomazańca na ziemi, było co prawda rezultatem chwilowej koniunktury politycznej, ale nie możemy zapominać o tle tych wydarzeń, a mianowicie o zwiększającej się już od połowy XVIII wieku dechrystianizacji w niektórych prowincjach i niektórych środowiskach społecznych, o tym, że idee oświeceniowe dotarły również na wieś – wieś zmieniającą się w wyniku pierwszej rewolucji rolniczej. To wszystko przyczyniło się do naruszenia fundamentów absolutyzmu. Później, ustawą z dnia 2 listopada 1789 roku, posłowie znacjonalizowali dobra Kościoła po to, by spłacić kolosalny dług odziedziczony po Ancien Régime. Cała konstrukcja kościelna runęła. Aby zapewnić warunki życia duchownych w nowych realiach, posłowie przegłosowali w następnym roku „Konstytucję cywilną kleru”. W jej następstwie doszło do rozbicia duchowieństwa na dwa zwaśnione obozy: tych, którzy złożyli przysięgę na konstytucję, i tych, którzy przysięgi odmówili. Na tym tle szybko doszło też do podziału w szerokich kręgach społeczeństwa (na „niebieskich” i „białych”). Dechrystianizacja powoli zyskiwała teren. Walka polityczna i walka religijna były ze sobą ściśle związane przez cały XIX wiek. Dopiero zniesienie konkordatu w 1905 roku sprawiło, że Republika narzuciła ostatecznie swoje zasady Kościołowi, który był przecież przez niemal piętnaście stuleci głównym wsparciem monarchii.

W ciągu pierwszych dziesięcioleci XX wieku, linia sporu między prawicą a lewicą została nakreślona na nowo. Od 1906 roku, roku pierwszej próby strajku generalnego we Francji, Republika liberalna była cały czas kontestowana przez zwolenników Republiki społecznej. Dla zwolenników tej ostatniej zasada równości, wpisana w dewizę republikańską, powinna przestać obowiązywać jedynie w sferze kontaktów międzyludzkich, gdzie została wtłoczona przez liberałów. Należało ją rozszerzyć na stosunki w świecie pracy. A tam, w fabrykach, na placach budów, w kopalniach i dużych gospodarstwach rolnych, istniał ponad 60-godzinny tydzień pracy. Zwycięstwo wyborcze Frontu Ludowego w 1936 roku i pierwszy udany strajk generalny wyznaczyły nową linię podziału między lewicą a prawicą. Nie umniejszając roli Wielkiego Kryzysu, dojścia nazistów do władzy w Niemczech, kryzysu z 6 lutego 1934 roku, musimy pamiętać, że tę zmianę na francuskiej scenie politycznej wiązać należy ze zjawiskami długofalowymi, takimi jak rozwój salariatu, stopniowe tworzenie się ruchu robotniczego, związków zawodowych, kas chorych, spółdzielni, partii politycznych i Międzynarodówek, ale też takimi jak przemiana kapitalizmu pod wpływem drugiej rewolucji przemysłowej, związanej z „pracą przy taśmie”, oraz konsekwencje rewolucji rosyjskiej.

Ostatnie trzydzieści lat to nowa faza politycznej historii Francji. W wyniku całej serii olbrzymich zmian (trzecia rewolucja przemysłowa, integracja-rozpuszczenie się narodu w Unii Europejskiej, koniec zimnej wojny) doszło do kolejnej głębokiej transformacji życia politycznego. Przed naszymi oczami, choć nieraz z trudem przychodzi nam zrozumieć prawdziwy sens zdarzeń, w życiu politycznym (lub po prostu w życiu) zanika powoli podział na prawicę i lewicę w kwestiach społecznych. Pojawia się natomiast nowa linia sporu: stosunek do kwestii narodowej. Dotyczy on o dziwo dwóch wielkich rodzin prawicowych: liberałów i nacjonalistów, lewica bowiem nie potrafi się zbytnio w tym temacie odnaleźć. Nic dziwnego, skoro to nie ona wywołała ten spór. Została, celowo lub nie, wywołana do tablicy przez swoich przeciwników politycznych, i w tym należy szukać głównej przyczyny jej aktualnego stanu.

Te trzy zasadnicze kwestie: kwestia ustroju – wywołana przez republikanów, kwestia społeczna – wywołana przez ruch robotniczy, kwestia narodowa – wywołana przez nacjonalistów tworzą nić historii prawicy. Historii, w której prawica była długo zdominowana przez lewicę, aby w końcu od lat 1970-1980 zacząć odgrywać wiodącą rolę.

Nie oznacza to oczywiście, że poza tymi trzema kwestiami o ogromnym wpływie na kształt historii politycznej Francji nie było już innych tematów sporu. Rzeczywistość bywa bowiem bardziej złożona. Oprócz kwestii centralnych, spór dotyczył również równości mężczyzn i kobiet (nierówności były bowiem zadawnione i głębokie), wojny, kolonizacji, a później dekolonizacji, młodzieży i szkolnictwa, demografii, stosunków między miastem a wsią, stosunku do życia i śmierci, postępującej degradacji naszej planety w wyniku industrializacji (co niektórzy nazywają antropocenem), itd. Kwestie te można określić kwestiami innej natury (choć nie są na pewno drugorzędne). Problem w tym, że kwestie o znaczeniu zasadniczym nie były nigdy w stanie zawrzeć w sobie całej złożoności rzeczywistości.

Konieczność formułowania żądań, stawiania pytań i znajdywania na nie spójnych odpowiedzi doprowadziła do wyłonienia się niektórych rodzin politycznych. Agraryzm na przykład, powstały w końcu XIX wieku wokół dawnej szlachty legitymistycznej, przerodził się w partię polityczną w latach 1920, w chwili, gdy liczba mieszkańców miast przekroczyła po raz pierwszy w dziejach państwa liczbę mieszkańców wsi. Uświadomiono sobie, że wieś, osłabioną po I Wojnie światowej, czekała powolna śmierć – niewielkie, prywatne gospodarstwa rolne, jakie wyłoniły się po Rewolucji, nie miały szansy na przetrwanie. Chrześcijańska demokracja powstała natomiast z woli pewnych kręgów katolickich zaadaptowania się do ustroju republikańskiego, którego zwycięstwo uważali za ostateczne. Gaullizm pojawił się po klęsce 1940 roku, gdy na porządku dziennym i w sposób najbardziej radykalny z możliwych, stanęła kwestia przetrwania narodu. Nurt ekologii politycznej pojawił się natomiast w reakcji na postępującą degradację środowiska naturalnego.

Mając więc, z jednej strony, mocną, ponad dwustuletnią tendencję do bipolaryzacji politycznej wokół trzech kwestii centralnych, następujących chronologicznie po sobie, a z drugiej, istnienie kilkunastu rodzin politycznych, o różnym znaczeniu, ale z których nawet te najdawniejsze mają i dziś swoich zwolenników (czasami ma to charakter bardziej marginalny, jak monarchiści czy bonapartyści, a czasem mniej, jak liberałowie czy nacjonaliści), to rozumiemy, dlaczego o prawicy i lewicy we Francji należy mówić w liczbie mnogiej!

Gilles Richard
Fragment najnowszej książki „Histoire des droites en France (1815-2017)”, Editions Perrin, POLECAMY: [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 16 sierpnia 2018
Przekład: Andrzej Stańczyk. Fot. BNF Gallica