Iwona ZASUWA: Smakoterapia

Smakoterapia

Photo of Iwona ZASUWA

Iwona ZASUWA

Muzyk i pedagog (emisja głosu, sztuka dla dzieci). Od 20 lat bierze udział w niemal wszystkich projektach muzycznych Kayah. Jej pasją jest gotowanie. Autorka strony smakoterapia.pl, programów „Ugotuj mi, Mamo”, cykli edukacyjnych i warsztatów kulinarnych dla dorosłych „Żyj i jedz zdrowo” oraz Akademii Smakoterapii dla Dzieci.

Nie ma wątpliwości – zaczyna się na talerzu. Zatoczyłam koło, przez lata wierząc, że można oszukać organizm garścią kolorowych tabletek. Oglądane w dzieciństwie filmy science fiction promowały taką właśnie formę kulinarnej i zdrowotnej przyszłości – pigułkę, w której znajduje się wszystko co potrzebne. Dziś powracam do Hipokratesa – pisze Iwona ZASUWA

. „Niechaj pożywienie będzie twoim lekarstwem”. Pożywienie, czyli naturalne produkty dostosowane do moich potrzeb, uwzględniające moją indywidualną historię zdrowia i choroby. No właśnie. Najczęstszą motywacją zmian w życiu bywają problemy zdrowotne. Alergie, nietolerancje, choroby autoimmunologiczne, cywilizacyjne. Stajemy na głowie, żeby sobie pomóc. Jeden specjalista, drugi, dziesiąty, pięć pomysłów na diagnozę, trzysta pięć koncepcji na terapię i leki. Aż w końcu…

Dieta

Z dnia na dzień nie wolno ci jeść czekolady, chipsów, lodów, ciasteczek, cukierków, ba, nawet chleba (bo gluten). Nie wchodzi w grę żaden serek i mleko (bo skaza białkowa), mięso (bo z produkcji masowej), żadna wędlina ze zwykłego spożywczaka (bo trująca). Jeśli olej, to wyłącznie nierafinowany, jajko – jeśli już – to obowiązkowo wiejskie, ale dopiero, jak się odczulisz. Warzywa – tylko od rolnika, bo te w sklepie to… Oddychasz głęboko. Tymczasem rodzina przystępuje do kontrofensywy.

– Całkiem już oszalałaś, słyszałaś o ekoświrach? – To koleżanka, sąsiad, matka, brat, siostra i (o zgrozo!) mąż. – Taka choroba jest, ortoreksja! Przecież nie ma dowodów, że to działa! – To jest moda! – grzmią zwolennicy świata zredukowanego wyłącznie do naukowych publikacji.
Ale ty zachowujesz święty spokój i uśmiech na twarzy, mimo że stoisz przed sklepową półką, na której piętrzą się produkty, z których żaden nie nadaje się do konsumpcji wedle twoich nowych wyśrubowanych standardów. Zachowujesz stoicyzm, próbując po raz kolejny ukręcić ciasto na naleśniki bez-bez-bez („Dlaczego one się rozpadają?”), próbując przełknąć kilka łyżek jaglanki („Dlaczego jest taka niesmaczna?”). Znasz to? Witaj w klubie.

A teraz coś na pocieszenie. 1. To się udaje. Choć nie od razu, a powolutku, stopniowo. Aż wydepczesz nowe ścieżki – i po zakupy, i w kuchni. 2. Zdrowiejesz w oczach. 3. Wyzwanie? Naprawdę warto je podjąć. Nie poddawaj się – kibicuje ci kilkadziesiąt tysięcy podobnych smakoświrów.

Omm… Omm… Pamiętasz Rejs? „Nie walcz z prądem . Nikt nie zauważy twojego utonięcia”. No, chyba że w dobrej zupie!

W kuchni bez nabiału

W świetle dostępnych obecnie badań spożywanie nabiału budzi wątpliwości. Produkty dostępne na sklepowych półkach, pasteryzowane, UHT, homogenizowane niewiele mają z nim wspólnego. Według niektórych mogą obciążać organizm, który na dłuższą metę nie radzi sobie z wysoko przetworzonym pokarmem. Ba, nawet prawdziwy nabiał od szczęśliwych krów czy kóz, mimo że o niebo lepszy od tego ze sklepu, naturalny i w postaci ukwaszonej, bogaty w probiotyczne bakterie, również bywa oskarżany o powodowanie wielu obciążeń, zwłaszcza u osób z alergiami i obniżoną odpornością (m .in . ze względu na śluzotwórcze właściwości, jak twierdzi tradycyjna medycyna chińska).

Nieważne jednak, czy przyczyną niespożywania nabiału jest nasza osobista decyzja (weganizm), czy powody zdrowotne (alergie, nietolerancje, choroby autoimmunologiczne, ASD) – nie musimy rezygnować z posiłków, w których niegdyś stanowił on podstawowy składnik.

Sięgnijmy po zastępniki! Oczywiście, to zaledwie erzace, bo produkty, które oferuje nam natura, są unikatowe, a ich działanie nie do podrobienia. Czym innym są jednak zastępniki w kuchni – tu możemy eksperymentować do woli, odczuwamy głód smakowych doświadczeń. Nie ma powodu skazywać się na abstynencję, skoro nabiał zwierzęcy można z powodzeniem zamienić na kefiry, jogurty, mleka czy twarożki na bazie nasion, orzechów lub ziaren.

Panuje pogląd, że nabiał (z powodu kazeiny) uzależnia, a roślinne napoje „nabiałowe” nie stanowią takiego zagrożenia. Lecz ja, całkowicie świadoma własnej miłości do wegańskich serków czy tzatzików, nie twierdziłabym tego tak kategorycznie… Gdyby nie rozsądek, spożywałabym je nałogowo.

Moi sprzymierzeńcy w kuchni

1. Codziennie zielone liście.

Przeróżne odmiany sałat w sezonie (rzymska, masłowa, dębolistna itd .), pełna wapnia rukiew wodna (lubi mój parapet), roszponka, rukola, musztardowiec, mizuna, ale też całkiem swojska botwina, szpinak, wszystkie zioła ogrodowe, w tym koper, zielona pietruszka, majeranek, tymianek, oregano, lubczyk. Dzikie rośliny jadalne, jak choćby pospolity mniszek, krwawnik, pokrzywa. Myślisz, że zimą to niemożliwe? Sięgnij po jarmuż. Jest pyszny nawet w lutym, skruszały, wyjęty spod śniegu. Ponadto możesz używać kiełków lucerny, strączków, buraka lub brokuła (domowa produkcja to fajna zabawa, w którą warto zaangażować dzieci) oraz roślin z uprawy w doniczkach (np . domowego szczypiorku z zimowej cebuli).

2. Warzywa.

W każdym posiłku Nie ma dania bez warzyw. W sezonie jem ich sporo surowych, poza sezonem – głównie na ciepło. Uwielbiam dynie, cukinie, kabaczki, swojską kapustę, niedocenianą marchewkę, seler, pietruszkę, buraki, ziemniaki, cebulę, pory i czosnek, świeże pomidory i ogórki, paprykę i bakłażany. Chętnie sięgam po wszystkie korzeniowe, bulwiaste, cebulowe. Dodatkowo warzywa wekuję i suszę.

3.  Jeżeli węglowodany złożone…

…to wyłącznie nierafinowane i nieprzetworzone podczas masowej produkcji.  Czyli kasze: jaglana, gryczana biała, gryczana palona, sorgo, quinoa, amarantus, a także ryż i ewentualnie płatki. Na ich bazie przygotowuję mąki, potrawy jednogarnkowe, dodatki do dań, kotleciki, pasty, domowe chleby, ciasta i ciasteczka.

4. Strączki.

Sięgam po nie w każdym tygodniu. W formie kiełków, skiełkowanych ciast na naleśniki, w postaci placków lub tradycyjnych dodatków do potraw.

5. Owoce.

Tylko sezonowe i w znacznie mniejszej ilości niż warzywa.

6. Pestki i orzechy.

Jako dodatki do warzyw, zwłaszcza surowych. Dostarczają tłuszczu roślinnego najlepszej jakości.

7. Jeżeli oleje, to…

…wyłącznie nierafinowane. I tylko na zimno, bezpośrednio na talerz. Olej lniany, rydzyk lnianka, dyniowy, z ostropestu, z czarnuszki, z orzechów… Są tak wyraziste i pyszne, że zwiększają atrakcyjność większości potraw. Do podgrzewania delikatnego (najczęściej w tzw. emulsji wodnej) nadaje się oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia (najlepiej taka najbardziej świeża, z zaprzyjaźnionego greckiego gospodarstwa). Dosmażenia wyłącznie tłuszcz kokosowy imasło klarowane, a dla wszystkożerców smalec.

8. Słodzidła.

Głównie suszone owoce, np. daktyle, niewielkie ilości miodu, syropu klonowego lub ksylitolu i naturalnej stewii (zielone liście).

9. Sól.

Koniecznie swojska, kłodawska niejodowana. Albo himalajska (głównie ze względu na „śliczność”).

10. Przyprawy.

Dla lepszego trawienia, a także wzmocnienia smaku i aromatu. Wspaniałe zioła prosto z ogródka lub parapetu: bazylia, majeranek, cząber, oregano, tymianek, mięta, estragon francuski, lubczyk . Oraz niezastąpione egzotyczne: kurkuma, świeży imbir, cynamon cejloński, kminek i kumin, kozieradka, kolendra, pieprze. Jako „ekstras” – wędzona papryka.

11. Zaufane źródła pochodzenia produktów.

W tym własny ogródek. I ogólnie dostępne produkty certyfikowane.

12. Naczynia.

Szklane, ceramiczne, dobrej jakości emaliowane (bez uszkodzeń).

W kuchni zdecydowanie unikam: 1. produktów wysoko przetworzonych oraz tzw. gotowców – ze względu na proces produkcji oraz skład (konserwanty, barwniki, wypełniacze, polepszacze, syrop glukozowo-fruktozowy, glutaminian sodu itd.), 2. żywności rafinowanej (od mąk, przez oleje, do cukru), 3. mrożonek, 4. żywności w puszkach, 5. naczyń teflonowych i metalowych (z dodatkiem aluminium lub niklu), 6. folii aluminiowej, 7. taniego plastiku.

Na początku była kasza

O niezwykłych właściwościach prozdrowotnych kaszy jaglanej słyszymy coraz częściej. A ja ze zdumieniem odkrywam, że mam w tym skromny udział. Wygląda na to, że dzięki Internetowi i Warsztatom Smakoterapii zaraziłam miłością do jaglanki całkiem pokaźną społeczność poszukującą wiedzy o świadomym odżywianiu.

Kiedy przyznano mi nieskromny tytuł „Królowej Kaszy Jaglanej”, zataiłam haniebną w tych okolicznościach prawdę. Jeszcze całkiem niedawno bowiem… …przychodzi Matka Smakoterapia do lekarza. – Czy jada pani kaszę jaglaną? – Yyy… Przepraszam, a co to takiego?

No właśnie. W owym czasie próżno by szukać treści na temat jaglanki w książkach kucharskich. W Internecie? Przepis na słodką breję z cynamonem, jabłkami, rodzynkami i niewiele więcej.

Ratunku! Wszystko, czego tygrysy nie znoszą najbardziej! Dobra polska kasza, jeszcze na początku ubiegłego stulecia stosunkowo popularna wśród rodaków, została na długie lata zapomniana. I dopiero niedawno powróciła nieśmiało na nasze stoły.

Od czegoś trzeba zacząć… Być może jesteś jedną z tych osób, którym kasza jaglana kojarzy się ze śniadaniem u babci – papką na mleku z grubym kożuchem – i nienawidzisz tego mdłego wspomnienia. Albo, jak ja, jeszcze nie udało ci się jej poznać z bliska. Być może masz już za sobą podchody do oswajania tych neutralnych, delikatnych i nie każdemu smakujących ziarenek. Być może odnajdziesz inspirację, przyglądając się mojej jaglanej historii. Nie ma lepszego treningu niż serwowanie kaszy codziennie małemu dziecku z alergią i wymagającym podniebieniem. Treningu, jaki przeszła moja rodzina, w którego wyniku narodziła się Smakoterapia.

Ta szczególna kasza okazała się niezwykle wdzięcznym produktem, który znakomicie asymiluje aromaty ziół, doskonale łączy się z wieloma składnikami, nierzadko zaskakującymi. Dzięki niej pijamy jaglane „mleko” i koktajle, jadamy budynie i czekoladę, placki, naleśniki i burgery. Niezwykłym odkryciem był prawdziwy, zakwaszony odpowiednimi bakteriami jogurt jaglany!

Iwona Zasuwa
Fragment książki „Smakoterapia. Kuchnia roślinna bez glutenu, nabiału i cukru”, wyd. Edipresse Książki. 

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 października 2017