Joanna GOCŁOWSKA-BOLEK: Oscar Romero. O Kościele zaangażowanym społecznie

Oscar Romero. O Kościele zaangażowanym społecznie

Photo of Prof. Joanna GOCŁOWSKA-BOLEK

Prof. Joanna GOCŁOWSKA-BOLEK

Latynoamerykanistka, ekonomistka. Ekspertka do spraw Ameryki Łacińskiej w Ośrodku Analiz Politologicznych (OAP) Uniwersytetu Warszawskiego. Promotorka współpracy akademickiej uczelni polskich i latynoamerykańskich. Uwielbia wędrówki po zatłoczonym São Paulo i po kolumbijskich lasach deszczowych. Miłośniczka prozy Gabriela Garcíi Márqueza i poezji Maria Benedettiego.

Ryc. Fabien CLAIREFOND

zobacz inne teksty Autorki

Kanonizacja „świętego Romero Ameryki Środkowej” ma głębokie znaczenie dla tego kraju i regionu, nie tylko w wymiarze religijnym, ale też politycznym i społecznym – pisze Joanna GOCŁOWSKA-BOLEK

W październiku 2018 r. papież Franciszek kanonizował arcybiskupa Salwadoru Oscara Arnulfa Romero, uznając go za męczennika in odium fidei. Oscar Romero, podziwiany z jednej strony za pokorę i wiarę, z drugiej za niezwykłą siłę i determinację w walce o prawa człowieka, został decyzją papieża Franciszka unieśmiertelniony w historii Kościoła, jako jedyny Salwadorczyk trafiając na listę świętych katolickich. Na uroczystość do Watykanu przybyły dziesiątki tysięcy katolików, w tym blisko pięć tysięcy osób z Salwadoru.

Kanonizacja arcybiskupa Romero ma szczególny wymiar dla społeczności katolickiej Salwadoru i całej Ameryki Środkowej: stał się symbolem ich tożsamości, zwraca uwagę świata na wciąż nierozwiązane problemy regionu i daje nadzieję ubogim, o których prawa walczył i za których zginął. Jego homilie są ważnymi tekstami nawiązującymi do równości społecznej i roli Kościoła w społeczeństwie, czytanymi i dyskutowanymi w szkołach i na uniwersytetach nie tylko w Ameryce Środkowej. Chociaż Oscar Romero odznaczał się wielką wiarą i oddaniem, to przez część społeczności katolickiej jego kanonizacja uznawana jest za kontrowersyjną nie tylko z uwagi na domniemane sympatyzowanie z teologią wyzwolenia, ale też za nadmierne – zdaniem części – zaangażowanie społeczne.

Dla wielu katolików – i nie tylko – Oscar Romero, zatroskany o los ubogich, stał się symbolem współczesnego męczennika za wiarę.

Dwie dekady wcześniej, w 1998 roku, jego posąg stanął wśród dziesięciu męczenników XX wieku uwiecznionych nad wielkimi drzwiami opactwa westminsterskiego w Londynie, obok figur Martina Luthera Kinga i św. Maksymiliana Kolbego. Wielu Salwadorczyków wierzy, że sprawa arcybiskupa Romero – o którym pamięć zbiorowa została starannie zachowana również w okresie, gdy Kościół katolicki był w tym kraju prześladowany – stała się wspólną pamięcią społeczeństwa całego regionu i pomoże zjednoczyć się społeczeństwu Salwadoru. 

Oscar Romero musiał skonfrontować swoją wizję sprawiedliwości z jedną z najbardziej brutalnych dyktatur XX wieku. W ciągu zaledwie trzech lat działalności jako arcybiskup zmienił historię swojego kraju. Powstaje nieuniknione powiązanie między figurą arcybiskupa Romero a kwestią demokratyzacji Ameryki Środkowej. Jego kanonizacja jest wyrazem potrzeby, którą noszą w sobie przecież nie tylko katolicy w Salwadorze, aby podobnie jak Romero, bronić tych, którzy są wykluczeni, którzy nadal cierpią wyzysk, biedę, prześladowania, którzy stają się cichymi męczennikami każdego dnia.

.Wśród wszystkich głębokich emocji, jakie wywołała kanonizacja Oscara Romero, przebijała się też gorzka ironia tego wydarzenia. Mimo przeprowadzonego śledztwa w sprawie zabójstwa arcybiskupa winni do tej pory nie zostali osądzeni i ukarani. Z raportu opublikowanego w 1993 roku przez ONZ-owską Komisję Prawdy wynika, że zamach został przygotowany przez Roberta D’Aubuissona, byłego oficera wywiadu i dowódcę wojskowego z okresu wojny domowej, który w zmowie z bogatymi biznesmenami i salwadorskimi służbami bezpieczeństwa powołał antykomunistyczne szwadrony śmierci dla likwidacji opozycjonistów podejrzanych o lewicowe sympatie. Chociaż był to fakt powszechnie znany salwadorskim władzom i społeczeństwu, to skrajnie prawicowa partia założona przez D’Aubuissona sprawowała władzę po zakończeniu wojny domowej, w latach 1992–2009, a on sam startował w wyborach prezydenckich. Podczas uroczystości kanonizacji Romero następca D’Aubuissona na stanowisku szefa partii, Alfredo Cristiani, witany był z honorami i zasiadał w loży VIP-owskiej. To on jako prezydent kraju podpisał w trakcie ustaleń pokojowych z Frontem Wyzwolenia Narodowego im. Farabunda Martíego FMLN dekret o powszechnej amnestii dla członków szwadronów śmierci i o nierozliczaniu osób odpowiedzialnych za morderstwa, tortury i uprowadzenia dziesiątek tysięcy osób podczas wojny domowej. Wielu morderców, w tym odpowiedzialnych za tortury, gwałty, morderstwa i zaginięcia setek ludzi, otrzymało gwarancję bezkarności i dziś żyją w społeczeństwie obok rodzin swoich ofiar. Chociaż w 2016 roku ustawa o amnestii została zniesiona, to wciąż nie doszło do rozliczenia winnych śmierci wielu osób zamordowanych podczas wojny domowej, w tym arcybiskupa Romero. 

Aby zrozumieć symbolikę świętego Oscara Romero, warto cofnąć się o kilkadziesiąt lat i prześledzić, jak doszło do wojny domowej i jaką rolę Romero odegrał, prowadząc swoją działalność w ostatnich latach przed śmiercią.

Historia Salwadoru obfituje w krwawe wydarzenia: liczne pucze, rządy junt i niepokoje społeczne. Gdy w 1974 roku Oscar Romero zostaje powołany na biskupa Santa Maria w Salwadorze, krajem rządzi już od kilkunastu lat junta wojskowa, a społeczeństwo jest systemowo terroryzowane przez policję, wojsko i szwadrony śmierci – prawicowe bojówki brutalnie zwalczające przeciwników rządu za przyzwoleniem władz państwowych. Kolejni prezydenci Stanów Zjednoczonych – Jimmy Carter, a następnie Ronald Reagan – przeznaczają 1,5 mln dolarów dziennie na wsparcie rządów junty w obawie przed groźbą komunizmu i powtórką sytuacji z sąsiedniej Nikaragui. Oscar Romero osobiście apelował do prezydenta Cartera oraz do społeczności międzynarodowej o zaprzestanie wspierania reżimu salwadorskiego, który dopuszczał się masowego łamania praw człowieka, jednak jego prośba pozostała niewysłuchana. 

Salwador był – i wciąż pozostaje – krajem o ogromnych nierównościach społecznych. Blisko połowa ziem uprawnych należała do 14 majętnych rodzin, właścicieli ogromnych plantacji, podczas gdy większość mieszkańców pogrążona była w skrajnym ubóstwie. Pozbawieni możliwości wykarmienia swoich rodzin bezrolni chłopi emigrowali do przeludnionych miast lub do sąsiedniego Hondurasu, z którym w 1969 roku Salwador rozpoczął krótkotrwałą, ale bolesną „wojnę futbolową”, sportretowaną m.in. w reportażach Ryszarda Kapuścińskiego. 

Wszelkie próby protestu wśród ubogiej ludności spotykały się z ogromnymi represjami. Jednak coraz większa część społeczeństwa buntowała się przeciwko niesprawiedliwości i działaniom junty, a w imieniu ciemiężonych występowały liczne organizacje partyzanckie, które z czasem przekształciły się w jeden zbrojny ruch oporu pod nazwą FMLN (dziś jest to legalna partia polityczna). Kościół katolicki wahał się, jakie stanowisko w tym sporze przyjąć. Część środowiska katolickiego wspierała władzę, część starała się nie angażować po żadnej stronie, a część brała w obronę zdesperowanych ubogich, którzy nie znajdując możliwości pracy ani na wsiach, ani w miastach, często pobudzani do przemocy przez przywódców komunistycznych, wywoływali starcia i zamieszki. 

Od lat 70. represje były wymierzone również w Kościół katolicki, coraz silniej angażujący się społecznie i występujący w obronie biedoty. Katolicy skupiali się wokół przewodników, najczęściej księży, tworząc coraz liczniejsze grupy, w ramach których dyskutowano nie tylko o kwestiach ściśle duchowych, ale też o roli, jaką powinien odgrywać Kościół w społeczeństwie.

W obliczu aktów przemocy, których dopuszczały się władze Salwadoru, w Biblii i tradycji kościelnej doszukiwano się usprawiedliwienia dla walki wyzwoleńczej, mającej przynieść sprawiedliwość ubogim i uciśnionym. 

Tym aktywistom katolickim przypisywano skłonności marksistowskie i nawoływanie do walki klas, co nie było zgodne z oficjalnym stanowiskiem Kościoła katolickiego. Społecznie zaangażowana działalność przeradzająca się w lewicowy aktywizm polityczny, zwłaszcza w zakresie odwołania do sprawiedliwości społecznej i upominania się o respektowanie praw człowieka, a zatem mogąca przekształcić się w ruch oporu i wywierać presję na zmianę władzy, nie cieszyła się przychylnością ani rządu, ani bogatych właścicieli ziemskich, którym zależało na utrzymaniu status quo. Rząd skierował represje przeciwko duchownym i przeciw ubogiej ludności, by poskromić ich skłonności do buntu. W Salwadorze grasować zaczęły prawicowe gangi i szwadrony wspierane przez salwadorską oligarchię, odpowiedzialne za morderstwa i represje. Szeregi gangów często zasilali nieletni „żołnierze”, którzy również dysponowali bronią ostrą i – inspirowani bądź zmuszani przez opiekunów – dopuszczali się najgorszych okrucieństw. 

W 1977 roku z rąk służb bezpieczeństwa zginął ojciec Rutilio Grande, jeden z najbardziej znanych krytyków sytuacji społecznej i ekonomicznej oraz działalności rządu. Po jego zabójstwie Oscar Romero, mianowany już wtedy arcybiskupem Salwadoru, dotychczas zachowujący neutralność w relacjach rząd – społeczeństwo, mocniej zaangażował się w opór przeciw władzy oraz zaczął dokumentować zbrodnie reżimu. Z tą dokumentacją wybrał się do Rzymu, aby poinformować papieża, którym wówczas był Jan Paweł II, o łamaniu praw człowieka przez obóz rządzący w Salwadorze. 

Podczas pierwszej audiencji w 1979 roku to się nie udało, a papież pozostał sceptycznie nastawiony do angażowania się Kościoła w zbrojny ruch oporu, wspierany w Ameryce Łacińskiej wizerunkiem „Chrystusa z karabinem na ramieniu”. Arcybiskup Romero wyjechał z Rzymu z poczuciem rozgoryczenia i niezrozumienia dla sprawy, o którą walczył. Papież nie uznawał jego stanowiska, że w obliczu braku innej możliwości zbrojny opór może pozostać wyjściem akceptowanym przez Kościół. Swoją dezaprobatę dla księży angażujących się w walkę klas papież wyraził dobitnie podczas pielgrzymki do Meksyku w 1979 roku: „Ta koncepcja Chrystusa jako polityka, rewolucjonisty, jako wywrotowca z Nazaretu nie zgadza się z nauką Kościoła”. 

Wydaje się, że stanowisko Romero też ewoluowało i w toku swoich poszukiwań intelektualnych stanowczo odciął się od koncepcji teologii wyzwolenia, pozostając uznanym obrońcą praw człowieka w Ameryce Środkowej, nominowanym do Pokojowej Nagrody Nobla. Podczas drugiego spotkania z Ojcem Świętym, na początku 1980 roku, arcybiskup Romero zyskał jego większą przychylność i zrozumienie dla swojej koncepcji konieczności obrony narodu salwadorskiego przed represyjnym aparatem władzy, wspieranej finansowo i logistycznie przez rząd USA. 

.Dzień przed śmiercią Romero wygłosił homilię, transmitowaną przez pięć stacji radiowych, w której kierował apel do żołnierzy: „W imię Boga, w imię cierpiących ludzi, których coraz głośniejsze wołanie każdego dnia dosięga Niebios, błagam was, błagam was, rozkazuję wam w imię Boga: powstrzymajcie represje!”. Ten apel okazał się jego wyrokiem śmierci. Następnego dnia, 24 marca 1980 roku, wynajęty snajper, działając z rozkazu D’Aubuissona, zastrzelił Romero, gdy ten odprawiał mszę świętą w szpitalnej kaplicy pod wezwaniem Opatrzności Bożej. Zachowało się nagranie momentu śmierci Romero – jego ostatnie słowa i dźwięk pojedynczego wystrzału, od którego zginął.

Pogrzeb Romero odbył się na tym samym placu, tydzień po jego śmierci. Kiedy dziesiątki tysięcy żałobników stłoczyły się na placu, snajperzy i artylerzyści, czekający na dachach pobliskich domów, otworzyli ogień do tłumu. Zginęły co najmniej czterdzieści dwie osoby, a ponad dwieście zostało rannych. Wydarzenie to zapoczątkowało dwunastoletnią wojnę domową, która kosztowała życie 75 tysięcy osób, zanim został podpisany rozejm w styczniu 1992 roku.

Warto podkreślić, że mimo często formułowanych pod adresem Romero zarzutów o wspieranie teologii wyzwolenia, on sam starał się zachować neutralność i przestrzegał innych księży przed angażowaniem się w sprawy polityczne: „Nie angażujmy się po stronie żadnej partii politycznej”. Twierdził, że nie prowadzi walki politycznej, lecz jedynie broni praw pokrzywdzonych, ubogich, represjonowanych. Mimo to zarówno wówczas, jak i dzisiaj jest uważany przez wielu krytyków za przedstawiciela teologii wyzwolenia. Takie było też przez lata oficjalne stanowisko władz Salwadoru, które uznawały Oscara Romero za nawołującego do buntu w duchu komunistycznym teologa wyzwolenia, a więc – terrorystę. Sprawa jego śmierci była oficjalnie tematem tabu. 

Kanonizacja Romero dla Salwadorczyków oznacza swoiste katharsis. Znacząco wykracza poza wymiar religijny. Może pomóc zjednoczyć Salwadorczyków w jeden naród i w jedno społeczeństwo. 

Salwador jest najmniejszym państwem Ameryki Środkowej, ale za to gęsto zaludnionym, a wręcz – przeludnionym. Górzysty, przepięknie położony nad Oceanem Spokojnym, mógłby być rajem tak dla turystów, złaknionych wypoczynku na lazurowych wybrzeżach z widokiem na 61 tutejszych wulkanów, jak i dla naukowców szukających wśród salwadorskiej bioróżnorodności nowych gatunków fauny i flory lub pozostałości prekolumbijskiego królestwa Cuscatlán. Jednak chociaż nazwa państwa oznacza w języku hiszpańskim „Zbawiciel”, jest ono jednym z najbardziej brutalnych krajów na półkuli zachodniej.

Tylko w ubiegłym roku w tym 6-milionowym kraju zamordowano 4 tys. osób, co sytuuje go – obok sąsiednich Hondurasu i Nikaragui – w czołówce najbardziej niebezpiecznych miejsc świata. Przeraża liczebność i brutalność młodocianych gangów. Według niezależnych szacunków do salwadorskich gangów należy 60 tys. nieletnich przestępców, a dalsze 9 tysięcy odsiaduje wyroki w więzieniach, z których właściwie nikt nie wychodzi już na wolność. Długoletnie wyroki odsiadują nawet 12-letnie dzieci, w tym za najpoważniejsze zbrodnie. Dla biednej salwadorskiej młodzieży z ubogich dzielnic przeludnionych miast przynależność do salwadorskich maras jest najczęściej jedyną drogą w życiu. Pozbawieni możliwości nauki czy zdobycia pracy, nie widząc żadnych perspektyw dla siebie w legalnym świecie, bardzo wcześnie zasilają szeregi organizacji przestępczych, na równi ze starszymi kolegami prowadząc krwawe walki z policją i między sobą nawzajem. 

Salwador, Honduras i Gwatemala od wielu lat stanowią epicentrum wojny gangów. Tędy wiodą szlaki przemytu narkotyków z Kolumbii, Peru i Ekwadoru do Stanów Zjednoczonych, kusząc łatwym zarobkiem, adrenaliną i złudnym poczuciem panowania nad własnym życiem. Wybuchowa mieszanka korupcji, lukratywnego narkobiznesu, gangów i ubóstwa stanowi poważne obciążenie w Salwadorze i wciąż brak jest skutecznej polityki państw w zakresie zwalczania tych problemów. Mordercy często pozostają bezkarni – tylko niespełna 10% zabójców zostaje zatrzymanych, przy czym niemal nigdy do więzienia nie trafiają bossowie narkotykowi, a tylko drobni nastoletni handlarze. Elity państwowe pozostają skorumpowane i niechętnie podejmują zdecydowane działania, które mogłyby zmienić sytuację. Trzech byłych prezydentów zostało oskarżonych o korupcję. Jeden z nich zmarł w oczekiwaniu na proces w areszcie domowym; drugi ciągle pozostaje czynnym politykiem; trzeci zbiegł do Nikaragui, gdzie prowadzi wystawne i spokojne życie. Zatem fakt, że osoby odpowiedzialne za morderstwo Romero również nie zostały dotąd postawione przed sądem, choć tożsamość podejrzanych od dawna jest znana, nie oburza tutaj tak bardzo, a raczej jest traktowany jako smutna oczywistość.

Jednocześnie jest to kraj o ogromnych nierównościach, przez dziesięciolecia gnębiony przez represyjne rządy dyktatorskie i pustoszony wyniszczającą i polaryzującą społeczeństwo wojną domową, która oficjalnie zakończyła się dopiero w 1992 roku. Zdaniem wielu moich przyjaciół z Salwadoru wojna trwa do tej pory, tylko zmieniła nieco charakter: głównymi aktorami stały się gangi narkotykowe, a nie bojówki paramilitarne. Przeciętni mieszkańcy żyją po prostu w permanentnym niepokoju i biedzie. Dla nich kanonizacja Oscara Romero ma wielkie znaczenie – zwróciła uwagę świata na ten niewielki, pogrążony w chaosie i biedzie kraj, gdzie o prawa najuboższych niewielu się upomina od czasu śmierci „ich Arcybiskupa”.

.W wielu miastach Salwadoru do dziś sąsiadują ze sobą place bądź skwery nazwane imieniem Oscara Romero i jego zabójcy D’Aubuissona.

Joanna Gocłowska-Bolek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 grudnia 2018
Fot. Jose Cabezas/REUTERS, Tony Gentile/REUTERS, Shutterstock