Phoenix w ogniu. Odrodzenie Polski 1918–1921
Mit o narodzie polskim zjednoczonym w momencie odzyskania niepodległości jest sprzeczny z kluczowymi ustaleniami historiografii – pisze Jochen BÖHLER
Kiedy patrzymy dziś na odrodzenie państwa polskiego 100 lat temu, nasza uwaga skierowana jest przede wszystkim, i słusznie, na osiągnięcia i zasługi wielkich mężów stanu – Piłsudskiego, Paderewskiego, Dmowskiego – których wkład był decydujący. Po 123 latach niewoli zostało osiągnięte to, co uważano za niemożliwe – niepodległe państwo polskie, ostatecznie proklamowane w listopadzie 1918 r. Ten wielki moment w historii Polski obchodzony jest w rocznicę – 11 listopada – jako najważniejsze święto zjednoczonego narodu polskiego. W 2018 roku wydałem książkę w językach polskim i angielskim, która podważa ten mit.
Punktem wyjścia moich rozważań było stwierdzenie, że mit o narodzie polskim zjednoczonym w momencie odzyskania niepodległości jest sprzeczny z kluczowymi ustaleniami historiografii. Zgodnie z jednomyślnymi ustaleniami historyków polskich i niepolskich, masy chłopskie – około 80 procent ludzi, którzy na początku XX wieku mówili po polsku – nie były jeszcze objęte ideą narodu. Z wyjątkiem mniejszej, wykształconej klasy wiejskiej chłopi polscy w 1918 r. nadal myśleli głównie w kategoriach imperialnych, nie krajowych. Duża część z nich była sceptyczna wobec niepodległego polskiego państwa narodowego. Latem 1920 r., kiedy u bram Warszawy znajdowała się Armia Czerwona, studenci i młodzież szkolna jako ochotnicy masowo zgłaszali się na front, ale prawie nie było synów chłopskich. Po czterech latach wojny światowej i dwóch latach walk granicznych woleli oni pracować w swoich gospodarstwach, o ile przetrwają. W 1920 r. wielu rolników obwiniało nowy rząd Polski za wojnę z Rosją.
Ale nie tylko kwestia społeczna w Polsce stoi w sprzeczności z przekonaniem o zjednoczeniu narodu polskiego w 1918 roku. Pytanie o to, kto należał do narodu polskiego, a kto nie, powstało również z punktu widzenia etnicznego i kulturowego.
Dla Romana Dmowskiego ludzie, którzy mówili po ukraińsku, mogliby być zintegrowani z polskim państwem narodowym, ale już nie ludzie, którzy mówili w jidysz. Obraz ten komplikuje fakt, że wielu Ukraińców nie chciało w 1918 roku zostać obywatelami państwa polskiego, ale wielu zasymilowanych Żydów chciało. Nigdzie te linie konfliktu nie były bardziej widoczne niż na terenach przygranicznych z ludnością mieszaną, zwłaszcza na Kresach i Górnym Śląsku. Ludzie żyli tam (i nadal żyją) w poczuciu własnej tożsamości językowej i kulturowej i nie można było (ani nie można teraz) zmusić ich do założenia kaftana bezpieczeństwa narodowego. Jednocześnie inne wschodzące państwa narodowe w Europie Środkowej twierdziły, że te właśnie obszary przygraniczne należą do nich: Zachodnia Republika Ukrainy, Republika Weimarska, Czechosłowacja i Litwa. W latach 1918–1921 tereny przygraniczne zwalczanej Polski zostały zalane przez fale przemocy paramilitarnej; jej ofiarami padali głównie niewinni cywile, kobiety, dzieci i osoby starsze. Aby poznać skalę przestępczości i przemocy na początku istnienia II Rzeczypospolitej, wystarczy zajrzeć do ówczesnych gazet codziennych albo raportów policyjnych i wojskowych o stanie bezpieczeństwa wewnętrznego.
Jednym z aspektów, który wydaje mi się tutaj szczególnie ważny, była katastrofalna sytuacja w kraju. Wojna nigdy się nie skończyła, ponieważ konflikt polsko-ukraiński wybuchł we Lwowie jeszcze przed zawieszeniem broni w Wielkiej Wojnie. Kraj był gospodarczo zdewastowany, całe obszary ziemi zostały zniszczone, gospodarstwa rolne zniknęły, ludzie żyli dosłownie w jamach, a setki tysięcy głodowało. Do tego dochodziła fala uchodźców wracających do kraju z głębi Rosji. W tych okolicznościach wojsko polskie nie było w stanie zaopatrzyć własnych żołnierzy. Nic nie usprawiedliwia tego, ale też nie dziwi, że po 1918 r. polscy żołnierze często okradali polskich cywilów, a tym bardziej niemieckich, ukraińskich czy żydowskich. Wreszcie w konfliktach paramilitarnych w latach 1918–1921 mordercy i złodzieje znajdowali się we wszystkich armiach – niemieckiej, ukraińskiej, litewskiej, czeskiej i rosyjskiej.
.Prawdopodobnie najlepiej znany jest fakt, że za Piłsudskim i Dmowskim w 1918 r. stały dwa zwalczające się nawzajem obozy polityczne. Niewiele osób wie jednak, że ten podział kraju poszedł tak daleko, że jest porównywalny z obecnym podziałem politycznym Polski. W grudniu 1918 r. w Paryżu Dmowski proponował wysłanie Armii Hallera do Warszawy w celu obalenia rządu Piłsudskiego. Jak później przyznał, nie zrobił tego, by uniknąć pogrążenia kraju w otwartej wojnie domowej. Jednak walki graniczne, morderstwa i grabieże w latach 1918–1921 wywoływały u wielu mieszkańców II Rzeczypospolitej poczucie, że są w środku wojny domowej. W 1918 roku Polska nie była zjednoczona etnicznie i politycznie. Świadczą o tym również konflikty z mniejszościami II Rzeczypospolitej w okresie międzywojennym i zamach majowy Piłsudskiego w roku 1926.
Jochen Böhler