Jolanta KRYSOWATA: „Polska właśnie (24) Agencja Nieruchomości Rolnych czyli co nam zostało po PGR"

„Polska właśnie (24) Agencja Nieruchomości Rolnych czyli co nam zostało po PGR"

Photo of Jolanta KRYSOWATA-ZIELNICA

Jolanta KRYSOWATA-ZIELNICA

Jedna z najbardziej nagradzanych polskich reportażystek. Autorka audycji i filmów dokumentalnych. Laureatka Prix Europa, Nagrody Głównej SDP (dwukrotnie), Grand Press, Grand Prix KRRiTV, Europejskiej Nagrody Filmowej i in. Związana z Polskim Radiem, TVP i TV Polsat. Od grudnia 2014 roku, po wygranych wyborach, wójt gminy Wińsko na Dolnym Śląsku.

Gmina Wińsko nie była zagłębiem PGR-ów, chociaż nie była też od nich wolna. Odgórna likwidacja Państwowych Gospodarstw Rolnych (bo inaczej ich unicestwienia przez Balcerowicza nie można nazwać) odbija nam się czkawką do dziś. Powstała „Agencja”, która miała dobrami po PGR-ach dobrze zarządzić. Sprzedać, rozdać, sprywatyzować. Ale, jak każda instytucja, przyzwyczaiła się, że istnieje i jak każda instytucja świadomie lub nie, zaczęła dążyć do zachowania samej siebie.

.Stąd osławione dzierżawy wielkich połaci gruntów dla ludzi spoza terenu (specjalność z lat 90-tych). Jakieś fantastyczne kredyty hipoteczne pod zastaw niegdyś państwowych dóbr, dla firm „kogucik” szwagier „krzaka”, opuszczone obiekty gospodarcze (chlewnie, masarnie, stolarnie, stodoły i magazyny). W końcu, co najboleśniejsze, budynki mieszkalne. W nich ludzie, którzy nie byli w stanie sobie poradzić z nową rzeczywistością. Przynajmniej większość z nich.

W miejsce PGR żadne fabryki nie powstały.

.Poza tym, czego Balcerowicz nie zakładał, załogi byłych gospodarstw rolnych nie potrafiły zakładać własnych firm i brać spraw w swoje ręce. Zawsze pracowali w polu lub przy zwierzętach, pod kierownictwem. Jak w fabryce. Od godziny do godziny, z wyraźnym zakresem obowiązków, w zorganizowany przez kierowników sposób. Nie były to zajęcia skomplikowane, wymagające samodzielnych decyzji, organizowania sobie każdego dnia, tygodnia, miesiąca i roku. Co innego prywatne gospodarstwo rodzinne – jak sobie poukładasz sprawy, tak pracujesz. Zależysz tylko od pogody i od siebie.

Z biegiem lat bezrobocie i bezradność wchodzi w nawyk. Ludzie uczą się żyć, mając mało. Państwo przerzuciło odpowiedzialność za ich biedę na samorząd. Pomoc społeczna, zasiłki, dodatki mieszkaniowe.

IMG_20150831_192342Walące się obiekty gospodarcze bezpańskie lub w dzierżawie albo sprzedane w końcu na magazyny np. słomy, rozpadają się. Remonty przewyższają wartość. Ba, nawet ich rozbiórka ją przewyższa. Mieszkalne, sprzedawane lokatorom ze zniżką. Cóż z tego, jeśli trzy wykupiło, a cztery nie. Dach się sypie, kominy się rozszczelnią, klatki schodowe zioną ciemnościami, bo za wspólną żarówkę nie ma kto płacić. Zrzucić się na wspólny remont wspólnych części? Z czego?

IMG_20151212_124715Szczęście miały jedynie budynki nowe, z lat 70-80. Tak zwane bloki. Tu warto było wykupić, łatwo zadbać. Dziś blokowe osiedla (mamy takie w gminie trzy) wyglądają jak fragmenty miasta we wsi.

.W końcu pojawił się przepis, że gmina może przejmować od Agencji mieszkania wraz z lokatorami i pieniędzmi na ich remont. Dobry przepis. Chociaż wielu obywateli spoza agencyjnych osad, burzy się. Jak to, za darmo mają mieć ładniejsze mieszkania niż my, ciężko pracujący? Staram się to tłumaczyć. Jeśli ci ludzie, najemcy mieszkań agencyjnych, przestaną płacić, Agencja ich eksmituje. Kto ma obowiązek zapewnić im dach nad głową? Gmina. Jeśli sufit zawali im się na głowę, kto ma zapewnić im lokal socjalny? Gmina. Lepiej więc wziąć ich z dobrodziejstwem inwentarza, już teraz. Wyremontować za pieniądze zewnętrzne, podnieść wartość gminnego mienia, wziąć odpowiedzialność za swoich mieszkańców. Przy okazji dać robotę swoim firmom, zakładowi budżetowemu. W każdym takim agencyjnym domu znajdzie się pustostan. Na niego już ekstra środków z Agencji nie będzie. Ale i tak warto wziąć. Przydzielić komuś z listy oczekujących. Niech sobie sam wyremontuje, a koszty odliczy się z czynszu.

IMG_20150405_150048Ta metoda działa i przewietrza kolejkę do mieszkań. Gorzej z otoczeniem czyli tym, co widać z okien takich wyremontowanych budynków. Chlewnie w ruinie, groźnie pochylone stodoły, zachwaszczone podwórka, hektary pól w ugorze. Jakby sobie ludzie nie pacykowali swoich mieszkań, gdy tylko wyjdą za próg, są na zgliszczach. Nawet posprzątać ich nie mogą, bo są nie ich. Agencyjne lub w dzierżawie. Koniec. Własność gminy lub osoby prywatnej kończy się tuż za progiem.

Pozostają pałace i dworki zabytkowe. Sprzedane przez Agencje różnym ludziom. Albo cwaniakom, choć obiecującym renowację, hotele, restauracje, centra konferencyjne, miejsca pracy. Na naszym terenie nikt z nabywców nie dotrzymał słowa. Zabytki idą w gruz. O właścicielu świadczy tylko tabliczka „Teren prywatny. Obcym wstęp wzbroniony”. Czasem trafiają w ręce komornika, który szuka im nabywcy. Czasem zamieniają się w działkę z kupą gruzu.

.Koniec roku. W oddziałach wojewódzkich Agencji nerwowe oczekiwanie. Zmiana szefów, po wyborach parlamentarnych, jest właściwie oczywista. Nie wiadomo więc nic. PSL wypadło z gry, a funkcje związane ze wsią i rolnictwem, tradycyjnie przypadały tej partii. Jak będzie teraz?

Szczerze mówiąc, wszystko mi jedno. Ważne, żeby szefem został ktoś, kto będzie miał ambicje zlikwidować własną firmę. Sprzedać ziemie rolnikom. Wypuścić firmy wyburzeniowe, żeby posprzątały gruzowiska, zawaliska, niebezpieczne stodoły i obrzydliwe, opuszczone chlewnie. Mieszkania oddał gminom, dołożył na remonty. Na końcu zgasił światło i w nagrodę został np. wiceministrem.

Tymczasem cieszymy się z tego, co udało się załatwić z Agencja przez ten rok. Dobry rok, który właśnie się kończy.

Jolanta Krysowata

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 grudnia 2015
Fot.Kamilla Żółkiewicz