Kacper PŁAŻYŃSKI: Miasto wolności, miasto możliwości

Miasto wolności, miasto możliwości

Photo of Kacper PŁAŻYŃSKI

Kacper PŁAŻYŃSKI

Poseł na Sejm RP. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Zaangażowany w rozwój społeczeństwa obywatelskiego w Gdańsku aktywnie wspierający organizacje pozarządowe i oddolne ruchy miejskie.

zobacz inne teksty Autora

„Miasto Wolności” i „Morze Możliwości” – rozwijam te hasła w moją wizję Gdańska, miasta, w którym się urodziłem, w którym mieszkam i o którego prezydenturę będę się niebawem ubiegał. Nie mylą się Państwo, przytaczam slogany wykorzystywane w oficjalnej komunikacji przez obecnego prezydenta i jego ekipę. Bez żadnej złośliwości: czas, by słowa zeszły z plakatu i poszły między ludzi – pisze Kacper PŁAŻYŃSKI

1.

Powiedzieć, że dzisiejszy dyskurs publiczny, a w węższym ujęciu: polityczny, charakteryzuje się coraz wyraźniejszym oddalaniem się słów od ich znaczeń, to oczywiście banał. Postmodernistyczny eksperyment zbiera obfite żniwo, a przekonanie, iż to jakaś wyjątkowa, polska przypadłość, jest fałszywe. Niewątpliwie jednak od jesieni 2015 roku możemy zaobserwować znaczące nasilenie się zjawiska.

Wykoślawiane są pojęcia odnoszące się do wartości konstytutywnych dla wspólnoty, a wśród wykoślawianych najdotkliwiej jest „wolność”. Dzieje się tak, bo normalny w demokracji spór polityczny przedstawia się jako „walkę o wolność” czy tej wolności „obronę”, a pozbawienie pewnych środowisk określających ich dotychczasową pozycję przywilejów nazywa się ni mniej, ni więcej, tylko „odbieraniem wolności”. Za pomocą takiej, nazwijmy to, zamierzonej niefrasobliwości językowej próbuje się także szkicować temat najbliższych wyborów samorządowych.

W Gdańsku szkic ten kreślony jest wyjątkowo grubą kreską. Utrata władzy przez obecnego prezydenta i jego zaplecze polityczne (mowa o Platformie Obywatelskiej) ma być bowiem końcem wolności, końcem demokracji, końcem świata, jaki znamy, a każdy, kto przyłoży do tego rękę – ma być wrogiem wolności. Rozumiem oczywiście „mechanikę” polityczną, stojącą za wyborem koncepcji mającej na celu szczelne opatulenie próby jakiejkolwiek dyskusji o potrzebie zmiany w Gdańsku kokonem irracjonalnej histerii, ale nie oznacza to, iż na podobny szantaż emocjonalny się godzę. A więc nie godzę się, by odmawiać gdańszczanom wolności racjonalnego wyboru tego, w jaki sposób ma funkcjonować nasza wspólnota czy w jakim kierunku powinno rozwijać się nasze miasto. To po pierwsze.

2.

.Po drugie, wolność polityczna oglądana przez pryzmat bliskiej mi myśli republikańskiej oznacza możliwość rzeczywistego wzięcia przez obywateli odpowiedzialności za losy wspólnoty. W Gdańsku nie brakuje środowisk, które łączy potrzeba działania i roztropnej troski o dobro wspólne – choć dzielą je przekonania polityczne czy kwestie światopoglądowe.

Miasto Wolności powinno stworzyć warunki, by ów aktywizm mógł wydać dobre owoce. Wiąże się z tym szereg konkretnych postulatów i propozycji, które formułuję lub popieram: mogę tu wymienić chociażby poszerzenie kompetencji dobrze rozwijających się w Gdańsku rad dzielnic czy przeformułowanie zasad tworzenia budżetu obywatelskiego, w dzisiejszym kształcie polegającego głównie na finansowaniu podstawowych działań należących do ustawowych zadań gminy.

3.

.Zasada odpowiedzialności (będącej emanacją wolności) powinna także wyznaczać ramy funkcjonowania samorządu jako instytucji. Mam tu przede wszystkim na myśli odpowiedzialne adresowanie potrzeb społecznych i związane z tym formułowanie poszczególnych polityk miejskich, ale też osobistą odpowiedzialność osób, którym powierzono stery samorządu.

Miastem Wolności nie jest więc w tym ujęciu miasto, które ma pieniądze na monumentalny stadion, a nie ma pieniędzy na budowę żłobków czy przedszkoli. Miastem Wolności nie jest również miasto, którego prezydent nie potrafi zgodzić się z perspektywą poniesienia konsekwencji za złamanie prawa – nawet jeśli w jego mniemaniu czyn ten został popełniony nieumyślnie.

4.

.„Nie ma wolności bez solidarności” – te słowa padły z ust św. Jana Pawła II w Gdańsku podczas mszy świętej na Zaspie, w której uczestniczyło wielu członków dzisiejszej gdańskiej elity politycznej. Tym bardziej więc nie rozumiem, dlaczego w Mieście Wolności jest dziś tak mało solidarności, i tym mocniej podkreślam, że obecna polityka społeczna miasta powinna zostać wyraźnie skorygowana, zwłaszcza że relatywnie bogate miasto, jakim jest Gdańsk, dysponuje ku temu odpowiednimi środkami. Politykę społeczną trzeba traktować kompleksowo: od wsparcia dla rodzin w postaci wspomnianego już tutaj zwiększenia liczby miejsc w żłobkach i przedszkolach, przez odpowiednią politykę mieszkaniową (remonty pustostanów będących w zasobach miasta, intensywne budownictwo komunalne, udział w programie Mieszkanie Plus) i efektywniejsze polityki pomocy społecznej czy polityki zdrowotne miasta (przypomnę, że jedną trzecią jego mieszkańców stanowią seniorzy), po proste zmiany w sferze gospodarki komunalnej, a więc chociażby zastąpienie niesprawiedliwego i uderzającego w samotnych gdańszczan systemu naliczania opłat za wywóz śmieci od metrażu mieszkania systemem, w którym opłaty te naliczane są od ilości zużytej wody. Tak, to też jest solidarność.

5.

.Po piąte: wolność i Solidarność, tym razem pisana wielką literą, jako najbardziej oczywisty fundament gdańskiej tożsamości. Tożsamość wynika z zakorzenienia, jest wzmacniana przez przekazywany z pokolenia na pokolenie kod kulturowy, ale w przypadku miasta jest także kształtowana przez instytucjonalne działania samorządu. Od wielu lat, ale od kilku szczególnie wyraźnie, można dostrzec pewne wzmożenie wysiłku obecnych władz Gdańska w tym obszarze. Wzmożenie to polega na wprowadzaniu do publicznego obiegu swoiście spreparowanego konstruktu, którym jest „gdańskość” miasta. Kontury owej „gdańskości” są nieostre: raz łączona jest z „europejskością” jako szczególnym przywiązaniem do idei Unii Europejskiej, innym razem z regionalizmem rozumianym jako ruch na rzecz obrony interesów politycznych regionu, czasem zaś z rzekomo konstytutywnym dla rzeczywistości miasta wycinkowym ujęciem historycznym, z genius loci ukształtowanym kulturą Gdańska niemieckiego. Uważam, że jest to działanie szkodliwe, także w wymiarze zupełnie praktycznym – mieszkańcy nie mogą bowiem czerpać siły do działania z czegoś, co nie jest naprawdę ich, z produkowanego na potrzeby bieżącej rywalizacji politycznej ersatzu (w dużej mierze chodzi bowiem o podkreślenie dystansu do nielubianego przez prezydenta i Platformę „rządu w Warszawie”).

Miasto Wolności powinno budować tożsamość wokół żywej tradycji „kolebki Solidarności” (całej, bez pomijania Anny Walentynowicz czy Państwa Gwiazdów), wokół opowieści przyniesionych tutaj po wojennej katastrofie przez Polaków z Kresów, wokół pamięci o heroicznej Polonii gdańskiej z okresu Wolnego Miasta; w głębszej zaś perspektywie historycznej: wokół dziedzictwa Gdańska jako królewskiego portu I Rzeczypospolitej, najpotężniejszego miasta Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

6.

.„Morze Możliwości”: nie dość, że chwytliwe, to co do zasady prawdziwe. Nie sposób przecież zaprzeczyć, że Gdańsk leży nad morzem i że w związku z tym od zawsze obdarzony był gigantycznym potencjałem, a więc zbiorem możliwości. Sęk w tym, żeby starać się te możliwości wykorzystać. By tak się stało, należy w moim przekonaniu dokonać ponownego zwrotu ku morzu. Okazję mamy niepowtarzalną, bo po raz pierwszy od niemal 30 lat jest to jeden z priorytetów rozwojowych państwa.

Postulat budowy centralnego portu morskiego, koncepcja korytarza transportowego Bałtyk – Adriatyk, plany związane z rozruszaniem transportu rzecznego czy odbudową przemysłu stoczniowego dotyczą bezpośrednio mojego miasta i są dla niego wielką szansą. To truizm, ale aby ją wykorzystać, konieczna jest współpraca samorządu z rządem, zastąpienie obecnej logiki konfliktu, w której okowach tkwi gdański i pomorski establishment polityczny, zasadą współdziałania i komplementarności samorządu wobec władzy centralnej. Niezależnie od tego, kto będzie kierował samorządem i kto będzie sprawował władzę w państwie. Dlatego w moim planie dla Gdańska znajdzie się z pewnością szereg propozycji możliwych do zrealizowania wyłącznie wspólnie z rządem, nigdy zaś – przeciwko rządowi.

Miasto musi współtworzyć politykę morską, bo tylko wtedy uda się uczynić Gdańsk wiodącym w Europie centrum transportu morskiego i śródlądowego. Z drugiej strony nawet najbardziej kompetentni i zaangażowani urzędnicy miejscy nie będą w stanie samodzielnie doprowadzić do budowy rzecznego portu multimodalnego, który można umiejscowić na terenach przylegających do portu morskiego, przy gdańskiej rafinerii lub w rozwidleniu Martwej Wisły i Wisły Śmiałej. Tylko we współpracy z rządowymi agendami będziemy też w stanie dobrze korzystać jako miasto z repolonizacji Stoczni Gdańskiej, budując warunki do dalszego rozwoju tego zakładu, ale również mniejszych, prywatnych zakładów stoczniowych, które dają pracę gdańszczanom i stymulują rozwój całej gospodarki miasta.

7.

.Politechnika Gdańska to jedna z czołowych uczelni technicznych w Polsce. W Gdańsku siedzibę ma również Instytut Maszyn Przepływowych PAN, którego zespół opracował m.in. technologię pozwalającą zredukować niemal całkowicie emisję szkodliwych pyłów z domowych „kopciuchów”. Mamy genialnych programistów, współpracujących z globalnymi korporacjami czy liderami branży gamingowej.

Czy Gdańsk może dzisiaj zaoferować innowatorom i najlepszym specjalistom coś, co zatrzyma ich w mieście? Tak. Polska gospodarka się rozwija, rynek pracy w Gdańsku jest chłonny, mamy tu siedziby dużych spółek energetycznych i sporo ciekawych, oddolnych inicjatyw skierowanych na innowacje. Czy Gdańsk powinien zaoferować więcej? W moim przekonaniu – zdecydowanie tak, zwłaszcza w formie instytucjonalnego wsparcia innowacyjnego biznesu w kluczowych dla miasta branżach (IT, logistyka, nowy przemysł morski, turystyka). Wyobrażam sobie na przykład sytuację, w której Gdańsk, jako pierwsza gmina w Polsce, uruchomi wzorem wielkich miast Europy i USA własny fundusz venture capital umożliwiający stworzenie i uruchomienie odpowiednich narzędzi finansowych, np. poręczeń, pożyczek czy w końcu inwestycji w dobrze rokujące przedsięwzięcia.

8.

.Wiele mówi się o „układzie gdańskim”, o „małej Sycylii”, o głębokich patologiach zatruwających życie naszego miasta. Dostęp do morza możliwości oferowanych przez Gdańsk nie jest równy. Nie jest, choć przecież powinien być. Jeśli ktoś chce otworzyć piekarnię, powinien móc to zrobić bez względu na to, czy zna kogoś w magistracie, czy też nie zna tam nikogo. Jeśli ktoś chce prowadzić salon sprzedaży samochodów, powinien móc konkurować na uczciwych zasadach także z tymi właścicielami salonów, którym zdarzyło się być kolegami ważnego urzędnika.

Gdy samorząd ustala plan zagospodarowania przestrzennego dla danego obszaru, powinien wysłuchać nie tylko deweloperów, ale przede wszystkim żyjących tam mieszkańców.

9.

.Czy jesień 2018 roku będzie dla Gdańska czasem zmiany? Tego nie wiem. Chciałbym, aby tak było, wiem, że wielu gdańszczan podziela to pragnienie. Bez względu jednak na wynik wyborczy warto o Gdańsku rozmawiać. Z namysłem, spokojnie i w cywilizowanych ramach.

Kacper Płażyński

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 sierpnia 2018