Kraków potrzebuje „chcenia”. Potrzebuje nowej energii. Tylko z nią można zmieniać to miasto na lepsze – pisze Łukasz GIBAŁA
Po pierwsze, dość smogu
Jak działa oczyszczacz powietrza w pana gabinecie? Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa: „Znakomicie. Wiem to od moich gości, którzy mówią, że na korytarzu nie czuć już zapachu palonych cygar”. W tym gabinecie oczyszczacz powietrza służy do usuwania nieprzyjemnej woni spalanego tytoniu dobrej jakości. Poza nim — jest jednym ze sposobów, w jaki rodzice krakowskich dzieci próbują ratować ich zdrowie przed smogiem. Ale gospodarz gabinetu, Jacek Majchrowski, już w 2014 roku uznał problem smogu za „praktycznie rozwiązany”. Lekceważący problem smogu ton prezydenta ma odbicie w setkach decyzji, podejmowanych przez jego podwładnych — krakowskich urzędników. Nie są skuteczni w walce ze smogiem, bo szef nie kazał. Z powodu smogu w Krakowie umiera co roku 600 osób. To krakowski problem numer jeden.
Po drugie, dość betonowych dżungli
„Pierwsze polskie eksperymentalne osiedle bez zieleni” — tak z gorzką ironią nazywają Ruczaj jego mieszkańcy. To olbrzymie blokowisko, które powstało za rządów Jacka Majchrowskiego i z jego błogosławieństwem. To on i jego urzędnicy odpowiadają za brak planów zagospodarowania przestrzennego, oni wydali pozwolenia na budowę. Wydają je nadal. Kolejna krakowska betonowa dżungla nazywa się Avia. W Krakowie powstają osiedla bez zieleni, ławek, dróg dojazdowych, placów zabaw, parkingów. Betonuje się wszystko. Nawet skwery i ostatnie skrawki trawników.
Po trzecie, dość kolesiostwa
Jan Tajster, były dyrektor miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji, dorobił się 14 zarzutów prokuratorskich — m.in. o korupcję, niegospodarność, przekroczenie uprawnień i mobbing. Nie przeszkodziło to Jackowi Majchrowskiemu w powołaniu go na dyrektora Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu, czyli następcy ZDiK-u. Urzędująca wiceprezydent miasta, Katarzyna Król, poprzednią pracę w urzędzie dostała za łapówkę — ekskluzywny zegarek (wręczony Janowi Tajsterowi). Żeby Marcin Kandefer, były rzecznik prasowy Jacka Majchrowskiego i mąż jego obecnej rzeczniczki, mógł zostać członkiem zarządu Krakowskiego Holdingu Komunalnego, zmieniono regulamin spółki, bo kandydat miał niewłaściwe wykształcenie. Kiedy o tych ostatnich dwóch sprawach zacząłem mówić głośno, Kandefer i Król pozwali mnie. Z obojgiem w tym roku wygrałem w sądzie. Oboje dalej pełnią swoje funkcje. Takich przykładów w Krakowie jest mnóstwo.
Po czwarte, dość arogancji
10 milionów — tyle władze Krakowa wydały na przygotowania do zimowych igrzysk olimpijskich w Krakowie w roku 2022. Dopiero potem Jacek Majchrowski, pod naciskiem opinii publicznej, zdecydował się na zorganizowanie referendum w tej sprawie. Odbyło się w roku 2014. Krakowianie powiedzieli stanowcze „nie” olimpiadzie. Ale 10 milionów złotych przepadło. W tym samym roku mieszkańcy Krakowa po raz pierwszy głosowali w budżecie obywatelskim. Jeden ze zwycięskich projektów zakładał postawienie w centrum miasta, pod kinem Kijów, multimedialnej tablicy informującej o aktualnym stanie powietrza. Tablicy nie ma do dzisiaj, mimo że minęły już ponad trzy lata. Tak prezydent i jego podwładni liczą się ze zdaniem mieszkańców. Ono ich zupełnie nie interesuje.
Po piąte, dość straconych szans
Kiedy pojawiła się wiadomość, że Google chce otworzyć w Polsce Google Campus, Kraków wydawał się władzom tej firmy idealną lokalizacją, tym bardziej że w naszym mieście działał już jej oddział. Jacek Majchrowski przespał tę szansę. Nie przespały jej władze Warszawy. Tam właśnie jest dzisiaj Google Campus. Biura przy krakowskim Rynku też już nie ma. W zamian jesteśmy jednym z największych europejskich centrów outsourcingu prostych usług. Absolwenci krakowskich uczelni wklepują w komputer faktury i odbierają telefony w call center, prowadząc rozmowy według któregoś z ustalonych szablonów. A Google nie jest jedynym przykładem straconej szansy.
Po szóste, dość szastania pieniędzmi
1,5 miliona złotych na „catering i usługi restauracyjne” tylko w samym urzędzie miasta i tylko w jednym roku — 2016. 18 milionów złotych (polski rekord) na nagrody dla urzędników, przyznane w roku 2015 prawie wszystkim pracownikom krakowskiego magistratu (dostało je 2557 z 2655 zatrudnionych w urzędzie), średnio prawie 7 tysięcy złotych na urzędnika. 6,5 miliona rocznie na utrzymanie Miejskiej Infrastruktury, spółki powołanej do budowy parkingów Park&Ride, która przez trzy lata nie wybudowała ani jednego takiego parkingu. Władze Krakowa wydają nasze pieniądze, bo swoich — parafrazując Margaret Thatcher — nie mają. Bardzo często to pieniądze wyrzucane w błoto. W milionach.
Po siódme, dość „niedasię”
Smog? Nie da się, Kraków jest położony w niecce. Korki? Nie da się, przecież przybywa samochodów. Las zagrożony wycinką? Nie da się, to prywatny teren, nie ma pieniędzy na wykup. Krakowskie „niedasię” jest już przysłowiowe. Prawa autorskie należą do Jacka Majchrowskiego, prezydenta urzędującego od 15 lat — najdłużej w historii miasta. W prezydenckim gabinecie przy placu Wszystkich Świętych panuje znużenie i zmęczenie. Żeby zmieniać Kraków, trzeba chcieć. Wiedzieć, czego chcą mieszkańcy i jak to zrobić. To trudne, jeśli miasto ogląda się tylko zza przyciemnionych szyb limuzyny. Jeśli konsultacje społeczne oznaczają przykry obowiązek. Jeśli jest się otoczonym wciąż tymi samymi, podobnymi do siebie panami, którzy w odpowiedzi na każde „niedasię” ze zrozumieniem kiwają głowami, zapalając kolejne cygaro.
.Każdy z krakowskich problemów — nie tylko tych wymienionych, ale i innych: dużych, jak choćby paraliżujące miasto korki czy brak zieleni, i mniejszych, jak na przykład dziurawe ulice i chodniki czy za mało ławek — to problem do rozwiązania. Jacek Majchrowski miał na to 15 lat — i wystarczy. Kraków potrzebuje „chcenia”. Potrzebuje nowej energii. Tylko z nią można zmieniać to miasto na lepsze. Da się!
Łukasz Gibała