Karol KURNICKI: Kraków - więcej presji mieszkańców

Kraków - więcej presji mieszkańców

Photo of Karol KURNICKI

Karol KURNICKI

Socjolog. Członek założyciel Stowarzyszenia Zakład Usług Miejskich, członek stowarzyszenia Miasto Wspólne. Po stażach naukowych na uniwersytetach w Plymouth i Cambridge, realizuje staż podoktorski w Instytucie Socjologii UJ, podczas którego bada społeczności osiedli mieszkaniowych. Główne zainteresowania naukowe to urban studies, socjologia miasta i socjologia krytyczna.

Polityka miejska powinna być dyskusją nad wizją, w jakim mieście chcielibyśmy żyć, a także jak wyobrażamy sobie wspólnotę, do której należymy i chcemy należeć. To długi proces, często irytujący zarówno dla urzędników, jak i ludzi, ale to da się zrobić. Bez tego problemy nie tylko będą powracać, ale też nie będzie realnej szansy na ich rozwiązanie – pisze Karol KURNICKI

.Jednym z ważnych atutów Krakowa jest jego historia, przyciągająca przyjezdnych i turystów. To ich obecność przekłada się na to, iż miasto jest żywe i miejscami ma europejską atmosferę. Z tego możemy być jako mieszkanki i mieszkańcy zadowoleni. Pozytywną rzeczą jest również napływ do miasta imigrantów, w tym ludzi z Ukrainy, którzy właśnie tu chcą studiować i urządzać sobie życie.

Minusem Krakowa, widocznym na co dzień, jest duże i zwiększające się zagęszczenie przestrzenne. Mam na myśli głównie dzielnice centralne, ale również na peryferiach zdarza się, że brakuje przestrzeni publicznych, działki są ogrodzone, a ulice wąskie. Mamy mało miejsca między budynkami, mało miejsca dla ludzi.

W Krakowie nie chroni się terenów, które zapewniają trochę oddechu. Są miasta, wydawałoby się, podobne do Krakowa, które oddech oferują. Na przykład w Berlinie czy Amsterdamie, miastach kompaktowych, jakim usiłuje według władz miasta stać się także Kraków, ma się mniejsze poczucie bycia zbyt blisko innych, są tam zarówno fragmenty bardziej zagęszczonej miejskości, jak i przestrzenie zielone dające wytchnienie. Jest w tym widoczna i zaplanowana równowaga, choć oczywiście miasta te mają swoje inne mankamenty.

Uważam też, że problemem Krakowa jest koncentracja na starej części, na centrum i Kazimierzu. Inne dzielnice są zaniedbane pod względami urbanistycznymi, społecznymi i inwestycyjnymi. To jest duży problem, ponieważ przekłada się choćby na trudności w organizacji transportu, silną presję inwestycyjną w centrum czy brak poczucia więzi z najbliższym otoczeniem na osiedlach.

Kraków rozumiany jako instytucja jest dosyć słaby. Nie jest, bo czasem nie chce być, równym podmiotem w relacji do deweloperów, zagranicznych inwestorów i innych aktorów miejskich.

Na funkcjonowanie miasta składa się działanie wielu różnych podmiotów, od firm prywatnych, poprzez instytucje państwowe i wojsko, po spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Administracja miasta jest tylko jednym z nich, ale to od niej wymagać należy funkcji koordynującej, która mogłaby być spełniana lepiej nawet w obecnej sytuacji prawnej. Teraz widoczny jest brak koordynacji i konsekwencji w działaniu, nawet w obrębie samych miejskich spółek i urzędów, nie mówiąc o szerszej skali.

Kraków jest często mocny i sprawny w kwestiach, w których nie powinien być albo nie do końca jest zgodny z wolą mieszkańców, jak już się nieraz okazywało. Choćby plany miejscowe, które są uchwalane po tym, jak wydano już pozwolenia na budowę. Obserwuję teraz, bo mieszkam w pobliżu, chaotyczną zabudowę ulicy Wrocławskiej. To mogłaby być naprawdę przyzwoicie zabudowana i modelowa część miasta, niestety przez brak planu będzie ona krytycznie zagęszczona, niefunkcjonalna i w dłuższej perspektywie przysporzy wszystkim kłopotów, choćby w związku z transportem. Podobnie jest z Młynówką Królewską, której fragmenty nie wyglądają, jak promowany teraz park linearny, ale jak chodnik pośród ogrodzonych bloków. W głównej mierze odpowiedzialne za ten stan rzeczy są władze miejskie i urzędnicy, protesty mieszkańców mają zazwyczaj miejsce zbyt późno, aby powstrzymać złą zabudowę.

Aby zacząć myśleć o rozwiązywaniu krakowskich problemów, potrzebne jest minimalne choćby współdziałanie mieszkańców i urzędników. Trudno byłoby wszakże oczekiwać, że mieszkańcy osobiście będą odpowiedzialni za sprawy miasta. Podobnie ze wszystkim nie poradzą sobie choćby najlepiej działające grupy aktywistów. Spójrzmy na sprawę organizacji igrzysk w Krakowie. Zatrzymanie tej akcji wymagało ogromnego wysiłku od kilkudziesięciu czy kilkuset osób, które poświęciły na te działania swój prywatny czas. To była sytuacja wyjątkowa. W ten sposób w mieście nie da się dyskutować o strategiach rozwoju czy podejmować decyzji. Trudno też byłoby oprzeć funkcjonowanie miasta na konfliktowej działalności aktywistycznej, mimo że jest ona niezbędna, bez względu na to, kto akurat rządzi miastem.

Niemniej mieszkańcy muszą przejąć część odpowiedzialności za miasto. To kwestia połączenia rozwoju miasta z ich osobistymi planami i potrzebami. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nasze życie w Krakowie oceniamy pozytywnie: czy mieszkamy w dobrym otoczeniu, mamy dostęp do dobrej edukacji i służby zdrowia, nie spędzamy w drodze do pracy zbyt dużo czasu. Kwestie polityki miejskiej to nie jest jakaś oddzielna sfera życia, tylko coś, co w bezpośredni sposób wpływa na to, kim jesteśmy, jakie jest nasze zadowolenie z życia, czy jesteśmy zdrowi, czy mamy szansę realizować się jako osoby. Polityka miejska powinna być dyskusją nad wizją, w jakim mieście chcielibyśmy żyć, a także jak wyobrażamy sobie wspólnotę, do której należymy i chcemy należeć. To długi proces, często irytujący zarówno dla urzędników, jak i ludzi, ale to da się zrobić. Bez tego problemy nie tylko będą powracać, ale też nie będzie realnej szansy na ich rozwiązanie.

Nie dziwię się zdenerwowaniu ludzi, którzy dowiadują się po fakcie o konsultacjach, które odbyły się w jakiejś miejskiej sprawie, a decyzja została podjęta na ich podstawie. Niestety jakość informacji i konsultacji dla obywateli jest niska. Przeprowadzane są one po to, aby spełnić warunki formalne raczej, niż faktycznie wziąć pod uwagę głos ludzi. Z jednej strony urząd ma czyste ręce, bo przeprowadził konsultacje, ale jednocześnie nie są one miarodajne albo uzyskane w ten sposób informacje nie przekładają się na proces decyzyjny.

Nie ma w Krakowie woli, by naprawdę zmierzyć się z głosem mieszkańców i wziąć go pod uwagę, zwłaszcza w sytuacjach, gdy byłyby one wbrew planom władz miasta. Presja mieszkańców ma sens, i to dobrze, kiedy się pojawia. Musi być przy tym chęć obu stron, by wypracować pewne procedury, przyzwyczajenia, które należy wzmacniać, żeby współdecydowanie ludzi o losach miasta faktycznie działało.

I choć osobiście nie zgadzam się z rozstrzygnięciem referendum w sprawie metra czy monitoringu, to akceptuję to, że w tamtej sytuacji taki był głos mieszkańców i urząd miasta musi go w jakiś sposób wziąć pod uwagę.

.Wszystkie miasta, nie tylko polskie, wytwarzają z czasem strukturę władzy i powiązań, wykraczającą poza urząd i władze miejskie. Dlatego nie wierzę, że na wzmacnianiu głosu mieszkańców zależy wszystkim urzędnikom i wszystkim radnym. Nie oczekuję, że przy tego rodzaju układach główni aktorzy, na przykład inwestorzy czy deweloperzy, nagle otworzą się na mieszkańców. To mieszkańcy muszą dbać o swoje interesy i wymuszać na władzach i radnych miejskich nie tylko podejmowanie sensownych decyzji, ale też tworzenie trwałych rozwiązań, zwiększających wagę ich głosu. Od tego zależy przyszłość i jakość życia wszystkich mieszkających w miastach.

Karol Kurnicki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 3 sierpnia 2017