Maciej TWARÓG: Kalekie miasto Kraków

Kalekie miasto Kraków

Photo of Maciej TWARÓG

Maciej TWARÓG

Nowohucianin, w latach 2002-2006 radny miasta Krakowa z Nowej Huty. Zainicjował proces wpisania Nowej Huty na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO (2005). Twórca pierwszej nowohuckiej inicjatywy tożsamościowej I LOVE NH (2005). Autor książek: „Alfabet nowohuckiego przedmieścia” (2012) oraz „Album nowohuckiego przedmieścia” (2015). Obecnie pracuje na książką zat. „Lokalna tożsamość mówi, »dzień dobry«”. Jest współzałożycielem i szefem Inicjatywy Magistrat Nowohucki, które dąży do odłączenia Nowej Huty od Krakowa.

Dzisiejszy Kraków widzę jako miasto ambitne w stylu ekipy, która w nim długo dominuje i rządzi. Ambicje rządzących, ich filozofia i podejmowane przez nich działania pokazują, że interes obywateli miasta jest traktowany jako sprawa wtórna, mało ważna lub w ogóle nieistotna – pisze Maciej TWARÓG

.Dzisiejszy Kraków budują deweloperzy — okropnie nachalni, bezczelni i bezwzględni, betonujący „jak leci” zielone obszary miasta i jak pokazują ujawniane co chwilę koneksje, potrafiący dotrzeć do rządzących i zapłacić im za zielone światło przyzwalające na takie działania. Dzisiejszy Kraków to miasto niejasnych powiązań i korupcji, gdzie kariery robią ludzie byle jacy, dla których zmienia się prawo i statuty miejskich spółek, by mieli gdzie pracować.

Kraków to miasto zepsute nie tylko mentalnie, ale i systemowo. System jego funkcjonowania utrwalony przez obecną władzę ma oblicze republiki bananowej. Na nic festiwale, promocje w świecie, jeśli ludzie tworzący rzeczywistość miasta łamią prawo dla pieniędzy, wpływów i władzy.

Nie uważam się za mieszkańca Krakowa, dlatego nerwy trzymam na wodzy. Mogę wyrażać radość z powodu nowohuckiego pochodzenia. Urodziłem się, wychowałem i mieszkam w Nowej Hucie. Mogę punktować Kraków za to, jak traktuje nas, nowohucian. A problem ten, na linii Kraków — Nowa Huta, trwa, jak wszyscy dobrze wiemy, prawie 70 lat.

Największym błędem było przyłączenie powstającego miasta Nowa Huta do Krakowa przy okazji zmian administracyjnych granic Krakowa w 1951 r. — wówczas Nowa Huta została jedną z jego dzielnic. Do dzisiaj oba organizmy miejskie się z tym nie pogodziły. Coś jest nie tak. Coś nie stykało, nie styka i stykać nie będzie. Bo nic na siłę. To proste i oczywiste.

W Nowej Hucie skorupa obleśnego, zdegenerowanego komunizmu odpadła dopiero pod koniec 1989 r., kiedy nowohuckiej młodzieży udało się zdemontować w alei Róż pomnik Lenina. Jako dorastający chłopak uważnie śledziłem większość krakowskich reakcji na Nową Hutę. To w zasadzie od tamtego momentu opuszczona jest krakowska kurtyna milczenia i nicnierobienia wokół Nowej Huty. Byliśmy winni zniszczeń krakowskich zabytków (!), zanieczyszczenia powietrza — zapadł wyrok; rzeczywistego uzasadnienia z tego procesu kapturowego nigdy nie przeczytałem, ale i tak dobrze je zrozumiałem.

Przez długie lata, co najmniej dwie dekady, zabijano w Nowej Hucie lokalny handel, krakowska bylejakość wchodziła do lokalnych działań kulturalnych, a tkanka społeczna wskutek braku pomysłów na nowoczesne hutnictwo była dewastowana przez bezrobocie. To wtedy wdarła się na nasze osiedla i podwórka patologia, która mocno się zakorzeniła. Czułe słówka i mizerne ochłapy finansowe rzucane od święta na przeróżne działania to za mało.

Bez potężnego koła zamachowego Nowa Huta będzie ciągle czekać na rozwój i dreptać w chocholim tańcu. Dzisiaj te wieloletnie zaniedbania wychodzą na jaw, są widoczne jeszcze mocniej. Dostrzegam też niechęć lub nieumiejętność podejścia do działań oddolnych u mieszkańców. Bo jeśli lokalna świadomość jest słaba, to trudno wymagać od ludzi energicznego, skutecznego działania. Życie w Nowej Hucie nie jest łatwe, ale wiara w jutro w oderwaniu od urzędowego krakowskiego strupa dodaje sił i nadziei, że zorganizujemy własną gminę miejską, która w perspektywie określonego czasu wyciągnie wszystko wedle naszych pragnień i potrzeb.

Nie robię nic, aby przypodobać się krakusom — czy jak oni się tam pieszczotliwie nazywają. Poza tym kto dzisiaj jest tym prawdziwym krakusem? Spotkałem się z ogromnym szacunkiem i zrozumieniem, często goszcząc u krakowskiej rodziny Malików. Jak reagują na mnie nowi mieszkańcy Ruczaju czy licznie wybudowanych deweloperskich „parków” mieszkaniowych — nie wiem i mało mnie to interesuje.

Moje myślenie i działania koncentrują się na życiu Nowej Huty i jej mieszkańców, moich sąsiadów, przyjaciół, znajomych; ludzi, których mijam każdego dnia. To moje codzienne zajęcie.

Pozornie w Krakowie można coś zmienić od ręki. Dobrym tego przykładem jest chwalony przez wszystkich Piotr Kempf i Zarząd Zieleni Miejskiej, którym kieruje. Pozorność tych działań widzę w tym, że Piotr Kempf nie zmieni nastawienia urzędniczego na „zielony kierunek rozwoju miasta” ot tak. Dla władz Krakowa Zarząd Zieleni Miejskiej jest obecnie zielonym wentylem bezpieczeństwa, jednostką, o której ten deweloperski układ miasta może powiedzieć niezadowolonym mieszkańcom: „Popatrzcie na ZZM, na jego działania, nie jesteśmy bezczynni”. Prawdę powiedziawszy, ZZM to kropla w morzu potrzeb.

.Określenie „nie da się” nie jest moje. Przejąłem je, bo jest niezwykle trafne. Odbija mentalne kalectwo Krakowa. Nie godzę się na to i nie identyfikuję się ani z działaniami krakowskiej maszynki urzędniczej „do załatwiania spraw możnych tego świata od ręki”, ani z samym Krakowem. Co więcej, brzydzę się tą postawą i klasyfikuję ją najniżej, jak tylko potrafię.

Maciej Twaróg

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 sierpnia 2017