

Jak być aktywistą w Krakowie?
W Krakowie w ogóle jest tak, że kiedy nie zrobi się protestu, nie zbierze się masa ludzi, nie zrobi się afery, akcji z dziennikarzami, to coś przepada, nie udaje się. Musimy wydzierać miastu ważne dla nas miejsca.Wiele decyzji trzeba wymuszać, jeśli czegoś nie dopatrzymy, przepada – pisze Cecylia MALIK
.Zawsze trudno mi było nie reagować, kiedy działo się coś, według mnie, okropnego. To taka atawistyczna potrzeba, której tłem jest często oburzenie na istniejący stan rzeczy czy działania urzędników. Tak było w przypadku Zakrzówka, rzeki Białki, którą ratowaliśmy przed regulacją, hotelu Cracovia czy drzew przy Placu Inwalidów.
Zawsze, kiedy postanawiam organizować protest, marzę o pięknej sytuacji, w głowie mam piękny performans. U mnie jest tak, że aktywizm i bycie artystką to 50/50. Chciałam, by wszystkie akcje były nie tylko działaniem, walką, ale także wydarzeniem artystycznym. Żadna z tych dziedzin nie jest mniej ważna. Z doświadczenia wiem, że im lepszy projekt czy akcję artystyczną udało się nam zrobić, im bardziej bezinteresownie, tym lepszy aktywizm wychodził.
W Krakowie łatwo jest być społeczną aktywistką. Miasto nie jest duże, wszyscy dobrze się znamy. Aktywiści współpracują ze sobą, tworzymy własne środowisko.
Po jakimś czasie wszyscy wiemy, kto ma megafon, jakie kto ma transparenty, co kto robi. Jest współpraca. Oczywiście, kiedy wchodzi w grę polityka, wspólne działania mają nieco inny charakter, znajdą się zawsze tacy, którzy chcą robić coś tylko pod swoim szyldem.
Ja mam jednak dobre doświadczenia. Być może dlatego, że nigdy nie podjęłam próby sformalizowania swoich działań. Współpracuję z wieloma organizacjami i powołuję nieformalne, krótkotrwałe kolektywy, które działają w konkretnym celu. Taki celem był Zakrzówek – piękne wyrobisko po kamieniołomie z ciekawym terenem rekreacyjnym, jedyne takie miejsce w tym rejonie Krakowa. Plany zakładały zabudowę tego terenu blokami. Nie tworzyliśmy specjalnej organizacji. Naszym celem było wesprzeć medialnie i wizerunkowo działaczy Zielonego Zakrzówka, którzy całe lata walczyli w obronie tego miejsca, ale dopiero wspólne działania, ruch społeczny, który zgromadził ludzi wokół tej idei, stworzył skuteczną grupę nacisku, choć nie miało to sformalizowanego charakteru.
Środowisko aktywistów w Krakowie działa na zasadzie barteru. Obowiązuje handel wymienny, taki obrót naszymi działaniami, pomysłami. Mam wokół siebie kilka osób, do których mogę zadzwonić o każdej porze i nigdy nie odmówią. Mój numer telefonu także jest w społecznym obiegu, staram się pomóc, jeśli tylko mogę.
Krakowscy aktywiści w wielu sprawach działają razem. Kiedy Krakowski Alarm Smogowy organizuje protest, skrzykujemy się, przychodzimy, żeby pomagać. Czy to ludzie od Polany Poziomkowej, rowerów, powietrza, zieleni czy kobiet – walczymy wszyscy razem. Zdeklarowałam się jako obrończyni terenów zielonych w Krakowie, ale to nie znaczy, że nie wspieram innych. Razem z Krakowskim Alarmem Smogowym robiliśmy happening – tworzyliśmy żywe SOS na płycie Rynku Głównego, do akcji włączyło się ponad tysiąc osób. Dostajemy też wsparcie od innych. Kiedy jako „Matki Polki na wyrębie” jechałyśmy do Papieża Franciszka, by przekazać mu raport o sytuacji z zielenią w Polsce, poprosiłam Krakowski Alarm Smogowy o rzetelne informacje i zgromadzili je dla nas. Podobnie Greenpeace, choć w wielu akcjach nie łączą swoich sił z innymi, tym razem przygotowali nam raport na temat Puszczy Białowieskiej.
Nie mam problemu z włączaniem się w akcje polityczne, jeśli głęboko wierzę w ich sens. Uważam, że im więcej „pazura” mają nasze akcje, im więcej wprowadzają fermentu, tym lepsze efekty można osiągnąć. Przy wielu krakowskich akcjach budowałam kolektywy, by zorganizować wielki happening, który zostanie zauważony, zainicjuje dyskusję. Taki happening pięknie jednoczył ludzi. Dzięki akcjom takim, jak Zakrzówek czy Warkocz Białki poznałam wielu fajnych, aktywnych ludzi. Później wielu z nich organizowało inne własne akcje. Oni pomagali mnie, ja pomagałam im.
Często ktoś prosi mnie: Cecylia, robimy akcję, zróbcie coś fajnego. Ja wtedy chętnie pomagam. Tak było przy organizacji manifestacji podczas obrad UNESCO w Krakowie w sprawie wycinki w Puszczy Białowieskiej. Zrobiliśmy transparenty, przebrania, przynieśliśmy mandale. Powstał scenariusz i performance. Czasem się dołączam i pomagam, ale często też inicjuje protest i działania artystyczne z nim związane. Powstają wtedy akcje, które znajdują rezonans w mediach, zwracają uwagę na problem.
Najlepszym sposobem naświetlenia problemów jest zorganizowanie akcji czy pikniku z jakimś nieszablonowym pomysłem. Wtedy przychodzą dziennikarze i jest szansa wywierania nacisku na urzędników. Kiedy jednak chce się skutecznie coś zablokować, trzeba znać przepisy i prawo. W swoim środowisku mamy takich ludzi.
Być może dlatego tak wiele nam się w Krakowie udało. Ale też nie jest tak, że udaje nam się wszystko. Nie udają się rzeczy o które nie walczyliśmy.
.W Krakowie w ogóle jest tak, że kiedy nie zrobi się protestu, nie zbierze się masa ludzi, nie zrobi się afery, akcji z dziennikarzami, to coś przepada, nie udaje się. Musimy wydzierać miastu ważne dla nas miejsca. Spektakularny przykład? Baseny obok stadionu Cracovii. Wiedzieliśmy, że niszczeją, walą się, trzeba o nie zawalczyć. Nie miałam czasu, by zająć się tym. Teraz już wiadomo, że będą tam bloki, kupił to jakiś deweloper. Trzy kroki od krakowskich Błoń. A mogły być wspaniałe tereny rekreacyjne. Wiele decyzji trzeba wymuszać, jeśli czegoś nie dopatrzymy, przepada.
Cecylia Malik