Jakoś już jest, czas na jakość. O dziennikarstwie wysokojakościowym
Nie ma przyszłości. Przeszłości zresztą też. Liczy się tylko teraz, już, natychmiast. To co w tej chwili, nic wcześniej ani potem. Żyjemy w pokręconych czasach – pisze Michał KOBOSKO
.Technologia dała nowe możliwości, ale to człowiek nadaje im wymiar realny. W błyskotliwej, wydanej w 2013 r. książce Present Shock amerykański teoretyk mediów Douglas Rushkoff, kreśli obraz człowieka nowych czasów. Przekonuje, że podczas gdy pod koniec XX w. ludzi pasjonowało przewidywanie przyszłości, futurologia – dziś nie ma po tym śladu, rządzi prezentyzm.
Żyjemy aktualną chwilą, próbujemy ją wyciskać jak cytrynę. Tracimy umiejętność koncentracji, bo wydaje się nam, że robienie tyko jednej rzeczy jednocześnie nie wystarczy. Ważnych momentów już nie przeżywamy, bo przede wszystkim myślimy o tym, by dzielić się nimi z innymi.
Produkujemy terabajty treści, które natychmiast zamieszczamy na Facebookach, Twitterach i Instagramach.
Robimy miliony zdjęć, które mają uwiecznić moment, którego nawet nie poczuliśmy. Dobry symbol przemian to serwis Snapchat. Szybko robione fotki czy filmiki są konsumowane przez odbiorcę i znikają z jego telefonu na zawsze. Input, trawienie, wydalenie. I idziemy dalej, niczym informacyjne szarańcze.
Fakt, że każdy z nas nieustannie wytwarza content, stwarza silną konkurencję dla wszystkich mediów. Gazet już dawno się nie czyta, portale horyzontalne odstraszają miksem głupoty z populizmem. Blogi bezpowrotnie straciły pierwotny urok, serwisy społecznościowe stają się śmietnikami. Nawet Twitter, ukochane dziecko polskich elit, nieubłaganie idzie w komercję. Z medium, gdzie publikowano szybkie komentarze, syntetyczne oceny, stał się zresztą miejscem linkowania wszystkich do wszystkiego.
Czy żyjąc w kosmicznym chaosie informacji, potrafimy odnaleźć właściwą orientację? Czy XX-wiecznie uznawane autorytety ostatecznie poległy, ustępując miejsca XXI-wiecznym celebrytom – mizdrzącym się do nas z każdej szuflady, zalewającym nas opiniami na każdy temat. Jak to było u Kleyffa: w telewizji czterej znawcy od nawozów i od świata, orzekają co się zdarzy w Gwatemali za trzy lata…
Czy jesteśmy zatem już pogodzeni z faktem, że media stojące jakościowym przekazem, sprawdzonym rzemiosłem dziennikarskim w pisaniu i redagowaniu, wiedzą realną zamiast uzurpowanej, nie mają już czego szukać?
Uważam, że jest wręcz odwrotnie. W miarę, jak przejada się nam Nowa Rzeczywistość Informacyjna – a przejada się szybciej niż nastała – zaczynamy desperacko szukać solidnej bazy. Szerszego kontekstu, realnej oceny sytuacji, opinii eksperta, który dogłębniej, a zarazem bez zawodowego żargonu naświetli nam element coraz bardziej skomplikowanego świata.
Ulubionym tematem rozmów wielu moich znajomych jest dzielenie się doświadczeniem: słuchaj, z jakich serwisów korzystasz? Gdzie warto zaglądać, żeby czegoś się dowiedzieć? Ludzie są zagubieni i coraz bardziej bezradni w walce z bagnem dezinformacyjnym. Bezradnie zipują, tracąc czas i życie. Tym chętniej witają projekty, które powoli i bez ogromnej wrzawy wchodzą także na polski rynek. Twórcy TVN mogli mieć satysfakcję, jak cieple powitano TVN Biznes i Świat, stację stojącą na przeciwległym końcu wzorca telewizyjnego metra wyznaczonego przez mocno tabloidową TVN24. Powstają kolejne projekty online, jak tocowazne.pl Tomka Wróblewskiego czy WszystkoCoNajwazniejsze.pl wydawane przez Instytut Nowych Mediów.
Nowe Wysokogatunkowe Media (NWM) nie są i nie będą produktem masowym. Nie muszą. Wręcz odwrotnie, trafiają do wybranego grona ludzi, którzy dokładnie wiedzą, czego im trzeba.
Można to określić pozytywnym snobizmem, albo po prostu rosnącą intelektualną aspiracyjnością części społeczeństwa, które ma już za sobą ćwierć wieku poznawania się z wolnością i kapitalizmem. Jeśli jestem przedsiębiorcą, już zbudowałem zdrowy biznes, zakumulowałem pierwszy kapitał, zadbałem o edukację dzieci, mam dom, dwa razy w roku wakacje we właściwych miejscach. A jednak coś mnie męczy, nie daje spokoju. Pora odrobić braki z lat mega ciężkiej pracy. Pora wiedzieć – ale też mieć wpływ na to by wiedzieli inni. Nie lubię określenia CSR, bo się ten termin niestety wykoślawił, za często kąpano go w jednej wannie z PR-em. Ale zgadzam się, że na biznesie ciążą dodatkowe zobowiązania wobec społeczeństwa – poza zapewnieniem godziwej pracy i płacy.
NWM-ów nie zbudują nam dotychczasowe firmy medialne. Ich model biznesowy, który można krótko określić hasłem „ratuj się kto może”, już nie uwzględni działalności niszowej. Nie i już. Tym więcej należy oczekiwać od firm nie-medialnych. I tych prywatnych, i państwowych. Wszak przez ostatnie 25 lat to głównie targane politycznymi przeciągami spółki skarbu państwa wspierały przedsięwzięcia o charakterze niekomercyjnym. Długa jest lista festiwali, koncertów, wystaw – których by nigdy nie było bez wsparcia biznesu.
Dziś, gdy na szali jest podupadła jakość debaty publicznej, biznes musi przejąć rolę propagatora dobrych wzorców. Z tym przekazem kolęduję od prezesa do prezesa i widzę, że przekaz zaczyna być słyszalny. Szefowie firm sami są konsumentami treści, i ciągle się dziwują, dlaczego w Polsce „nie ma co czytać, ani nie ma czego oglądać”. Odpowiadam im: możecie to zmienić, weźcie sprawy w swoje ręce. Chcecie lepszej, nowej klasy politycznej, chcecie prawdziwie zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego, wyższej jakości w edukacji – czas na Was.
Kiedy główkowaliśmy nad polską wersją portalu Project Syndicate, z góry założyliśmy, że to przedsięwzięcie może mieć szansę tylko jeśli znajdziemy finansowanie niekomercyjne, nie nastawione na zwrot i zysk. Stąd pomysł, by powołać fundację, a potem, by znaleźć dla niej darczyńców w gronie liderów biznesu. Nie chcieliśmy jednego sponsora. Wręcz odwrotnie, zależało nam na dywersyfikacji – by partnerzy pochodzili z różnych branż i środowisk. Powiedzieliśmy im dwie rzeczy: po pierwsze, w naszym portalu nie będzie wojny polsko-polskiej, która po prawie 10 latach trwania zbrzydziła już prawie wszystkich poza zaślepionymi. Po drugie: nie będzie u nas treści promocyjnych, zachwalania firm, produktów w formie tekstów sponsorowanych, czy (nietrawionej przeze mnie) tzw. reklamy natywnej. Taki przekaz dobrze trafił do partnerów, sprawił, że dziś mamy ich kilkunastu. Jednostkowe dotacje dla naszej Fundacji nie stanowią dla dużego biznesu zauważalnego ciężaru, nam pozwalają myśleć o rozwoju naszej oferty w perspektywie kilku lat.
Od początku działamy tak, by przybliżyć polskim odbiorcom wszystkie interesujące i znaczące treści debaty międzynarodowej. Ukraina, arabska wiosna, Unia Bankowa, Pakiet Klimatyczny, technologie i energetyka. Analiza tego co dzisiaj, prognoza kluczowych trendów i skutków. To co przekładają na papier najbardziej uznane umysły świata, w parę godzin przekładamy i publikujemy w portalu dostępnym dla wszystkich. Teksty Stiglitza, Roubiniego, Rogoffa, Skidelsky’ego, Joschki Fischera czy Naomi Wolf okraszamy stale rosnącą listą polskich autorów. Michał Boni, Marek Belka, Marcin Król, Bogdan Klich, Łukasz Turski, Paweł Świeboda, Magda Środa i wielu innych zaczęli dla nas pisać, bo widzą sens w pracy u podstaw. Mamy dla polskich autorów dodatkową marchewkę: ich teksty przekładamy na angielski i oferujemy do wykorzystania w anglojęzycznym, globalnym Project Syndicate. Bo przecież nie ma żadnego powodu, by tylko importować myśl, jej eksport z ziemi polskiej do obcej to także nasze zadanie. Takie też są NWM.
Drugie pole mojego działania to waszyngtoński think-tank Atlantic Council. I znów – to fabryka treści wysokiej jakości, dotyczących polityki międzynarodowej, bezpieczeństwa, demokratyzacji. Treści wykorzystywanych na konferencjach, w panelach dyskusyjnych, publikacjach, dyskusjach na Twitterze. Atlantic Council po latach obserwacji uznał, że może i chce rozwijać w Europie Środkowej, stąd decyzja o powołaniu warszawskiego biura. Są chętni, by wspierać taką działalność.
.Kiedy rok temu rozstawałem się z rynkiem tradycyjnych mediów, byłem podejrzewany, że robię to tylko na chwilę i niejako pod przymusem. Jeszcze dziś czasem słyszę pytania, kiedy i dokąd wracam. A ja każdego dnia upewniam się coraz mocniej, że wracać nie ma sensu. Jest sens budować coś zupełnie nowego i innego, dla tej, wcale nie malejącej grupy odbiorców, którym naprawdę nie jest wszystko jedno.
Michał Kobosko
Tekst pochodzi z 7 wyd. kwartalnika opinii „Nowe Media”. Polecamy [LINK]