
O dziennikarzach i dziennikarstwie. Albo o pytaniu
Dlaczego młodzi dziennikarze boją się dziś pytania „DLACZEGO?”. Czy dlatego, że to wstyd? Bo to przyznanie się do tego, że się nie wie? Czy może obawa, że nie wypada nie wiedzieć? Nie chcę wierzyć w prostszą odpowiedź — że po prostu nie ma w nich już ciekawości. Albo, co gorsza, nigdy nie było. Ale czy wtedy mogą mówić, że są dziennikarzami?
„Rok temu skończyłam studia, odbywałam praktyki, staże, za chwilę kończy mi się zlecenie w redakcji radiowej. Marzę o »robieniu« prawdziwego dziennikarstwa, ciągle czytam, uczę się, próbuję pisać mimo wszystko, myślę o swoim blogu… Ale jak pogodzić pasję z tzw. normalnym życiem, w którym trzeba zarobić na chlebek? Czasem wręcz ogarnia mnie panika, że może jednak powinnam poszukać »zwykłej« pracy w sklepie czy biurze. Chciałoby się zapytać, jak żyć. Ale czy ktoś jest w stanie dać odpowiedź?” — komentarz Kasi Czyż pod moim tekstem „Fabryka precli. Śmieciowe portale niszczą istotę dziennikarstwa” [LINK] zmobilizował mnie do gruntownego przemyślenia mojego podejścia do zawodu.
Zanim odpowiem Kasi, trochę osobistych dygresji.
Zaraz po maturze, w latach 80. ubiegłego wieku, brałam udział w pewnym konkursie. Razem z nowo poznanym kolegą — szybko się zaprzyjaźniliśmy — szłam jedną z ulic w centrum Warszawy i szukałam tematów. Kolega co kilka metrów zarządzał: „STOP! DLACZEGO?”. Patrzyłam bezradnie dookoła i… nic — ani tematu, ani potrzeby pytania. A tematy faktycznie „leżały na ulicy”. W zasięgu moich oczu, na wyciągnięcie ręki — poważne, śmieszne, dziwne. Kolega wymyślił w ciągu kwadransa takich tematów pewnie kilkanaście.
Zapamiętałam tę lekcję na całe życie. Mój kolega miał (i cały czas ma!) genetyczną umiejętność patrzenia na świat jak na jeden wielki temat do opisania; ja musiałam się tego nauczyć. Po latach uczyłam tego swoich studentów.
To było dokładnie 30 lat temu. I mój kolega, i ja cały czas jesteśmy związani z zawodem, choć nasze losy potoczyły się inaczej. Pamiętam swój pierwszy tekst w krakowskiej gazecie, w której odbywałam praktykę — o szczurach, które biegały po podwórku jednej z restauracji na Rynku Głównym. Zobaczyłam je na własne oczy. „STOP! DLACZEGO?” — zapytałam sama siebie. Pamiętam pierwsze nagranie w radiu — przypadkowo znowu o szczurach w przejściu podziemnym obok dworca. Można powiedzieć, że swoje pierwsze dziennikarskie kroki stawiałam dzięki szczurom. Potem takich „STOP! DLACZEGO?” były dziesiątki, setki, może tysiące.
Wiem, naszemu pokoleniu było łatwiej. Kiedy kończyliśmy studia na początku lat 90., powstający właśnie rynek bardzo szeroko otwierał się na nasz zawód. W Krakowie studia dziennikarskie skończyło nas w jednym roku kilkoro. Praca była, problemem był wybór — pisać, mówić, pokazywać się? Nikt wtedy nie zaczynał od tematów innych niż szczury w przejściu podziemnym, choć oczywiście każdemu marzyły się wywiady z gwiazdami rocka. Była pasja — mieliśmy szansę nie tylko tworzyć siebie w zawodzie, ale też uczestniczyć w kształtowaniu zupełnie nowego jego wymiaru.
.Kiedy patrzę na generację dziennikarzy z bliskich mi roczników, cały czas widzę w nas tamtą pasję. Czy ona teraz wystarczy, by „pogodzić ją z normalnym życiem”? Od razu powiem — nie było wtedy staży, nie było etatów od ręki, nie było też zarabiania kokosów, już nie dostawało się mieszkań z Radiokomitetu. Nie było też Internetu… Była tylko pasja. I „STOP! DLACZEGO?” — podstawowe, dziecięce pytanie, które było i będzie istotą dziennikarstwa, bez względu na to, w jaki sposób nasz zawód będzie się zmieniać. Dlaczego młodzi dziennikarze boją się dziś pytania „DLACZEGO?”. Czy dlatego, że to wstyd? Bo to przyznanie się do tego, że się nie wie? Czy może obawa, że nie wypada nie wiedzieć? Bo nie chcę wierzyć w prostszą odpowiedź — że po prostu nie są ciekawi.
Była w nas pasja, ale również pokora. Pokora w przyjmowaniu uwag, chociaż także pochwał. Pokora w oczekiwaniach wobec pracodawcy. Wiem, świat się w tym czasie „ucywilizował”, ale uczestnicząc w ostatnich latach w procesach rekrutacyjnych, czułam się zażenowana, kiedy młody dziennikarz przychodzący na praktykę zaczynał rozmowę od tego, ile dostanie na rękę i ile dni w tygodniu będzie pracował, bo ma swoje życie i swoje pasje. Szkoda, że dziennikarstwo nie jest jego pasją — myślałam w takich sytuacjach.
Oczywiście nie chciałabym generalizować. Poznałam wielu młodszych kolegów po fachu, których podziwiam, podglądam ich pracę, uczę się od nich. Miałam wielu wspaniałych studentów. Kibicuję im i głęboko wierzę, że znaleźli swoje miejsce w zawodzie, bo naprawdę byli tego warci. Moim zdaniem w obecnych czasach w naszym zawodzie zostaną tylko ludzie z pasją.
Bardzo trudno jest teraz dobrze wykonywać nasz zawód. Internet, łatwy dostęp do informacji rozleniwił nas. Coraz mniej widzę w materiałach prasowych czy radiowych pytania „DLACZEGO?”. Już mało któremu dziennikarzowi chce się biegać w poszukiwaniu tematów, skoro przysyłają mu je agencje PR, organizatorzy imprez, podsuwają je Facebook czy inne media społecznościowe.
Media internetowe w ogóle zamykają nas na kontakt ze światem. I nas, odbiorców. I nas, dziennikarzy.
Gdzie w takim razie znaleźć paliwo dla pasji? Jak napisała Kasia w komentarzu, czytać, uczyć się, pisać mimo wszystko, założyć bloga i — dodam od siebie — ćwiczyć w sobie zadawanie pytania „DLACZEGO?”.
Każdy z dziennikarzy powie, że o jego zawodowym losie zdecydował kiedyś jakiś przypadek, splot wydarzeń, może przypadkowa rozmowa. Moim impulsem była ta przechadzka po Warszawie i kolega, który pokazał mi „tematy leżące na ulicy”. I nauczył mnie patrzenia na świat. Albo raczej pokazał, jak się go nauczyć.
Myślę, że dziennikarzem się jest, a nie bywa. Nawet wtedy, kiedy życie zmusi nas do „zwykłej” pracy. Droga dla ludzi z pasją zawsze będzie otwarta.
.Nie poddawaj się, Kasiu. Czekaj na ten przypadek albo splot wydarzeń, który pomoże Ci zrealizować marzenia. Nie musisz się spieszyć.
Jolanta Pawnik