Aneta LIBERACKA: Koniec głupiego Internetu

Koniec głupiego Internetu

Photo of Aneta LIBERACKA

Aneta LIBERACKA

Dyrektor i redaktor naczelny Stacji7.pl, z wykształcenia matematyk, doświadczenie zawodowe jako manager zdobywała w takich korporacjach jak Comarch czy HP, prowadząc projekty w Europie, Ameryce Środkowej i krajach arabskich. Mama czwórki dzieci, chętnie zabierająca głos w sprawach rodzinnych.

zobacz inne teksty Autorki

Jak przebić się z Dobrą Nowiną przez publicystyczne potyczki, milusińskie koty oraz psa przebranego za pająka? Da się to zrobić. Należy tylko podejść do sprawy jak do maratonu a nie sprintu i nawet na chwilę nie zboczyć z drogi po szybkie kliki – przekonuje Aneta LIBERACKA

.Dziś mogę to napisać z pełną odpowiedzialnością z perspektywy trzech lat prowadzenia portalu Stacja7.pl. Jednak gdy „ruszaliśmy” z naszej stacji, nie mieliśmy takiego przekonania. Nie było w Polsce dobrych przykładów. Nie było takich portali religijnych, które mogłyby stanowić dla nas jakiś punkt odniesienia, inspirację. Ruszaliśmy w nieznane. Pewni, że mamy mocne treści, nie mieliśmy pewności jak je podać, żeby nie zniechęcić, nie zanudzić.

Wielu kolegów „z branży”, patrzyło na nas z powątpiewaniem i pytali: po co wam taki portal? To nisza w niszy. Od takich spraw jest kościół, księża…

Po opublikowaniu kilku numerów Stacji7.pl (jesteśmy internetowym dwutygodnikiem – każde wydanie poświęcone jest wybranej tematyce) bardzo szybko przekonaliśmy się, że jest ogromna grupa ludzi, którzy zwyczajnie chcą rozwijać się duchowo, mają różne przemyślenia i swoje poszukiwania. Są odporni na internetowe „sztuczki” zwiększające klikalność: finezyjne zachęty, wyszukane słowa. Chcą „spotkać się” z ludźmi, którzy myślą podobnie. Szukają odpowiedzi na fundamentalne pytania. I tak w ciągu pierwszego roku mieliśmy już prawie 100 stałych blogerów, 60 autorów i ponad pół miliona unikatowych użytkowników. Okazało się, że wypełniliśmy tę niszę. A przede wszystkim – że nie jest to “nisza”. Trafnie odpowiedzieliśmy na potrzebę. Konsekwentnie budowaliśmy wiarygodność u naszych odbiorców i współtwórców.

„Nic buduje nic”

Dziś Stacja7.pl to społeczność ponad 600 autorów i blogerów, i ponad 2,5 mln użytkowników systematycznie wpadających na stronę. Wśród naszych autorów są biskupi, znani duszpasterze, najlepsi polscy dziennikarze oraz publicyści, autorzy ważnych książek, eksperci w swoich dziedzinach. Stacja7 to wiele wydarzeń, akcji i profili w portalach społecznościowych. W naszych “rekolekcjach” udział bierze 100 tysięcy osób. Oglądając każdy odcinek, przez 20 dni codziennie są z nami.

Kim są nasi odbiorcy? Nie patrzymy na nich przez pryzmat plików cookies. Nie zostali przyciągnięci tylko na chwilę zmysłowym obrazkiem, szałowym hasłem lub zdjęciem ulubionego celebryty. Nasi odbiorcy to nasza społeczność. Stali czytelnicy – czasem naprawdę trudnych – treści. Ludzie, którzy przedkładają myślenie nad klikanie.

Być może, proste i emocjonalne treści nabijają licznik wejść i wysokie statystyki, ale wcale nie tworzą współczesnej, “internetowej kultury i sztuki”, która zostaje na lata i do której się wraca. Coraz więcej osób nie widzi sensu przeglądania treści, które nie zostawiają w świadomości nic, a już na pewno nic dobrego. Odrzucają zasadę rządzącą ostatnio mediami: “nic buduje nic”

Czas weryfikacji

Internet to sztuka wyboru. Tu jest miejsce na indywidualność. Nie ma potrzeby pogoni za tym, co modne, co na czasie i jak nakazują trendy. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Nie jesteśmy ograniczeni kilkoma programami, gdzie narzucą nam, co oglądać. Mamy do wyboru cały świat i coraz chętniej z tego korzystamy.

Chcąc się przekonać, w jaką stronę zmierza dziś internet, wystarczy przyjrzeć się statystykom wejść choćby na TEDa – czyli konferencje naukowe, gdzie w ciągu 15 – 20 minut przedstawiane są czasem naprawdę skomplikowane zagadnienia ze świata nauki. Takie konferencje cieszą się liczbą wejść liczoną w milionach.

Myślę, że jesteśmy w momencie wielkiej weryfikacji. Przyszedł czas, kiedy nadprodukcja wszelakiej treści jest tak wielka, że zaczynamy dość skrzętnie w niej przebierać. Nie chcemy tracić czasu na jałowe klikanie, które o niczym nie informuje i niczego nie rozwija. Jest ogromna tęsknota do samodzielnego myślenia.

Coraz większa potrzeba poznania różnych opinii po to, by wyrobić swoją własną. Minęła era „celebrytów”, którzy mieli wskazać nam, jak myśleć, co czytać, w co się ubierać, jak gotować, a nawet jak skakać do wody. Te propozycje odbierane są już w kategoriach słabego żartu, powiedziałabym nawet – „obciachu”.

Każdy człowiek, a tym samym każdy użytkownik internetu, dochodzi z czasem (wcześniej czy później) do takiego momentu, punktu kontrolnego, za którym kończy się poszukiwanie głupawej, pustej wydmuszki, a szuka odpowiedzi na najważniejsze pytania. Jak mówił Krzysztof Kieślowski: „Każdy kiedyś dochodzi do wniosku, że musi być jakiś punkt odniesienia, coś, do czego można się odwołać, co jest jakimś ostatecznym kryterium”. Prawda jest tym ostatecznym kryterium.

Każdy pragnie dowiedzieć się, skąd jest i gdzie to wszystko się kończy. Skąd jest w nim dobro i skąd bierze się zło. Co jest tym dobrem, a co złem. Czasem każdego ogrania beznadzieja, nie widzi już dla siebie rozwiązania, a czasem, wręcz przeciwnie, jest szczęśliwy i szuka jeszcze większej motywacji do życia, do tworzenia, do rozwoju. Wszyscy szukamy prawdy i szczęścia. W pewnym momencie stwierdzamy, że nawet najbardziej spektakularne: wyprawy, przedmioty, wyzwania – tego szczęścia nie przynoszą.

Wtedy, do głębszej refleksji, zastanowienia się, przeskoczenia na kolejny „stopień wtajemniczenia” służą portale niosące konkretną treść. Będące odpowiedzią. Taka właśnie jest Stacja7. Taka jest filozofia naszej działalności.

Prawda i wiarygodność

W świecie internetu nie można pozwolić sobie na utratę wiarygodności. Na nierzetelną a już tym bardziej nieprawdziwą informację. Jeśli użytkownik raz – może dwa razy – „złapie” portal na naciąganej informacji, po prostu więcej tam nie wejdzie.

Jak zatem utrzymać wiarygodność a jednocześnie odnaleźć się w tym świecie, gdzie trwa „wojna” na memy, na informacje? Odpowiedź jest bardzo prosta: zachować spokój i mówić prawdę. Jezus znosiłby z pokorą hejtujących faryzeuszy, drwiące memy , internetowy lincz i pomówienia, wzajemne trollowanie. Nawet gdyby to było mało nośne i skuteczne medialnie, pokazywałby konsekwentnie, że nie tędy droga. I znów by wygrał. Najprościej, najskuteczniej i perspektywicznie jest mówić i pisać prawdę. Na szczęście w świecie Internetu tym właśnie się wygrywa. Wiarygodnością.

Złapać pociąg do wiary

Do głoszenia dobrej nowiny zawsze dobierane były dostępne w danym czasie środki komunikacji. Apostołowie zarzucali sieci, my wrzucamy treści do sieci. Nasz czas to Internet.

Podobnie z odbiorcami. Byli wszędzie tam, gdzie pojawiała się możliwość rozwoju, znalezienia odpowiedzi i sensu. Kiedyś przychodzili nad jezioro, na pustynię, poszukiwali mistrzów. Teraz wpisują hasło w wyszukiwarce. I znajdują tam np. internetowe „rekolekcje”. Nie dość, że dostają odpowiedzi na pytania i przygotowują się do czegoś ważnego w swoim życiu, to jeszcze dowiadują się, że takich jak oni jest w tym momencie i w tym miejscu sto tysięcy.

Internet to jednak początek tej drogi. My jesteśmy tylko wskazówką, światełkiem w tunelu, które łatwo odszukać, wypatrzeć. Reszta w rękach człowieka. Do niego należy decyzja, co dalej z tym zrobi. Czy złapie swój pociąg do wiary.

Aneta Liberacka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 września 2015