Katarzyna MOKRZYCKA: "Dziennikarstwo z misją. Obserwator Finansowy"

"Dziennikarstwo z misją. Obserwator Finansowy"

Photo of Katarzyna MOKRZYCKA

Katarzyna MOKRZYCKA

Zastępca redaktora naczelnego portalu ObserwatorFinansowy.pl. Dziennikarz z 19 - letnim stażem w mediach gospodarczych. Zaczynała pracę w Pulsie Biznesu, była m.in. zastępcą kierownika działu ekonomicznego w Gazecie Prawnej i DGP, później szefem działu Biznes w tygodniku Wprost. Zastępcą redaktora naczelnego Obserwatora Finansowego jest od 2011 r.

zobacz inne teksty Autorki

Wiedza jest trudna, nie nadaje się jako towar dla leniwych. Wymaga większej przestrzeni – nie nadaje się na krótką notkę, szybki news. Wiedza potrzebuje dobrego nosiciela – nie nadaje się do tzw. dziennikarstwa obywatelskiego. I czasem musi być wkładana na siłę do głowy. Tu pojawia się wstydliwe słowo – misja.

.Od sześciu lat portal ObserwatorFinansowy.pl, który współtworzę – próbuje sprostać tym wymaganiom. W Obserwatorze nie chodzi o to, aby podzielić się swoimi przemyśleniami. Dziś zdawkowymi przemyśleniami dzielą się wszyscy i wszędzie: w mediach społecznościowych, w blogach, nieustannie w 24-godzinnych stacjach TV. Książki wydaje dziś chyba więcej Polaków, niż je czyta. W każdym razie na pewno w kategorii celebrytów.

W Obserwatorze Finansowym chodzi o to, aby podzielić się wiedzą.

Nie tym co czujesz i co ci się wydaje, nie własnymi wrażeniami z obserwacji, lecz tym, co wiesz, co przebadano, policzono i zapisano w kwotach, zebrano w statystyki. W jakiś sposób sprawdzono i wyciągnięto wnioski. Czasem prognozami „widzącymi” przyszłość. Wszystko po to, by dać twardy grunt, fundament do podejmowania istotnych decyzji – np. dotyczących finansów publicznych czy strategii biznesowych na kolejną dekadę.

Dlatego szczególnie wiele pokazujemy z tego, co się dzieje na świecie. Gospodarczy krwiobieg jednego kraju jest przecież połączony z systemami wielu innych rynków. Dziś do pełnego rozumienia tego, co dzieje się na naszym polskim czy europejskim podwórku potrzebna jest wiedza o wydarzeniach z innych kontynentów.

.Relacje Chin z krajami Europy są dla nas równie ważne, jak wydarzenia na Ukrainie. Ukraina to dobry przykład, jak mało wiemy w Polsce o tym, co dzieje się zaledwie kilkaset kilometrów od naszej stolicy. To, co widzimy w głównym nurcie ogranicza się do wojennych potyczek i międzynarodowego pośrednictwa w negocjacjach Ukraina – Rosja. Lektura tekstów Michała Kozaka, naszego dziennikarza, który na Ukrainie żyje, pozwala zobaczyć kontekst, bez którego ten groźny i potencjalnie niebezpieczny także dla nas konflikt stał się tylko „jeszcze jedną wojną na świecie”.

Wychodzimy z założenia, że – mimo argumentów używanych często przez wiele mediów – świat jest dla widza/czytelnika/słuchacza wciąż interesujący.

Odrzucamy argument: ludzi nie interesuje zagranica. Jak ma ich interesować coś, czego nigdy im się nie pokazuje?

Zasada: „koszula bliższa ciału” w świecie globalnej wioski nie może już być prawdziwa.

I tu pojawia się wstydliwe słowo „misja”. Robimy to żeby rozwijać, uczyć, zmuszać do myślenia. Mało to popularne. Kojarzy się raczej z nudą, obowiązkiem i kiepskimi serialami. Ale okazało się, że naprawdę wypełniamy lukę, że istnieje duża grupa wymagających odbiorców. Misja nie jest tania. Możemy sobie na nią pozwolić, bo właścicielem/wydawcą Obserwatora Finansowego jest instytucja publiczna – bank centralny Polski. Warto więc moim zdaniem traktować Obserwator Finansowy po prostu jak kolejne medium publiczne, które ma do wykonania inną rolę, niż media prywatne. Nie lepszą, nie gorszą. Inną. I tak, jak emisja sponsorowanego programu w stacji telewizyjnej czy artykułu w gazecie nie odbiera im prawa do bycia rzetelnym medium, tak Obserwatorowi nie odbiera go praca w ramach budżetu publicznej instytucji.

Możliwy konflikt interesów – powiedzą niektórzy – bo instytucja finansowa wydająca portal finansowy będzie podlegać pokusie wykorzystania go we własnych celach. Zgoda, zawsze jest takie ryzyko, ale czy media komercyjne, za którymi stoi prywatny właściciel lub całe medialne imperium (często rozliczające się z konieczności wypracowania zysku przed swoimi udziałowcami) nie podlegają ryzykom znacznie groźniejszym – dyktatowi komercyjnych reklamodawców i ich ingerencji w treści?

Nie reprezentujemy NBP – bank ma swoją oficjalną witrynę, wyraźnie zastrzegamy, że nie wyrażamy oficjalnych opinii instytucji – to nam daje nieograniczoną swobodę w doborze tematów. W związku z tym nikt nas też nie traktuje na warunkach preferencyjnych – Obserwator ma dostęp do tych samych treści, co każde inne medium – raportów, analiz, projekcji. Różni nas to, że my częściej po nie sięgamy, bo mamy przestrzeń na publikowanie bardziej złożonych materiałów. Po wywiady do prof. Marka Belki, prezesa NBP, musimy się ustawiać w kolejce, jak każdy inny tytuł.

Nieprzekonanych pewnie nie przekonam, ale zachęcam, by oceniali projekt Obserwatora Finansowego przez pryzmat efektów. W końcu, co się wydarzyło w internecie, zostaje w internecie, na zawsze, a my mamy misję, żeby zostawić tam jak najwięcej treści wartych wyszukania.

Przez blisko 6 lat opublikowaliśmy ponad 5 tysięcy analiz i wywiadów, oddając głos największym autorytetom światowej ekonomii, w tym noblistom i najlepszym polskim dziennikarzom ekonomicznym, dla których długich form, to smutna konstatacja, często już nie ma miejsca w innych tytułach.

Nie boimy się publikować długich prac naukowych – oddajemy głos polskim ekonomistom, a oni chętnie z tej możliwości korzystają i to mimo, że nie przydzielamy punktów za publikacje naukowe.

Nie myślimy o sobie jako o konkurencji dla kogokolwiek ,więc nie mamy oporów, by linkować do zewnętrznych źródeł, innych portali czy gazet, jeśli tylko udostępniają swoje wartościowe treści.

Wszystkie opublikowane teksty, do których Obserwator Finansowy ma prawa autorskie są dostępne na otwartej licencji już czwartego dnia od ich publikacji – może je przedrukować każda gazeta i portal. Finansuje nas instytucja publiczna, więc dzielimy się wytworzoną wartością.

.Jesteśmy platformą, na której głos może zabrać każdy, kto ma coś ciekawego i ważnego do powiedzenia. Wystarczy zobaczyć spis naszych autorów, by się przekonać, że współpracują z nami dziennikarze o bardzo różnych orientacjach ekonomicznych i światopoglądowych. Doskonale to widać w cyklu „Podręcznik nowej ekonomii”, który prowadzimy od kilku miesięcy wspólnie z Dziennikiem Gazetą Prawną. Walczący z „turbokapitalizmem” Rafał Woś (który właśnie przeszedł do zespołu Polityki, ale postanowił, że ten projekt będzie z nami kontynuował) vs zwolennik maksymalnie liberalnej gospodarki Sebastian Stodolak z Obserwatora – starcie idei, przekonań, stylu. Można się z jednym z nich nie zgadzać, ale czytanie ich prac wciąż będzie czystą przyjemnością.

Jesteśmy bardzo konsekwentni w wymaganiach wobec naszych autorów. Może się to wydawać oczywiste, ale w czasach dożywotnich kredytów i konieczności wypracowania jak największej wierszówki (często w kilku redakcjach) wszyscy od czasu do czasu ulegamy pokusie pójścia na skróty. Byłam świadkiem rozmowy dwóch współpracujących z nami dyplomatów. Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo, jak autentycznie, są przejęci uwagami redaktorów do ich tekstów. Ale wspaniałe było to, że fakt, iż czasem dostawali komentarz zwrotny pod hasłem „wszystko do wymiany” bardziej ich budował niż martwił.

Kiedy ObserwatorFinansowy.pl startował sześć lat temu rzeczywiście był jedyny w swoim rodzaju –tematyka, której najczęściej nikt nie chciał dotykać, nie testowany przez nikogo wcześniej model biznesowy, minimalistyczna wręcz redakcja z dziennikarzami rozrzuconymi po całym świecie. Wspaniale, że naczelni i wydawcy widzieli w naszej działalności pozytywną zmianę, a nie konkurencję i nie blokowali współpracy.

Ale Obserwator był sam, bez punktu odniesienia. Nawet badanie rynku trudno przeprowadzić, gdy nie ma się do czego porównać. W ostatnich latach to się zaczęło zmieniać. Pojawił się piątkowy Magazyn DGP, polska wersja Project Syndicate, kanał Biznes i Świat w TVN, Raport o stanie świata w radiowej Trójce, niedawno Fakty ze świata w TVN24 i oczywiście goszczące mnie dzisiaj z tym tekstem Wszystko Co Najważniejsze. Może byliśmy małym impulsem? Kulką w kołysce Newtona, która uderzyła w kolejną i zapoczątkowała ruch? Lubię tak myśleć. Wiem też o planach uruchomienia kolejnych opiniotwórczych portali i jestem przekonana, że dla wielu jeszcze jest miejsce.

Także w głównym nurcie mediów elektronicznych, które na razie jeszcze do tego nie dojrzały. Pod koniec września na szczycie Zgromadzenia Ogólnego ONZ zebrali się niemal wszyscy światowi przywódcy. Spotkanie w bardzo szczególnym czasie – gdzieś między zapomnianą wojną na Ukrainie, głośną w Syrii, falą emigrantów zalewających Europę i tuż po lekkiej histerii wywołanej na Zachodzie przez wydarzenia na chińskiej giełdzie. Polskie media skupiły się jednak przede wszystkim na kolejności wystąpień na forum – kto przed kim i po kim.

Gdy w ONZ toczyła się prawdziwa geopolityczna rozgrywka trzy główne programy informacyjne w telewizji między 18.30 a 20.00 nie zająknęły się nawet o czym były wystąpienia prezydentów USA, Rosji i Chin. Za trudne dla widza? Za nudne?

To, co dziś wyróżnia Obserwator Finansowy to właśnie wymagania wobec odbiorcy. Nie podajemy lekkostrawnych dań. To my ponosimy tego koszty, bo odwiedza nas mniej osób niż inne portale traktujące o gospodarce. Trudno, misja wymaga poświęceń. To nie oznacza jednak, że nie zależy nam na odbiorcy – właśnie dlatego, że nam zależy dbamy o niego najlepiej, jak umiemy.

Dbamy o wartość przekazu i o jego klarowność. Ale nie będziemy skracać tekstów dlatego, że nie da się ich przejrzeć na smartfonie stojąc na światłach w korku. Wystarczy, że spokojnie da się je przeczytać w przerwie na kawę, przy lunchu, w poczekalni na lotnisku, w pociągu czy wieczorem na kanapie. Dbamy o kulturę dyskusji – moderujemy komentarze. Zasadę mamy prostą: krytyka tak, chamstwo nie. Na szczęście zawodowi hejterzy raczej nas omijają, bo nawet hejter musi mieć zielone pojęcie o tym, na co pluje jadem.

.Nasza metoda działa – zbudowaliśmy wokół Obserwatora stutysięczną społeczność. Mało to czy dużo? Pewnie mało dla TV, która przy takiej oglądalności programu zdejmuje go z anteny. Mało dla tabloidu, który wszystko liczy w setkach tysięcy. Z drugiej strony, jeśli weźmiemy pod uwagę spadek nakładów prasy, czy oglądalność stacji biznesowych (część już nie istnieje) nasze 100 tysięcy przypomina, że na masowość i hurt w mediach można liczyć już chyba tylko w przypadku rozrywki, skandalu (niestety, raczej w tych kategoriach niż w debacie publicznej mieści się dziś tele-polityka), krwi i „Wspaniałego stulecia”, czyli osmańskiej wersji „Niewolnicy Isaury”. Inne kategorie tematyczne muszą się umieć odnaleźć w zbiorze liczb mniejszych.

A Obserwator Finansowy działa w niszy znacznie, znacznie mniejszej niż na przykład Stacja7.pl, o której niedawno pisała tu tak ciekawie jej założycielka Aneta Liberacka [LINK]. „Ludzi głęboko zaciekawionych ekonomią jest w Polsce dwa razy mniej niż geniuszy nadających się do Mensy – wynika z raportu Stan wiedzy finansowej Polaków Fundacji Kronenberga. Byłaby to może wiadomość optymistyczna, gdyby nie to, że do Mensy może dołączyć tylko 2 proc. populacji” – napisał kiedyś autor pracy nagrodzonej w konkursie Obserwatora Finansowego [LINK].

.My wciąż wierzymy, że będzie rosnąć grupa gotowych na przekopywanie się przez internetowe złogi w poszukiwaniu głębszej wiedzy. Central European Financial Observer [LINK] walczy o każdą parę oczu. Łatwo z pewnością nie będzie. Czy robilibyśmy to gdybyśmy nie wierzyli, że ktoś na świecie będzie chciał czytać analizy o tym, co się dzieje na wschodzie Europy?Zrzut ekranu 2015-10-09 (godz. 16.16.23)

Katarzyna Mokrzycka

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 października 2015