"Zapytaj mnie, a odpowiem ci szeptem"
Przekonanie, że Internet nieustannie zmienia życie kolejnych pokoleń, zdaje się być powszechne, szczególnie wśród tych, którzy pamiętają czasy bez wszechobecnej sieci, laptopów, tabletów i smartfonów. Ta pozorna zmiana widoczna jest w języku, którym próbujemy przekonać samych siebie, że sexting nie istniał przed epoką telefonów komórkowych, że cyberstalking różni się od nękania, a cyberbullying od znęcania się. Pod nowymi nazwami kryją się jednak wyłącznie metody, nie zaś zjawiska nowe co do istoty.
Każdy z nas rozpoznaje najpopularniejszy portal społecznościowy Facebook, a także platformę microblogginową Twitter (w Polsce znaną głównie z aktywności polityków, dziennikarzy i celebrytów). Najczęściej rozpoznamy również Instagram, Pinterest czy LinkedIn, które stwarzają nowe możliwości dzielenia się swoim życiem w różnych jego aspektach. Ułatwiają utrzymywanie kontaktów ze znajomymi, otrzymywanie opinii na temat udostępnianych przez nas treści, a nawet – jak ostatni z wymienionych – pozwalają dzielić się sukcesami zawodowymi i umożliwiają znalezienie nowej posady. Nastoletnia młodzież, w szczególności w wieku gimnazjalnym, korzysta jednak z narzędzi, które są obce osobom choćby kilka-kilkanaście lat od niej starszym. Z pewnością ich olbrzymią przewagą jest to, że raczej trudno natknąć się tam na konto rodzica czy nauczyciela ze szkoły.
Prawie dwa lata temu światowe media zaczęły dostrzegać związek pomiędzy samobójstwami nastolatków a korzystaniem przez nie z portalu Ask.fm. Po jednej z tragedii, kiedy ofiarą internetowego nękania padła Hannah Smith, 14-latka z Wielkiej Brytanii, głos w sprawie zabrał premier David Cameron, zachęcając do bojkotu „tych podłych i pełnych nienawiści stron” – mając na myśli właśnie Ask.fm. Jednak od czasu tej wypowiedzi łotewski portal oparty na formule Q&A (pytań i odpowiedzi) zwiększył 2,5-krotnie liczbę swoich użytkowników, która obecnie wynosi ponad 180 milionów. Jednak obdarzenie najgorszymi epitetami strony internetowej, na której całość treści generują użytkownicy, zdaje się być chwytem marketingowym bezradnego polityka, ukłonem w stronę czytelników tabloidowych gazet. W ten sam sposób kilka lat temu krytykowano w Polsce portal NaszaKlasa.pl jako ten, który nie pozwala na zachowanie prywatności. Oskarżenia tego rodzaju były próbą zdjęcia odpowiedzialności z osób, które postąpiły nierozsądnie, udostępniając na publicznie widocznym profilu zdjęcia, które nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego – vide kazus z 2008 roku, kiedy to Paweł G., oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, umieścił na swoim profilu zdjęcia z Afganistanu.
Co zatem sprawia, że to właśnie Ask.fm staje się popularnym narzędziem nękania i znęcania się? Decyduje o tym szczególna mechanika portalu, w której potencjalna ofiara zawsze jest identyfikowalna, a sprawca może pozostać anonimowy. Identyfikacja przez pseudonimy cofa co prawda korzystanie ze strony do czasów sprzed Facebooka, kiedy prawdziwe imiona i nazwiska rzadko identyfikowały naszą internetową tożsamość, jednak stworzenie tablicy, na której można zadawać pytania, wymaga rejestracji, zaś wysyłanie publicznie widocznych pytań – nie. Konto, na którym po nicku i zdjęciu z łatwością rozpoznamy koleżankę czy kolegę ze szkoły, można „zaatakować”, jednocześnie nie ujawniając naszej własnej tożsamości.
Na profilu publikowane są tylko te pytania, na które ich adresat odpowiedział, jednak on sam widzi również te, na które odpowiadać wcale nie ma ochoty. Takie jak choćby „dlaczego jeszcze się nie zabiłeś?”.
Wydaje się, że o popularnym „Asku”, jak również o innych internetowych narzędziach ułatwiających nękanie, napisano już dostatecznie dużo. Okazuje się jednak, że twórcy mobilnych aplikacji pomyśleli również o drugiej stronie całego zjawiska – o miejscach w cyberprzestrzeni, w których można zwierzyć się z kompromitujących informacji, przykrych doświadczeń czy sekretów, o których nie mamy komu opowiedzieć, a chcielibyśmy podzielić się nimi bez konieczności ujawniania naszej tożsamości. Ta istniejąca od dłuższego czasu luka została wypełniona przez twórców aplikacji takich jak Whisper. Konto identyfikowane jest z urządzeniem, na którym zainstalujemy aplikację, co oznacza, że nie wymaga od nas podania typowych danych, w tym adresu e-mail. Zwierzenia możemy publikować w formie krótkich tekstów, które umieszczane są na wybranym przez nas tle. Ta sama obrazkowo-tekstowa forma obowiązuje w przypadku publicznie udostępnianych odpowiedzi. Można również nawiązać konwersację z dowolną osobą, która opublikowała swoje zwierzenie.
Choć forma publikacji na Whisperze zdaje się grozić zamianą aplikacji w kolejny portal do umieszczania śmiesznych obrazków, tak się do tej pory nie stało. Nie widać również, by aplikacja miała służyć jako narzędzie cyberbullyingu czy cyberstalkingu. Być może dlatego, że nie wiemy, kto skrywa się za osłoną anonimowości, co pokazuje, że nie mamy motywacji do prześladowania osób, których nie znamy.
Zjawisko społeczne, jakim jest publiczne znęcanie się, jest o wiele starsze niż Internet. Zadawanie obraźliwych, prześmiewczych pytań na Ask.fm jest tylko nową formą wyszydzania na szkolnym korytarzu. O tyle podlejszą i trudniejszą do wytępienia, że anonimową.
Nawet jeśli prywatność w Internecie bywa naruszana przez korporacje, rządy i służby, to zachowanie anonimowości w Internecie bywa dużo łatwiejsze niż przed jego powstaniem. Trudno wyobrazić sobie, by wielu nastolatków trudziło się dawniej, wysyłając listy z pogróżkami i szyderstwami do nielubianych kolegów. Dziś wystarczy, że włączą komputer, a ich złe intencje szybko zamienią się w komunikat, który trafi do adresata. Jeśli ten, nie wyczuwając zagrożenia, zdecyduje się odpowiedzieć na pytanie, zostanie ono upublicznione w Internecie, w którym – jak głosi popularna opinia – nic nie ginie.
Zupełnie nowym zjawiskiem wydaje się być jednak przeniesienie do sfery publicznej tak intymnego zachowania jak zwierzanie się. Sama nazwa aplikacji (whisper – ang. „szept”) wskazuje na to, że rzeczy, o których dotąd odważylibyśmy się jedynie szeptać bliskiej osobie, dziś mogą zostać usłyszane na całym świecie. Twórcy aplikacji nie ukrywają, że ich celem było promowanie anonimowości i stworzenie narzędzia do walki z cyberbullyingiem. Media (m.in. Forbes Tech czy Business Insider) nazwały Whispera „anty-Facebookiem”. Aplikacja umożliwia bowiem dzielenie się nie tylko najlepszymi, przejaskrawionymi i pełnymi fałszywych sukcesów aspektami naszego życia, lecz również – czy wręcz głównie – tym, co przykre, kompromitujące, bolesne. Tego rodzaju anonimowa platforma ma walczyć z plagami, które przyniósł Facebook, takimi jak tzw. oversharing, czyli dzielenie się ponad miarę radosnymi i godnymi aprobaty momentami z naszego życia na publicznym profilu. Trudno bowiem dzielić się ponurymi wyznaniami pośród tylu radosnych informacji umieszczanych przez naszych znajomych. Co ciekawe, firma Whisper Text LLC stworzyła również fundację Your Voice, której celem jest zwiększenie społecznej świadomości dotyczącej zdrowia psychicznego, zwłaszcza poprzez pokazywanie historii osób, które poradziły sobie ze swoimi problemami.
Okazuje się również, że „publiczne szeptanie” przysłużyło się przy okazji sprawom, których nie spodziewali się twórcy aplikacji, takim jak niezależne dziennikarstwo, umożliwiając umieszczanie relacji z toczącej się obecnie wojny pomiędzy rządem Iraku a Państwem Islamskim. Zdaje się jednak, że przyczyniła się do tego jedynie niska popularność aplikacji, dzięki której rząd nie zdecydował się znaleźć sposobu na zablokowanie korzystania z niej, choć zrobił to w stosunku do większości popularnych portali, takich jak Facebook, Twitter czy YouTube.
O sprawach takich jak wojna, ludobójstwo czy prześladowania mniejszości etnicznych trzeba krzyczeć jak najgłośniej i umożliwić światu poznanie prawdy. Czy jednak to samo odnosi się do oryginalnego zastosowania aplikacji? Wydaje się, że mechanizm Whispera działa terapeutycznie. Pozwala anonimowo wyznać sekret anonimowym osobom, kiedy wiemy, że nie mamy komu go przekazać osobiście – czy to z powodu braku bliskich przyjaciół, czy z powodu rodzaju sekretu. Odzew z drugiej strony, będący sygnałem wsparcia, jest tym cenniejszy, im bardziej pamiętamy, że mimo rozwoju technologii wiadomość na naszym telefonie czy tablecie nie pochodzi od urządzenia, lecz od drugiego, żywego człowieka, który nierzadko czuje to samo, co my.
Paradoksalnie, tego rodzaju aplikacja może dać nam szansę, byśmy sobie o tym przypomnieli. Whisper pokazuje bowiem, że ludzie, których spotykamy w Internecie, są podobni do nas pod względem wzlotów i upadków. O ile Facebook zachęca nas do dzielenia się tymi pierwszymi, o tyle te drugie zdają się być w Internecie zmarginalizowane. Powstanie aplikacji służącej do wyrażania swojego żalu, niepokoju czy smutku sprawia, że nowe technologie lepiej odpowiadają całokształtowi ludzkich potrzeb.
Kacper Van Wallendael