Kongres Polska Wielki Projekt: Co się stało z prawdą? Co się stało z wolnością?

Co się stało z prawdą? Co się stało z wolnością?

Photo of KONGRES POLSKA WIELKI PROJEKT

KONGRES POLSKA WIELKI PROJEKT

Najważniejsze spotkanie polskich elit intelektualnych analizujących każdego roku wyzwania dla Polski, Europy i świata - wskazuje najistotniejsze zagrożenia i szanse rozwojowe. Odbywa się corocznie od 2010 r. "Wszystko Co Najważniejsze" jest partnerem medialnym wydarzenia.

To zdecydowanie jedna z ciekawszych debat X Kongresu Polska Wielki Projekt. W debacie, którą poprowadził Antoni LIBERA, dyskutowali prof. Zbigniew STAWROWSKI, Andrzej ZYBERTOWICZ, Antoni ŁEPKOWSKI i o. Janusz PYDA OP

Antoni LIBERA: – Przygotowując Kongres Polska Wielki Projekt, rozważaliśmy, jakie tematy zasługują na szczególną uwagę w dzisiejszych czasach. I uznaliśmy, że jednym z nich jest problem kłamstwa, pomówienia i manipulacji, które zwyciężają z prawdą. Uznaliśmy, że warto zastanowić się nad przyczynami tego zjawiska. Dlaczego kłamstwo zostało „oswojone”? Dlaczego jest przyzwolenie na insynuacje i manipulację informacją? Krótko mówiąc: co się stało z prawdą?

Powody są oczywiście głębsze niż nowoczesna technologia, środki błyskawicznej komunikacji i media społecznościowe. Są one raczej skutkiem tych przemian, do których doszło na co najmniej czterech polach. Pierwszym z nich jest religia i prawdy wiary w obliczu nowoczesnej nauki. Drugim – filozofia i jej rozważania dotyczące teorii prawdy. Trzecim – historia, którą z bezprzykładną swobodą i niefrasobliwością zaczyna się pisać na nowo. Wreszcie ostatnim polem jest dziedzina prawa. Czy kłamstwo głoszone publicznie może być karane? Zacznę jednak od religii i wiary. Jak dzisiaj rozumiemy prawdy wiary?

Antoni LIBERA.
Ryc. Fabien CLAIREFOND

O. Janusz PYDA OP: – Warto zacząć od zagadnienia najbardziej fundamentalnego, czyli jak chrześcijanie postrzegają prawdę. Prawda ma dla chrześcijan trzy podstawowe wymiary. Pierwsza płaszczyzna jest wspólna chrześcijanom oraz tradycji judaistycznej i zakłada, że prawda jest czymś wiarygodnym, na czym możemy opierać nasze działania (hebr. emet). W tym sensie prawda różni się od narracji, która może być zmienna. Prawda w dziedziczonym przez nas rozumieniu żydowskim jest przede wszystkim podstawą, z której dopiero może wynikać działanie. Drugie rozumienie prawdy pojawia się w Nowym Testamencie poprzez język grecki, w którym prawda to aletheia. Jest to rozumienie prawdy poprzez odniesienie do konieczności objawienia. Pełna prawda musi nam zostać objawiona; inaczej będzie niepoznawalna lub zrozumiała tylko fragmentarycznie. Trzecie rozumienie prawdy zakłada jej rozumienie poprzez pryzmat zgodności rzeczy z poznaniem czy zgodności intelektu (myśli) i rzeczy. Wyłączenie któregoś z tych elementów myślenia o prawdzie wyklucza nas z myślenia chrześcijańskiego, które było właściwe chrześcijanom, zarówno współczesnym, jak i tym z XIII i II wieku. Zatem jeśli dzisiaj zadajemy pytanie, jak ten fundament myślenia o prawdzie sytuuje się w relacji do świata współczesnego, każdy z tych trzech wymiarów rozumienia prawdy należy osobno rozważyć.

Pierwsze rozumienie prawdy jako podstawy działania stawia nas w kontrze do wszelkiego typu narracji. Narracyjne koncepcje prawdy zaczerpnięte są w istocie z nauk formalnych, które bardzo często posługują się tzw. koherencyjną koncepcją prawdy. W jej ramach prawdziwe jest takie zdanie, które zgadza się ze zdaniami wcześniej przyjętymi, zgodnie z zasadami inferencji logicznej, czyli wynikania logicznego. Jeżeli dane zdanie pozostaje w zgodzie ze zdaniami wcześniej przyjętymi, to przypisujemy mu wartość prawdziwościową. Takie rozumienie prawdy funkcjonuje znakomicie w obrębie systemów formalnych, czyli logiki i matematyki, z których przeszło częściowo do nauk przyrodniczych oraz do – niestety – nauk społecznych i humanistycznych. W ten sposób powstało myślenie o „prawdzie narracji”.

Drugi wymiar prawdy objawionej pozostaje w sprzeczności ze współczesnym myśleniem, które przekonuje nas, że nie ma prawdy niepoznawalnej przez człowieka oraz że wszystko leży w zasięgu ludzkiego rozumu.

Natomiast trzeci wymiar prawdy wymaga jej zgodności z rzeczywistością. Liczą się fakty, którymi nie będą wyłącznie nasze opinie, niezależnie od tego, jak nowatorskie i inspirujące by one były. Podstawowym kryterium różnicującym prawdę i fałsz jest kryterium zgodności z faktami.

Janusz PYDA OP
Ryc. Fabien CLAIREFOND

Antoni LIBERA: – Upatruję źródeł obecnego kryzysu prawdy w dwóch obszarach. Pierwszym z nich jest kryzys wiary, który przejawia się m.in. w zmniejszeniu znaczenia roli religii na świecie. Drugim obszarem jest sprawa światopoglądu niezależnie od religii – światopoglądu wyrastającego na gruncie takich lub innych koncepcji filozoficznych. Można powiedzieć, że XX wiek upłynął pod znakiem dwóch filozofów: Husserla, znanego z poszukiwania pewności poznania, oraz francuskiego myśliciela Jacques’a Derridy, który tworząc filozofię „dekonstrukcji”, dokonał również dekonstrukcji samej kategorii prawdy. Czy myśl Derridy zadała w jakiejś mierze cios pojęciu prawdy?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – Nie chciałbym wchodzić w spór między Husserlem a Derridą, jako że ich prace i pola działania były w pewnym sensie odmienne. Husserl był filozofem, natomiast głównym polem twórczości Jacques’a Derridy, poza jego wczesnymi pracami, była raczej literatura. Ponadto uważam, że miano filozofów powinno być zarezerwowane dla tych, którzy akceptują klasyczną definicję prawdy, czyli zgodność umysłu czy sądu z rzeczywistością. Husserl bez wątpienia był filozofem, próbował bowiem opisać rzeczywistość, zadając pytanie o to, czym ona jest i jak ona nam się jawi.

Husserl zajmuje się rzeczywistością jako zjawiskiem zgodnie z perspektywą myślenia nowożytnego, czerpanego wprost od Kartezjusza. W tym rozumieniu rzeczywistość transcendentna jest nam niedostępna, a poznajemy ją tylko poprzez naszą świadomość. Husserl wskazuje, że chociaż nie mamy dostępu do rzeczywistości samej w sobie, to jeśli opisujemy rzetelnie zjawiska, fenomeny, doprowadzają nas one do prawd o samych rzeczach. Mówiąc obrazowo, mamy zawsze do czynienia z cieniami rzeczywistości, ale patrząc w nie dostatecznie wnikliwie, docieramy do istoty rzeczy, których są cieniami.

Główny nurt myśli nowożytnej rozwija się już po przełomie krytycznym – po krytyce naszego umysłu przeprowadzonej przez Kanta – i dostrzega, że żyjemy w kręgu naszej podmiotowej świadomości. Ale nie oznacza to, że jesteśmy zamknięci w subiektywnych bańkach. Poprzez rzetelny opis tego, co się nam jawi w świadomości, mamy dostęp do rzeczy obiektywnych i transcendentnych.

Tu warto postawić pytanie o pewność naszej wiedzy. Choć jesteśmy przekonani, że wiele wiemy, to tak naprawdę, tylko znikoma część rzekomych prawd, do których jesteśmy przekonani, spełnia ścisłe kryterium pewności. Na przykład to, jak się nazywam i kiedy się urodziłem, w sensie ścisłym nie jest wiedzą bezpośrednią i pewną, lecz pozyskaną dzięki wiarygodnym przekazom ludzi, do których mam zaufanie. Moi rodzice powiedzieli mi, że są moimi rodzicami oraz jakie imię mi nadali, a także którego dnia się urodziłem. Ogromna większość naszych informacji o świecie są to informacje, które przyjmujemy w pewnym sensie „na wiarę”.

A mówię o tym, żeby pokazać ścisły związek wiary i wiedzy. Co tak naprawdę wiemy w sensie ścisłym? Wiemy to, co jesteśmy w stanie wyprowadzić w sposób dedukcyjny. Znamy wynik zadania matematycznego, jeśli uprzednio udało nam się go dobrze wyliczyć. Wiemy również coś, czego bezpośrednio doświadczyliśmy, byliśmy naocznymi świadkami. Są to wydarzenia, fakty, z którymi zostaliśmy skonfrontowani i które pozostawiły bezpośredni ślad w naszej świadomości.

W przypadku wiedzy faktycznej uzyskiwanej za pomocą zmysłów pojawia się problem błędów i iluzji. Oto podróżując po pustyni, dostrzegamy z oddali oazę, która z bliska okazuje się złudzeniem, fatamorganą. Istotną cechą naszego poznania zmysłowego jest właśnie niepewność i iluzoryczność, choć możemy je także nieustannie weryfikować i korygować. Taki obraz odnajdziemy już w słynnej metaforze jaskini Platona, opisującej naszą kondycję – kondycję ludzi, którzy widzą cienie, lecz biorą je za prawdziwy świat. Aby odróżnić cienie od prawdziwej rzeczywistości, potrzebny jest nam – jak podpowiada Platon – rozum.

Jest jeszcze jeden rodzaj prawd – szczególnie dla nas ważnych. Jako pierwszy zwrócił na nie wyraźnie uwagę Sokrates. Wszyscy znamy przypisywane mu słowa: „Wiem, że nic nie wiem”. Sokrates nigdy niczego takiego nie powiedział, mówił natomiast o sobie: „Jeśli czegoś nie wiem, to nie udaję, że wiem”. Stąd jego niezwykle krytyczna postawa do rzekomych prawd, które nieustannie testował. Jednocześnie nie ukrywał, że są rzeczy, o których wie z absolutną pewnością – prawdy moralne, przede wszystkim to, że w żadnym wypadku nie wolno czynić zła, nie wolno krzywdzić drugiego. Te prawdy moralne my w jakiś sposób widzimy – nie zmysłami, lecz naszym umysłem.

W podobnym duchu pisał także św. Augustyn wdialogu O nauczycielu, pokazując, że istnieje w nas wewnętrzne światło, które wskazuje, jak dobrze żyć. Tu prawda staje się jednocześnie dobrem, wartością. Tę prawdę już w czasach nowożytnych formułuje także Immanuel Kant w jednej ze swoich formuł imperatywu kategorycznego, kiedy mówi, że każdego człowieka należy traktować zawsze zarazem jako cel, nigdy jako jedynie środek. Skąd Kant to wie? Do tej prawdy doszedł on tą samą drogą, co wcześniej Sokrates i św. Augustyn, a więc za sprawą wewnętrznego światła, które w kontekście najważniejszych kwestii dotyczących relacji międzyludzkich pozwala nam rozpoznać, co jest prawdą, a co jest fałszem, co jest dobre, co jest złe oraz jak powinniśmy postępować i czego unikać.

Prof. Zbigniew STAWROWSKI
Ryc. Fabien CLAIREFOND

Antoni LIBERA: – W XX wieku, m.in. za sprawą nauk ścisłych, głównie teorii względności, zakwestionowane zostały kategorie czasu i przestrzeni, nawet w tym sensie Kantowskim, jako kategorie umysłu. Ewolucjonizm radykalnie zmienił myślenie o człowieku jako o pewnym stworzeniu „stałym”. Wydaje mi się, że nauki te wraz z postępującym zwątpieniem w możliwość zdobycia pewności doprowadziły do dwóch chorób XX wieku, czyli sceptycyzmu i relatywizmu.

Skoro nie możemy poznać rzeczy podstawowych, to tym bardziej nie możemy znać rzeczy, które do pewnego czasu wydawały się weryfikowalne, tak jak np. wydarzenie historyczne, życie społeczne itp. Dzisiaj ma to konsekwencje polityczne. Dziś z prawdą wygrywa tak zwana narracja.

Andrzej ZYBERTOWICZ: – Użytecznym narzędziem, zbyt rzadko stosowanym w dociekaniach dotyczących poznania i prawdy, jest rozróżnienie faktów prostych i złożonych. Fakty proste cechują się tym, że posiadamy ustabilizowane kryteria rozstrzygania, czy informacje na ich temat są prawdziwe, czy też nie, a fakty złożone tym, że wymykają się prostym kryteriom. To, że pewien obywatel, który twierdzi, że nie był TW „Bolkiem”, został zarejestrowany w ramach pewnych procedur prawnych, jest faktem prostym, natomiast teza, że Polacy byli współsprawcami Holokaustu, przywołuje fakt złożony.

Ojciec Janusz przedstawił nam przedsmak teologicznej teorii prawdy, prof. Zbigniew Stawrowski przedsmak filozoficznej teorii prawdy. Pora na szybki wgląd w empiryczną, socjologiczną teorię prawdy. Zacznę od krytyki słów prof. Stawrowskiego, który powiedział, że mamy w sobie wewnętrzne światło. Rzeczywiście badania empiryczne, zarówno w psychologii społecznej, np. Jonathana Haidta, jak i neuronauce, zdają się potwierdzać tezę, że „oprzyrządowanie” naszego mózgu zawiera pewne prawdy moralne, które potrafimy intuicyjnie artykułować, choć rzadziej uzasadniać. Potrafimy instynktownie sprzeciwiać się krzywdzeniu innych ludzi. Jednak tylko nieliczni potrafią swoje wewnętrzne światło artykułować racjonalnie. Czynią to filozofowie. Jednakże te dobre intuicje moralne nie są, w świetle empirii, ale także zdrowego rozsądku, uniwersalne, nie są dane każdemu. Przecież gdyby wszyscy mieli swoje wewnętrzne światło prawdy, które mówi w szczególności, że nie wolno krzywdzić innych, świat ludzki wyglądałby inaczej.

Według pewnych badań około 1–2 proc. ludzi to psychopaci, niepotrafiący odczuwać cierpienia innych osób. Znaczy to, że niektórzy nie mają w sobie wewnętrznego światła, tylko wewnętrzny mrok. Problem z dzisiejszą epoką polega na tym, że ścieżki instytucjonalne biznesu, polityki, ale także sztuki i nie wykluczam, że Akademii, zdają się premiować właśnie psychopatów. Oni łatwiej przechodzą progi karier instytucjonalnych i obejmują pozycje zarządcze.

Prof. Stawrowski celnie powiedział, że większość naszej wiedzy przyjmujemy na wiarę. Socjolog powie, że wszelka wiedza zanurzona jest we wspólnocie komunikacyjnej. To kondycja wspólnoty komunikacyjnej określa, na ile możliwy jest konsensus wokół pewnych prawd oraz jakie kryteria weryfikacji informacji się kulturowo stabilizują, a jakie nie. Problem dzisiejszych wspólnot komunikacyjnych polega na tym, że szybki rozwój technologii powoduje, że nawet fundamentalne pojęcia tracą stabilność semantyczną. Ludzki język cechuje się otwartością semantyczną, co oznacza, że te same terminy stają się innymi pojęciami, a pojęcia są mniej lub bardziej płynne. Gdyby nie płynność semantyczna języków, prawdopodobnie w ogóle nie byłoby rozwoju w dziejach, ale wydaje się, że historycznie nigdy nie było tak daleko posuniętej niestabilności semantycznej. A bez stabilności semantycznej zbiorowość nie może ustalać żadnych prawd pojęciowych. Tymczasem od czasu rewolucji cyfrowej żyjemy w oceanie dezinformacji i ciągłej niestabilności języka. Młodzi, zanurzeni w świecie memów, prześcigają się w mniej lub bardziej kreatywnej destabilizacji zastanych semantyk. Zaburza to wspólnotę komunikacyjną niezbędną do tego, by prawda była osiągana, artykułowana, a roszczenia do niej weryfikowane.

I wracam do rozróżnienia faktów prostych i złożonych. W pierwszym przypadku istnieją dość proste, kulturowo skonwencjonalizowane procedury ustalenia, czy np. konkretny obywatel był zarejestrowany jako tajny współpracownik. Natomiast gdy chcemy ustalić, czy obywatel, który twierdzi, że nie był TW „Bolkiem”, bardziej przyczynił się do przeprowadzenia nas do wolności, czy raczej ten proces opóźniał, nie posiadamy żadnych prostych kryteriów rozstrzygnięcia sporu. Jeśli z kolei postawimy tezę o odpowiedzialności Polaków za Holokaust, która niedawno została ponownie wyrażona przez autorkę „Krytyki Politycznej”, to gdybyśmy chcieli potraktować taką tezę poważnie i próbować ją zweryfikować, to musielibyśmy przeprowadzić długą sekwencję posunięć definicyjnych, ustaleń faktycznych, zagregować ogromne, tysięczne liczby faktów, dość arbitralnie przyjąć pewne kryteria statystyczne, określające, od jakiego poziomu zweryfikowanego jednostkowego współsprawstwa Polaków można by ewentualnie prawomocnie mówić, że nasz naród był współsprawcą Holokaustu.

Zamiast wykonywać taką mozolną pracę, której rezultaty mogą okazać się mało konkluzywne, łatwiej jest zapisać się do pewnego plemienia komunikacyjnego, dla którego już z góry odpowiedź jest instynktownie jasna.

Z socjologicznej perspektywy punktem ciężkości naszej debaty jest to, czy ludzkość jeszcze ma narzędzia do rekonstrukcji zdrowej wspólnoty komunikacyjnej, czy też przemiany technologiczne tę wspólnotę już zdruzgotały nieodwołalnie.

Antoni LIBERA: – Przypomniała mi się definicja języka dokonana przez „najwybitniejszego językoznawcę XX wieku”, czyli Josifa Wissarionowicza Stalina, który powiedział, że język nie należy ani do bazy, ani do nadbudowy, a więc że można go kształtować wedle kryteriów subiektywnych. Można powiedzieć, że dożyliśmy czasów, gdy zwyciężyła ta sławetna definicja.

Andrzej ZYBERTOWICZ: – To jest bardzo głęboka myśl. W istocie przestrzeń wirtualna wygląda jak ucieleśnienie pragnienia Stalina o rzeczywistości w pełni podatnej na wolę władzy.

Antoni LIBERA: – Wskazał pan na kolejną katastrofę – katastrofę na poziomie języka. Okazuje się, że język – podstawowe narzędzie komunikacji – zostało niejako rozbrojone. Może więc jakąś pomoc przyniesie kodyfikacja prawdy w postaci prawa? Czy człowiek za pomocą prawa może obronić np. swoje dobre imię? Czy sąd obroni go przed pomówieniami i fake newsami?

Antoni ŁEPKOWSKI: – Podstawową kwestią w postępowaniach prawnych jest rozróżnienie dwóch prawd: materialnej i formalnej, którą uwzględnia każda z procedur prawnych zarówno w sprawach kryminalnych, karnych, jak i w sprawach cywilnych, administracyjnych, rodzinnych.

Dobre postępowanie prawne to takie, w którym prawda formalna, maksymalnie zbliża się do prawdy materialnej albo ten stan osiąga. Prawda materialna natomiast, według systemu prawnego, nie tylko naszego, ale wszystkich cywilizowanych systemów prawnych, jest to odzwierciedlenie rzeczywistości ustalone przez organ stosujący prawo, które może się odbywać wyłącznie za pośrednictwem prawdy formalnej – dowodowej, czyli tego, co da się udowodnić ze względu na istnienie dowodów prawdy i ze względu na obowiązujące procedury. Ich istnienie ma swoje źródło w głęboko chrześcijańskiej myśli: „nie sądźmy, abyśmy nie byli sądzeni”. Zatem proces sądowy musi zawierać gwarancje wynikające z teorii praw człowieka, a więc konkretnej osoby, która jest stroną postępowania sądowego.

Zarówno w procedurze karnej, jak i cywilnej istotne są gwarancje, które dajemy i które mają wpływ na prawdę; wpływ negatywny. W każdym cywilizowanym systemie istnieje choćby norma prawna, która pozwala człowiekowi w postępowaniu karnym nie obciążać siebie samego i najbliższych. Ten element, będący gwarantem praw obywatelskich, praw oskarżonego i praw pomawianego, jest elementem często uniemożliwiającym utożsamienie prawdy formalnej z materialną, bo stoi ona na straży prawdy formalnej. Strona postępowania ma prawo uchylić się od odpowiedzi na pytanie, które może narazić ją lub jej bliską osobę na odpowiedzialność karną.

Istnieje szereg ograniczeń dowodowych oraz dyskusja we wszystkich systemach prawnych, czy tzw. owoce zatrutego drzewa (owocami zatrutego drzewa nazywamy niedozwolone przez prawo czynności podejmowane przez służby wykrywające przestępstwa; mają one na celu zdobycie dowodów dających podstawę do wszczęcia postępowania karnego – red.) mogą stanowić dowód w postępowaniu prawnym. Czym innym bowiem jest gromadzenie dowodów właśnie z zatrutego drzewa, czyli sprzecznie z procedurą formalną, jeśli nie dążeniem do prawdy?

Cała Ameryka widziała, jak sprawca okrutnej zbrodni ucieka przed wymiarem sprawiedliwości. Było mnóstwo dowodów, które wskazywały, że O.J. Simpson, amerykański futbolista i aktor filmowy, popełnia przestępstwo, ale nie można ich było przedstawić. Podczas wydawania wyroku sąd był związany gwarancjami prawdy formalnej, które uniemożliwiały przedstawienie dowodów przybliżających ostateczny wyrok do kryteriów prawdy materialnej.

Ilość gwarancji, którą obywatel posiada w postępowaniu prawnym, jest tak wielka, że prawda materialna bardzo często nie objawia się w sądzie. Orzeczenie w obecnych systemach prawnych jest sprawiedliwe nie dlatego, że odpowiada powszechnemu poczuciu sprawiedliwości i odzwierciedla prawdę; ono jest sprawiedliwe, kiedy jest prawomocne.

Wnioski wynikają z tego często dramatyczne. Realizowanie gwarancji obywatelskich i gwarancji praw człowieka przy współczesnych procedurach powoduje, że dojście do prawdy jest nieco trudniejsze. Nie jest tak, że prawo nie ma narzędzi dochodzenia do tej prawdy, bo zarówno prawo materialne, jak i prawo proceduralne mają do niej doprowadzić. Jednak wszelkie patologie są efektem działania wymiaru sprawiedliwości, na który składają się dwa główne elementy: treść norm prawnych oraz ludzie, którzy stosują prawo. Jeśli ideały prawdy będą leżeć tak nisko jak w tej chwili, to wymiar sprawiedliwości pozostanie w kryzysie.

Antoni ŁEPKOWSKI
Ryc. Fabien CLAIREFOND

Antoni LIBERA: – Spróbujmy teraz poszukać jakichś argumentów lub pomysłów, jak wyjść z tej sytuacji. A może jest już tak, że zmiana dokona się już tylko przez totalną katastrofę?

Jak pogodzić podstawowe i fundamentalne prawdy wiary, wynikające z objawienia, z nową wizją wszechświata? Nawiążę tu do cytatu z książki Miłosza Ziemia Ulro, gdzie autor stwierdza, że obecnie w skali masowej stało się jasne dla człowieka wielkie „NIE MA”. To wielkie „NIE MA” jest symbolem próżni metafizycznej, o której wielu pisarzy i myślicieli już pisało. Jak pogodzić teologicznie treść Starego i Nowego Testamentu z nową, naukową „ewangelią”?

O. Janusz PYDA OP: – Kategoria „pewności”, którą wybiliśmy na boisko dwudziestowiecznej filozofii, otwiera źródło filozofowania właściwe nowożytności. Karl Jaspers nazwał owo źródło wątpieniem – w opozycji do źródła starożytnego lub średniowiecznego, którym jest zdziwienie. Dlaczego jest to ważne? Skąd się bierze już u początku nowożytności, w filozofii Kartezjusza, dążenie nie do prawdy, ale do pewności?

Kartezjusz chce – more geometrico – skonstruować filozofię na nowo, na kształt czy na wzór nauk przyrodniczych, które akurat wówczas, dzięki Newtonowi, zaczynają się matematyzować. Zamiana kategorii prawdy na kategorię pewności następuje kolejno nie tylko w naukach przyrodniczych, ale także w filozofii i we wszystkich innych naukach. Matematyzacja metody, która tak dobrze sprawdza się w fizyce, prowadzi w filozofii do prymatu kategorii pewności nad kategorią prawdy. To zaś z kolei generuje sceptycyzm. Cóż bowiem może być pewnego? Doświadczenia zmysłów bywają mylące, nie mamy pewnego kryterium odróżnienia jawy od snu, a prawdy matematyczne możemy podać w wątpliwość, przyjmując Kartezjuszową koncepcję „złośliwego demona”. Jako pewne zostaje nam jedynie słynne zdanie „cogito ergo sum”. To naprawdę bardzo mało. W pogoni za pewnością utraciliśmy kawał rzeczywistości.

Pierwszy krok ku koncyliacji. Jeżeli będziemy chcieli utrzymać kategorię pewności i będziemy myśleli w kategoriach matematycznego rozumienia pewności czy ścisłości, to nie uda nam się uniknąć marginalizacji poszukiwania prawdy w dziedzinach, których nie da się zmatematyzować. Wyzwaniem jest wykazanie, że kategoria pewności inaczej może funkcjonować w naukach ścisłych, a inaczej w naukach humanistycznych, co nie oznacza, że rezygnując z kategorii pewności, będziemy rezygnować z kategorii ścisłości jako pewnej higieny intelektualnej i solidności myślenia. O ile kategoria pewności niosła ze sobą sceptycyzm, o tyle jej zupełne porzucenie może nieść ze sobą relatywizm. Aby z tego wybrnąć, warto sięgnąć do tradycji przedkartezjańskiej.

Drugi krok ku koncyliacji zakłada powrót do metafizyki. Współcześnie nie są w stanie prowadzić dyskusji na przykład teolog i biolog, ponieważ nie mają wspólnej płaszczyzny takiej rozmowy. Weźmy jako przykład zagadnienie ewolucji. Kojarzy nam się ono przede wszystkim z biologią, ewolucją gatunków biologicznych. Warto jednak pamiętać, że teoria ewolucyjna w wydaniu biologicznym to jedynie jeden z wymiarów metafizycznego problemu tożsamości i zmienny. Problem ów dyskutowali Heraklit i Parmenides, Platon i Arystoteles i wielu innych. Jeśli teolog ma rozmawiać z biologiem w sposób kompetentny na taki chociażby temat, jak ewolucja, obaj muszą mieć świadomość wymiaru metafizycznego tego problemu. Wymiar ten jest bowiem wspólną podstawą zarówno dla rozważań teologicznych, jak i biologicznych.

Jeżeli nie mamy płaszczyzny metafizycznej, na której możemy dyskutować, to nie uda nam się sensownie prowadzić sporów pomiędzy różnymi dziedzinami. Niezależnie od tego, jakimi argumentami będziemy się przerzucać, problem płynnych pojęć z nami pozostanie. Kiedy pojawiła się encyklika Jana Pawła II Fides et ratio, została przyjęta bardzo chłodno właśnie z tego powodu, że postulowała powrót do myślenia metafizycznego. Również polscy filozofowie bardzo sceptycznie się do niej odnosili. Sceptycyzm zmniejszył się natomiast, kiedy Leszek Kołakowski napisał tekst Mała uwaga o wielkiej encyklice i słusznie wskazał, że konieczny jest powrót do metafizyki, inaczej nie będzie możliwości zaistnienia debaty. Trzeba wrócić do rozgrywania sporów na takim boisku, na którym mogą spotkać się teolog, który myśli o rozwoju dogmatów, i biolog, rozważający ewolucjonizm przyrody.

W końcu problem dyskusji między teologią a naukami szczegółowymi polega bardzo często na dyletanctwie dyskutantów. Często słyszę kompletnie nieuprawnione ekstrapolacje pewnych twierdzeń, niekompetentnie zaczerpniętych z nauk szczegółowych. To nie jest tak, że reguła nieoznaczoności Heisenberga musi od razu oznaczać relatywizm moralny. To nie jest tak, że teoria względności, która stosuje się do bardzo konkretnych sytuacji fizycznych, sprawia, że wszystko jest względne. Problem w dążeniu do prawdy polega na tym, że ci którzy dyskutują o nauce, znają ją często wyłącznie z prac popularyzatorskich. Konieczny jest powrót do kompetencji. Największe, a zarazem najbardziej jałowe spory toczone są zazwyczaj przez dyletantów.

Podsumowując: nie trzymajmy się kurczowo kategorii pewności albo przynajmniej pamiętajmy, że może ona być stosowana przede wszystkim w naukach formalnych. Nie można zaś podporządkowywać nauk humanistycznych metodologii im obcej – ani w formie instytucjonalnej, ani w formie merytorycznej. Wróćmy do metafizyki jako do wspólnej płaszczyzny dyskusji dla różnych dziedzin. Ostatecznie – niech nasze dyskusje będą debatami ludźmi, którzy są w danej dziedzinie kompetentni.

Antoni LIBERA: – Stoimy w przededniu kolejnego skoku ewolucyjnego, w którym człowiek zacznie sam siebie transformować. Inżynieria genetyczna, klonowanie, zmiana paradygmatu ewolucji. Czy i jak można uchronić wyższe uczelnie przed zalewem pseudonauk?

Prof. Zbigniew STAWROWSKI: – Pewność, o której pisał Kartezjusz, jest pewnością szczególną, bo chodzi w niej o niepowątpiewalność, a dokładniej – o przezwyciężenie sceptycyzmu i znalezienie czegoś, co mogłoby się oprzeć najbardziej nawet wymyślnym sposobom kwestionowania i wątpienia. Kluczowym argumentem Kartezjusza jest tu hipoteza wszechmocnego złośliwego demona, który nas we wszystkim okłamuje, mimo to spod jego władzy wymyka się nasza pewność, że „cogito ergo sum”.

Przeciwieństwem prawdy jest więc nie tylko pomyłka, złudzenie czy iluzja, ale również zło moralne – kłamstwo jako świadome i celowe wprowadzenie w błąd. Tylko że w przypadku kłamstwa kłamca nadal wie, jaka jest prawda; gdyby nie wiedział, nie byłby kłamcą. Jeśli jednak chodzi o nasze dzisiejsze zagubienie, to jest jeszcze gorzej, ponieważ ludzie nie wiedzą już, z jaką rzeczywistością mają do czynienia. Rzeczywistość została jakby zneutralizowana – niby wciąż jest, ale nie ma większego znaczenia. W takiej sytuacji brakuje nam wspólnej miary, którą możemy mierzyć i ocenić nasze myśli, koncepcje, nasze pomysły na życie. I to jest wielki problem naszych czasów.

Antoni LIBERA: – Niektórzy mówią, że jesteśmy w stanie wojny hybrydowej, polegającej na wojnie narracji. Polityka historyczna prowadzi do konsekwencji bardzo praktycznych. Czy mamy szansę jako państwo średniej wielkości wygrać z takimi molochami jak wielkomocarstwowa, szowinistyczna Rosja, a z drugiej strony „internacjonalistyczna” Unia Europejska, która nie znosi „państw narodowych”?

Prof. Andrzej ZYBERTOWICZ
Ryc. Fabien CLAIREFOND

Andrzej ZYBERTOWICZ: – Zgadzam się z tezą, że metafizyka wyznacza boisko, w ramach którego możemy ustalać prawdy. Ale Antoni Libera, czujnie przywołując nowe technologie i współczesne wizje, w tym transhumanizm, powiedział w istocie coś takiego: problem nie polega tylko na tym, że utraciliśmy zdolność debaty metafizycznej po wstępnym rozstrzygnięciu, jakie właściwości ma boisko, na którym gramy. Następuje bowiem przemiana, jeśli nie wprost metafizyki, to ontologii człowieka. Człowiek scyborgizowany, z umysłem zdegradowanym przez ciągłe przebodźcowanie cyfrowe, staje się innego typu bytem. Inaczej mówiąc, ta konsolacja w tym punkcie bierze się z niedoceniania siły rewolucji technologicznej, która przemienia fundamenty bytowe świata społecznego i jednostkowego. Pora, abyście, drodzy filozofowie i teologowie, wreszcie otworzyli na to oczy, zamiast stale powtarzać stare, klasycystyczne formuły.

W odniesieniu do wysiłku podjętego przez twórców „dobrej zmiany” można zastosować, abstrahując od ówczesnego historycznego kontekstu, uwagę Józefa Piłsudskiego: „Koło historii wstrzymałem na chwilę”. Mam wrażenie, że najpierw Jarosław Kaczyński, a ostatnio Andrzej Duda kupili dla Polski czas. Przez świat przewala się degradująca tradycyjne wartości nawałnica. Czy my, intelektualiści zmagający się z tą tematyką, ten kupiony przez polityków czas potrafimy należycie wykorzystać?

.Jeśli ta cywilizacja fałszu, zamętu, hiperindywidualizmu i megahedonizmu się rozszczelni i zacznie sama się wywracać, a my – Polacy do tego momentu dotrwamy, to może się okazać, że będziemy światłem, ku któremu zwrócą się inne kraje. Natomiast jeśli to rozszczelnienie i kryzys nie nastąpią, a my nie zbudujemy bardzo żywotnej alternatywy światopoglądowo-metafizycznej, to przegramy. Politycy kupili dla nas czas, ogromnym wysiłkiem, także za cenę poważnych kompromisów. Czy potrafimy to wykorzystać?

Tekst debaty opublikowano w wyd. 24 miesięcznika opinii „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 lutego 2021