Zachód wobec Putina zgrzeszył naiwnością
Pomysł, że można by nawiązać z Putinem stosunki oparte na zasadach „stabilności” i „zaufania”, został już dawno zweryfikowany przez nagą rzeczywistość – pisze Nicolas TENZER
W książce „La connaissance inutile” („Wiedza bezużyteczna”) z 1988 r. francuski filozof Jean-François Revel analizował klasyczny paradoks: nigdy wcześniej nie dysponowaliśmy (zwłaszcza osoby decyzyjne) tak dużą ilością informacji, ale jednak w niewielkim stopniu przyczynia się to do podejmowania najlepszych decyzji. Wszystko dzieje się tak, jakby wiedza była odłożona na bok, a dezinformacja w ścisłym tego słowa znaczeniu miała pełną swobodę rozwoju.
Słuchając telewizyjnego przemówienia Władimira Putina z 21 lutego 2022 r. i jego zapowiedzi uznania marionetkowych republik Donieckiej i Ługańskiej, a następnie dowiadując się o jego brutalnym ataku na Ukrainę, którego celem jest jej zniszczenie, zareagowałem gniewem.
Gniew mój był z pewnością skierowany na zwykłych propagandzistów Kremla; na wielu drani, którzy wybielają jego zbrodnie, i na tych wszystkich znanych lub mniej znanych, którzy korzystają z jego hojności. Jednak gniew ten dotyczył również tych, którzy nie chcieli słuchać, rozumieć i przyjąć do wiadomości, że mogą się mylić. Innymi słowy, na wszystkich tych, którzy z wiedzy, którą dysponowaliśmy, nie uczynili podstawy swojego działania.
Ta marginalizacja wiedzy w publicznym procesie decyzyjnym jest tematem, który wykracza daleko poza przypadek Rosji, ale w tym wypadku nabiera dramatycznego wymiaru. Rzeczywiście, analizy reżimu Putina są wielorakie, z pewnością niekiedy rozbieżne i bogate w niuanse – świadczą o tym setki książek i tysiące artykułów. Mimo wszystko dają one zbieżny obraz w jednej kwestii – mafijnego, destrukcyjnego, rewizjonistycznego i „nienormalnego” charakteru tego reżimu w odniesieniu do standardów wolności, racjonalności wartości i godności obowiązujących w „wolnym świecie”. Pomysł, że można by nawiązać z nim stosunki oparte na zasadach „stabilności” i „zaufania”, został już dawno zweryfikowany przez nagą rzeczywistość. Sam fakt, że można wierzyć nie tylko słowom, ale i wyobrażeniom, jakie głosi ten reżim – zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa – świadczy o radykalnym niezrozumieniu rzeczywistości przez elity zachodnie.
Agresja reżimu rosyjskiego wobec Ukrainy nie mogła więc być zaskoczeniem. Była ona nie tylko przewidywalna, lecz także przewidziana, chociaż nikt nie mógł określić jej dokładnej formy i czasu. W końcu jest to tylko kontynuacja tego, co Putinowi udawało się robić przez ostatnie 22 lata bez napotykania poważnego i wiarygodnego sprzeciwu ze strony świata zachodniego. Pisałem o tym setki razy – Putin do tej pory wygrywał wszystkie swoje wojny i mimo wprowadzonych sankcji oraz pewniejszej jedności świata zachodniego nie można wykluczyć, że pozwoli mu się wygrać kolejną.
Nie należy krytykować ostatnich prób dyplomatycznych, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych i Francji, mających na celu uniknięcie wojny na wielką skalę. Być może rzeczywiście należało próbować, nawet jeśli te rozmowy z przywódcą Kremla miały niewielkie szanse powodzenia. Należało starać się uniknąć, na ile to możliwe, ataku na wielką skalę, który ponownie spowodowałby rozlew krwi, którego pierwszą ofiarą byłaby ludność ukraińska. Ponadto nie zapominajmy, że za klasycznymi słowami „geopolityki” kryją się dzieci, kobiety i mężczyźni, którzy są dzisiaj mordowani. Wojna nigdy nie jest abstrakcją. Deklarowanie „deeskalacji” nie rozwiązuje problemów leżących u podstaw konfliktu. Innymi słowy, nie umniejszajmy wysiłków podejmowanych w ciągu ostatnich trzech miesięcy, aby zapobiec najgorszemu, ale doceniajmy je w dłuższej perspektywie.
Musimy mieć odwagę, by uznać, że ta wojna jest konsekwencją naszych błędów z przeszłości. Gdybyśmy podjęli działania już w latach 2008, 2013, 2014, 2016 itd., Moskwa nie doprowadziłaby do jeszcze większego zaostrzenia sytuacji ani nie wzmocniłaby swojej armii. Nie rozszerzyłaby też w takim stopniu swojej władzy nad wieloma krajami ani nie miałaby czasu na rozwijanie swoich wpływów i korupcji w Europie Zachodniej. Pozwoliliśmy jej na bezkarne działania i nie mieliśmy woli, by zastosować środki zaradcze, w tym prawne.
Zachód wobec Putina wyglądał czasem jak kurczaki stojące przed nożem lub jak początkujący żołnierze z granatem z wyciągniętą zawleczką. Traciliśmy cenny czas na wymyślanie najbardziej pokrętnych schematów i struktur, które pewnego dnia miałyby regulować nasze stosunki z rosyjskim reżimem, a czasem upajaliśmy się słowami. Nie rozumieliśmy, że gdy my się bawiliśmy, Putin podsycał ogień. I – jak powiedziałby Leo Strauss – nie wiedzieliśmy, że gramy na lirze, gdy Rzym płonie. Nie można tego jednak uznać za usprawiedliwienie.
Nie będę tu wracał do źródeł naszych błędów: mylenie kraju z reżimem, koncentrowanie się na interesach, domniemanie racjonalności, brak dostrzegania związku między represjami w kraju a agresją za granicą, brak zrozumienia, co oznaczał kremlowski rewizjonizm historyczny, którego kulminacją była „likwidacja” Memoriału, niezwracanie uwagi na powtarzające się masowe naruszenia prawa międzynarodowego itd. Minimum odpowiedniej lektury pozwoliłoby na zrozumienie prawdy. Fakt, że państwa zachodnie zamknęły się w klasycznej wizji „geopolityki” w stosunkach z Rosją, miał znaczący wpływ na niedocenianie liderów rosyjskiego reżimu. Uniemożliwiło to elitom zachodnim zrozumienie właściwego ciężaru ideologii rosyjskiego reżimu i sprawiło, że w większości przypadków nie były one wyczulone na jego dyskurs propagandowy, a nawet nieświadomie podchwytywały pewne jego narracje.
Niewątpliwie zgrzeszyliśmy więc brakiem zdecydowania i nie jesteśmy jeszcze w pełni racjonalni – wystarczy zauważyć, że niektóre państwa Unii Europejskiej, a także Wielka Brytania oraz Stany Zjednoczone, nadal przyjmują osoby z otoczenia Putina i ich inwestycje. Nowe sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Unię Europejską wydają się nieśmiałe, nawet jeśli stanowią niezaprzeczalny postęp.
Nie jest łatwo uwolnić się od tego częściowo zamierzonego braku rozsądku. Konieczne jest, aby przywódcy na Zachodzie zdawali sobie z tego sprawę i potrafili to ocenić. Ten brak rozsądku może być zarówno problemem personalnym, jak i wadą instytucjonalną, która wiąże się z dostarczaniem analiz przywódcom politycznym, a z pewnością także z ich gotowością do przyjmowania tych analiz.
.To, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, pomogło im otworzyć oczy. Jednak zrozumieć – to nie tylko patrzeć na splot wydarzeń, który spowodował, że ich strategie spotkały się z ostrą krytyką, ale także zrozumieć przyczyny tego stanu rzeczy. Można się obawiać, że są dopiero w połowie drogi i że wiedza, którą zgromadzili, nadal będzie wydawać się im bezużyteczna, co grozi popełnieniem kolejnych błędów.
Nicolas Tenzer
Tekst ukazał się na stronie Tenzer Strategics [LINK]. Przedruk za zgodą Autora.