Oleksandr AVRAMCHUK: Program Fulbrighta i korzenie sojuszu polsko-amerykańskiego

Program Fulbrighta i korzenie sojuszu polsko-amerykańskiego

Photo of Oleksandr AVRAMCHUK

Oleksandr AVRAMCHUK

Historyk, post-doc w Katedrze Historii i Historiografii Europy Środkowo-Wschodniej i Wschodniej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Autor podcastu historycznego „Bez wypowiedzenia wojny”.

Program Fulbrighta był bezpośrednią reakcją na tragiczne żniwo II wojny światowej i odzwierciedlał nową rolę międzynarodową, jaką Stany Zjednoczone zamierzały odegrać po 1945 r. – pisze Oleksandr AVRAMCHUK

Korzenie sojuszu polsko-amerykańskiego

.W ostatnich dziesięcioleciach Polska ugruntowała swoją reputację najbardziej niezłomnego europejskiego sojusznika Stanów Zjednoczonych. Na arenie międzynarodowej oba kraje ściśle współpracują w różnych kwestiach politycznych, gospodarczych i bezpieczeństwa, przy czym obie strony uznają znaczenie silnego partnerstwa w promowaniu wspólnych wartości i interesów. Jako członek NATO Polska odegrała ważną rolę we wspieraniu amerykańskiej interwencji wojskowej w Afganistanie i Iraku, a także opowiadaniu się za znaczącą amerykańską obecnością wojskową w Europie Środkowej, co obejmowało m.in. pomysł budowy amerykańskiej bazy obrony przeciwrakietowej na terenie Polski. W sferze gospodarczej Stany Zjednoczone odegrały istotną rolę, pomagając Polsce w przejściu do gospodarki rynkowej i są obecnie jednym z jej głównych partnerów handlowych na świecie. Ten strategiczny sojusz wykracza poza zwykłe zyski i straty handlowe typowych stosunków sojuszniczych i jest osadzony na głębokich podstawach społecznych.

Społeczeństwo polskie znane jest ze swoich wyjątkowych nastrojów proamerykańskich, a wielu Polaków wyraża głęboki podziw i szacunek dla Ameryki. Nastroje te znajdują odzwierciedlenie w badaniach opinii publicznej, które niezmiennie wskazują na wysokie poparcie Polaków dla USA. Polacy darzą głębokim szacunkiem i uznaniem rolę Stanów Zjednoczonych jako globalnego obrońcy wolności i praw człowieka, co konsekwentnie wyrażane jest podczas każdej wizyty prezydentów USA, czy to Billa Clintona, George’a W. Busha, Baracka Obamy, Donalda Trumpa czy Joe Bidena. W miarę narastania nastrojów antyamerykańskich w Europie i poza nią, Polska słusznie jest uważana za najbardziej proamerykański kraj na świecie, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi. W wyniku tego ścisłego sojuszu uczeni często nazywają Polskę „protegowanym Ameryki na Wschodzie”, a jeden ze znanych francuskich polityków złośliwie określił Polskę mianem „konia trojańskiego USA” w Europie.

.Jeśli zagłębimy się w historię, ta wyjątkowa sympatia między obydwoma krajami wydaje się niewytłumaczalna. Stany Zjednoczone weszły na arenę międzynarodową dokładnie w tym samym momencie, w którym agresywni sąsiedzi dokonali rozbiorów osłabionej wewnętrznymi niepokojami Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Oddzielonych ponad 6,5 tys. km Polaków i Amerykanów łączyły republikańskie ideały wolności, choć dzieliły poglądy na inne kwestie, od roli Kościoła w życiu publicznym po mechanizmy funkcjonowania państwa.

W kwestii historii politycznej Polska i Stany Zjednoczone reprezentowały różne i często przeciwstawne interesy, zwłaszcza w okresie zimnej wojny, kiedy Polska pozostawała socjalistycznym państwem satelickim. Choć „kwestia polska” była zazwyczaj jedynie aspektem stosunków Waszyngtonu z wielkimi mocarstwami Europy, nigdy nie stała się priorytetem amerykańskiej polityki zagranicznej. Z biegiem czasu stosunki Polski i USA zaczęły się charakteryzować nierównym partnerstwem, naznaczonym paradoksalnie znacznymi rozbieżnościami interesów państwowych i jednoczesną przyjaźnią między narodami. Na ten osobliwy sojusz miały wpływ różne czynniki, m.in. historyczna rola żołnierzy wolności, takich jak Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski, fala polskiej emigracji zarobkowej do USA pod koniec XIX w., a także wsparcie prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona dla odbudowy Polski po latach zaborów. Równie ważna była niesamowita pomoc udzielona społeczeństwu polskiemu po I wojnie światowej, obejmująca pomoc humanitarną, żywność, sprzęt, pomoc techniczną oraz wsparcie takich organizacji jak Czerwony Krzyż, Misja Hoovera i YMCA, mające na celu odbudowę kraju.

W okresie międzywojennym w stosunkach między obydwoma krajami w dalszym ciągu kształtował się model nierównego partnerstwa. O ile Polacy żywili do Amerykanów wielką sympatię, wznosząc pomniki prezydentowi Wilsonowi i otwierając parki Hoovera, o tyle Amerykanie wydawali się raczej obojętni. Wilson byt niewątpliwie najbardziej szanowanym zagranicznym przywódcą w Polsce, na jego cześć nazwano około 30 ulic, parków i placów, a kilka miast nazwało ulice imieniem prezydenta Jerzego Waszyngtona.

W polskim spojrzeniu na Amerykę dominowały sympatia i sentymentalizm, podczas gdy w amerykańskim postrzeganiu Polski dominowały ignorancja i obojętność. Najbardziej spektakularnym przejawem sympatii Polski była wielka akcja zbierania podpisów w hołdzie narodowi amerykańskiemu z okazji 150. rocznicy uzyskania przez USA niepodległości w 1926 r. Prowadzona głównie w szkołach akcja zakończyła się zebraniem 111 tomów podpisów pod Polską Deklaracją Podziwu i Przyjaźni dla Stanów Zjednoczonych. Te pierwsze inicjatywy w zakresie dialogu międzyludzkiego były zaledwie początkiem głębszego sojuszu. Interakcje interpersonalne i wymianę kulturalną postrzegano jako substytut niewystarczającej i zapewne nierównej współpracy politycznej.

.W tamtym momencie nie było jednak ustalonej tradycji wymiany intelektualnej między Polską a USA, w przeciwieństwie do wieloletnich stosunków między Polską a Francją czy Wielką Brytanią, gdzie tysiące polskich intelektualistów, naukowców i artystów regularnie podróżowało po Europie w celach edukacyjnych i zawodowych. Dopiero na początku XX w. polscy intelektualiści zaczęli wywierać coraz większy wpływ na Amerykę. Uczeni o różnorodnych poglądach, tacy jak socjolog Florian Znaniecki, antropolog Bronisław Malinowski i ekonomista Oskar Lange, odnieśli znaczące sukcesy w amerykańskim świecie akademickim. Przedsięwzięcie to podejmowały przede wszystkim jednostki, gdyż nowo powstałe w 1918 r. państwo polskie nie posiadało środków na prowadzenie aktywnej dyplomacji akademickiej. Ministerstwo Spraw Zagranicznych (MSZ) powołało w 1925 r. Radę Naukową z historykiem Franciszkiem Pułaskim na czele, jednak na polską działalność w takich krajach jak Wielka Brytania i Francja przeznaczono skromne środki, pozostawiając inne obszary bez wsparcia. Choć Amerykańsko-Polska Izba Handlowa wydawała miesięcznik w języku angielskim zatytułowany „Poland”, środki na ten cel z MSZ przestały płynąć w 1932 r. Pomimo podejmowanych przez Ambasadę Polski w USA prób powołania katedry studiów polskich na Uniwersytecie Columbia, wysiłki te się nie powiodły. Najskuteczniejszym łącznikiem między Polską a USA w tamtym czasie był wybitny anglista profesor Roman Dyboski z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który wykładał w USA dzięki wsparciu Fundacji Kościuszkowskiej. Udało mu się zorganizować gościnne wykłady dla dziennikarza Erica P. Kelly’ego, który przyjeżdżał do Krakowa, aby uczyć literatury amerykańskiej. Niemniej jednak z późniejszej oceny MSZ wynikało, że informacja i propaganda na temat Polski była „dość słaba i niezbyt skuteczna”. Odizolowane od spraw europejskich Stany Zjednoczone nie należały do priorytetów polskiej polityki zagranicznej w okresie międzywojennym.

Katastrofalne wydarzenia II wojny światowej i następująca po niej zimna wojna wywarły istotny wpływ na Polskę, jej politykę wewnętrzną i pozycję w społeczności międzynarodowej. Zarówno polscy emigranci, jak i komuniści, każdy na swój sposób, zwracali szczególną uwagę na USA. Sama Ameryka przeszła poważną transformację, przyjmując coś, co można nazwać mentalnością Planu Marshalla, charakteryzującą się chęcią niesienia pomocy i poczuciem globalnej odpowiedzialności. Z biegiem czasu wierzono, że zachodnie wpływy kulturowe ostatecznie osłabią dyktatury, prowadząc do świata bez napięć i rywalizacji.

Ekspansja radziecka i początek rywalizacji w okresie zimnej wojny jeszcze bardziej wzmocniły amerykańskie poczucie misji. Gdy znaczna część Eurazji znalazła się pod wpływem ZSRR, wyzwania związane z bezpieczeństwem narodowym uczyniły oświatę częścią polityki międzynarodowej i zapewniły możliwości realizacji projektów informacyjnych, propagandowych i edukacyjnych. Rodzące się zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w sprawy światowe opierało się na założeniu, że edukacja jest niezbędna w procesie przekształcania pokonanych państw Osi, takich jak Niemcy i Japonia, z systemów autokratycznych w demokratyczne. Wkrótce uznano, że ta taktyka „reorientacji” poprzez oświatę ma zastosowanie także w krajach komunistycznych. Kilka osób zaangażowanych w dyplomację publiczną w zachodniej strefie okupacyjnej Niemiec, w tym Shepard Stone, który później został dyrektorem ds. międzynarodowych Fundacji Forda, i dyplomata kulturalny Yale Richmond, ostatecznie znalazło się w bloku socjalistycznym. Pomimo trudności w działaniu w czasach dyktatur komunistycznych, w dalszym ciągu realizowali tę samą misję pomagania społeczeństwom za żelazną kurtyną w ponownym przyłączeniu się do społeczności zachodniej. Zwolennicy tego podejścia uważali, że każde państwo na świecie, jeżeli nie będzie w nim odpowiednio wykształconych osób, może zarazić się wirusem imperializmu i ksenofobii.

Program Fulbrighta

.Inspiracją dla tej optymistycznej perspektywy była propozycja senatora J. Williama Fulbrighta dotycząca ustanowienia programu wymiany akademickiej. Urodzony w Missouri i wychowany w Arkansas, Fulbright był synem bogatego biznesmena i felietonistki. Ukończył Uniwersytet Arkansas i spędził trzy lata, studiując w Oksfordzie jako stypendysta programu Rhodesa (1925-1928), prestiżowego programu, który umożliwiał Amerykanom, Niemcom i obywatelom brytyjskich kolonii studiowanie na elitarnych brytyjskich uniwersytetach. W jego ówczesnym światopoglądzie dominował każdy zachodni stereotyp Wschodu, jaki można sobie wyobrazić. Razem z polskim studentem poznanym podczas europejskiej podróży, Fulbright postanowił udać się dalej na wschód, do Wiednia, Krakowa, Warszawy, a następnie do Wilna. Polska zaskoczyła go biedą, brudem i nadmierną obecnością… Żydów. Ówczesny antysemityzm i wyraźna pogarda dla Europy Wschodniej objawiła się w jego zjadliwych komentarzach na temat potencjalnego zagrożenia ze strony ZSRR: „[…] ale nie rozumiem, dlaczego jakikolwiek kraj miałby walczyć o Polskę. Jest bardzo biedna, ludzie są ogólnie dotknięci ubóstwem, a Żydzi są głupi i brudni”. W liście do swojej ukochanej matki Roberty stwierdził wyraźnie: „Naprawdę nasze zwierzęta są lepiej karmione, czystsze i prawdopodobnie równie inteligentne”.

Jak każdy człowiek, Fulbright, dojrzewając zmienił swoje spojrzenie na świat, co w naturalny sposób objęło jego postrzeganie roli Europy Wschodniej. Godne uwagi jest także to, że stopniowo dystansował się od swoich początkowo zdecydowanie antykomunistycznych postaw, nie mówiąc już o tendencjach antysemickich. W 1939 r. został mianowany rektorem Uniwersytetu Arkansas, w 1942 r. stał się członkiem Izby Reprezentantów, a dwa lata później Senatu. Wraz z innymi wybitnymi amerykańskimi internacjonalistami tamtych czasów Fulbright wziął udział w Conference of Allied Ministers of Education (CAME) – która była prekursorem Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Oświaty, Nauki i Kultury (UNESCO) – po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do tej organizacji w połowie 1944 r.

Fakt, że Stany Zjednoczone wystały delegację i zapewniły CAME hojny budżet, dowodził, że Waszyngton ma ambicje, by wywrzeć większy wpływu na powojenną odbudowę sektora oświaty. Choć wśród uczestników konferencji znalazł się rząd RP na uchodźstwie, przedstawiciele komunistów wkrótce zajęli miejsca w nowo utworzonej UNESCO po cofnięciu międzynarodowego uznania rządowi na uchodźstwie. Nie jest jasne, jakie było stanowisko Fulbrighta w sprawie polskiej delegacji, ale skrytykował on porozumienia jałtańskie za „przebraną umowę w sprawie sfer interesów” między „czterema policjantami”, a nie za fakt, że jeden z „policjantów” był komunistycznym dyktatorem. Chociaż szczerze wierzył, że zachodnie demokracje i Związek Radziecki mogą pokojowo współistnieć w ramach organizacji bezpieczeństwa zbiorowego, był skłonny pogodzić się z faktem, iż Stalin miał kontrolę nad połową Europy.

Pomimo prawdziwego zamiaru łagodzenia napięć Fulbright pozostał zwolennikiem doktryny Trumana, Planu Marshalla i polityki powstrzymywania George’a Kennana. Wraz z takimi postaciami jak Kennan i inni liberalni internacjonaliści tamtej epoki, których nazywano „mędrcami”, senator Fulbright opowiadał się za zdecydowanymi działaniami w celu wsparcia krajów Europy Zachodniej zagrożonych ekspansją komunistyczną, a nie państw satelickich, w których Armia Czerwona zdobyła już przyczółek. Uważał, że rozpad międzynarodowego komunizmu jest kwestią czasu, a odpowiedzialna polityka wymaga wynegocjowanego rozwiązania różnic w świecie broni nuklearnej. Dla Polski taka strategia oznaczała, że utrzymanie status quo było najwyższym priorytetem polityki amerykańskiej.

.Fulbright przeciwstawiał się jastrzębiom zimnej wojny, takim jak senator Joseph McCarthy i sympatykom Stalina, takim jak Henry Wallace. Początkowo Fulbright popart rezolucję tonkińską w 1964 r., wkrótce jednak jego stanowisko uległo zmianie i zaczął sprzeciwiać się prowadzonej przez administrację Johnsona polityce wobec Azji Południowo-Wschodniej. Ostro protestował przeciwko trwającej wojnie w Wietnamie i skrytykował to, co postrzegał jako amerykańską „arogancję władzy”, która leżała u podstaw interwencji. Pełniąc funkcję przewodniczącego Senackiej Komisji Spraw Zagranicznych, Fulbright optymistycznie przyjął możliwość détente z blokiem socjalistycznym w latach 70. XX w. W rezultacie krytykował każdy aspekt podejścia Waszyngtonu, który mógłby wywołać eskalację, potępiał zwłaszcza to, co uważał za pozostałość po zimnej wojnie, np. Radio Wolna Europa (RWE) i emigracyjnych intelektualistów współpracujących z Radiem. Stanowisko środka zajmowane przez Fulbrighta zrównywało go z amerykańskim mainstreamem liberalnym opowiadającym się za ostrożnym podejściem do bloku socjalistycznego, ani wyzwoleńczym, ani defetystycznym, lecz raczej skupionym na stabilizacji i utrzymaniu status quo.

Osobowość i poglądy ojca założyciela niewątpliwie wpłynęły na filozofię Programu, którego był orędownikiem. Program oficjalnie powstał 1 sierpnia 1946 r., kiedy prezydent Harry Truman podpisał ustawę Fulbright Act (Public Law 584), nowelizację ustawy Surplus Property Act z 1944 r., zainicjowaną przez senatora Fulbrighta. To zapoczątkowało szeroko zakrojony program wymiany w dziedzinie szkolnictwa i kultury, mający na celu zwiększenie wzajemnego zrozumienia między narodem Stanów Zjednoczonych a narodami innych krajów. Ponieważ jego początkowy zakres ograniczał się do jednostronnych wyjazdów Amerykanów do krajów dysponujących nadwyżkami wojskowymi USA (takich jak Chiny, Birma, Filipiny i Grecja), Program miał zostać uzupełniony przez ustawę Smitha-Mundt Act z 1948 r. (Public Law 402), zapewniając Kongresowi środki na finansowanie wymiany.

Do czasu wejścia w życie ustawy Fulbright-Hays Act (Public Law 87-256) w 1961 r. program wymiany administrowany przez Departament Stanu nie mógłby istnieć bez ustawy zgłoszonej przez Republikanów – Karla Mundta i Howarda Alexandra Smitha – co często jest pomijane przez autorów pozytywnie stronniczych badań spuścizny senatora Arkansas. Rzeczywiście, pierwotna ustawa Fulbright Act z 1946 r. nie była pozbawiona wad strukturalnych. Opierała się wyłącznie na walutach obcych i brakowało jej stałego mechanizmu finansowania w dolarach amerykańskich. W tym kontekście ustawa Smith-Mundt Act z 1948 r. odegrała istotną rolę w ułatwieniu realizacji inicjatywy, aż do momentu konsolidacji legislacyjnej programów wymiany w 1961 r. Co ważne, polski Program nie borykał się z tym problemem, rozpoczynając działalność na pełną skalę pod auspicjami ustawy Fulbright-Hays Act z 1961 r. Ta charakterystyczna okoliczność pozwoliła, aby polski Program od chwili jego powstania funkcjonował w stabilniejszych ramach finansowych.

Utworzenie Programu Fulbrighta było bezpośrednią reakcją na tragiczne żniwo II wojny światowej i odzwierciedlało nową rolę międzynarodową, jaką Stany Zjednoczone zamierzały odegrać po 1945 r. Wówczas skrupulatnie zbadano imperatyw budowy silnej amerykańskiej pozycji za granicą. Szczególnie w odniesieniu do Polski i innych krajów za żelazną kurtyną cel ten uznano za wyjątkowo delikatny. Pilną kwestią była stabilność nowo narzuconych reżimów komunistycznych i konsekwencje, jakie dla obecności USA w regionie niosła rozwijająca się zimna wojna.

.Równoległym problemem w pierwszych latach powojennych okazało się skuteczne wzmocnienie pozytywnego amerykańskiego wizerunku w Europie Wschodniej. Zadanie to było złożone ze względu na eskalację propagandy antyamerykańskiej i poważnie ograniczone możliwości oficjalnego zaangażowania zarówno podmiotów rządowych, jak i prywatnych. Należy przyznać, że obok jawnego zaangażowania Ameryki za pośrednictwem oficjalnych kanałów istniała dobrze ugruntowana (i obecnie dobrze udokumentowana) sieć tajnej wojny politycznej. W kontekście polskim kluczową rolę odegrał Narodowy Komitet na rzecz Wolnej Europy (National Committee for a Free Europe, NCFE), powołany w tajemnicy przy wsparciu rządu amerykańskiego w 1949 r. Organizacja ta angażowała intelektualistów i polityków na emigracji w tajne kampanie, mające na celu zdobycie serc i umysłów Polaków. Zakres tych tajnych przedsięwzięć sięgał od nominalnie autonomicznej, polskojęzycznej sekcji Radia Wolna Europa, której audycje nadawano w Polsce od 1952 r., po konspiracyjny program tajnej dystrybucji „zakazanej” literatury za żelazną kurtyną. Chociaż starania te trwały przez cały okres zimnej wojny, już w połowie lat 50. XX w. amerykańscy decydenci zaczęli pozbywać się swoich złudzeń co do skuteczności tajnych operacji. To, w połączeniu ze zmianami w państwach socjalistycznych po śmierci Stalina, utorowało drogę oficjalnie wdrażanej amerykańskiej dyplomacji kulturalnej, czego przykładem byt Program Fulbrighta.

Częściowo ze względu na początek konfrontacji zimnej wojny, przez powojenne dziesięciolecia można było zauważyć znaczącą zmianę od amerykańskiego „członkostwa” na Zachodzie do amerykańskiego „przywództwa” społeczności międzynarodowej. Mariaż szkolnictwa z internacjonalizmem, który nastąpił, odzwierciedlał rosnącą potrzebę budowania mostów w obrębie nowo narodzonej Wspólnoty Atlantyckiej i stworzył warunki wstępne dla intelektualnego zaangażowania Stanów Zjednoczonych na arenie światowej. Filozoficzne podstawy Programu Fulbrighta obejmowały nieskrępowaną dwustronną wymianę, której celem było zwiększenie wzajemnego zrozumienia. Kluczowym założeniem stała się zasada autentycznej dwunarodowości, przejawiająca się przez tworzenie komisji dwunarodowych. Te autonomiczne podmioty działały niezależnie od obu rządów, nadzorując wymianę i chroniąc swoją niezależność od wpływów politycznych. Ponadto program podkreślał poszanowanie wyższych standardów szkolnictwa i opowiadał się za demokratycznym uczestnictwem. Jedna z pierwszych analiz filozofii programu ukazała te atrybuty jako „typowo amerykański mariaż idealizmu z pragmatyzmem”. Jak stwierdził Richard T. Arndt, Program Fulbrighta obejmuje „stopniową instytucjonalną akceptację idei globalizacji szkolnictwa międzynarodowego, czyli edukowania siebie o świecie i świata o nas, przy jednoczesnym kształceniu świata”. W tej książce wielokrotnie podkreślana jest zasadnicza sprzeczność między tymi zasadami a specyficznymi warunkami panującymi w bloku wschodnim. W znacznej mierze filozofia Programu Fulbrighta była stale narażana na te sprzeczności, co skutkowało nieodłączną niemożnością jej pełnej realizacji w warunkach PRL-u.

Do tej pory badania nad kulturalną zimną wojną kładą nacisk głównie na perspektywę Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej, a mało miejsca poświęcają punktowi widzenia Europy Wschodniej. Rosnąca literatura na ten temat może prowadzić czytelników do przekonania, że tylko Stany Zjednoczone, ze swoją skomplikowaną machiną propagandową, potężną infrastrukturą dyplomacji publicznej i złowieszczymi ambicjami globalnymi, odegrały rolę w konflikcie znanym jako zimna wojna. Podobnie jak w tangu, do wojny potrzebne są dwie strony, w tym także do zimnej wojny. Zbyt często jednak perspektywy i intencje strony komunistycznej wymykają się badaniom w ramach „rewizjonistycznej” krytyki zaangażowania USA. Na tę uderzającą cechę dyskursu akademickiego składa się kilka czynników, w tym ograniczona znajomość języków wschodnioeuropejskich, dominujący nacisk na naruszenia uczciwości naukowej przez amerykański kompleks wojskowo-przemysłowy oraz skłonność „rewizjonistycznej” historiografii zimnej wojny do pomijania niewygodnego zagadnienia komunistycznej polityki naukowej. Powstały obraz to często jednostronny opis nagannego postępowania USA, uproszczona interpretacja zimnej wojny, za którą wyłączną winę ponoszą Stany Zjednoczone. W konsekwencji anglojęzyczni badacze głównego nurtu bagatelizują znaczenie tłumienia wolności słowa i mobilności akademickiej przez rządy komunistyczne.

To samo podejście dominuje w literaturze poświęconej współpracy intelektualnej w czasie zimnej wojny. Książka Roberta Byrnesa, wieloletniego zwolennika i uczestnika wymiany z blokiem socjalistycznym, opublikowana w 1976 r., pozostaje jedynym kompleksowym opracowaniem na temat wymiany akademickiej między USA a Europą Wschodnią po 1945 r. Wciąż mało napisano na temat Rady ds. Badań i Wymiany Międzynarodowej (International Research and Exchanges Board, IREX – Międzynarodowa organizacja non-profit, która specjalizuje się w globalnej edukacji i rozwoju – przyp. tłum.), poza kilkoma merytorycznymi artykułami. Niektóre z nich opisywały działania instytucji prywatnych, np. wymiany prowadzone przez Fundację Forda, ale nadal nie napisano wszechstronnej monografii na temat historii filantropijnego zaangażowania Stanów Zjednoczonych za żelazną kurtyną. Publikacje niektórych byłych koordynatorów wymian akademickich, takich jak Yale Richmond, dość często idealizują zakres wpływów USA i rzadko czerpią z dokumentów z archiwów Europy Wschodniej. Z kolei coraz większa liczba publikacji na temat wymian finansowanych przez rząd USA, w tym Program Fulbrighta, koncentruje się przede wszystkim na krajach sklasyfikowanych jako „Pierwszy” lub „Trzeci” Świat, takich jak Australia, Austria, Benin, Holandia i Hiszpania, wydaje się jednak, że pomijany jest „Drugi” Świat. Do tej pory przeprowadzono tylko jedno szeroko zakrojone badanie naukowe na temat amerykańskiej dyplomacji edukacyjnej z udziałem kraju z Europy Wschodniej. Niemniej jednak nieopublikowana rozprawa doktorska autorstwa Christophera Medalisa, skupiająca się na wymianie amerykańsko-węgierskiej, w przeważającej mierze przedstawia stanowisko USA przy ograniczonym wykorzystaniu węgierskich materiałów archiwalnych.

.W podsumowaniu należy zaznaczyć, iż oczywiste jest, że badania nad wymianami akademickimi głównie akcentują amerykański punkt widzenia, bez głębszego sięgania do archiwów z Polski lub innych byłych krajów socjalistycznych.

Oleksandr Avramchuk

Fragment książki: Budując Republikę Ducha. Historia Programu Fulbrighta w Polsce w latach 1945-2020, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2024 [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 listopada 2024
Fot. Andrzej Bogacz / Forum.