
Ratujmy Pocztę Polską
Poczta Polska to jedna z ostatnich instytucji gęsto oplatających Polskę. Tysiące placówek, zakorzenienie społeczne, maksymalna rozpoznawalność i wielka odpowiedzialność społeczna za nasze listy, wezwania do sądów, korespondencję urzędową. Nie można jej potraktować jako nieopłacalnego biznesu, który zastąpi się paczkomatami, a pracowników przerzuci się… no właśnie, nie przerzuci się – pisze Paulina MATYSIAK
.W siedzibie Poczty Polskiej przedstawiciele pracowników i kilkunastu związków zawodowych czekają od trzech dni na prezesa spółki. Zostali w budynku po kolejnych niekonstruktywnych rozmowach. Zarząd spółki nie przyjął żadnego z postulatu strony pracowniczej. Dla wielu z tych osób to jedyna szansa na obronienie miejsc pracy swoich kolegów i koleżanek pocztowców – dla nich to często miejsca, w których spędzili ostatnie kilka dekad. A dla władz Poczty to ostatnia szansa, żeby wycofać się z drogi zwijania tego przedsiębiorstwa.
Przystąpiłam do pisania tych słów chwilę po tym, jak wróciłam z drugiego już w tym tygodniu spotkania z protestującymi. To, co opowiadają o sytuacji, przed którą zostali postawieni, jest bardzo przygnębiające. Cisza ze strony prezesa Sebastiana Mikosza, brak chęci znalezienia kompromisowego rozwiązania ze strony spółki, traktowanie pracowników jak kolejnej rubryczki w Excelu.
Nie dziwi mnie, że wobec działań władz spółki pracownicy zdecydowali się na poważny i jednocześnie radykalny krok – pozostawanie w siedzibie Poczty do czasu wypracowania z zarządem wspólnego rozwiązania. Program Dobrowolnych Odejść, który jest właśnie wdrażany w życie, to parodia. Ci, którzy z niego nie skorzystają, zostaną i tak objęci zwolnieniami grupowymi. Dobrowolnie odejść powinny przede wszystkim osoby, które na ten chybiony pomysł wpadły.
.Zwolnienie prawie 10 tysięcy osób z ponad 60-tysięcznej załogi – a już w zeszłym roku Poczta zwolniła ok. 5 tys. pracowników – nie wygląda na chirurgiczną operację redukcji zatrudnienia, przeprowadzaną po gruntownym zmapowaniu problemów i miejsc, które wymagają takiej restrukturyzacji. Prezes Mikosz mówi w mediach, że zwolnieniami nie będą objęci listonosze, tymczasem już spotkałam osobiście listonosza, który otrzymał propozycję tego „dobrowolnego odejścia”.
Tak gigantyczna skala zwolnień wydaje się raczej przejawem mentalności dzikiego kapitalizmu, który pamiętamy z lat 90. XX wieku – przekonania, że wszystkiemu winne są przerost zatrudnienia, biurokracja, formalności i regulacje, wystarczy się tego pozbyć i natychmiast będzie jak na Zachodzie. Firmy zaczną przynosić zyski, a zwolnieni pracownicy poradzą sobie na wolnym rynku, mając zawsze możliwość handlowania paróweczkami (tu mem stał się dosłownie rzeczywistością, bo pracownikom Poczty przesłane zostały propozycje otwarcia franczyzowego sklepu z zielonym płazem w logo).
Zresztą powiew wspomnianych lat 90. czuć, gdy czyta się w wywiadzie z prezesem Mikoszem, że jednym z największych problemów Poczty Polskiej jest rosnąca płaca minimalna. Słabe zarobki, niestabilne zatrudnienie, dziwne sztuczki zarządu, żeby wypchnąć z pracy jak najwięcej ludzi – Poczta nie jawi się w ostatnich miesiącach jako wymarzone miejsce pracy.
A mimo to pracuje w niej i chce pracować wiele osób z pasją, które oddały tej instytucji wiele lat (a czasem dekad) życia. To listonosze i osoby obsługujące w okienkach, znane lokalnym społecznościom, specjaliści od logistyki, dzięki którym te setki tysięcy listów dziennie przemierza Polskę i trafia do adresatów.
Rozwiązaniem nie jest zwolnienie sporej części z nich i stworzenie poczty minimum, być może w niedalekiej przyszłości udającej InPost, zastępującej prawdziwe punkty pocztowe paczkomatami. Rozwiązaniem jest wypracowanie strategii rozwoju spółki razem z pracownikami, doświadczonymi pocztowcami, którzy mają swoje pomysły na poprawę sytuacji. Trzeba chcieć tylko ich słuchać. Stawiać trzeba na odbudowanie zaufania do firmy, która przecież jest znana wszystkim Polakom, stawiać trzeba na podnoszenie jakości świadczonych usług – np. na terminowość doręczania przesyłek, na którą narzeka wielu klientów. Tej sytuacji na pewno nie poprawią ogromne zwolnienia.
.Poczta Polska to jedna z ostatnich instytucji gęsto oplatających Polskę. Tysiące placówek, zakorzenienie społeczne, maksymalna rozpoznawalność i wielka odpowiedzialność społeczna za nasze listy, wezwania do sądów, korespondencję urzędową. Nie można jej potraktować jako nieopłacalnego biznesu, który zastąpi się paczkomatami, a pracowników przerzuci się… no właśnie, nie przerzuci się. Niech radzą sobie sami. Bo to – jak pewnie myśli Sebastian Mikosz – nie mój problem.