Ekshumacje w Puźnikach. Ustalania i godny pochówek

Pierwszą miejscowością, w której 24 kwietnia 2025 roku, za zgodą władz ukraińskich, rozpoczną się poszukiwania szczątków ofiar popełnionej pod koniec wojny zbrodni wołyńskiej będą Puźniki. Jak dokładnie będą wyglądały ekshumacje w Puźnikach? Przypominamy okoliczności tej zbrodni i wyjaśniamy, co wiadomo o sprawcach.

Pierwszą miejscowością, w której 24 kwietnia 2025 roku, za zgodą władz ukraińskich, rozpoczną się poszukiwania szczątków ofiar popełnionej pod koniec wojny zbrodni wołyńskiej będą Puźniki. Jak dokładnie będą wyglądały ekshumacje w Puźnikach? Przypominamy okoliczności tej zbrodni i wyjaśniamy, co wiadomo o sprawcach.

Ekshumacje w Puźnikach – najważniejszy jest godny pochówek

.W Puźnikach zginęli polscy obywatele, których tożsamość znamy; chcemy ustalić wszystkie ofiary dramatycznej nocy z 1945 r. i dokonać godnego pochówku – powiedział wiceminister kultury Maciej Wróbel. W czwartek 24 kwietnia 2025 roku polsko-ukraiński zespół rozpoczyna ekshumacje w Puźnikach, w miejscu nieistniejącej już wsi.

Zbrodni w Puźnikach dokonała w nocy z 12 na 13 lutego 1945 r. sotnia UPA Petra Chamczuka „Bystrego”. Według różnych źródeł ukraińscy nacjonaliści wymordowali od 50 do 120 Polaków. Według wspomnień mieszkańców i dokumentów w grobach w Puźnikach może być pochowanych do 79 osób.

Z polskiej strony prace ekshumacyjne prowadzić będzie Fundacja Wolność i Demokracja we współpracy z naukowcami z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego oraz przedstawicielami Instytutu Pamięci Narodowej. Fundacja w czerwcu 2022 r. złożyła wniosek do władz ukraińskich o wydanie zgody na prace poszukiwawcze polskich ofiar zbrodni wołyńskiej i otrzymała zgodę. Po czterech miesiącach poszukiwań, 24 sierpnia 2023 r., zlokalizowano jedno z miejsc zbrodni. W pracach będą także uczestniczyć przedstawiciele ukraińskiej fundacji Wołyńskie Starożytności, która 8 stycznia otrzymała zgodę na poszukiwania.

Sekretarz stanu w MKiDN Maciej Wróbel podkreślił, źe w Puźnikach „zginęli polscy obywatele, których tożsamość znamy”. „Chcemy ustalić wszystkie ofiary tej dramatycznej nocy z 1945 r. i dokonać godnego pochówku. Na to czekają rodziny, które żyją i włączają się w proces poprzez chociażby przekazywanie materiału genetycznego” – dodał.

Podkreślił, że Puźniki to teren nadal objęty wojną, trudno dostępny. „Cała sytuacja wokół procesu ekshumacyjnego narażona jest także na ataki rosyjskiej dezinformacji. Staramy się być bardzo roztropni i ostrożni, także komunikując wszelkie kwestie związane z procesem ekshumacji. Sprawa wymaga od nas szczególnego traktowania” – powiedział.

Wróbel poinformował, że na miejscu będzie pracowała grupa około 20 specjalistów, a badaniami genetycznymi zajmie się łącznie około 50 naukowców. „Na miejsce specjaliści przywiozą kilka ton sprzętu. Gdy zostanie rozstawiony, niezwłocznie rozpoczną się prace. Wszystko zależy od tego, jaka będzie tego dnia pogoda, kiedy uda się dokonać pierwszych prac ziemnych i rozpocząć faktyczny proces ekshumacji. Zakładamy, że to potrwa kilka tygodni. Potem szczątki zostaną na miejscu w Ukrainie i po przeprowadzeniu badań genetycznych nastąpi godny pochówek. Każda z ofiar spocznie w jednoosobowej mogile” – przekazał.

Wiceprezes Fundacji Wolność i Demokracja Maciej Dancewicz wskazał, że zbrodnia wołyńska kojarzy się zazwyczaj z latem 1943 roku. „W rzeczywistości jednak ta operacja była rozciągnięta aż do pierwszych miesięcy 1945 roku na Wołyniu oraz w dawnych województwach południowo-wschodnich. Przypomnienie o takich miejscach jak Puźniki jest zatem potrzebne” – powiedział.

Symboliczne miejsce

.Dancewicz ocenił, że takie wsie jak Puźniki są symbolicznym miejscem. „Puźniki już nie istnieją, nie ma ich na mapie, zostały wymazane z pamięci. Na miejscu tej wsi wyrósł las. To, co chcemy zrobić, jest przywróceniem pamięci o ludziach, którzy tam żyli” – podkreślił.

Z kolei prof. Andrzej Ossowski z Katedry Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w zaznaczył, że badania w Puźnikach będą szczególnie trudne. „Od strony naukowej w tym przypadku mamy do czynienia z całymi rodzinami, które wówczas zginęły. Wobec tego będziemy na pewno stosować metody genealogii genetycznej, metody sekwencjonowania nowej generacji oraz procedury, które standardowo nie są używane przy identyfikacjach” – wyjaśnił. „To na pewno nie będą identyfikacje standardowe” – dodał. Podkreślił, że będą to jedne z trudniejszych prac, jakie jako eksperci wykonywali.

Jak wyjaśnił, trudność w identyfikacji jest związana m.in. z odległością genetyczną. „Spotkaliśmy się z dużym odzewem ze strony osób spokrewnionych z ofiarami. Do tej pory udało się nam dzięki temu zgromadzić dużą ilość materiału genetycznego. Z punktu widzenia rodzinnego to spokrewnienie oczywiście jest, jednak z genetycznego jest to spokrewnienie dalekie” – wyjaśnił prof. Ossowski.

Jak powiedział Paweł Kowal, pełnomocnik rządu ds. odbudowy Ukrainy kierujący polsko-ukraińską Grupą Roboczą ds. dialogu historycznego, wniosków o wydanie zgód na ekshumacje, które Polska traktuje jako „bazowe” i które uzgodniono ze stroną ukraińską, jest 13. „To są wnioski, które dotyczą kwestii zbrodni wołyńskiej, ale także poszukiwania, ekshumacji w miejscach związanych z innymi wydarzeniami historycznymi, na przykład zbrodniami stalinowskimi, albo z wojną obronną 1939 r. Poza tym składane są kolejne wnioski – składają je także organizacje społeczne, jak w odniesieniu do miejscowości Ugły” – poinformował.

Spór wokół zakazu poszukiwań i ekshumacji szczątków polskich ofiar

.Polskę i Ukrainę od wielu lat różni pamięć o roli Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, która w latach 1943-45 dopuściła się ludobójczej czystki etnicznej na blisko 100 tys. polskich mężczyzn, kobiet i dzieci. Od wiosny 2017 r. trwa spór wokół zakazu poszukiwań i ekshumacji szczątków polskich ofiar wojen i konfliktów na terytorium Ukrainy wprowadzonego przez ukraiński IPN. Zakaz został wydany po zdemontowaniu pomnika UPA w Hruszowicach w kwietniu 2017 r.

Decyzja o zniesieniu obowiązującego od 2017 r. moratorium na poszukiwania i ekshumacje szczątków polskich ofiar zbrodni wołyńskiej została ogłoszona pod koniec listopada 2024 r. podczas wspólnej konferencji prasowej ministrów spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego i Ukrainy Andrija Sybihy. Ukraina potwierdziła wówczas, że „nie ma żadnych przeszkód do prowadzenia przez polskie instytucje państwowe i podmioty prywatne we współpracy z właściwymi instytucjami ukraińskimi prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na terytorium Ukrainy, zgodnie z ustawodawstwem ukraińskim”, i zadeklarowała „gotowość do pozytywnego rozpatrywania wniosków w tych sprawach”.

10 stycznia 2025 roku premier Donald Tusk poinformował na platformie X: „Jest decyzja o pierwszych ekshumacjach polskich ofiar UPA. Dziękuję ministrom kultury Polski i Ukrainy za dobrą współpracę. Czekamy na kolejne decyzje” – dodał. Wiceminister kultury Ukrainy Andrij Nadżos przekazał, że Ukraina i Polska wymieniły się listami miejsc do poszukiwań i ekshumacji szczątków ofiar wzajemnych konfliktów historycznych.

Ekshumacje w Puźnikach

.W nocy z 12 na 13 lutego 1945 roku w Puźnikach zginęło co najmniej 50, a według niektórych źródeł około 130 osób. Głównym sprawcą zbrodni w Puźnikach był Petro Chamczuk, który przez część Ukraińców uważany jest za bohatera. W 2014 r. Czortkowie, na terenie obecnego obwodu tarnopolskiego, wzniesiono mu pomnik. Stoi niedaleko miejsca, w którym znajdowały się Puźniki. Część mieszkańców wioski wprawdzie ocalała, ale większość dobrowolnie lub pod przymusem przeniosła się za Bug. Teren po wiosce został zupełnie opuszczony.

Dowodzący oddziałem UPA w Puźnikach Petro Chamczuk miał w momencie dokonania tej zbrodni 25 lat. Urodził się 26 lipca 1919 r. we wsi Czarnokońce Wielkie w ówczesnym powiecie (dzisiaj rejonie) czortkowskim na peryferiach Galicji Wschodniej. Teren ten do 1918 r. należał do Austro-Węgier, w odróżnieniu od sąsiadującego z nim od północy Wołynia, który od II i III rozbioru Polski był częścią imperium rosyjskiego. Między listopadem 1918 a połową 1919 r. władzę sprawował tam rząd efemerycznej Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Od 15 lipca 1919 r., gdy wkroczyły tam oddziały dowodzone przez gen. Lucjana Żeligowskiego, cały obszar znalazł się w granicach Polski, administracyjnie w województwie tarnopolskim.

Po ukończeniu szkoły podstawowej w rodzinnej wsi Chamczuk zaczął chodzić do gimnazjum w Czortkowie. Podobnie jak reszta polskich kresów wschodnich okolice Czortkowa zostały anektowane jesienią 1939 r. przez Związek Radziecki, a sam Chamczuk początkowo kontynuował naukę (ale już nie w polskiej szkole), a wkrótce potem powołano go do Armii Czerwonej.

W ukraińskich źródłach w życiorysie Chamczuka o Polsce i Polakach w ogóle się nie wspomina, a opis jego wojennej drogi zupełnie pomija popełnione przez niego zbrodnie. W tych źródłach można za to przeczytać o tym, że po powołaniu do Armii Czerwonej Chamczuk „ze względu na dobrą kondycję fizyczną i poziom wykształcenia” został wysłany do szkoły oficerskiej, gdzie otrzymał odznaczenie „za wybitne strzelanie”. W dalszym ciągu tego samego ukraińskiego opracowania pada zdanie, że „w 1941 roku, na początku II wojny światowej (w rzeczywistości chodziło o wybuch wojny radziecko-niemieckiej, bo II wojna światowa zaczęła się dwa lata wcześniej) Chamczuk został wysłany na front, gdzie dostał się do niewoli niemieckiej. Aż do 1943 r. służył w Schutzmannschaft, nazywanej w tym opracowaniu „wojskową jednostką bezpieczeństwa”, wysłaną na Białoruś do walki z sowiecką partyzantką.

Polscy historycy, np. prof. Grzegorz Motyka w opracowaniu „Ukraińska partyzantka 1942-1960” i Mieczysław Samborski w artykule poświęconym ukraińskiemu podziemiu na łamach IPN-owskiego rocznika „Niepodległość i Pamięć” zwracają uwagę, że złożone głównie z mieszkańców okupowanych przez III Rzeszę terenów ZSRR oddziały Schutzmannschaft w gruncie rzeczy wykorzystywane były nie do walki z partyzantami, ale do akcji przeciwko ludności cywilnej, w tym też masowych egzekucji Żydów. Taką przynajmniej rolę miał, zdaniem polskich historyków, spełniać Batalion 201 tej formacji, w szeregach którego służył Chamczuk. Pośrednim dowodem, że tak właśnie było, są raporty, z których wynika, że Batalion 201 w toku dziewięciomiesięcznych walk stracił zaledwie 49 osób, zabijając aż 2000-2500 partyzantów. O popełnionej przez tę formację zbrodni – spaleniu żywcem 2875 mieszkańców wioski Kortelisy, napisali również dwaj ukraińscy historycy: Adolf Kondracki i Ołeksij Martynow.

Po tym, gdy w 1943 r. Niemcy batalion Chamczuka rozformowali, przeszedł on razem z częścią innych jego członków do partyzantki. Jak zwraca uwagę Damian Karol Markowski w opracowaniu „Antypolska akcja OUN i UPA w Galicji Wschodniej 1943-1945″, Chamczuk okazał się „wyjątkowo sprawnym organizatorem i zdolnym zagończykiem”, stając na czele sformowanej przez siebie sotni Siry Wowky (Szare Wilki). To m.in. ta sotnia w marcu 1945 r. wzięła udział w wymordowaniu mieszkańców wsi Puźniki.

Mordy z zimną krwią

.Markowski opisał szereg innych zbrodni tego samego oddziału, przedstawianych w meldunkach UPA jako „likwidację polskich przywódców podziemia” i akcje wymierzone w „sowieckich okupantów” i „bolszewickich współpracowników”. Takie działania Chamczuk prowadził na terenach odbitych latem 1944 r. okolic Tarnopola i ponownie wcielonych do Związku Radzieckiego. Na przykład w nocy z 9 na 10 sierpnia z rąk podkomendnych Chamczuka zginęło 13 mieszkańców wioski Taurów (nie tylko Polaków, ale też Ukraińców), a w nocy z 15 na 15 sierpnia – 18 Polaków w wiosce Panowice.

Im dalej front przesuwał się na zachód, tym bardziej działania Chamczuka się nasilały, bo do ochrony tyłów Armia Czerwona wydzieliła w tej okolicy słabo wyposażone i złożone z niewyszkolonych cywilów jednostki samoobrony (tzw. Istriebitielnyje Bataliony – bataliony niszczycielskie). Tymczasem „Szare Wilki” i inne oddziały UPA miały za sobą na ogół służbę po stronie Niemców i dysponowały porzuconą przez nich bronią, w tym karabinami maszynowymi, granatnikami, a nawet lekkimi działami.

Tuż przed Bożym Narodzeniem w 1944 r. i w trakcie samych świąt Chamczuk zaatakował kilka wiosek w swoich rodzinnych stronach: Toustobaby, Zawadówkę i Korżowę. W tej pierwszej zginęły 73 osoby, ale tylko trzy w bezpośredniej walce. Jedną trzecią wszystkich zabitych stanowiły dzieci do dwunastego roku, a Damian Markowski podkreśla, że UP-owcy stracili w całej tej operacji tylko dwóch swoich ludzi i „wbrew ukraińskim zapewnieniom o wojskowym charakterze akcji została ona dokonana jako dokonane z zimną krwią mordy”.

2 lutego w nocy „Szare Wilki” Chamczuka zaatakowały Czerwonogród, zabijając co najmniej 55 osób. Wdarli się m.in. do tamtejszego klasztoru szarytek i zamordowali w nim dwie zakonnice. Ofiar mogło być więcej, ale część mieszkańców stawiła opór w ruinach wzniesionego jeszcze w średniowieczu zamku.

Cztery dni później doszło do ataku na pobliski Barysz. Pretekstem, podobnie jak w przypadku innych akcji „Szarych Wilków” były rzekome polskie ataki na cywilną ludność ukraińską. W trakcie ataku zginęło około 120-130 Polaków, głównie dzieci i kobiet, bo miejscowy oddział samoobrony został wysłany w inne miejsce. „Mordy dokonane ze znacznym bestialstwem” – raportował oficer organizacji NIE tuż po tej masakrze.

13 lutego o godzinie trzeciej w nocy złożony z dwóch sotni kureń (odpowiednik polskiego batalionu) Chamczuka zaatakował Puźniki. W miejscowości przebywało wtedy zaledwie kilkanaście osób zdolnych do obrony. Skupiły się w budynku plebanii, skąd skutecznie prowadziły ostrzał.

Zbrodnia w Puźnikach była jedną z ostatnich akcji Szarych Wilków. Już od wiosny 1945 r. aktywność UPA na terenie dawnej Galicji Wschodniej zmalała. Nie ma pewności co do dalszych losów Chamczuka. Według jednych źródeł zmarł na początku 1947 roku, a według innych rok później. Nigdy jednak ani on ani jego podkomendni nie ponieśli kary za zbrodnię popełniona w Puźnikach i innych miejscowościach.

Rzeź Wołyńska – badania historyków

.Na temat tego jak wyglądają badania rzezi wołyńskiej przez historyków polskich i ukraińskich, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze prof. Jurij SZAPOWAŁ w tekście „Zbrodnia wołyńska. Trudna księga pojednania„.

„Temat zbrodni wołyńskiej wywołuje wiele emocji. Jest to kwestia istotna szczególnie w obliczu trwającej obecnie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Rosja rozpoczęła bowiem inwazję pod pretekstem „denazyfikacji Ukrainy”. Państwo rosyjskie używa wszelkich pretekstów, by ogłosić współczesnych Ukraińców nacjonalistami, a nawet nazistami, często wykorzystując do tego wybrane wydarzenia z przeszłości, które stają się elementem rosyjskiej propagandy. Jednym z nich jest rzeź wołyńska”.

„Federacja Rosyjska postępuje w tym względzie inaczej niż ZSRR. Propaganda sowiecka, a także osoby, które tworzyły specjalne publikacje w celu zdyskredytowania ukraińskiego ruchu narodowowyzwoleńczego, nie zwracały szczególnej uwagi na rzeź wołyńską. W Polsce socjalistycznej ten temat również został wyciszony. Wołyń nie był wówczas w centrum uwagi. Temat powrócił dopiero w niepodległej Polsce, po upadku reżimu komunistycznego. Wynikało to z faktu, że ZSRR i PRL nie chciały podważyć podstaw „przyjaźni” polsko-ukraińskiej. Doskonale wiemy, jaka to była „przyjaźń” – związek dwóch niedemokratycznych systemów, należących wówczas do „obozu socjalistycznego”.

„Mówiąc o źródłach na temat rzezi wołyńskiej, trzeba stwierdzić, że z dostępem do dokumentów archiwalnych (nawet w czasie trwającej wojny) nie ma problemów. Ukraina otworzyła swoje archiwa, w tym archiwa służb specjalnych. Istnieje wiele nieopublikowanych dokumentów. Zbiór takowych przygotowałem teraz do druku wraz z pracownikami Oddziałowego Archiwum Państwowego Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Inną kwestią są jednak współczesne publikacje na temat Wołynia. Czasami niektórzy historycy ukraińscy opierają się głównie na dokumentach OUN i UPA lub głównie na dokumentach NKWD, natomiast część polskich badaczy opiera się na materiałach AK i Delegatury Rządu na Kraj (przedstawicielstwo Rządu RP na uchodźstwie). Uważam, że to jest nieodpowiednia droga i żaden tego typu dokument sam w sobie, bez kontekstu dokumentów drugiej strony, nie da realistycznego odzwierciedlenia przeszłych wydarzeń. Praca nad takimi dokumentami wymaga krytycznego nastawienia i starannej weryfikacji. Powinni o tym pamiętać ci, którzy są zaangażowani w kształtowanie pamięci o przeszłości”.

„Trzeba jednocześnie zaznaczyć, że tematowi Wołynia wciąż nie poświęca się na Ukrainie należytej uwagi – zwłaszcza jeśli chodzi o Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej, który powinien zostać organizatorem i koordynatorem badań na ten temat. Pewne badania zostały jednak poczynione. Najpoważniejsze z nich dotyczą analizy przyczyn, które doprowadziły do tragedii Wołynia – przyczyn terytorialnych, politycznych, etnicznych, społecznych. Do tego należy dodać badania nad aspektami militarnymi, skupiające się na działaniach takich struktur jak UPA i Armia Krajowa” – pisze prof. Jurij SZAPOWAŁ – cały tekst [LINK].

PAP/ WszystkocoNajważniejsze/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 kwietnia 2025