Francuskie strefy wpływów w Afryce od dawna nie są aktualne – Stephen Smith

Smith

Profesor studiów afrykańskich na uniwersytecie Duke w Stanach Zjednoczonych, Stephen Smith, analizuje w „Le Figaro” antyfrancuskie ruchy podczas puczu w Nigrze pod koniec lipca i w Mali w 2020r. Pomimo że autorzy niedawnego zamachu stanu w Gabonie nie kierowali wrogich wypowiedzi w stronę Francji, krytyka obecności Francji w Afryce wciąż spotyka się z szerokim echem w mediach społecznościowych. Zdaniem amerykańskiego profesora, termin Françafrique, oznaczający francuską strefę wpływów w byłych koloniach w Afryce Subsaharyjskiej, od lat nie jest jednak aktualny. 

.Stephen Smith przypomina, że obalony dyktator Gabonu, Ali Bongo, w nagraniu na którym próbuje przekazać, że został uwięziony, mówi nie po francusku, lecz po angielsku. „Kto by uwierzył, że w monarchii ropy naftowej, założonej przez Jacquesa Foccarta aby zagwarantować bezpieczeństwo energetyczne Francji, syn i dziedzic Omara Bongo – podczas 41 lat jednego z szefów Françafrique,  powielającego czarne złoto wszystkich partii politycznych we Francji – wyda okrzyk rozpaczy w języku innym niż francuski? Ale Ali Bongo jest szczery, okoliczności nie sprzyjały przedstawieniu” – ocenia Stephen Smith. Profesor studiów afrykańskich przypomina, że Ali Bongo był od wczesnej młodości zafascynowany amerykańską muzyką, zwłaszcza soulem i funkiem, a także ożenił się z Amerykanką (para rozwiodła się w 2015r.). 

Jak zaznacza Stephen Smith, od jego dojścia do władzy w 2009r. na mocy sfałszowanych wyborów prezydenckich, Ali Bongo na dostawcę broni i sprzętów dla swoich służb wybrał grupę południowoafrykańską Paramount, w miejsce poprzedniego, francuskiego dostawcy broni. W 2019r. dyktator mianował ministrem środowiska Gabonu Anglika, Lee White. W 2022r. dawna kolonia francuska przyłączyła się do Wspólnoty Narodów. W kwietniu 2023r. natomiast Xi Jinping określił Aliego Bongo jako „starego przyjaciela Chin”. Chiny są od dekady głównym partnerem handlowym Gabonu.

„Nie chodzi o to, że Francja nie ma znaczenia w swojej byłej kolonii” – zaznacza Stephen Smith. „Wciąż jest pierwszym krajem, z którego importuje Gabon, tuż przed Chinami (tylko że eksport z Gabonu jest niemal trzykrotnie wyższy niż import i niemal połowa eksportu idzie do Chin, podczas gdy Francja nie należy do pięciu najlepszych klientów Gabonu)” -tłumaczy. „I to Paryż, a nie Pekin, utrzymuje w kraju ok.400 żołnierzy. Co więcej, była pierwsza dama Gabonu, również aresztowana, urodziła się w Paryżu i, jak świadczy video, Ali Bongo nie mówi po angielsku równie dobrze co po francusku” – dodaje. 

„Czego uczy nas obalony dziedzic, który z oczami podniesionymi w stronę iPhone’a, wzywa swoich przyjaciół w obcym języku? Że jest „zmondializowany”, jak wielu Afrykańczyków urodzonych po niepodległości ich krajów. Ale szczególnie tego, że nie oczekuje od Francji niczego szczególnego, że już nie stawia na Paryż” – stwierdza Stephen Smith. „Ponieważ widząc Francję wszędzie w Afryce i umieszczając ją stale w sercu wydarzeń jak w czasach, gdy miała tam na wszystko wpływ, Francji grozi przejście obok kontynentu który zmienia się błyskawicznie wraz z każdym kolejnym pokoleniem” – ocenia. 

Jak zaznacza Stephen Smith, podczas puczu w Gabonie Francja nie była wskazywana jako wróg ani na ulicach, ani przez nowe władze. „Ci ostatni, przeciwnie, przywrócili dostęp do międzynarodowych mediów państwa francuskiego, France 24 i Radio France internationale (RFI), w dzień po zmianie władzy w Libreville. Po salwie zamachów stanu w Sahelu, gdzie Francja jest wciąż stawiana pod pręgierzem, to zadziwia. Może być więc zamach stanu w dawnej francuskiej kolonii bez tego, żeby Paryż był wskazywany jako odpowiedzialny za zostawione w spadku zobowiązania” – przypomina. Stephen Smith ocenia, że pucz w Gabonie będzie jednak Francję kosztował więcej niż pucze w Mali, Burkina Faso i Nigrze, ponieważ kraj ten jest od nich kilkanaście razy bogatszy. 

Zdaniem Stephena Smitha, „długo przed tym zanim afrykańska ulica zaczęła fantazjować o ciemnych planach Paryża i zanim rosyjska cyberwojna zapewniła rozprzestrzenianie najbardziej szalonych oskarżeń, sama Francja rozpoznała siebie w karykaturalnych cechach neokolonialnego potwora, którego nie można powalić”. 

„Françafrique – termin używany powszechnie, od końca lat 90. XX wieku, aby potępić postkolonialny, jeśli nie neokolonialny sojusz między Paryżem i stolicami frankofońskimi Afryki – stała się krzywym zwierciadłem odkąd termin został oderwany od jego kontekstu geopolitycznego, jakim była zimna wojna. Françafrique oznaczała wówczas sferę zachodniego wpływu pozostawioną współzarządzaniu francusko-afrykańskiemu dopóki udawało się mu blokować drogę komunizmowi. Po upadku muru berlińskiego, sytuacja Francji w Afryce (…) powoli się rozpadała w międzynarodowej rywalizacji. Najpierw Stany Zjednoczone, Japonia czy Niemcy, potem Chiny, Indie czy Turcja przyszły, aby wziąć swoją część na rynku afrykańskim” – tłumaczy Stephen Smith.

Profesor studiów afrykańskich analizuje opinie, wyrażane w mediach społecznościowych, o relacjach francusko-afrykańskich. Zdaniem Stephena Smitha, część z nich – zarówno ze strony francuskiej jak i afrykańskiej – wciąż podtrzymuje „mit francuskiej obecności w Afryce”. „Idea nieśmiertelnej i wszechmocnej Françafrique zakorzeniła się, nawet tam gdzie obecność Francji jest już rzadka albo ogranicza się do kilku sieci sklepów. Każdy chytrze znajduje w tym coś dla siebie. Niepokorna Afryka może niszczyć sklepy Orange i plądrować supermarkety Auchan. W ich oczach, prezydent który trzyma się władzy jest na pewno tyranem Françafrique, nawet jeśli udaje się na szczyt na zaproszenie Putina, pomimo sprzeciwu Paryża, jak Kameruńczyk Paul Biya, rządzący przez 40 lat” – ocenia. 

.„Francja natomiast wypełnia swój obowiązek pamięci mówiąc nieustannie o tym, co zostało przemilczane podczas gdy była jeszcze prawdziwą siłą w Afryce – to anamneza po amnezji. Pod groźbą zmniejszenia się w procesie mondializacji, Francja długo pocieszała się, jak Meursault w „Obcym” Camusa : „Nawet na ławie oskarżonych, wciąż przyjemnie jest słyszeć o sobie”. Nie tak przyjemnie, oczywiście, w momencie wyroku” – twierdzi Stephen Smith.

oprac.JM

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 września 2023