Jeśli nie zostanie odbudowany Nord Stream Gazprom straci 180 mld dolarów - Financial Times

Gazprom -

W ciągu dekady 2025 – 2035 rosyjski gigant Gazprom straci 15 bilionów rubli (ok. 180 mld dolarów) – wynika z danych firmy, do których dotarł brytyjski „Financial Times”. Biznes gazowy Gazpromu ponosi katastrofalne straty – ocenił portal Moscow Times.

Gazprom straci 180 mld dolarów bez odbudowy Nord Streamu

.W 2025 r. wolumen dostaw gazu do Europy i Turcji zmniejszy się ponad pięciokrotnie w porównaniu z rokiem 2019 i wyniesie 47 miliardów metrów sześciennych, a do 2034 roku zmniejszy się do 34 miliardów metrów sześciennych – poinformował dziennik. Dane uzyskane przez „FT” wskazują, że jeszcze w tym roku bieżące wydatki Gazpromu przewyższą wpływy. Firma planuje cięcie kosztów, w tym zmniejszenie zatrudnienia i pozbycie się części aktywów. W lutym Gazprom wystawił na sprzedaż kilka budynków.

Dziennik przypomniał, że rosyjski przywódca Władimir Putin zaczął zacieśniać kontrolę nad Gazpromem wkrótce po dojściu do władzy na początku XXI w. Rosnące ceny energii i płynące stąd ogromne zyski Gazpromu pomogły sfinansować działania wykraczające daleko poza sektor energetyczny. Firma pomogła umocnić władzę Putina w kraju, częściowo dzięki ścisłej kontroli nad stacjami telewizyjnymi, wspomagała go również w wywieraniu presji na Europę – głównego odbiorcę gazu, i na Ukrainę – główny punkt tranzytowy.

Po inwazji Moskwy na Kijów uzależnienie krajów UE od rosyjskiego gazu sprawiło, że Gazprom początkowo uniknął poważnych sankcji – przypomniał dziennik. Jednak we wrześniu 2022 r., kiedy zniszczeniu uległ podmorski rurociąg Nord Stream, Europa przyspieszyła starania o zakończenie zależności od rosyjskiego gazu. W rezultacie import gazu, który przed wojną zaspokajał 40 proc. europejskich potrzeb, w 2024 roku spadł 11,2 proc. – przypomniał Moscow Times. Ponieważ zaś producenci z USA i Kataru mają w kolejnych dwóch latach znacząco zwiększyć możliwości eksportu skroplonego paliwa, „może się okazać, że Europa nie będzie już potrzebować rosyjskiego gazu” – ocenił portal.

Lekcje dla Polski z Nord Stream 2

.Patrząc na częstotliwość spotkań szefów dyplomacji Waszyngtonu i Berlina, można odnieść wrażenie, że bardziej na dokończeniu budowy Nord Stream 2 zależy Niemcom niż Rosji – pisze Marcin ROSZKOWSKI na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.

Gdy pod koniec 2019 roku zachodnie firmy wycofały się z budowy gazociągu Nord Stream 2, przez prawie cały rok trwały gorączkowe poszukiwania statków i firm rosyjskich, które samodzielnie byłyby w stanie sprostać budowie. Znaleziono i statki, i firmy, które masowo zjawiły się na Bałtyku. Po pewnym czasie pod groźbą sankcji ze wspierania inwestycji wycofywały się kolejne zachodnie firmy certyfikujące i ubezpieczające. Rosjanie znaleźli na ich miejsce swoje, pośpiesznie założone, ale spełniające standardy międzynarodowych organizacji. Sankcje uderzyły w kolejne statki biorące udział w budowie? Nic się nie stało, budowa cały czas posuwała się naprzód. 

Z 2460-kilometrowego dwunitkowego gazociągu do zbudowania pozostało jeszcze niespełna 100 kilometrów. Rosjanie pokazali niezwykłą determinację w osiągnięciu założonego celu. Nałożone na budowę sankcje – przynajmniej w obecnej formie – nie mają na nią wpływu.

Bez wątpienia ta determinacja nie miałaby miejsca, gdyby nie silne poparcie polityczne ze strony Berlina. Patrząc na częstotliwość spotkań szefów dyplomacji Waszyngtonu i Berlina, można odnieść wrażenie, że bardziej na dokończeniu budowy Nord Stream 2 zależy Niemcom niż Rosji. To Niemcy wzięły na siebie ciężar negocjacji, to Niemcy ryzykują konflikty z niezadowolonymi sąsiadami, to Niemcy ryzykują łatkę prorosyjskiej marionetki w relacjach z Rosją. Niemcy jednak mają swoje plany, swoje interesy, których zaciekle bronią na każdym polu. Nord Stream 2 jest właśnie jednym z tych interesów. Niemcy potrzebują gazociągu do prowadzenia swojej „międzynarodowej” polityki klimatycznej opartej z jednej strony na zielonych technologiach, a z drugiej na gazie z Rosji.

Większość z nas zadaje sobie pytanie, dlaczego Amerykanie złagodzili swój ostry ton w stosunku do tego projektu. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, ale aby ją uzyskać, warto postawić jednocześnie drugie pytanie: a czy kiedykolwiek poza ostrym tonem zrobili coś więcej? Owszem, pod naciskiem Kongresu w grudniu 2019 roku Donald Trump podpisał ustawę, w której znalazły się zapisy sankcjonujące ten podbałtycki projekt, jednak już wtedy było na nie za późno.

Budowa faktycznie została wstrzymana, ale po niespełna roku, pomimo wyzwań, została wznowiona i trwa do teraz. Zmiana administracji prezydenta Trumpa na Bidena nie zmieniła w istocie amerykańskiej narracji o „złym projekcie”, ale nie zmieniła również braku podejmowania rzeczywistych działań mających na celu ostateczne zablokowanie tego projektu. 

Biden i jego ludzie od początku sygnalizowali, że ich polityka zagraniczna ulegnie zmianie w stosunku do tego, co obserwowaliśmy w czasach Trumpa. Miała być bardziej koncyliacyjna, oparta na współpracy, na działaniach dyplomatycznych podejmowanych w zaciszu gabinetów. Sprawa Nord Stream 2 wskazuje, że zapowiedzi te zaczynają się materializować.

Wprawdzie niedawno zostały wprowadzone nowe sankcje, ale ich skala jednak rozczarowała. Wpisano na listę zakazów kilka rosyjskich statków i firm, ale nie dotknęły one operatora projektu – zarejestrowanej w Szwajcarii spółki Nord Stream 2 AG oraz jej dyrektora generalnego, byłego oficera wschodnioniemieckiej policji politycznej Stasi Matthiasa Warniga.

.W oświadczeniu szefa Departamentu Stanu Anthony’ego Blinkena wymienione zostały powody, dla których zdecydowano się odstąpić od karania operatora – spółki Nord Stream 2 AG – Matthiasa Warniga oraz szeregu dyrektorów korporacyjnych. Jednym z ważniejszych jest chęć „odbudowy relacji sojuszniczych i transatlantyckich w oparciu o współpracę międzynarodową”. Mówiąc wprost, Amerykanie rezygnują z zaostrzania kursu wobec Nord Stream 2, ponieważ liczą, że dzięki temu zyskają poparcie Berlina w ważnych dla siebie sprawach globalnych. Jakie to sprawy, możemy się domyślać. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na impas, który pojawił się w kwestii ratyfikacji umowy inwestycyjnej (CAI) pomiędzy Unią Europejską a Chinami. Czy to przypadkowa koincydencja czasowa? – cały tekst [LINK].

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 26 marca 2025