Kim był Marian Walentynowicz, twórca znaku Cichociemnych

Choć większość kojarzy go tylko jako ojca Koziołka Matołka, Marian Walentynowicz był postacią wszechstronną – rysownikiem, autorem reportaży z podróży po świecie, korespondentem wojennym na pierwszej linii, twórcą znaku Cichociemnych, reklam, scenografii – mówi Marek Górlikowski, autor książki “Ilustrator”.
Marian Walentynowicz – życiorys
.Marian Walentynowicz zmarł w wieku 71 lat w Warszawie, z którą był związany przez większość swojego życia. „Do końca też pozostał aktywny zawodowo. Zależało mi by w tej biografii ukazać go jako postać „z krwi i kości”, namalować nie lukrowany, ale prawdziwy portret wszechstronnego twórcy, dla którego Koziołek Matołek był ważną, ale tylko częścią jego działalności” – dodał Marek Górlikowski.
Marian Walentynowicz urodził się w 1896 r. w Petersburgu, gdzie jego ojciec pracował jako inżynier. „Uciekając przed rewolucją październikową rodzina przeniosła się do Warszawy, gdzie Marian podjął studia na Politechnice, jednak przerwał je by walczyć o niepodległość Polski w 1918 r. jako żołnierz 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, dostał Krzyż Walecznych, walczył m.in. w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. Później wrócił na studia, które jednak trwały dość długo, bo równolegle pochłaniały go inne aktywności” – relacjonował.
Szybko odkryto jego talent rysownika, zaczął ilustrować książki wydawane przez Wydawnictwo Gebethnera i Wolffa, artykuły prasowe. Dzięki licznym zleceniom miał środki na podróże po świecie, które były jego pasją. Należał już przed wojną do towarzystwa National Geographic. W 1924 r. był w Turcji, rok później w Tunezji, w 1927 r. w Maroku, potem w Algierze i Egipcie, w 1934 r. zwiedził cały Bliski Wschód i kraje azjatyckie.
Jak opowiadał Marek Górlikowski, pomysł zajęcia się postacią Walentynowicza pojawił się podczas rozmów w wydawnictwie. „Po pierwsze dlatego, że to wyjątkowy twórca, którego biografii nikt wcześniej nie napisał. Po drugie przypomniałem sobie audycję radiową sprzed lat, w której wspomniano, że ktoś z bliskich zachował jego dokumenty i zapiski. Postanowiłem, że chociaż spróbuję do tych krewnych dotrzeć. Udało się i na strychu jego bratanicy odkryłem prawdziwy skarb – kartony rękopisów, taśm fotograficznych, grafik, zarówno przed, jak i powojennych” – mówił Marek Górlikowski.
„Zabrałem się do pracy, która nie była łatwa, bo Walentynowicz nie pozostawił żadnych listów. Spędziłem sporo czasu w archiwach, głównie przeglądając stare gazety, do których przez lata pisał artykuły. Z czasem odkrywałem coraz więcej pól, na których działał, bo był twórcą naprawdę wszechstronnym, pracowitym i utalentowanym. Znany często tylko jako rysownik postaci Koziołka Matołka, był także autorem grafik, plakatów, reklam, karykatur, okładek partytur, scenografii baletowych i reportaży z licznych podróży, tworzył audycje radiowe, a także robił naprawdę wyjątkowe fotografie” – wymieniał Marek Górlikowski.
Marian Walentynowicz w podróży dookoła świata
.W 1936 roku wyruszył w podróż dookoła świata z Gdyni do Nowego Jorku „Batorym”, a potem przez USA do Azji i przez Bliski Wschód do Europy. W 1937 i 1938 r. przejechał Afrykę Zachodnią i puszczę w Kanadzie. „A przed samą wojną wyjechał na wystawę światową do Nowego Jorku jako prezes Polskiego Baletu Reprezentacyjnego. Podróże dokumentował licznymi zdjęciami i rysunkami, obrazującymi ówczesny świat i pisał z nich reportaże do Kuriera Warszawskiego” – powiedział biograf.
Na początku lat 30. ze względu na popularność komiksu na Zachodzie, gdzie triumfy święciła Myszka Miki i Kaczor Donald, powstał pomysł polskiej odpowiedzi. „Są różne wersje tego jak narodził się Koziołek Matołek. Według pierwszej Jan Gebethner i Walentynowicz spotkali się w kawiarni i przy winie doszli do wniosku, że można by spróbować zrobić polski komiks o jakimś miłym zwierzątku, a fajnym autorem tekstu byłby Kornel Makuszyński. I pojechali do Otwocka, gdzie ten leczył cukrzycę w sanatorium” – podkreślił Górlikowski.
„Makuszyński początkowo odmówił. Ale Walentynowicz zaczął opowiadać, że mógłby narysować przygody takiego podróżnika, co go trochę przekonało. Później zastanawiali się, jakie to powinno być zwierzątko i w końcu Walentynowicz wymyślił koziołka. Żona Makuszyńskiego jednak twierdziła, że autorem pomysłu był jej mąż. W każdym razie Koziołek Matołek miał trzech ojców – wydawcę Jana Gebethnera, Kornela Makuszyńskiego, który pisał i Mariana Walentynowicza, który rysował” – zauważył Górlikowski.
„120 przygód Koziołka Matołka” było gotowe w grudniu 1932 r., by mogło stać się prezentem gwiazdkowym. „Oficjalna data wydania to wprawdzie 1933 r., ale pierwsze egzemplarze jej nie doczekały, bo wszystkie wyprzedały się przed końcem roku. Poczciwy Koziołek poszukujący drogi do Pacanowa, gdzie „kozy kują”, zdobył na lata serca dzieci i ich rodziców. Tak wielki sukces skłonił autorów do zrobienia jeszcze trzech części, a później stworzenia przygód Małpki Fiki Miki” – powiedział Marek Górlikowski.
Podczas II wojny światowej Marian Walentynowicz został korespondentem wojennym przy 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, z którą przeszedł cały szlak bojowy dokumentując zarówno walki, jak i życie codzienne żołnierzy. Robił zdjęcia „na pierwszej linii” jeżdżąc wozami bojowymi i czołgami.
W tym czasie stworzył także przeznaczony dla dorosłych najdłuższy odcinkowy polski komiks wojenny „Walenty Pompka na wojnie”. „Dzisiaj już dosyć zapomniany, cieszył się wówczas dużą popularnością, opisując często dosyć fantastyczne i niepoprawne politycznie przygody żołnierzy, niestroniących od alkoholu czy romansów. Walentynowicz ma też zresztą na koncie rysunki stricte erotyczne, dystrybuowane trochę „spod lady”, do czego między innymi nawiązuje tytuł mojej książki „tylko dla dorosłych” – zaznaczył autor.
Marian Walentynowicz był również autorem znaku Cichociemnych w formie spadającego na wroga orła. Ten znak został ustanowiony przez Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego w 1941 r. dla nowego rodzaju wojsk polskich 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. „Po zakończeniu wojny twórca przez chwilę rozważał pozostanie na Zachodzie. Co ciekawe, wśród rzeczy na strychu znalazłem też teczkę podpisaną „Norymberga” ze szkicami uczestników procesów norymberskich, portretami Hessa, Goeringa, całej ławy oskarżonych, a więc rysownuik musiał tam być osobiście” – zauważył.
W 1947 r. Walentynowicz zdecydował się jednak powrócić do Polski, gdzie kontynuował działalność twórczą ilustrując tytuły prasowe i książkowe. „Prowadził także w Programie Drugim Polskiego Radia audycję dla dzieci, w której zadawał najmłodszym temat do malowania i opowiadał bardzo plastycznie o swoich podróżach, a słuchacze mieli potem przysyłać do radia wykonane rysunki” – mówił Górlikowski.
Jednym z radiowych uczniów twórcy był rysownik i satyryk Andrzej Mleczko. „Walentynowicz powiedział podczas audycji, co Mleczko zapamiętał: „Andrzejku, ładnie rysujesz, ale dlaczego twoje rysunki są takie smutne?”. Słuchaczem audycji był również niedawno zmarły rzeźbiarz Adam Myjak, który powiedział mi, że Walentynowicz naprawdę wiele go nauczył. Nasz bohater był też autorem najbardziej znanych u nas okładek baśni braci Grimm, a także „Baśni z tysiąca i jednej nocy” oraz baśni Jana Christiana Andersena” – wyliczał.
„Więc chociaż przeszedł szlak bojowy z żołnierzami gen. Maczka, jakoś odnalazł się w nowym systemie. Myślę, że był w pewien sposób konformistyczny, po prostu rysował dla wszystkich. Zilustrował więc np. książkę Wandy Wasilewskiej i stworzył socrealistyczną postać Felka Tarapaty albo Don Kichota jako przodownika pracy, choć wprawne oko może się tu doszukać wyszydzenia systemu komunistycznego. Pod koniec życia zaczął pisać wspomnienia dotyczące okresu II wojny, jednak jak mówiła jego bratanica, pisał je dla siebie. Ale po jego śmierci jego brat Bogdan Walentynowicz zaniósł je do PAX-u, zredagował i tak powstała książka „Wojna bez patosu” – podkreślił Górlikowski.
Wojenne wspomnienia
.To wojenne wspomnienia, jednak – jak zaznaczył – widać w nich także ironiczne, niekiedy szydercze poczucie humoru twórcy. „Dostrzegał wiele absurdów „na zapleczu” działań wojennych np. to, że długo nie mógł dostać awansu na wyższy stopień, bo ktoś się dowiedział, że przed wojną przyjaźnił się z żoną ministra Józefa Becka, który był z przeciwnego obozu politycznego niż ówczesne władze. Jego poczucie humoru skutkowało też tworzeniem wielu karykatur. Czasem robił też rzeczy słabsze, komercyjne, po prostu dla pieniędzy. Generalnie jednak korzystał ze swojego talentu by dokumentować rzeczywistość” – ocenił biograf.
Marian Walentynowicz pokazywał dynamicznie zmieniający się świat XX wieku. „Przed wojną pracował dla gazet o różnym zabarwieniu politycznym, ma więc też na koncie rysunki o charakterze antysemickim. A z niektórych reportaży z Afryki przebija głos ówczesnych elit, takiej „wyższości białego człowieka”, który dzisiaj byłby uznany prawdopodobnie za rasistowski. Z drugiej strony to jednak także ciekawe studium zmian, jakie zaszły w mentalności Europejczyków. On zresztą miał też chyba w tych kwestiach trochę wyższą świadomość i w niektórych artykułach trochę się naśmiewa z tego białego człowieka stereotypowo patrzącego na Afrykę” – wskazał.
Zdaniem autora Walentynowicz był postacią wszechstronną, wielowarstwową i wielopoziomową. „Niezbyt wiele w sumie wiadomo zaś o jego życiu prywatnym. Był bardzo związany z matką, rodzeństwem, ich rodzinami, jak wspomina bratanica był serdeczny, spędzali razem dużo czasu. Chociaż drobnej postury, cieszył się dużym powodzeniem wśród kobiet, bo był inteligentny i zawsze gustownie ubrany. Często żartował z tematów damsko-męskich mówiąc, że trudniej się nie ożenić niż ożenić. Sam związek małżeński zawarł dopiero w wieku 60 lat, w tajemnicy przed rodziną, z dużo młodszą kobietą” – zaznaczył Górlikowski.
Bliżej kultury i sztuki
.„Kultura Najważniejsza” to newsletter, w którym podpowiadamy, co warto obejrzeć, co przeczytać, czego posłuchać, ale i czego – posmakować. Odrywając się od codzienności, chcemy przypomnieć o fascynującym świecie kultury i sztuki, na który warto znaleźć czas.
Sztuka wyraża nasze estetyczne potrzeby. Prowokuje do myślenia, pobudza kreatywność, wyzwala emocje. Pozwala poczuć się wyjątkowo, a co najważniejsze, wzbogaca nas samych. Chcemy razem, wspólnie z Państwem, wybierać, to co najważniejsze w kulturze. W każdy czwartek, punktualnie o godzinie 21.00 znajdą Państwo w swojej skrzynce e-mailowej zbiór propozycji kulturalnych, które warto uwzględnić podczas planowania weekendu.

Przedstawiamy premiery kinowe, a także filmy dostępne na platformach streamingowych dla tych, którzy wolą rozkoszować się kulturą w domowym zaciszu. Przypominamy o klasykach, wracamy do pozycji, które zdobyły największe nagrody filmowe i wywarły wpływ na pokolenia oraz do których nawiązuje współczesna kinematografia – i nie tylko.
Nie zapominamy również o koncertach czy płytach. Muzyka pełni tu ważną rolę. Dzięki „Kulturze Najważniejszej” nie ominie Państwa absolutnie żadne wartościowe wydarzenie.
Zachęcamy do zapisania się do specjalnego, bezpłatnego newslettera „Kultura Najważniejsza”, który pozwoli Państwu zaplanować kulturalny weekend [LINK DO ZAPISÓW].
PAP/ Anna Kondek-Dyoniziak/ WszystkocoNajważniejsze/ LW