
Kim był Wojciech Korfanty?

150 lat temu, a dokładnie 20 kwietnia 1873 roku urodził się Wojciech Korfanty. Działacz na rzecz polskości Górnego Śląska. Polityk, dyktator III Powstania Śląskiego, jeden z przywódców Chrześcijańskiej Demokracji.
Życiorys
.Wojciech Korfanty (właściwie Adalbert Korfanty) urodził się 20 kwietnia 1873 r. w osadzie Sadzawka (obecnie Siemianowice Śląskie). Jego przodkowie od co najmniej kilku pokoleń mieszkali w tej niewielkiej miejscowości. Po narodzinach każdego z potomków przekraczali pobliską granicę austriacko-polską, a potem prusko-polską na rzece Brynicy, aby ochrzcić ich w jednej z polskich parafii. Ojciec Korfantego był rolnikiem, który podobnie jak wielu innych mieszkańców tej wsi podjął pracę górnika w otwieranej w pobliżu kopalni węgla kamiennego.
W 1879 r. rozpoczął naukę w szkole ludowej w Siemianowicach. Miejscowy nauczyciel mówił do swoich polskich uczniów wyłącznie po niemiecku. Rodzice zdecydowali się podjąć ogromy wysiłek finansowy i wysłać syna do katowickiego Gimnazjum Królewskiego. Korfanty założył tam tajne kółko, którego celem było szerzenie kultury polskiej i znajomości literatury. Na tę decyzję wpłynęła postawa jego nauczycieli. „Zasługę mojego uświadomienia narodowego przypisać muszę moim hakatystycznym profesorom w gimnazjum w Katowicach, którzy zohydzaniem wszystkiego co polskie i co katolickie wzbudzili we mnie ciekawość do książki polskiej, z której pragnąłem dowiedzieć się czym jest ten lżony i poniżany naród, którego językiem w mojej rodzinie mówiłem” – wspominał po wielu latach.
Nawiązał też kontakty z działaczami społecznymi z Wielkopolski. Brał udział w propolskich zebraniach, gdzie negatywnie wyrażał się o niemieckim kanclerzu Bismarcku, za co został wydalony z gimnazjum. Ukończył szkołę średnią eksternistycznie w 1895 r., po interwencji wielkopolskiego posła do Reichstagu Józefa Kościelskiego. W tym samym roku rozpoczął studia na politechnice w Charlottenburgu koło Berlina. Jesienią 1896 r. przeniósł się na Królewski Uniwersytet we Wrocławiu, gdzie zaliczył dwa semestry na Wydziale Filozoficznym. W maju 1901 r. przeniósł się na ostatni semestr do Berlina, gdzie uzyskał absolutorium.
Działalność polityczna
.W latach 1901-1908 był członkiem Ligi Narodowej, w ramach której współpracował z Romanem Dmowskim. Swoją działalność polityczną rozpoczął od ostrej krytyki niemieckiej katolickiej Partii Centrum. Pisał, że Polacy muszą stworzyć własny ruch narodowy, dążący do ich emancypacji. Za zagrożenie dla polskich aspiracji narodowych uznawał także ruchy socjalistyczne. Od początku swojej działalności publicystycznej zwracał uwagę czytelników na kwestie socjalne. Czerpał z dorobku rodzącej się chrześcijańskiej demokracji, której program społeczny był alternatywą dla postulatów partii lewicowych. Od 1901 r. pracował jako redaktor naczelny „Górnoślązaka”. W 1902 r. trafił do więzienia we Wronkach za publikację artykułów „Do Niemców” i „Do moich braci Górnoślązaków”. Wypowiedzi na sali sądowej przyniosły mu wiele popularności wśród Polaków w całym zaborze pruskim. „Wywody moje nie mogły dotknąć wszystkich Niemców, a jedynie szowinistów, którzy rzeczywiście gnębią lud polski” – argumentował w odpowiedzi na oskarżenia o ataki prasowe wymierzone w Niemców. Po jego uwolnieniu w jednym z poznańskich hoteli polscy działacze narodowi urządzili uroczysty bankiet ku czci Korfantego.
W 1903 r. po raz pierwszy wystartował w wyborach do Reichstagu. Organizowane w śląskich gospodach spotkania wyborcze przyciągały setki polskich górników i robotników. „Wywody mówcy przyjmowane były przez zgromadzoną w sali publiczność z huraganowym aplauzem” – opisywała jedna z gazet. W drugiej turze wyborów zwyciężył dzięki poparciu socjalistów, którzy woleli poprzeć polskiego chadeka niż przedstawiciela niemieckiego Centrum. „To był huragan, który przeszedł przez Śląsk, zbudził i porwał nowe siły” – wspominał działacz ludowy Stanisław Kot.
W parlamencie zasiadał do 1912 r. Słynął z ostrych wystąpień. Potępiał m.in. „kradzież polskiej ziemi” dokonanej przez Prusy. Równolegle zasiadał w pruskim Landtagu (1903-1918), gdzie reprezentował Koło Polskie. Do tej pory polska reprezentacja w niemieckim parlamencie składała się wyłącznie z przedstawicieli Wielkopolski i Pomorza.
Po wybuchu I wojny światowej podchodził z dużym sceptycyzmem do możliwości odzyskania niepodległości. Zaangażował się w organizowanie pomocy żywnościowej dla głodującego Królestwa Polskiego. Wiosną 1918 r. wygrał wybory uzupełniające do Reichstagu i ponownie zabiegał o prawa Polaków w Rzeszy. 25 października 1918 r. wystąpił w niemieckim parlamencie z żądaniem przyłączenia do państwa polskiego wszystkich polskich ziem zaboru pruskiego. „Mości panowie, nie chcemy ani piędzi ziemi niemieckiej. Żądamy jedynie, w myśl postanowień punktu 13. programu Wilsona, własnej, jednej złożonej z ziem trzech zaborów Polski, z zapewnionym jej dostępem do morza. […] Nie chcemy ani jednego powiatu niemieckiego, tylko żądamy polskich powiatów Górnego Śląska, Śląska Średniego, Poznańskiego, polskich Prus Zachodnich i polskich powiatów Prus Wschodnich” – mówił Korfanty. Zażądał również uwolnienia Józefa Piłsudskiego z niewoli. Po jego wystąpieniu polscy posłowie zakończyli pracę w Reichstagu.
II Powstanie Śląskie i rola Korfantego
.17 listopada przyjechał do Warszawy. Rozmowy z Piłsudskim na temat koalicyjnego rządu zakończyły się fiaskiem. Korfanty skoncentrował się na sprawach zaboru pruskiego. Został członkiem Naczelnej Rady Ludowej stanowiącej rząd Wielkopolski podczas powstania. W czerwcu 1919 r. na polecenie rządu nocnym lotem z Wielkopolski do Sosnowca powstrzymał wybuch powstania na Górnym Śląsku. W 1920 r., jako mianowany przez rząd polski komisarz plebiscytu na Górnym Śląsku, kierował całością przygotowań organizacyjnych, propagandowych i politycznych.
Wojciech Korfanty współkierował m.in. II Powstaniem Śląskim, które nie było już – jak rok wcześniej – spontanicznym zrywem polskiej ludności chcącej przyłączenia regionu do Polski, lecz odpowiedzią polskich organizacji wojskowych i plebiscytowych na antypolskie działania niemieckie przed mającym tam się wkrótce odbyć plebiscytem. Rozkaz do walki wydano 19 sierpnia 1920 r. – powstanie zaczęło się w nocy z 19 na 20 sierpnia i objęło praktycznie cały okręg przemysłowy.
Bezpośrednim celem powstańców było wyparcie niemieckiej Policji Bezpieczeństwa z obszaru plebiscytowego, a także likwidacja niemieckich organizacji paramilitarnych i bojówek. Zablokowane przez alianckie wojska powstanie zakończyło się 25 sierpnia na rozkaz jego dowódców. W jego wyniku niemiecką policję plebiscytową zastąpiono mieszaną – polsko-niemiecką, z obszaru plebiscytowego usunięto też osoby przybyłe tam po sierpniu 1919 r.
Mimo to kampania plebiscytowa była brutalna, a Niemcy posuwali się do aktów terroru wymierzonych w polskich działaczy. O przeprowadzeniu plebiscytu, który miał rozstrzygnąć o podziale Górnego Śląska między Niemcy i Polskę, zdecydowała w czerwcu 1919 r. Konferencja Wersalska – odbył się ostatecznie 20 marca 1921 r. Za przynależnością do Polski głosowało 40,3 proc. ludności, przez co prawie cały obszar plebiscytowy przypadł Niemcom.
Na tę wieść wcześniejsze pojedyncze strajki niezadowolonych z trudnych warunków materialnych i bezrobocia mieszkańców regionu przekształciły się 2 maja w strajk generalny i w nocy z 2 na 3 maja w III Powstanie Śląskie. Na jego czele znów stanął Korfanty, który – jako przeciwnik polityki faktów dokonanych i rozstrzygnięć zbrojnych – po pierwszych sukcesach militarnych dał rozkaz wstrzymania działań zbrojnych i czekania na decyzję Komisji Międzysojuszniczej Ententy.
W wyniku zrywu zdecydowano o korzystniejszym dla Polski podziale Śląska. Z obszaru plebiscytowego do Polski przyłączono 29 proc. obszaru i 46 proc. ludności. Podział był też korzystny dla Polski gospodarczo – na przyłączonym terenie znajdowały się 53 z 67 istniejących kopalni, 22 z 37 wielkich pieców oraz dziewięć z 14 stalowni. „Powstanie, pomyślane przez Korfantego jako demonstracja zbrojna, przyczyniło się do decyzji aliantów i przy wymiernym wsparciu Francuzów o podziale Górnego Śląska – Polsce przypadła najbardziej uprzemysłowiona część. Przyłączenie części regionu do Rzeczypospolitej było największym sukcesem Wojciecha Korfantego jako polityka. Przyniosło mu w Polsce, w tym oczywiście w województwie śląskim, ogromną popularność” – zauważył dr Mirosław Węcki z Uniwersytetu Śląskiego.
Wicepremier w rządzie Wincentego Witosa
.W latach 1922-1930 był posłem na Sejm z ramienia Chrześcijańskiej Demokracji. W obliczu niepowodzenia misji stworzenia rządu przez Artura Śliwińskiego Korfanty został desygnowany przez Komisję Główną Sejmu RP na premiera. Jednak wobec protestu swojego przeciwnika Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego i groźby przeprowadzenia strajku generalnego przez PPS nie rozpoczął formowania rządu. Prawica zaprotestowała przez złożenie wniosku o wotum nieufności wobec Naczelnika Państwa.
Od października do grudnia 1923 r. był wicepremierem w rządzie Wincentego Witosa i jego doradcą z ramienia chadecji. Po 1924 r. jego działalność zdominowało wydawanie dzienników „Rzeczpospolita” i „Polonia”. Na ich łamach Korfanty krytykował przewrót dokonany przez Piłsudskiego. „Zamach majowy Korfanty określił jako antydemokratyczny, co jeszcze bardziej zaogniło jego konflikt z obozem Piłsudskiego” – zaznaczył dr Węcki.
W 1930 r. został aresztowany i wraz z posłami Centrolewu osadzony w twierdzy brzeskiej. Po uwolnieniu powrócił na Górny Śląsk, gdzie jednak jako przeciwnik wojewody Michała Grażyńskiego był zagrożony następnym aresztowaniem. „Jako były powstaniec i oficer wywiadu WP Grażyński był w czasie III Powstania zwolennikiem eskalacji walki zbrojnej o Górny Śląsk. Uważał, że należy zająć cały region i nie ograniczać się wyłącznie do „demonstracji zbrojnej” i działań dyplomatycznych. Po 1926 r. zarzucał Korfantemu polityczny koniunkturalizm, który rzekomo uniemożliwił zajęcie przez powstańców całego Górnego Śląska” – wyjaśnił dr Węcki.
Wiosną 1935 r. w obawie przed represjami udał się na emigrację do czeskiej Pragi. Do kraju nie mógł wrócić nawet w 1938 r. na pogrzeb swego syna Witolda. Rząd premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego odmówił wydania mu listu żelaznego. Był jednym z założycieli Frontu Morges (wraz z Ignacym Paderewskim, Józefem Hallerem i Wincentym Witosem), a później organizatorem i prezesem Stronnictwa Pracy, powstałego z połączenia chadecji i Narodowej Partii Robotniczej.
Po aneksji Czechosłowacji dokonanej przez Niemcy w marcu 1939 r. wyjechał przez Niemcy do Francji. W kwietniu 1939 r., po wypowiedzeniu przez III Rzeszę układu o nieagresji i niestosowaniu przemocy, powrócił do Polski. Po kilkudziesięciu godzinach od powrotu został osadzony na Pawiaku. Pomimo protestów opinii publicznej spędził tam prawie trzy miesiące. Zwolniono go 20 lipca z powodu ciężkiej choroby przewodu pokarmowego. Władze prawdopodobnie nie chciały dopuścić do sytuacji, w której Korfanty zmarłby w więzieniu. Został przeniesiony do szpitala św. Józefa przy ul. Hożej. Tam zmarł o poranku 17 sierpnia. „No i widzi pan, panie Juliuszu, jak mi Polska zapłaciła” – powiedział kilka dni wcześniej do korespondenta „Polonii”, pisarza Juliusza Żuławskiego. Okoliczności jego śmierci do dziś budzą kontrowersje. Jedna z hipotez utrzymuje nawet, że zatruł się oparami arszeniku, którymi nasączone były ściany jego celi.
Sprzeczności Wojciecha Korfantego
.W Wojciechu Korfantym mieści się wiele sprzeczności, a przez to jawi nam się on dzisiaj jako ktoś ambiwalentny, niejednoznaczny. Tak jest chyba lepiej, niż gdy kreuje się go na spiżową, pomnikową postać – mówi PAP dr Sebastian Rosenbaum, historyk z IPN w Katowicach.
Myśląc o Korfantym, zazwyczaj mamy przed oczami wizerunek polityka, który był przywódcą narodowym na Górnym Śląsku i stanął na czele III Powstania Śląskiego. Jaką osobą był prywatnie?
Dr Sebastian Rosenbaum: Jego osobowość jawi się jako dość ambiwalentna. Z jednej strony był osobą trudną. Był typem aktywisty, który buduje sieci kontaktów osobistych, potrzebnych do działalności politycznej czy społecznej, ale niekoniecznie potrafi nawiązywać przyjaźnie. Niektórzy znający go twierdzili, że przyjaciela miał tylko jednego – Konstantego Wolnego, w międzywojniu długoletniego marszałka Sejmu Śląskiego. Oczywiście, to przesada, miał więcej przyjaciół. Jednak może być sporo racji w twierdzeniu, że z jakiegoś powodu tak naprawdę potrafił wysłuchać tylko jego.
To z drugiej strony odsyła nas do innej problematycznej cechy charakteru Korfantego – apodyktyczności. Przekonany o własnej racji, niechętnie przychylał się do opinii innych. W polityce czasem się to sprawdza, czasem nie, ale w życiu prywatnym nigdy. Potrafił zachować się w brutalny czy wręcz chamski sposób nawet wobec najbliższych. Znana jest anegdota, jak w czasie kłótni wyrzucił z samochodu żonę i kazał jej wracać do domu pieszo, kilka kilometrów od Katowic. Wiadomo też, że nie oszczędzał współpracowników, chociażby w swoich gazetach. Konfliktował się z nimi, zrywał znajomości, zaś wobec pracujących w jego gazecie – „Polonii” – potrafił być bezlitosny. Bywał choleryczny. Wówczas klął, przeklinał, wyzywał.
Redaktor „Polonii”, Władysław Zabawski, którego nota bene Korfanty wyrzucił z pracy, po śmierci polityka wspominał go całkiem inaczej – ale może dlatego, że pośmiertnie. Pisał, że Korfanty potrafił wysłuchać innych, nie był zarozumiały ani małostkowy czy zapatrzony we własną wielkość.
I w codziennych kontaktach umiał być przemiły i otwarty. Był człowiekiem bardzo towarzyskim – znał wszystkich i wszyscy go znali, nie był typem samotnika, obracał się wśród elit politycznych w każdym miejscu, w którym się znalazł. Jego dom przy ul. Powstańców 41 w Katowicach, gdzie mieszkał w latach 1922–1939, stał się swoistym salonem towarzysko-politycznym. Bywali tam prezydent RP Stanisław Wojciechowski, biskup katowicki Stanisław Adamski i cała śmietanka polityczna nie tylko województwa śląskiego, ale i kraju. Rozmowy traktowały o sprawach publicznych, politycznych.
Wiadomo, że również w zupełnie prywatnym gronie Korfanty poruszał głównie kwestie dotyczące kraju. Widać, jak bardzo był odlany z jednego materiału: aktywność publiczna i życie prywatne przenikały się całkowicie. Może trochę inaczej było na spotkaniach towarzyskich w willi „Elżbiecina” w Zakopanem, niedaleko Krupówek, którą Korfanty kupił w latach dwudziestych. Kornel Makuszyński wspominał, że były to „urocze sympozjony”, „piastowskie uczty”. Atmosfera była tu luźniejsza, bo i willa była typowym domkiem wypoczynkowym.
Miłość Wojciecha Korfantego
.Dr Sebastian Rosenbaum: Pamiętajmy, że Elżbieta Szprot (pisana też Sprott) w momencie, kiedy poznał ją Wojciech, nie była działaczką, a po prostu ekspedientką w domu towarowym w Bytomiu, należącym do wrocławskiej sieci handlowej braci Artura i Georga Baraschów. Pochodziła z okolic Bytomia, z przemysłowej gminy Miechowice, była córką sztygara. Poznali się zapewne po prostu w sklepie, a nie w ramach działalności politycznej Korfantego.
Ich ślub miał się odbyć 1 lipca 1903 r. w wielkim, neogotyckim kościele Trójcy Świętej w śródmieściu Bytomia. Proboszczem był tam ks. Reinhold Schirmeisen, działacz katolickiej Partii Centrum, w sumie przychylny językowi polskiemu, bynajmniej nie jakiś radykalny germanizator, zresztą wobec Korfantego też tak naprawdę nie był wrogi.
Tak się złożyło, że na łamach swojej gazety, „Górnoślązaka”, w maju tego roku, półtora miesiąca przed ślubem i weselem, Korfanty zamieścił artykuł „Zielone Świątki”, w którym napisał, że księża zrobili z kościołów „hale jarmarczne dla wrogiej polityki niemieckiej”. Szereg duchownych z dekanatów bytomskiego i katowickiego zażądał od Korfantego przeprosin; w przeciwnym razie ślub miał być cichy.
Wojciech nie ugiął się – żądał uroczystej formy ceremonii ślubnej. Gdy zgody nie otrzymał, zawarł tylko ślub cywilny, zorganizował wesele, a jednocześnie odwołał się od decyzji ks. Schirmeisena do księcia-biskupa wrocławskiego, kard. Georga Koppa, a nawet do legata papieskiego w Monachium. Gdy to nic nie dało, spróbował u kard. Jana Puzyny w Krakowie; spotkał się z nim u kamedułów na Bielanach, ale i ten był przeciw. Dopiero w październiku 1903 r. udało się wybrnąć z ambarasu: bp Puzyna ustąpił i ks. Władysław Mikulski, proboszcz parafii Krzyża Świętego w Krakowie – to ten kościółek niedaleko teatru Słowackiego – udzielił uroczystego ślubu Elżbiecie i Wojciechowi.
Świadkiem na ślubie był m.in. Zygmunt Balicki, czołowy ideolog Narodowej Demokracji. Nie był to zresztą koniec afery, bo kard. Kopp złożył skargę na Mikulskiego w Rzymie. Dopiero nowy papież, Pius X, wygasił awanturę. Cała sprawa toczyła się publicznie – Korfanty nagłaśniał ją, ile mógł, wiedząc, że może na tym zbić kapitał polityczny, ale prasa niemiecka, związana z Centrum, również pisała o sprawie, żeby ukazać polityka jako wrogiego Kościołowi katolickiemu. Co nie było prawdą: Korfanty atakował tylko pewien nurt politycznego katolicyzmu, sam pozostawał człowiekiem wierzącym.
Wojciech Korfanty – mąż i ojciec
.Dr Sebastian Rosenbaum: Żonę miał przez 36 lat jedną i tę samą i nic nie wiadomo, żeby planował kiedykolwiek to zmienić. Był czuły na punkcie godności Elżbiety. Ponoć mocno poturbował (batem!) redaktora swojej gazety, Piechulka, gdy ten nazwał Elżbietę Korfantową „byłą sprzedawaczką”. Tak potocznie określano na Górnym Śląsku sprzedawczynie sklepowe, ale Korfanty uznał to słówko za obraźliwe.
Z drugiej strony był mocno problematycznym mężem, ponieważ absolutną większość swego czasu poświęcał na działalność polityczną, redaktorską, gospodarczą, był ciągle w ruchu, w podróży, w interesach, w parlamencie. Krótko mówiąc – z dala od rodziny. Nie było w tym niczego wówczas nietypowego, że to Korfantowej przypadło zadanie zajmowania się domem i opieki nad dziećmi.
A dzieci miał czwórkę, urodzonych między 1904 a 1910 r., a więc w początkowej fazie działalności publicznej. Jak bardzo także prywatna, rodzinna rzeczywistość podporządkowana była pryncypiom politycznym, ukazują imiona, jakie Wojciech nadał swoim dzieciom. Niemal każde z tych imion było deklaracją polityczną samą w sobie, manifestem propolskiego nastawienia Korfantego. Musimy sobie uświadomić, że były to imiona wtedy na Górnym Śląsku bardzo nietypowe, trudne do zaakceptowania już nie mówię, że dla Niemców, co jest oczywiste, ale nawet dla polskojęzycznych Górnoślązaków. Otóż dzieci nazywały się – wymieniam od najstarszego – Halżka Aleksandra, Zbigniew Włodzimierz, Maria Bolesława i Witold Wojciech.
Mimo zasadniczo braku czasu dla rodziny nie można oczywiście twierdzić, że dziećmi się nie zajmował. Córka Halżka wspominała, że w sobotnie i niedzielne wieczory uczył historii Polski i polskiej literatury. Mieszkali wtedy w Berlinie i do dzieci przychodziła nauczycielka języka polskiego, żeby doskonalić je w znajomości tej mowy.
Wracając do żony – to ona była opiekunką ogniska domowego i od działalności społecznej i politycznej zasadniczo trzymała się z daleka. Jednak w latach trzydziestych, gdy dzieci były już dorosłe, Korfanty coraz bardziej wciągał żonę w aktywność publiczną, np. w Katolickim Związku Towarzystw Polek, któremu prezesowała. Podobnie synowie znaleźli zajęcie w koncernie prasowym „Polonii”, należącym do Korfantego. Inaczej mówiąc – wprowadził rodzinę do swojej działalności publicznej.
Zarzuty obyczajowe
.Wobec Korfantego kierowano jednak pewne zarzuty obyczajowe…
Dr Sebastian Rosenbaum: Kiedy mówimy o życiu prywatnym Korfantego, nie możemy pominąć zarzutów obyczajowych, m.in. o nieślubne dziecko, niepłacenie alimentów itd., które ciągnęły się za nim z wczesnej fazy działalności. Były to zarzuty poważne, a podnoszone jeszcze w międzywojniu przez jego politycznych przeciwników, m.in. lidera górnośląskiej PPS, Józefa Biniszkiewicza.
Mamy duże dossier, zebrane na temat owych rzekomych moralnych uchybień Korfantego w 1913 r. przez policję niemiecką. Bardzo trudno to zweryfikować, część wydaje się sensacyjnymi plotkami, ale niektóre z owych zarzutów nie były bezpodstawne. Można je zapisać pod hasłem „grzechów młodości”.
Józef Piłsudski lubił stawiać pasjansa, interesował się też parapsychologią i uczestniczył w seansach spirytystycznych. Czy Korfanty też miał jakieś osobliwe hobby, zainteresowania? Jakie w ogóle miał zainteresowania?
Dr Sebastian Rosenbaum: Musimy pamiętać, kim tak naprawdę przede wszystkim był Korfanty. Po pierwsze – politykiem, by tak rzec, zawodowym. Po drugie – redaktorem, dziennikarzem. To oznaczało nie tylko tworzenie gazet – „Polaka”, „Górnoślązaka”, wreszcie, od 1924 r. jego największego sukcesu – „Polonii”. Tworzenie, czyli redagowanie, kreowanie treści i formy. To oznaczało także pisanie: właśnie za artykuły Korfanty stawał przed sądami w czasach pruskich. Natomiast szczególnie po 1926 r. stał się bardzo wziętym publicystą, piszącym artykuły nie tylko komentujące bieżące wydarzenia, ale też bardzo zasadnicze, ideowe, o dużym rozrzucie tematycznym, świadczące o jego erudycji i gruntownym oczytaniu w bardzo różnej literaturze. A pamiętajmy, że choć studiował długo i sporo, na uniwersytetach niemieckich we Wrocławiu, w Berlinie i na politechnice w Charlottenburgu, to jednak studiów nie ukończył.
I kiedy pyta pani o jego zainteresowania, to, choć brzmi to może nieciekawie, powiedziałbym, że były to książki. Miał dużą bibliotekę, wielojęzyczną, wielotematyczną, dziś rozproszoną niestety. Spędzał w niej mnóstwo czasu na lekturze i pisaniu. Pisał też o tym endecki publicysta Adolf Nowaczyński: „prywatny człowiek Corfanzio najlepiej czuje się na tle swojej biblioteki, w której, uzbrojony w mocne okulary, formalnie się zaczytuje”.
Nie wywoływał także żadnych skandali. Kiedy odwiedził go amerykańsko-węgierski dziennikarz Emil Lengyel, Korfanty zrobił na nim wrażenie statecznego, niemieckiego profesora, intelektualisty i nijak mu ten przyjemny wygląd nie pasował do historii o dyktatorze powstańczym i cholerycznym, niestroniącym od populizmu polityku. Witkacy, który portretował Korfantego i jego rodzinę, z jednej strony nazywał go „silną bestią”, ale z drugiej strony uważał za okropnego filistra. Jest w tym nieco racji: styl życia miał bardzo uporządkowany, w niedzielę obowiązkowo msza święta z rodziną, obiad, spotkanie towarzyskie, godziny na lekturę.
Literatura w życiu Korfantego
.Dr Sebastian Rosenbaum: Nie znamy na pewno tych jego preferencji dotyczących ulubionych autorów, ale wspomniany Nowaczyński przywoływał jako lubianych przez Korfantego pisarzy francuskich, modnych w międzywojniu – François Mauriaca, Paula Verlaine’a i André Mauroisa. W swoich tekstach i wystąpieniach publicznych cytował też pisarzy niemieckich, klasyków – Johanna Wolfganga Goethego, Friedricha Nietzschego, Georga Wilhelma Hegla.
Czytał masę literatury fachowej, był uczniem wybitnego ekonomisty Wernera Sombarta, na którego się powoływał w swych rozważaniach. Szczególnie w latach trzydziestych był zafascynowany teologią – cenił tomistę Jacques’a Maritaina, ale też klasyków, św. Tomasza z Akwinu, św. Augustyna z Hippony czy św. Tomasza a Kempis.
Do dzisiaj zachowało się też sporo jego książek polskich autorów – Stanisława Kutrzeby, Karola Szajnochy, Feliksa Konecznego, Joachima Lelewela, Tadeusza Korzona, Aleksandra Świętochowskiego, romantyków. Ale trudno orzec, kogo z nich i z wielu innych autorów najbardziej cenił. Powiedziałbym, że był w lekturach „wszystkożerny”.
Czy prowadził prywatne zapiski?
Dr Sebastian Rosenbaum: Brakuje nam jego autobiografii z prawdziwego zdarzenia. Chyba nie miał nawyku prowadzenia intymnych zapisków codziennych, dlatego nie powstał też dziennik.
Natomiast wyszło spod jego pióra kilka krótszych lub dłuższych szkiców o wspomnieniowym charakterze. Opisywał tam zawsze jeden aspekt swojego życia – działalność publiczną. Takie są „Marzenia i zdarzenia”, cykl artykułów na łamach „Polonii”, w których m.in. opisywał czas powstań.
Wracał też w niektórych wystąpieniach i tekstach do swojego dzieciństwa i młodości i do czegoś, co można by nazwać procesem kształtowania się, wyłaniania własnej tożsamości narodowej. Jak wiadomo, na przełomie XIX i XX wieku tożsamość Górnoślązaków była pod względem narodowym, jak się to mówi, indyferentna, tzn. nawet ci polskojęzyczni nie utożsamiali się z polskością. Młody Adalbert (bo takie imię otrzymał na chrzcie) mógł stać się równie dobrze Niemcem. Wybrał inaczej i ten swój wybór polskości często opisywał i wracał do niego. Ale wspomnień z prawdziwego zdarzenia brakuje, a szkoda.
Jaki naprawdę był Wojciech Korfanty?
.Dr Sebastian Rosenbaum: Dla mnie on pozostaje przede wszystkim „zoon politikon” w sensie ścisłym, „zwierzęciem politycznym”, w którym zaangażowanie w to, co publiczne, absolutnie dominuje. To oczywiste, przecież to polityk, nawet mąż stanu, redaktor, wydawca, a więc człowiek publiczny.
Na pewno jest jednak osobą mocno ambiwalentną, zarówno to dotyczy osobowości, charakteru, o czym wspominałem na początku, jak i właśnie owej publicznej aktywności. Bo przecież i tu wiele jest w nim nieoczywistości. Dyktator powstańczy, który nie lubi walki zbrojnej i stara się ją ograniczać. Subtelny miłośnik książek i wiecowy populista. Polityk antyniemiecki par excellence, który w międzywojniu wyciągał rękę do mniejszości niemieckiej. Narodowiec, nacjonalista, który stał się chadekiem i piewcą społecznej nauki Kościoła. Typ autorytarny, który jednak potrafił słuchać innych, a w sensie politycznym, szczególnie po 1926 r., stał się obrońcą demokracji przeciwko autorytarnym rządom sanacji.
Mieści się w nim wiele sprzeczności, a przez to jawi nam się dzisiaj jako ktoś ambiwalentny, niejednoznaczny. Tak jest chyba lepiej, niż gdy kreuje się go na spiżową, pomnikową postać.
Wojciech Korfanty i jego stosunek do powstań w Wielkopolsce ani na Śląsku
.Wojciech Korfanty nie był zwolennikiem powstań w Wielkopolsce ani na Śląsku. Uważał, że tereny te powinny być odzyskane i przyłączone do RP poprzez działania dyplomatów, a nie generałów – mówi historyk z Uniwersytetu Śląskiego i IPN w Katowicach dr Mirosław Węcki.
Jakim politykiem był Wojciech Korfanty?
Dr Mirosław Węcki: Karierę polityczną Korfantego można podzielić na trzy główne etapy: niemiecki (1903-18), okres walk o kształt granic odradzającego się państwa polskiego (1918-1922) oraz polski (1922-39).
Pierwszy etap to jego kariera polityczna – jako posła z Górnego Śląska w niemieckim parlamencie Reichstagu (od 1903 r.) i pruskim parlamencie krajowym (Landtag), gdzie reprezentował Wielkopolskę. Był pierwszym górnośląskim posłem w Reichstagu, który jednoznacznie opowiedział się jako Polak. Wybory wygrał jako przedstawiciel Ligi Narodowej, m.in. uderzając w niemiecką chadecję, która wtedy miała duże wpływy na Górnym Śląsku. Głosowało na nią wielu górnośląskich Polaków, tradycyjnie przywiązanych do wiary katolickiej. Korfanty nie głosił jeszcze haseł niepodległościowych, ale mocno wypowiadał się w obronie praw Polaków i mocno artykułował polskie interesy w pruskim parlamencie. W ostatnich latach przed wybuchem I wojny światowej jego popularność i aktywność polityczna spadły. Zaktywizował się ponownie w 1917 r., a zwłaszcza w 1918 r., gdy ponownie wybrano go do Reichstagu. Najważniejsze przemówienie z tego okresu wygłosił 25 października 1918 r. W nim otwarcie zażądał przyłączenia Pomorza, Wielkopolski oraz Górnego Śląska do odradzającej się niepodległej Polski. Polscy obserwatorzy cenili jego energię, charyzmę i zdecydowany ton wystąpień. Potrafił zdecydowanie atakować przeciwników i lansować własne poglądy. Niemcy postrzegali go jako polityka typowo wiecowego i „niebezpiecznego demagoga”.
Drugi etap jego politycznej kariery to lata 1918-22 – okres od odzyskania niepodległości przez Polskę do przyłączenia do niej części Górnego Śląska w czerwcu 1922 r. Początkowo działał w Poznaniu, w Naczelnej Radzie Ludowej. Jako komisarz NRL stał się jednym z przywódców politycznych Powstania Wielkopolskiego. Nie był jednak zwolennikiem powstań w Wielkopolsce ani na Śląsku. Uważał raczej, że tereny te powinny być odzyskane i przyłączone do Polski poprzez działania dyplomatów, a nie generałów. Tu wyjaśnię, że Korfanty nigdy nie odbywał służby wojskowej ani w armii pruskiej, ani w Wojsku Polskim. Choć kojarzy się go z przywództwem Powstań Śląskich, dowódcą wojskowym nigdy nie był. Obawiał się, że walka zbrojna z Niemcami, nawet pokonanymi w I wojnie, może zakończyć się dla Polski fatalnie. Negatywne nastawienie do walki zbrojnej zmienił Korfanty dopiero w 1921 r., kiedy to stanął na czele trzeciego Powstania Śląskiego.
Jako polski komisarz plebiscytowy, a zatem de facto główny realizator polityki rządu RP na Górnym Śląsku, cieszył się poparciem Francuzów, którzy wspierali odłączenie tego ważnego regionu przemysłowego od Niemiec, dążąc do ich maksymalnego osłabienia gospodarczego. Dążenie do przyłączenia Górnego Śląska do Polski było wówczas dość istotnym elementem francuskiej polityki zagranicznej. Korfanty ograniczył się do przywództwa politycznego – prowadzenie działań zbrojnych pozostawił wojskowym. Przyłączenie części tego regionu do Rzeczypospolitej było największym sukcesem Korfantego jako polityka i przyniosło mu ogromną popularność.
Co wydarzyło się po przyłączeniu Górnego Śląska do Polski w 1922 roku?
Dr Mirosław Węcki: Po 1922 r. Korfanty łączył działalność polityczną z aktywnością gospodarczą, co dość mocno różniło go od większości polskich polityków tego okresu. Wszedł do zarządów dużych górnośląskich podmiotów gospodarczych i przedsiębiorstw, m.in. został prezesem rady nadzorczej Banku Śląskiego. To spowodowało utratę poparcia części osób, które go popierały na Śląsku. Większość Polaków zamieszkałych wówczas na Górnym Śląsku stanowili górnicy, robotnicy i chłopi. Lukratywne posady Korfantego i zbliżenie się tego szanowanego powszechnie polityka do świata biznesu, i to w czasie, gdy trwał właśnie kryzys gospodarczy, znaczna część Polaków oceniła krytycznie. Zwłaszcza że posiadaczami kopalń i hut w województwie śląskim byli przede wszystkim Niemcy, którzy dominowali w tamtejszej gospodarce.
Wykorzystywali to jego przeciwnicy polityczni w Warszawie, a byli nimi szczególnie ludzie wspierający marszałka Piłsudskiego. Korfanty i Piłsudski serdecznie się nie znosili. Poznali się w listopadzie 1918 r., gdy Korfanty był członkiem delegacji z Wielkopolski. Już w czasie, gdy odradzała się niepodległa Rzeczpospolita, doszło między nimi do pierwszego konfliktu. Wielkopolanie reprezentowali opcję endecką, a Piłsudski wywodził się z kręgów socjalistycznych, z PPS. Wtedy naczelnik zdecydował o powstaniu rządu bez udziału wielkopolskich endeków z Korfantym na czele. To był początek konfliktu i wzajemnej niechęci obu polityków. Zamach majowy Korfanty określił jednoznacznie jako „antydemokratyczny”, co jeszcze bardziej zaogniło jego konflikt z obozem Piłsudskiego. Chcę jednak podkreślić, że w latach 1918-22 nie było pomiędzy nimi większej różnicy zdań w kwestii kształtowania się zachodniej dzielnicy Polski. Wprawdzie Piłsudskiemu zarzucano, że „odpuścił Niemcom Śląsk i Wielkopolskę”, ale przeczą temu aktywne działania rządu polskiego. Po 1922 r. część środowisk powstańczych zdecydowała się poprzeć obóz piłsudczyków, choć przez lata wspierali Korfantego. Człowiekiem Piłsudskiego i wrogiem Korfantego był m.in. powstaniec i późniejszy wojewoda śląski Michał Grażyński.
Czy Wojciech Korfanty mógł zostać premierem Rzeczypospolitej?
.Dr Mirosław Węcki: Miał szansę stać się najważniejszym polskim politykiem. W 1922 r. mimo poparcia Sejmu jego nominację na premiera zablokował Piłsudski, który stwierdził: „albo ja, albo on”. Z autorytetem marszałka nikt nie ośmielił się polemizować i Korfanty przegrał. Porażki na tym polu nie zmienił fakt, że w 1923 r. Korfanty piastował urząd wicepremiera w rządzie Wincentego Witosa. Już po kilku tygodniach gabinet ten jednak upadł.
Korfanty nie odniósł sukcesu w walce na szczytach władzy, ale kierowany przez niego Blok Narodowy zwyciężył w 1922 r. wyborach do Sejmu Śląskiego. Tu zaszkodziło mu wizerunkowo wspomniane już zbliżenie do kręgów biznesu. Jako przywódca polskiej, głównie robotniczej, ludności na Śląsku stracił wiele w nowym wcieleniu „kapitalisty” i „burżuja”, co w warunkach ogólnego kryzysu przyjęto negatywnie zarówno w Warszawie, jak i w Katowicach. Coraz większą rolę odgrywał Grażyński, mianowany – po przewrocie majowym – wojewodą śląskim. Jako były powstaniec i oficer wywiadu WP był on w czasie trzeciego Powstania Śląskiego zwolennikiem eskalacji walki zbrojnej o Górny Śląsk. Uważał, że należy zająć cały region i nie ograniczać się wyłącznie do „demonstracji zbrojnej” i działań dyplomatycznych. Zarzucał Korfantemu polityczny koniunkturalizm, który rzekomo uniemożliwił zajęcie przez powstańców całego Górnego Śląska.
Wojciech Korfanty – człowiek czynu i walki politycznej
.U schyłku kariery politycznej Korfanty – człowiek czynu i walki politycznej – przeżył wiele niepowodzeń. Zwolennicy marszałka traktowali go bezpardonowo: trafił do celi w twierdzy w Brześciu (1930), jednak ostatecznie nie był sądzony podczas tzw. procesu brzeskiego. Piłsudczycy próbowali ograniczyć jego wpływy, ale przez cały czas pozostawał posłem do Sejmu Śląskiego kolejnych kadencji. W 1935 r. zagrożony kolejnym aresztowaniem udał się na emigrację do Czechosłowacji, gdzie aktywnie uczestniczył w działaniach opozycyjnych wobec sanacji. W 1939 r., kilka miesięcy przed niemiecką agresją na Polskę, wrócił do kraju i ponownie został aresztowany. Wypuszczony z więzienia z powodu złego stanu zdrowia zmarł tuż przed wybuchem wojny.
Wojciech Korfanty spoczął w Katowicach, na cmentarzu przy ul. Francuskiej. Jego pogrzeb, na który przyszło kilkadziesiąt tysięcy osób, stał się wyrazem poparcia dla prowadzonej przez niego polityki niepodległościowej i wielką manifestacją patriotyczną Ślązaków w obliczu coraz bardziej realnej agresji Niemiec. „Wojciech Korfanty znajdzie na kartach historii odrodzonej Polski należne mu stanowisko. Choć mu Go odmawiano za życia” – napisał w kondolencjach na łamach „Polonii” Ignacy Jan Paderewski. W pogrzebie nie wzięli udziału przedstawiciele władz. Na fotografiach widoczni są jedynie żołnierze mobilizowanej w tym czasie Górnośląskiej Brygady Obrony Narodowej. W przeprowadzanych na Górnym Śląsku plebiscytach i rankingach Korfanty zaliczany jest do najwybitniejszych Ślązaków i osób najbardziej zasłużonych dla tego regionu. Za jego swoistą rehabilitację uznano odsłonięcie w 2019 r. jego warszawskiego pomnika, sąsiadującego z miejscami pamięci pozostałych ojców niepodległości.
II Wojna Światowa i jej skutki
Na łamach „Wszystko co Najważniejsze” minister Arkadiusz Mularczyk podkreślał, że skutki II wojny światowej są z nami cały czas, aż do dnia dzisiejszego. W tekście pod tytułem „Polska do dziś odczuwa skutki II wojny światowej” autor zaznacza, że „Konsekwencje działań niemieckich na ziemiach polskich w czasie II wojny światowej powinny zostać uregulowane w umowie bilateralnej, zawartej przez rządy Polski i Niemiec”.
PAP/ Anna Kruszyńska, Maciej Replewicz Michał Szukała/ WCN/ LK