Marek Hłasko. „Pisarz przeklęty”

14 stycznia 1934 roku w Warszawie urodził się Marek Hłasko.

Dnia 14 czerwca 1969 r. zmarł Marek Hłasko. Jak twierdzi prof. Anna Nasiłowska z IBL PAN, był to właściwie najważniejszy z młodych pisarzy okresu przełomu Października ’56. Za sprawą zbioru opowiadań „Pierwszy krok w chmurach” stał się głośnym i kojarzonym nazwiskiem.

Marek Hłasko – dzieciństwo i młodość

.Marek Hłasko dzieciństwo spędził w Warszawie. Legenda rodzinna głosi, że w czasie chrztu przyszły pisarz – wówczas dwuletni – na pytanie „czy wyrzekasz się złego ducha”, odpowiedzieć miał „nie”, co przytaczano później jako dowód, że jego trudny charakter objawił się już w bardzo młodym wieku. Powstanie Warszawskie przetrwali wraz z matką w stolicy. Przeżycia wojenne odcisnęły na przyszłym pisarzu głębokie piętno.

Pisał później: „dla mnie jest oczywiste, że stanowię produkt czasu wojny, głodu i terroru. Stąd bierze się nędza intelektualna moich opowiadań; ja po prostu nie potrafię wymyślić opowiadania, które nie kończyłoby się śmiercią, katastrofą, samobójstwem czy też więzieniem. Nie ma w tym żadnej pozy na silnego człowieka, o co posądzają mnie niektórzy”.

Po wojnie Marek Hłasko osiadła we Wrocławiu wraz z matką i ojczymem. Jak pisze w jego biografii „Piękny dwudziestoletni” brat cioteczny pisarza, Andrzej Czyżewski, przez cały czas szkolny Marek był jednym z najmłodszych w klasie, na domiar złego miał bardzo dziecięcy wygląd. Nadrabiał to zadziornością – również w stosunku do nauczycieli. Licea zmieniał często, z ostatniego z nich został w 1950 r. usunięty za „wywieranie demoralizującego wpływu na kolegów”. Jako 16-latek Marek Hłasko ukończył kurs prawa jazdy i zaczął pracować jako kierowca ciężarówki m.in. w Bazie Transportowej w Bystrzycy Kłodzkiej. Doświadczenie zdobyte w tym miejscu stało się po latach inspiracją do napisania powieści „Następny do raju”.

Początek aktywności literackiej

.Gdy rodzina przeniosła się do Warszawy, Hłasko często zmieniał miejsce zatrudnienia. Myślał już o tym, by zostać literatem. Pisać zaczął w 1951 r. – na ten rok sam datował swoje pierwsze opowiadanie „Bazę Sokołowską”. W czasie pracy w Metrobudowie został korespondentem terenowym „Trybuny Ludu”. W 1952 r. nawiązał kontakt ze Związkiem Literatów Polskich, gdzie przedstawił się jako niewykształcony szofer, który w wolnych chwilach po pracy próbuje opisać swoje życie.

W kwietniu 1953 r. otrzymał trzymiesięczne stypendium twórcze ZLP, ostatecznie porzucił pracę kierowcy i wyjechał do Wrocławia, aby pracować nad „Sonatą marymoncką”. Od lipca do września 1954 r. opublikował trzy opowiadania: „Złotą jesień”, „Szkołę” i „Noc nad piękną rzeką”. Szybko zyskał sławę najzdolniejszego pisarza młodego pokolenia, status symbolu nonkonformizmu. „Stał się naszym głosem, naszym Jamesem Deanem, Elvisem Presleyem – nikt nie miał takiego wpływu na młodzież. Chwytaliśmy za pióra, każdy chciał być Hłaską” – wspominał Henryk Grynberg. Jerzy Andrzejewski spotkanie z młodym skandalistą polskiej literatury wspomina tak: „…okazał się wysokim, rosłym chłopcem, jasnowłosym i niebieskookim. Nie wiem, czy był piękny. Jego bardzo słowiańska uroda promieniowała uwodzącym blaskiem, cała postać – gwałtowną siłą witalną, w głosie z natury niskim pobrzmiewały akcenty czułe i kuszące. Jeśli powiem, że mnie oczarował i zachwycił, nie powiem wszystkiego”.

„Marek Hłasko był właściwie najważniejszym z młodych pisarzy okresu przełomu Października ’56, a dzięki zbiorowi opowiadań »Pierwszy krok w chmurach« stał się głośnym i kojarzonym nazwiskiem, a jego tom miał dwa wydania, oba błyskawicznie zniknęły z rynku” – twierdzi prof. Anna Nasiłowska, pisarka, poetka i literaturoznawca z Instytutu Badań Literackich PAN.

Marek Hłasko na ekranie

Prof. Anna Nasiłowska zaznaczyła, że „Hłaskę wyróżniał realizm, językowy słuch, a także łatwość oddawania pewnych sytuacji z życia”. „Te cechy twórczości pisarza sprawiły, że szybko zaczęli się nim interesować twórcy filmowi. Co prawda, nie powstało tyle filmów na podstawie Hłaski, ile było przez twórców planowanych, jednak warto wspomnieć o trzech najważniejszych, czyli »Baza ludzi umarłych« Czesława Petelskiego, »Ósmy dzień tygodnia« Aleksandra Forda oraz »Pętla« Wojciecha Jerzego Hasa. Zanosiło się, że polska szkoła filmowa, która powstawała na fali przemian październikowych, będzie właśnie oparta na wzorach literackich Hłaski, co zbiegało się z inspiracjami włoskim neorealizmem (np. »Złodzieje rowerów« Vittoria de Siki). Wyjazd Hłaski z Polski w 1958 roku położył jednak kres tym nadziejom” – powiedziała literaturoznawczyni.

Mało znaną a wartą przypominania ekranizacją prozy Hłaski jest półgodzinny dyplomowy film Stanisława Jędryki pt. „Zbieg” (1960) – adaptacja krótkiego opowiadania napisanego w 1956 roku. Historia ujęcia zbiegłego więźnia, który podczas ucieczki zabił strażnika, opowiedziana w chandlerowskim stylu, opatrzona kojarzącą się z filmowymi kompozycjami Nino Roty muzyką Włodzimierza Kotońskiego – do tego dochodzi aktorska kreacja Emila Karewicza jako kapitana milicji – jest dobitnym przykładem „filmowości” Hłaskowej prozy.

„Sceneria, dramatyzm akcji zwięzłość psychologicznego rysunku postaci, znakomite dialogi; jej wyczulenie na obyczajowy detal, wigor obserwacyjny i dar podsłuchiwania języka ulicy; wreszcie umiejętności wiązania ze sobą wątków z różnych poziomów artyzmu. Te cechy są najczęściej wymieniane w kontekście Hłaski, jako »wspaniałego pisarza filmowego«” – napisał Piotr Wasilewski w książce „Śladami Marka Hłaski” (1994).

„Pisarz przeklęty”

.Marek Hłasko miał reputację pijaka i awanturnika, pasującą do przyjętej przez niego kreacji „pisarza przeklętego” – w typie amerykańskich bitników – którą do pewnego stopnia sam budował. „Już sam jego wyjazd czy ucieczka z Polski była wyrazem buntu, ale i desperacji. Hłasko od dawna marzył o Ameryce, trochę to trwało zanim to marzenie się spełniło. Ale wyjechał zupełnie nieprzygotowany do życia w innym kraju, nie znał języka, był zupełnie uzależniony od pomocy innych osób” – powiedziała prof. Anna Nasiłowska. „Zresztą chyba nigdy w życiu nie zaznał stabilizacji. Kiedy wyłaniała się szansa na pewną normalizację, w jego życiu działo się coś dramatycznego – wypadek, rozstanie z kobietą, etc. Hłasko miał też wiele ciemnych stron, ale nie dawał innym ludziom sobie pomóc” – zaznaczyła.

Pisanie wcale nie przychodziło mu łatwo, każda strona była wielokrotnie przepisywana, redagowana i zmieniana. Marek Hłasko, który skończył tylko szkołę podstawową, traktował pisanie szalenie serio. Była to dla niego desperacka próba zrobienia czegoś ze swoim życiem, ucieczka przed ciężarami egzystencji prostego robotnika. Jako pisarz był samoukiem, wszystko zawdzięczał wyłącznie ciężkiej pracy nad sobą i tekstem, i robił to z reguły na trzeźwo – pisze Andrzej Czyżewski, podkreślając, że autor „Pierwszego kroku w chmurach” miał zaledwie dwuletnią przerwę w pisaniu, a właściwie co roku wydawał nową książkę. Jeżeli wszystkie opowieści o hulaszczym trybie życia byłyby prawdziwe, nie miałby czasu na pisanie.

Życie na emigracji

.W lutym 1958 r. Marek Hłasko wyjechał do Paryża, a w październiku, po kilkakrotnym odmówieniu mu wizy powrotnej, postanowił pozostać za granicą – w Berlinie Zachodnim. Stamtąd wyjechał do Izraela. Do Europy wrócił w 1961 roku. Wtedy zaczął ogłaszać swoje opowiadania w paryskiej „Kulturze”. Opublikowano tam m.in. jego słynną autobiografię „Piękni dwudziestoletni” – zapis lat warszawskich i życia na emigracji. Po jej wydaniu polskie władze komunistyczne wydały zakaz drukowania jego utworów w kraju.

Nie mogąc wrócić do Polski imał się różnych, często najprostszych fizycznych prac – aklimatyzację utrudniał mu brak talentu do języków obcych. W 1966 r. postanowił spróbować szczęścia w USA, jednak z planów zaistnienia w tamtejszym środowisku filmowym nic nie wyszło.

W październiku 1968 r. w domu Krzysztofa Komedy w Los Angeles odbyło się przyjęcie, które wpłynęło na losy polskiej muzyki i literatury. Przez wiele lat nie wiedzieliśmy dokładnie, jaki był przebieg wydarzeń, który doprowadził do śmierci Komedy, a Marka Hłaskę skłonił do zmagania się z wyrzutami sumienia. Wiemy na pewno, że Komeda spadł ze skarpy niedaleko domu i doznał urazu głowy, który, kilka miesięcy później, stał się przyczyną jego śmierci. Najbardziej znana wersja wydarzeń tamtego wieczora pochodzi właśnie od Marka Hłaski. Podobno spacerowali razem w nocy po wzgórzach za domem, obaj pijani. W pewnym momencie Hłasko lekko pchnął Komedę, ten stoczył się ze skarpy. Pisarz próbował go wnieść na górę, ale znów spadli, tym razem obaj. Hłasko zapewniał Zofię Komedową, że chodził z nieprzytomnym Krzysztofem od domu do domu, żeby zadzwonić po karetkę, ale nikt ich nie wpuszczał. W końcu udało im się wezwać pogotowie, Komeda ocknął się w szpitalu.

Magdalena Grzebałkowska, autorka biografii Krzysztofa Komedy, dotarła do innego uczestnika feralnego przyjęcia – Andrzeja Krakowskiego. Wedle jego relacji wszystko rozegrało się za dnia, kiedy w gronie przyjaciół świętowano Columbus Day. W pewnym momencie Marek Hłasko i Wojciech Frykowski wdali się w kłótnię, zaczęli się bić. Komeda, który nie znosił agresji, oddalił się od towarzystwa, Hłasko pobiegł za nim i próbował go objąć. W zamieszaniu Komeda spadł ze skarpy, pisarz go wyciągał, ale obaj spadli po raz drugi, a Hłasko wylądował na głowie przyjaciela. Komeda stracił na chwilę przytomność, ale bardzo szybko doszedł do siebie. Śmiał się z tego wypadku. Wizja lokalna przeprowadzona przez Grzebałkowską w okolicach domu Komedy w Los Angeles pokazuje, że wersja Krakowskiego jest bliższa prawdy – w okolicy nie ma możliwości spacerowania po wzgórzach za domem. Gdy Hłasko opowiadał Zofii Komedowej o tych wydarzeniach, przemawiało przez niego wielkie poczucie winy, które ciążyło mu do końca życia, może dlatego dodał informację o wezwaniu pogotowia. Przez pewien czas Komeda czuł się normalnie, choć pojawiały się silne bóle głowy. W grudniu trafił do szpitala, gdzie okazało się, że ma krwiaka mózgu. Lekarze podczas operacji usunęli krwiak, ale pacjent nie odzyskał już przytomności. Zmarł 23 kwietnia 1969 roku.

W czerwcu 1969 r. Hłasko wyjechał do Europy, potem do Izraela, gdzie powstały „Drugie zabicie psa”, „Nawrócony w Jaffie”, „Wszyscy byli odwróceni”.

W książkach i artykułach o Hłasce często demonizowana jest rola, jaką w jego życiu odegrała jedyna żona, Sonja Ziemann, którą poznał na planie „Ósmego dnia tygodnia” w reżyserii Aleksandra Forda w 1958 r. Ziemann zagrała Agnieszkę, dziewczynę Piotra (Zbigniew Cybulski), a film – zatrzymany przez cenzurę – wszedł na ekrany kin po ćwierćwieczu, w 1983 r. Tymczasem Andrzej Czyżewski podkreśla, że to Sonja finansowała ich wspólne życie, ratowała Hłaskę, kiedy przeżywał w 1963 r. załamanie nerwowe i znalazł się w klinice psychiatrycznej. To wreszcie Sonja w ostatnim roku życia pisarza ściągnęła go ze Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował m.in. jako sprzedawca w sklepie, doprowadziła do ekranizacji jego kolejnego utworu „Wszyscy byli odwróceni”. Stworzyła mu perspektywę znośnej egzystencji w Europie i zniosła spokojnie jego romans z dużo młodszą i piękną izraelską dziewczyną Esther Steinbach.

Andrzej Czyżewski zauważa także, że być może Sonja przeceniała zagrożenie, jakie w życiu Hłaski stanowił alkohol, nie doceniając natomiast niebezpieczeństwa uzależnienia od środków uspokajających i nasennych. W swojej walce o trzeźwość męża, w najlepszej wierze i za radą lekarzy, usiłowała pomóc Hłasce, podsuwając mu barbiturany. Wiedza o tym, że tworzą one z alkoholem śmiertelną mieszankę, nie była wówczas tak powszechna jak obecnie. To właśnie połączenie leków ze stosunkowo niewielką, jak wynika z przeprowadzonej przez Czyżewskiego analizy ostatniego dnia życia Hłaski, dawką alkoholu, stało się przyczyną śmierci pisarza.

Marek Hłasko „żył krótko, a wszyscy byli odwróceni”

.W ostatnich dniach życia Marek Hłasko czuł się dobrze i planował powrót do wspólnego życia z Sonją. Wiosną pisarz wyjechał na krótko do niemieckiego Wiesbaden, gdzie 14 czerwca, prawdopodobnie z powodu przedawkowania środków nasennych, zmarł. Jego prochy sprowadzono do Polski w 1975 r. Na nagrobku literat, aktor i kamieniarz Jan Himilsbach wykuł napis, który zasugerowała matka Hłaski: „Żył krótko, a wszyscy byli odwróceni”

W 1984 roku w Olsztynie, podczas zorganizowanego przez krytyka Konrada Lenkiewicza seminarium pt. „Marek Hłasko – legenda i rzeczywistość”, Maria Hłasko opowiedziała historię znad grobu syna. Kiedyś na cmentarzu podeszła do niej nieznajoma kobieta i, objąwszy ją serdecznie, powiedziała: „to nieprawda pani Mario, nie wszyscy byli odwróceni”.

Sejm RP ustanowił rok 2024 Rokiem Marka Hłaski.

Izrael Hłaski

.„Hłasko ani osadników nie uznawał za ludzi rozpustnych, ani ladacznic za postaci negatywne. Domom publicznym przypisywał funkcje niebagatelne. Były to bodaj najważniejsze po kinie instytucje społeczne. Kino, dom z dziewczętami, armia, bar z alkoholem. Taka byłaby kolejność w jego sztywnej hierarchii” – pisze antropolog historii i literatury Piotr WEISER w książce „Izrael Hłaski. »To nie ja wymyśliłem ten kraj«”, której fragment ukazał się we „Wszystko co Najważniejsze”.

„Izrael wybudowano jako zaprzeczenie Europ: tej znad Wisły i tej znad Renu. Zamieszkujący go Żydzi to jednak Europejczycy. Mozolnie zrzucali z siebie ciężar kontynentu, jego tradycje i jego zwyczaje, zaczynając wieść życie w nowym wcieleniu. Wcielenie to nie oznaczało otwarcia się na Wschód. Zresztą stare pojęcia geograficzne zniekształcały obraz nowego Izraela. Owszem, nie był ustanowiony poza czasem ani nie wyrósł poza przestrzenią. Istniał jednak osobno: ani na Zachodzie, ani na Wschodzie” – pisze Piotr WEISER.

Dodaje, że „drogi wiodące tutaj omijały sąsiednie kraje. Przylatywało się tu lub przypływało. Hłasko przeważnie ładował podróżnych na statki i drogą śródmorską odprawiał do Hajfy. Żaden z emigrantów, powtórzmy, nie zdecydował się ruszyć z powrotem. Jeżeli przebąkuje o wyjeździe, przeważnie myśli o parowcu. Ucieczkę planował zabójca Andersona. Dobrze wiedział przy tym, jak łatwo zamknąć granice. Pasy startowe i portowe bramy. Dopiero w skrajnej desperacji pomyślał o zmianie kierunku ewakuacji: »Jest jeszcze pustynia i są kraje arabskie«”.

„Tamtym europejskim emigrantem Hłaski targało myślenie kolonialne. Skąd miał zresztą znać inne? Popularne przekonanie o opustoszałych krajobrazach z niedoborami mieszkańców znajdowało zwolenników. Tubylcy pozostają na marginesie Izraela. Trzeba bacznie wytężyć wzrok, żeby dostrzec tutejszych Arabów. Istnieją, ale pozostają nie więcej niż elementem tła, statystami. Ich obecność była bez znaczenia. Życie tchnąć mieli tutaj dopiero Żydzi. Emigranci lub ich potomkowie: »Kiedy on tu przyjechał, nie było nic oprócz malarii i walk z Arabami«” – pisze Piotr WEISER.

PAP/Agata Szwedowicz, Anna Kruszyńska/WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 14 czerwca 2024