Misja z udziałem Polaków pomoże lepiej zmapować powierzchnię Księżyca

Misja Mani

Mapowanie powierzchni Księżyca z najwyższą dotąd rozdzielczością, dostrzeżenie na nim dużych skał i klifów mogących zagrozić lądującym statkom kosmicznym umożliwi misja Mani z udziałem Polaków. Jej projekt – jako jeden z trzech – ESA zakwalifikowała do kolejnego etapu programu Małych Misji Księżycowych.

Misja Mani

.Misja Mani ma na celu wyniesienie orbitera księżycowego, który z wysokości około 50 km nad powierzchnią Srebrnego Globu, będzie mapował jego powierzchnię z najwyższą dotychczas rozdzielczością przestrzenną. Wykorzysta do tego instrument optyczny zaprojektowany i dostarczonego przez poslka firmę Scanway. Inicjatywa ma więc ważne znaczenie dla przyszłych misji załogowych i bezzałogowych na Księżyc, w tym planowania lokalizacji przyszłej bazy w ramach programu Artemis.

Europejska Agencja Kosmiczna w 2024 roku wybrała projekt Mani, spośród 62 zgłoszeń, do realizacji fazy 0/A. Obecnie zakwalifikowano go do kolejnej fazy A/B1 spośród siedmiu projektów.

„W przypadku pełnej realizacji projektu, budżet wyniesie ok. 50 mln euro, z czego część przypadającą na Scanway szacujemy na ok. 8,6 mln euro w horyzoncie czterech lat” – skomentował Jędrzej Kowalewski, prezes zarządu Scanway S.A., cytowany w prasowym komunikacie.

Wiodącymi uczestnikami projektu Mani są: Uniwersytet Kopenhaski, Space Inventor oraz Scanway, działający we współpracy merytorycznej z Instytutem Nauk Geologicznych Polskiej Akademii Nauk (ING PAN).

Kilkukrotnie lepsza rozdzielczość przestrzenna danych dostarczanych przez Mani i co więcej – dostępna w formie trójwymiarowych numerycznych modeli terenu, pozwoli spojrzeć na najbardziej interesujące fragmenty Księżyca pod zupełnie nowym kątem. Dzięki temu będzie można zobaczyć z wyprzedzeniem duże skały, klify i dokładnie wyznaczyć krawędzie jaskiń wulkanicznych. Umożliwi to szczegółowe przygotowanie planów działania przed lądowaniem na Księżycu misji robotycznych i tych z ludźmi, dzięki czemu będą one bezpieczniejsze. Jednocześnie te same dane będą miały znaczenie naukowe.

„Ekscytujące jest to, że nowe dane dostarczone przez Mani pozwolą wreszcie odpowiedzieć na kilka nurtujących pytań współczesnej »księżycologii«. Przykładowo, dzięki niezwykle wysokiej rozdzielczości danych wreszcie możliwe będzie scharakteryzowanie niewielkich kraterów uderzeniowych, których tworzenie obserwowaliśmy na żywo w formie błysków księżycowych, tzw. lunar flashes. To z kolei pozwoli na dokładne określenie właściwości regolitu i przez to przygotowanie się do wydobycia i przetwarzania skał oraz budowy przyszłych baz na Księżycu” – opisała dr Anna Łosiak z Instytutu Nauk Geologicznych PAN.

Jak wyjaśniła, celowane obserwacje w innych miejscach pozwolą również odpowiedzieć na pytanie o to, czy na naszym naturalnym satelicie możemy się jeszcze spodziewać wybuchów wulkanów.

Pokojowe korzystanie z zasobów Układu Słonecznego

.Amerykański planetolog, Guy CONSOLMAGNO, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” twierdzi, że: „Odkryto już jakieś pół miliona asteroid, większość z nich krąży po orbitach między Marsem a Jowiszem. Większość z nich ma promień nieprzekraczający ok. 10 km. W oparciu o badania rozkładu wielkości asteroid można oszacować ogólną liczbę wszystkich asteroid, w tym tych, które są zbyt małe, aby mogły zostać odkryte, zazwyczaj o średnicy mniejszej niż 10 km. Oczywiste jest, że mniejsze ciała są liczniejsze, a najwięcej jest asteroid zbyt małych, aby mogły być łatwo wykryte z Ziemi”.

„Wniosek ten jest szczególnie istotny, kiedy badamy niewielki podzbiór tych asteroid, które wyróżniają się tym, że krążą po orbitach od pasa planetoid i przecinają orbitę Ziemi. Kilka tysięcy tych obiektów jest już znanych. Istnieje program badawczy, którego celem jest umożliwienie śledzenia orbit co najmniej 90 proc. tych obiektów. Ponieważ zbliżają się na niewielką odległość od naszej planety, wiele z nich, bliskich Ziemi (NEO – Near Earth Objects), o średnicy zaledwie kilkudziesięciu metrów, zostało zaobserwowanych za pomocą teleskopów, a nawet radarów. Już teraz znajdujemy mniej więcej jeden mały obiekt typu NEO na miesiąc, zbliżający się do Ziemi na odległość Księżyca. Szacujemy, że musi istnieć wiele tysięcy obiektów podobnych wielkością do tego, który eksplodował nad Czelabińskiem, ale które nie zostały jeszcze odkryte”.

„Jakie surowce warte eksploatacji znajdziemy w tych asteroidach? Możemy zgadywać, że skład asteroid odpowiada składowi meteorytów. Ok. 10 proc. masy zwykłego meteorytu stanowią metale, głównie żelazo i nikiel, ale są tam również znaczne ilości cenniejszych metali, takich jak złoto, platyna, miedź, srebro czy cynk. Jeśli założymy, że w przeciętnej asteroidzie te metale występują w takich proporcjach jak w meteorytach, i sprawdzimy rynkową wartość tych metali, to możemy obliczyć wartość całej asteroidy”.

„Wyniki są oszałamiające. Nawet w przypadku asteroidy o średnicy zaledwie jednego kilometra samo żelazo stanowi 100 milionów ton materiału. Biorąc pod uwagę wartość tony tego surowca, można zauważyć, że jest ona warta dziesiątki miliardów dolarów. Żelazo stanowi tylko część asteroidy; metalowi temu towarzyszą również znacznie rzadsze metale, takie jak platyna i złoto. Można by oczekiwać, że taka asteroida byłaby dodatkowo źródłem metali o wartości ponad 20 miliardów dolarów”.

„Jednak rzut oka na tę kalkulację uświadamia, że jest ona dosyć naiwna. Oczywiście nie odzwierciedla ona w najmniejszym stopniu, jak pojawienie się nowego, tak obfitego źródła wpłynęłoby na rynki tych surowców. Trzeba też uwzględnić, jak kosztowne byłyby faktyczne dotarcie do takiej asteroidy, jej eksploatacja i powrót z urobkiem na Ziemię” – pisze Guy CONSOLMAGNO w tekście „Pokojowe korzystanie z zasobów Układu Słonecznego” – cały artykuł [LINK]

PAP/eg

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 17 grudnia 2025