Monogamia pingwinów to legenda stworzona przez ludzi - „Ecology and Evolution”

Monogamia pingwinów przechodzi powoli do historii. Do niedawno sądzono, że te ptaki dobierają się w pary na całe życie. Teraz naukowcy dowiedli, że w koloniach pingwinów małych na australijskiej Wyspie Philip „rozwody” są powszechne, podobnie jak okazjonalne skoki w bok, a nawet regularna rozwiązłość.
Monogamia pingwinów to już tylko legenda
Wyspa Philip u wybrzeży Melbourne w Australii jest miejscem życia ok. 7 tys. ludzi i największej na świecie, liczącej 37 tys. osobników, kolonii pingwinów małych (Eudyptula minor). Tamtejszy rezerwat przyrody codziennie wieczorem organizuje „parady pingwinów”, podczas których turyści obserwują powrót niebieskopiórych ptaków z wód zatoki Port Philip do piaszczystych gniazd. Te przemarsze, największa atrakcja tej części kontynentu, przyciągają co roku na wyspę ponad 3,5 mln osób.
Licznej kolonii pingwinów małych z uwagą przyglądają się też naukowcy. Przez 13 sezonów lęgowych zespół badaczy z Uniwersytetu Monash (Australia) i Rezerwatu Przyrody na Wyspie Philip obserwował prawie 1000 ptasich par. Autorzy pracy, która ukazała się w czasopiśmie „Ecology and Evolution”, odkryli, że te ptaki mają zaskakująco skomplikowane życie miłosne. Przede wszystkim okazało się, że dowodzona w niezliczonych wcześniejszych badaniach monogamia pingwinów to mit, przynajmniej w przypadku tej kolonii.
Biolodzy rejestrowali zachowania społeczne, zwyczaje godowe i liczbę potomstwa ptaków w każdym lęgu. Dowiedzieli się, że chociaż pingwiny małe zwykle łączą się w stałe pary, często miewają skoki w bok, a nawet porzucają swoich partnerów lub partnerki. Ptasie „rozwody” następowały zwykle po nieudanym sezonie godowym.
„W dobrych czasach pingwiny w dużej mierze trzymają się swoich partnerów, chociaż zdarzają im się skoki w bok. Jednak po słabym sezonie lęgowym często próbują znaleźć nowego partnera, aby zwiększyć swój sukces reprodukcyjny” – opowiadał prof. Richard Reina, kierownik grupy badawczej ds. ekofizjologii i ochrony przyrody na Uniwersytecie Monash.
W ciągu ponad dekady badacze udokumentowali, że rozstało się 250, czyli jedna czwarta par pingwinów. Stwierdzili też, że ogólna liczba jaj i piskląt w kolonii w tych sezonach, w których więcej pingwinów porzuciło swoich partnerów, była niższa.
Zatem strategia zmiany partnera dla zwiększenia liczby potomstwa okazała się nieskuteczna. Chociaż „rozwodnicy” często znajdowali innych partnerów, nie zawsze jednak udawało im się doczekać piskląt w nowej parze. Zdaniem naukowców dzieje się tak dlatego, że pingwiny tracą dużo czasu na poszukiwanie nowego partnera i zaloty, a to opóźnia lub uniemożliwia reprodukcję przed zakończeniem sezonu lęgowego. A nawet jeśli młoda stażem para dochowa się piskląt z opóźnieniem, w okresie uboższym w pożywienie, być może nie uda się ich wykarmić i utrzymać przy życiu.
Pierwsza miłość jest najważniejsza
.Z obserwacji pingwinów małych wynika też, że nowe pary nie są tak zgrane jak te, które są ze sobą od lat. A to powoduje, że „nowożeńcy” są mniej skuteczni we współpracy np. przy budowie gniazda, inkubacji jaj i wychowywaniu piskląt. „Pingwiny, które przedłużyły swoją więź na wiele sezonów, z czasem doświadczyły zwiększonego sukcesu reprodukcyjnego” – stwierdzono w opracowaniu.
Zespół prof. Reiny ustalił, że „rozwody” miały nawet większy wpływ na sukces lęgowy badanej grupy niż czynniki środowiskowe, takie jak dostępność żywności lub zmiany klimatu. „Presja środowiskowa z pewnością wpływa na przetrwanie pingwinów, jednak badanie sugeruje, że dynamika społeczna odgrywa równie – jeśli nie bardziej – ważną rolę w kształtowaniu przyszłości kolonii” – skomentował.
„Wyniki badań wskazują też, że im bardziej korzystne warunki środowiskowe, tym mniej 'rozwodów’ wśród pingwinów małych na Wyspie Philip. Ta wiedza może być przydatna w opracowywaniu strategii ochrony wielu gatunków ptaków morskich” – uważa prof. Andre Chiaradia, biolog morski i ekolog z Rezerwatu Przyrody na Wyspie Philip.
Nowe odkrycia potwierdzają też jego wcześniejsze obserwacje. Wynika z nich, że w związku ze zmianami klimatycznymi i ocieplaniem się oceanów, w wodach przybrzeżnych Australii jest coraz więcej ryb, zatem pingwiny z Wyspy Philip mogą wkładać mniej wysiłku w zdobycie pożywienia. „Ci mali bezwstydnicy mają zatem więcej czasu i energii na gody, więc z radością dzielą się miłością na lewo i prawo. Najbardziej rozwiązłe seksualnie osobniki mają nawet pięciu partnerów jednej nocy” – opowiadał prof. Chiaradia. A wszystko to, jak dowodzą badacze, pośrednio, dzieje się za sprawą człowieka.
Pingwinie rozmowy
.W latach 80., gdy oglądałem książkę z czarnobiałymi fotografiami pingwinów, zapamiętałem na zawsze jedną z fotografii – dwa pingwiny Adeli (pingwiny białookie) Pygoscelis adeliae stojące naprzeciw siebie i wyciągające wysoko głowy z dziobami skierowanymi ku niebu. Byłem wtedy pod wielkim wrażeniem, że te dwa ptaki chciały „coś” sobie przekazać, powiedzieć istotnego. Później przez wiele lat starałem się oglądać każdy film z pingwinami, czytałem książki i szukałem rozwiązania, alfabetu tych hieroglificznych póz, wrzecionowatych ciał pingwinów – pisze Krzysztof KONIECZNY na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Dopiero, blisko 30 lat później, gdy usiadłem na skraju pingwiniej kolonii zrozumiałem, że ptaki te mają swoisty kod zachowań – pingwinią etykietę. Czarne fraki, homoidalna postawa ciała i te wymowne gesty sprawiają, że poczułem się wśród nich jak Guliwer w krainie karłów i z namaszczeniem, mimo ogromnego smrodu pingwiniego guana, obserwowałem je i fotografowałem przez kilka godzin.
Z daleka kolonia adelek wygląda jak zgromadzone przed granicą niemiecką gipsowe krasnale w przeróżnych pozach, gotowe w każdej chwili do przeniesienia do przydomowego ogródka. Trochę kicz, podobnie jak na nadgranicznych targowiskach.
Podchodząc jednak bliżej, gdy kolonia ożywa w oczach obserwatora, zaczynamy dostrzegać precyzyjne, czasem jak w zegarku ruchy. Tysiące ptaków tworzą jeden ogromny organizm, którym jest kolonia. Powitania, utarczki, kreowanie się na większego niż sam jestem, czasem ucieczka, czasem strach i oczywiście cały wachlarz zachowań godowych oraz tych związanych z wychowaniem młodych.
Każda para pingwinów szczotkoogonowych (białookie, białobrewe i maskowe) potrzebuje do rozrodu gniazda położonego tak, a by nigdy nie stała w nim woda, która zamarzając mogłaby rozsadzić jaja lub zabić pisklęta. Zatem każde kamieniste, zbocze pozbawione lodu i śniegu staje się potencjalnym miejscem gdzie kolonia może powstać. Pingwiny zajmują wolne fragmenty i zaczynają zbierać drobne kamienie do podwyższenia niecki gniazdowej i uniesienia jej ponad wodę, która może pojawić się przy roztopach. Kamieni nie jest zbyt wiele a tuż obok sąsiedzi też wzięli się do roboty. Obcy, przechodzący obok pingwin jest delikatnie lub czasem zupełnie brutalnie dziobnięty, tak że wokół każdego stojącego w swoim okręgu ptaka robi się zbliżona odległość.
Gdy patrzyliśmy na gołoborzowe zbocze Wyspy Słoniowej, miałem wrażenie, że w kolonii pingwinów maskowych Pygoscelis antarctica, ktoś rozłożył tam ptaki tak równomiernie, że potrzebna do tego była miarka z podziałką. Każdy pingwin dziobiąc sąsiada mówi – „to jest moje miejsce gniazdowe – odejdź i odczep się od moich kamyczków!”.
Obserwując pingwiny białobrewe Pygoscelis papua widziałem jak korzystały one z okazji i kradły sobie kamyczki, gdy tylko trafiła się okazja. Oczywiście, gdy widział to obrabowywany to wyciągał nieco do góry głowę i niczym strzała z kuszy trafiał dziobem w intruza. „Pilnować czy kraść?” – miałem wrażenie, że takie myśli towarzyszyły obserwowanym pingwinom. Zachęcony ich nadgorliwością przyniosłem z odległej plaży dużą garść kamieni i ku mojemu zaskoczeniu, bez chwili zastanowienia jeden z pingwinów pochylił się, jakby chciał się pokłonić i jak lokaj na królewskim dworze zbierający talerze uniósł kamień i przeniósł go na gniazdo, i tak kolejny, kolejny… Kamienie przenosił z taką gracją i namaszczeniem, że zachowywał się trochę jak automat w japońskiej fabryce, który powtarza tę samą czynność nie tracąc przy tym powtarzalności. Oczywiście robił to w napięciu i pod zazdrosnymi spojrzeniami sąsiadów. Kolonia owszem daje bezpieczeństwo przed drapieżnikami w skali makro, ale każdy osobnik w niej musi dbać o swoje, tu akurat o swoje kamienie. Nie tylko o swoją przestrzeń, ale też o pisklęta.
W Zatoce Admiralicji na Wyspie Króla Jerzego obserwowałem dwa wydrzyki antarktyczne, które porwały duże pisklę ze skraju kolonii adelek. Mimo rwetesu czynionego przez jednego z rodziców, sąsiedzi tylko strzelali dziobami w kierunku intruza, dbając wyłącznie o swój lęg. Co nie jest wyrazem egoizmu, tylko wyrazem pingwiniego rozsądku, który zapewnia trwanie populacji i tym samym gatunku.
Eksponowanie postaw u różnych pingwinów, służy do wyrażania emocji. Z premedytacją chcę użyć tego słowa, bo patrząc na te ptaki mam wrażenie, że w nich gotuje się od emocji. Nawet, gdy nieruchomo siedzą na jajach ich oczy zdradzają napięcie, zaciekawienie i stałą uwagę. Tu należy dopowiedzieć, że wiemy już, że obecność człowieka w koloniach powoduje u pingwinów duży stres, stąd obserwacje należy prowadzić z pewnego dystansu i należy dać pingwinom trochę czasu, aby przyzwyczaiły się do badacza.
.O ile możemy czytać „myśli” pingwinów z ich postawy czy sylwetki to dopiero to, co dzieje się z „mimiką” piór na głowie staje się interesującym zagadnieniem do studiowania. Ainley (1975) w swojej pracy „Displays of Adelie penguins: a reinterptation” próbuje rozkodować mimikę pingwiniej twarzy. Z wielu analizowanych postaw na uwagę zasługuje postawa „Crest Erect and Eyes Down” – to sygnał, że pingwin może zaatakować, choć pozę tę przyjmuje także w czasie pierwszych dni kojarzenia się pary. Czyżby starania o partnerkę traktuje jak przygotowanie do ataku? – cały tekst [LINK].
PAP/ Anna Bugajska/ WszystkocoNajważniejsze/ LW