Na czym polega Konklawe? Tajemnice wyboru papieża

Przemysław Śliwiński

Kolegium Kardynalskie liczy obecnie 137 kardynałów. Nawet gdyby któryś z nich nadużył regulaminu konklawe, to przy takiej liczbie szanse wpływu jakiegoś lobby na wybór papieża są bardzo małe – powiedział medioznawca ks. dr Przemysław Śliwiński, autor książki „Konklawe. Tajemnica wyborów papieskich”. Nowo wydana książka odsłania kulisy konklawe w dziejach Kościoła i wyjaśnia, jak dziś w oparciu o przepisy prawne wyglądałby wybór biskupa Rzymu.

.Magdalena Gronek: Mimo że przebieg konklawe reguluje dziś Konstytucja Apostolska „Universi Dominici gregis” z 1996 r. to, czy na wybór papieża nie będą miały mimo wszystko wpływu różne państwa czy lobby?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Nawet jeśli ktoś próbowałby wpływać na kardynałów, to podczas konklawe mają obowiązek w swojej decyzji być wewnętrznie wolni i kierować się wyłącznie dobrem Kościoła. Doskonale to obrazuje przysięga kardynałów elektorów z 1996 r., która obliguje do rozstania się z jakimikolwiek zobowiązaniami wcześniej podjętymi, nawet jeśli takie były.

Przysięgają oni „wiernie służyć całemu Kościołowi i nigdy nie przestać bronić duchowych i doczesnych praw oraz wolności Stolicy Apostolskiej” oraz „strzec tajemnicy zarówno przed świeckimi, jak i duchownymi o wszystkim, co w jakikolwiek sposób tyczy się wyboru Biskupa Rzymu oraz o wszystkim, co dzieje w miejscu konklawe, a co odnosi się pośrednio lub bezpośrednio do przebiegu głosowania”.

Przysięgają także, że „nie udzielą najmniejszej pomocy bądź wsparcia wszelkim inicjatywom, przez które jakiekolwiek władze świeckie, lobby czy jednostki chciałyby jakkolwiek wpływać na wybór Biskupa Rzymu”. Ta przysięga jest konsekwencją długo funkcjonujących w poprzednich wiekach „weta i ekskluzywy”. Podstawę prawną ogłaszania ekskluzywy stanowiło Ius Exclusivae „prawo wykluczenia”. Kardynałom pod karą ekskomuniki nie wolno ulegać jakiemukolwiek lobby.

Kiedy jednak patrzymy na konklawe z października 1978 r., to duże znaczenie odegrał kard. Franz König, arcybiskup Wiednia, który miał zasugerować kandydaturę kard. Karola Wojtyły, którą poparli wówczas m.in. biskupi niemieccy, co można odczytywać jako znak polityczny.

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Kardynał Wiednia i kardynałowie niemieccy nie byli przedstawicielami rządu austriackiego, niemieckiego czy jakiegoś lobby, tylko zdecydowali tak w ramach własnej wewnętrznej wolności sumienia, kierując się dobrem Kościoła. Gdyby zapytać ówczesnych rządów w RFN, NRD czy w Polsce, to zapewne nie zgodziłyby się na taki wynik wyborów. Nie możemy więc mówić o ingerencji zewnętrznej, nawet jeśli założymy prawdziwość tej pogłoski.

Kardynałowie elektorzy podczas konklawe mogą, a nawet muszą ze sobą rozmawiać. Wraz z kolejnymi głosowaniami pokazującymi poparcie dla poszczególnych osób, przekonywanie siebie nawzajem jest naturalnym elementem osiągnięcia konsensusu przy wyborze biskupa Rzymu.

Co się stanie, jeśli któryś z kardynałów faktycznie będzie lobbystą?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Zgodnie z prawem maksimum kardynałów elektorów to 120 duchownych. Obecnie jest ich nawet 137. To najwyższa liczba w historii Kościoła. W związku z tym, nawet gdyby któryś z nich nadużył regulaminu konklawe, to przy takiej liczbie szanse wpływu jakiegoś lobby na wybór papieża są bardzo małe. Istota ewolucji konklawe, przepisów wyboru papieża, polegała przez setki lat właśnie na tym, by nikt nie mógł w konklawe ingerować.

Nie zmienia to jednak faktu, że obserwujemy różne stronnictwa w gronie kardynałów elektorów…

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Oczywiście są różne stronnictwa w Kościele, ale to nie są partie czy frakcje polityczne w takim znaczeniu, jak obserwujemy to w życiu politycznym, a więc że wystawiają swoich kandydatów, mają programy wyborcze, które są związane z konkretną agendą polityczną, a całe Kolegium Kardynałów jest albo po jednej, albo po drugiej stronie. Tak to tam nie działa, nawet jeśli brzmi atrakcyjnie jako publicystyczna teza. Podziały wśród kardynałów są i muszą być. Są to różnice wynikające z opinii, podejść, priorytetów. Na tym polega piękno konklawe. Natomiast zdecydowanym nadużyciem semantycznym jest stosowanie podziału na „konserwatystów” i „progresistów”, na „lewicę” i „prawicę”.

Dodatkowo, doświadczeni watykaniści mówią, że wśród elektorów na konklawe jest wielkie i raczej nieokreślone centrum i doprawdy trudno ocenić, na kogo zagłosują należący do niego kardynałowie.

Można się domyślać charakteru „stronnictw”. W 2005 roku, po śmierci Jana Pawła II część kardynałów uznawała, że oto teraz czas na kogoś innego, może z powrotem na Włocha. Druga część mogła z kolei ocenić, że należy wybrać kontynuatora linii Jana Pawła II. Ale mogli być i tacy, którzy stwierdzili, że nadszedł czas na kogoś zupełnie innego, kogoś z zewnątrz. Tak, tego typu różnice poglądów tworzą stronnictwa, ale dalekie od politycznego, frakcyjnego rozumienia konklawe, które wcale nie są scaloną grupą jak znane nam z polityki partie.

Wybór kard. Ratzingera pokazał, że wybrano kontynuatora pontyfikatu Jana Pawła II. Zresztą było to bardzo krótkie konklawe, bo po 24 godzinach mieliśmy już nowego papieża, którego wybrano przy czwartym głosowaniu. Pokazało też, jak bardzo dziennikarze źle zarysowali ówczesną sytuację w kolegium kardynalskim, choć to jedno z tych konklawe, podczas którego trafnie wskazano faworyta. Po kilku latach dopiero stało się oczywiste, że numerem dwa podczas tego konklawe był… kard. Bergoglio. Nikt z dziennikarzy wtedy, w 2005 roku, takiej możliwości nawet nie założył.

Co pokazuje nam zatem obecny skład Kolegium Kardynalskiego? Czy są bardzo wyraźne stronnictwa?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Pokazuje, że właściwie niczego nie przewidzimy. Czegoś, nie wszystkiego, dowiemy się dużo później. Z rezerwą traktuję obecne w prasie opisy Kolegium Kardynalskiego i konsekwencje, jakie z tego płyną. Przeważnie są one dalekie od rzeczywistości. Tak bywało zresztą niemal zawsze w historii.

Na ile w dobie współczesnych mediów jesteśmy w stanie ocenić, kogo wybiorą podczas najbliższego konklawe kardynałowie?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Bardzo rzadko spekulacje i prognozy pokrywały się z decyzjami konklawe, ponieważ mamy ciągle do czynienia z jednej strony z sekretem i z drugiej strony z próbą „zajrzenia przez dziurkę od klucza”, czyli wglądu w bardzo ograniczony wycinek tego, co będzie się działo w Kaplicy Sykstyńskiej. Trafna prognoza zdarza się niezwykle rzadko, w skali historii to zaledwie kilka procent. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest w efekcie bardzo prosta. Nie da się w żaden sposób przewidzieć, jak zagłosuje grupa 120 kardynałów rozsianych w większości po całym świecie, którzy publicznie przecież nie deklarują, na kogo oddadzą swój głos. Nie da się przewidzieć dynamiki konklawe, bo przecież to kilka głosowań związanych ze zmianą preferencji elektorów doprowadza do wyboru papieża. Medialna historia konklawe to właściwie historia porażek wszelkich spekulacji.

Ale „konklawe medialne” nie przestanie istnieć. Wraz z rozwojem mediów społecznościowych, jeszcze bardziej się uaktywni. Opinia społeczna, podzielona na „bańki informacyjne”, wystawi, a nawet wykreuje swoich kandydatów. Tak jak dziennikarze w latach 70. „weszli” na konklawe, tzn. w taki sposób zaczęli formułować depesze, że zdawało się, że są jednymi z kardynałów i doskonale orientują się w sytuacji, podobnie w erze mediów społecznościowych i cyfrowych właściwie każdy może stać się aktywnym uczestnikiem medialnego konklawe, ogłaszając swoje preferencje, swoich papabili.

Czy papież ma prawo złamać sekret i odsłonić kulisy konklawe?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Oczywiście, tylko że papież niczego nie „łamie”. Papież w pełni dysponuje sekretem konklawe. On jest jej depozytariuszem i tylko on może z niej zwolnić. Zarówno Jan Paweł II dość dużo powiedział o konklawe, kiedy został wybrany, jak i Benedykt XVI i podobnie Franciszek, odsłaniając w zeszłym roku pewną „intrygę” z 2005 roku. Gdyby to samo zrobił któryś z kardynałów bez zgody Ojca Świętego, wówczas złamałby tajemnicę konklawe.

Czy są jakieś dokumenty, które mówią, że papież jest suwerenem?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Papież jest głową Kościoła, następcą św. Piotra. Ma władzę wykonawczą, ustawodawczą, sądowniczą, a Kodeks Prawa Kanonicznego mówi o „pełnej i najwyższej władzy”. Charakter tej władzy pokazuje obecna ciekawa sytuacja. Z jednej strony Konstytucja Apostolska Universi Dominici gregis wskazuje, że liczba kardynałów elektorów nie powinna przekroczyć 120, a papieże kreują ich tylu, że w 2003 r. było ich, podobnie jak dziś kilkunastu więcej. To oznacza, że decydujący nie jest zapis w konstytucji apostolskiej, który stanowi co najwyżej „wskazówkę” dla papieży, lecz liczba kardynałów z prawem wyboru i oni wszyscy wzięliby udział w ewentualnym konklawe, obecnie ponad limit „120”.

Limit kardynałów wówczas wynoszący 70 zwiększył także papież Jan XXIII (1958-1963), mimo że jego poprzednik Sykstus V (1585–1590) zapisał w prawie kościelnym, że następcę św. Piotra powinno wybierać 70 kardynałów. Papieże nie są w gorsecie decyzji swoich poprzedników, bo nie mówimy o rzeczach dogmatycznych, tylko związanych z „władzą kluczy”, na przykład odpowiedzialności za prawo.

Czy są jakieś procedury konklawe na wypadek wojny czy innej katastrofy naturalnej, która dotknęłaby Rzym? Czy np. konklawe mogłoby się wówczas odbyć w innym miejscu?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Możemy mówić o precedensach historycznych. Analogiczna sytuacja była w roku 1799, kiedy papież Pius VI, widząc, że wojska Napoleona, przyszłego cesarza, zajmą Rzym i delegalizują Kościół, znosząc urząd papieża, kardynałów i wszystkie inne instytucje kościelne, zawiesił «reguły czasu i miejsca» dotyczące konklawe, decydując, że to kardynał dziekan rozstrzygnie, gdzie nastąpi wybór jego następcy. Z tego powodu, konklawe trwało od 30 listopada 1799 do 14 marca 1800 w Wenecji. W historii Kościoła było to jedyne konklawe po Soborze w Konstancji w 1417 r. i ostatnie – poza Rzymem. Wybrano wówczas Piusa VII.

Natomiast papież Pius XII, przeczuwając, że Niemcy hitlerowskie zajmą Watykan, przygotował swoją rezygnację, zgodnie z którą w momencie aresztowania przestaje być papieżem, stając się „zwykłym” Eugenio Maria Giuseppe Giovanni Pacelli. Przygotował również odpowiednie dyspozycje umożliwiające konklawe, które wówczas mogłoby się odbyć w Portugalii. To pokazuje, że na tego rodzaju sytuacje są zawsze wyjścia awaryjne i obowiązujące przepisy nie stanowią niezmiennego gorsetu.

Jakie konkretnie są przygotowane obecnie dokumenty na tego rodzaju ewentualności?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Nigdy nie ma konkretnych dokumentów i zapisów. Universi Dominici gregis nie zawiera zastrzeżeń typu: „gdyby konklawe nie mogło odbyć się w Kaplicy Sykstyńskiej” albo „gdyby nie mogło odbyć się w Rzymie”. Te przepisy, którymi dysponujemy, określają tylko sytuacje optymalne. W razie potrzeby regulamin można odnieść do faktycznych realiów.

Odnowione reguły dotyczące stwierdzenia śmierci papieża nie przewidują np. sytuacji, w której umiera on w szpitalu bądź podczas podróży apostolskiej. Mamy napisane, że „papież umiera w domu”. W związku z tym, istnieje pytanie, gdzie nastąpiłoby stwierdzenie zgonu – po przewiezieniu ciała do kaplicy papieskiej, czy np. jeszcze w szpitalu?

Śmierć Jana Pawła II wpisała się w taki optymalny schemat. Gdyby sytuacja odbiegała od tego schematu, wówczas istniejące reguły trzeba by było dostosować. To nie byłby żaden problem i żaden precedens w Kościele. Podobnie było z rezygnacją Benedykta XVI w 2013 i koniecznością dostosowania sede vacante do sytuacji, kiedy nie ma pogrzebu i żałoby po śmierci papieża, również podobnie było ze śmiercią i pogrzebem 10 lat później, gdy umierał papież-senior. Zarówno tzw. Księga Konklawe jak i Księga Ceremoniału Śmierci Papieża nie przewidują, że papież jest emerytem. Dostosowanie celebracji do obecnej sytuacji nie stanowi problemu.

Kto w takiej sytuacji decyduje?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Decyduje wówczas przede wszystkim urzędujący papież, tak jak to było w 2013 roku, gdy jeszcze przed wejściem w życie swej rezygnacji Benedykt XVI przygotował drobne modyfikacje, które mogłyby pomóc w przebiegu konklawe. A jeśli już trwa sede vacante – odpowiada za to Kolegium Kardynalskie. Po śmierci Benedykta XVI to Franciszek ostatecznie firmował przebieg jego pogrzebu, który przygotowały odpowiednie komisje watykańskie, głównie Biuro Celebracji Liturgicznych.

W wypadku gdyby jakaś ekstraordynaryjna sytuacja miała miejsce, to wówczas dziekan Kolegium Kardynalskiego, na podstawie historii Kościoła, prawa, historii prawa, jego ewolucji – wiedziałby doskonale, co zrobić.

Według Universi Dominici gregis konklawe powinno rozpocząć się między 15 a 20 dniem po rozpoczęciu sede vacante? Co się stanie, jeśli ten czas przypadnie w Wielkim Tygodniu czy zahaczy o święta Wielkiej Nocy?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Sede vacante rozpoczyna się w dniu śmierci papieża bądź jego rezygnacji. Zgodnie z dokumentami pogrzeb papieża musi odbyć się między 4. a 6. dniem od sede vacante. Następnie jest dziewięć dni żałoby, po której, między 15. a 20. dniem, musi rozpocząć się konklawe.

Czas liturgiczny w takiej sytuacji nie jest priorytetem. Kolegium kardynalskie ma do dyspozycji sześć dni, by spośród nich wybrać jeden rozpoczynający wybory papieża. To wystarczająco dużo, by wkomponować konklawe w jakikolwiek czas liturgiczny, nawet w Wielki Tydzień. Wszystko zależałoby od tego, kiedy przypadałoby te sześć dni. Jeśli 20 dzień przypadłby w niedzielę wielkanocną, sądzę, że raczej wtedy rozpoczęłoby się konklawe. Jeśli w Wielką Sobotę – to kardynałowie zdecydowaliby się wybrać dzień 15, czyli Wielki Poniedziałek, licząc, że do Triduum Paschalnego papież zostanie wybrany.

I prawdę mówiąc, nic wyjątkowego by wtedy się nie stało, gdyby konklawe odbywało się w Wielkim Tygodniu, nawet zakładając przedłużenie się wyborów i pozostanie w klauzurze wyborczej na czas Triduum. Tak już bywało w historii Kościoła. Kardynałowie nie raz przeżywali w klauzurze wyborczej i Wielką Noc, i Boże Narodzenie, wtedy gdy konklawe trwały co najmniej kilka tygodni.

Czy istnieje możliwość przyspieszenia konklawe, żeby rozpoczęło się wcześniej niż 15. dnia?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Jeśli na miejscu będą wszyscy kardynałowie, to teoretycznie konklawe mogłoby się rozpocząć nawet dwunastego dnia, jak to się stało w 2013 roku. Pozwala na to poprawka Benedykta XVI, która powstała tuż przed sede vacante w 2013 roku, tuż przed jego rezygnacją i dotyczyła sytuacji, gdy nie ma pogrzebu i żałoby po zmarłym papieżu. Nie wiadomo więc, czy kiedykolwiek znalazłaby zastosowanie w wypadku wakatu spowodowanego śmiercią papieża, nie jest to w niej określone.

Rozmawiała: Magdalena Gronek/PAP

„Spot powołaniowy „Obietnica”

.Spoty powołaniowe – przyjmijmy taką nazwę „gatunku” – to dość nowe zjawisko. Zaistniało ono dzięki rozwojowi nowych mediów oraz popularyzacji technologii, która trafiając pod strzechy stała się dostępna dla każdego: każdy może być nie tylko odbiorcą, ale i nadawcą. Pierwsze spoty o charakterze powołaniowym powstały za oceanem, a ostatnio stały się coraz bardziej popularne w Polsce. Przygotowali je już seminarzyści z Wrocławia, Drohiczyna czy Poznania – pisze ks. Przemysław ŚLIWIŃSKI w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „”Spot powołaniowy „Obietnica”.

„Poznałem historię powstania jednego z najciekawszych w sieci spotów. Rzecz się dzieje w Stanach Zjednoczonych. Do jego przygotowania zostają zaangażowani specjaliści najwyższej klasy. Dobry scenariusz, odpowiednia narracja, świetne wykonanie, idealne kadry, montaż – a co za tym idzie: dobre recenzje, mnóstwo „lajków”, zgodne opinie: „Kościół wreszcie odnalazł się w internecie”. A efekt powołaniowy? Statystyki pokazujące liczbę kandydatów chcących wstąpić do seminarium – ani drgnęły”.

„Nie dziwi to księży. Przypominają oni słowa Jezusa, który u św. Łukasza mówi: „Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Powołanie to kwestia łaski, ludzkiej modlitwy i osobistego świadectwa, nie efekt tylko profesjonalizmu, skuteczności, zaangażowania wysokiego budżetu. W tym wypadku PR, marketing, reklama, spot nie zadziałają. Co nie znaczy, by z nowoczesnych form komunikacji nie korzystać”.

.”Kościół od lat, jeśli nie od wieków prowadzi w różny sposób i w różnym wymiarze duszpasterstwo powołań. Jest ono – bo tak być musi – oparte na komunikacji bezpośredniej: spotkania, rekolekcje, rozmowa, obozy wakacyjne. Ale by ten etap nastąpił, musi go poprzedzić pierwszy kontakt. W historii mojego powołania była to książeczka zawierająca świadectwa kleryków i księży, a na ostatniej stronie adres duszpasterstwa powołań. Ten pierwszy kontakt najzupełniej może zaistnieć poprzez środki masowego przekazu: wydawnictwa, ulotki, książki, a nawet to, co dziś się nazywa marketingiem szeptanym. Powtórzę: te formy już od dawna istniały, zanim powstały mass-media a potem zanim nadeszła era nowych mediów”.

LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/ks-przemyslaw-sliwinski-spot-powolaniowy-obietnica/

PAP/Magdalena Gronek/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 15 marca 2025