Niemiecka polityka migracyjna jest wewnętrznie sprzeczna i niemądra - Werner Patzelt
Niemiecka polityka migracyjna jest sprzeczna w wielu szczegółowych aspektach, a w ogólności – niemądra; niemieckie wpływy w Brukseli nie pozwalają Unii na prowadzenie rozsądnych działań w tej dziedzinie – mówi Werner Patzelt, niemiecki socjolog i ekspert brukselskiego think-tanku MCC.
Niemądra polityka migracyjna Niemiec – Werner Patzelt
.”Niemiecka polityka migracyjna jest sprzeczna w wielu szczegółach i ogólnie głupia. Ponieważ Niemcy mają ogromne wpływy w Brukseli, jako jedno z najsilniejszych państw Wspólnoty, to po dziś dzień powstrzymują całą UE przed rozsądną polityką migracyjną. Ponadto Niemcy stworzyły napięcia tam, gdzie pożądany byłby zwyczajny pragmatyzm” – mówi Patzelt. Zwraca uwagę, że Niemcy są magnesem dla migrantów, ponieważ z jednej strony, chcąc uchodzić z „wzór humanitaryzmu” drobiazgowo spełniają obietnicę zawartą w swojej konstytucji, zgodnie którą, każdy uchodźca wojenny, który, dotrze do Niemiec ma prawo przejść odpowiednią procedurę i ewentualnie otrzymać ochronę międzynarodową.
Brak deportacji migrantów bez prawa pobytu
.”Problem w tym, że urzędy i sądy są całkowicie kadrowo nieprzygotowane na duże liczby migrantów, więc wydanie pierwszej decyzji w większości przypadków trwa prawie rok. Następnie, osoby, którym nie przyznano prawa pobytu w Niemczech, prawie zawsze odwołują się od tej decyzji. Dzięki temu mogą zostać dłużej w kraju. Obecnie prawie żaden z około 300 tys. migrantów, którzy musieliby opuścić Niemcy, nie jest deportowany. Dzieje się tak dlatego, że wielu migrantów zostało wpuszczonych do kraju bez dokumentów tożsamości, a inni po prostu podają fałszywe informacje lub są nawet zarejestrowani pod kilkoma nazwiskami” – wylicza socjolog.
„Wszystko to jest tolerowane przez władze niemieckie, częściowo ze względu na sytuację prawną, częściowo z powodu oczywistego przeciążenia pracą. Ale również dlatego, że Zieloni i Lewica znajdują lub wymyślają coraz bardziej »humanitarne« powody, które pozwolą migrantom pozostawać w Niemczech nawet jeśli nie mają do tego prawa” – ubolewa ekspert, podkreślając, że system, którego celem była pomoc rzeczywiście potrzebującym uchodźcom wojennym, czy osobom prześladowanym politycznie, jest bezwzględnie nadużywany.
Dlaczego Niemcy są ulubionym krajem migrantów?
.Dlaczego jednak migrantom tak zależy, żeby znaleźć się właśnie w Niemczech? „Po około półtora roku spędzonym w RFN mają oni prawo do tych samych podstawowych świadczeń państwowych, z których korzystają bezrobotni Niemcy: mieszkania, pieniędzy, opieki zdrowotnej, a wszystko to na wyższym poziomie niż w innych krajach UE” – wyjaśnia Werner Patzelt i zwraca jednocześnie uwagę na charakterystyczną groteskowość działań politycznych w tej sprawie:
Wzrost poparcia dla AfD
.”Coraz więcej Niemców widzi, że tak dalej być nie może; że polityka migracyjna ich państwa prowadzi do irracjonalnych skutków. Dlatego coraz liczniej głosują na prawicowo-populistyczną AfD. Ale właśnie dlatego, że AfD zawsze była najostrzejszym krytykiem polityki migracyjnej Niemiec, wyraźna korekta tej polityki stała się politycznym tabu. Żadne z pozostałych ugrupowań nie chce przyznać racji AfD. Co zatem robią? Naciskają na »rozwiązanie europejskie«, czyli na przyjęcie migrantów przebywających w Niemczech przez innych, żeby nie rozwiązać sedna problemu u siebie.”
Niemcy finansują przerzut migrantów do Europy
.Podsumowując socjolog wskazuje, że z jednej strony Niemcy „nie chcą zmniejszać atrakcyjności swojego systemu socjalnego dla migrantów, choć Dania i Szwecja pokazują, że da się to zrobić całkiem skutecznie”; duża część lewicowo-zielonych polityków w RFN nie chce deportować migrantów znajdujących się na terytorium Niemiec, nawet jeśli ostatecznie stwierdzono, że nie przysługuje im ochrona międzynarodowa; statki NGO-sów finansowanych m.in. z niemieckiego budżetu „przejmują migrantów tuż przy granicy morskiej z Tunezją i przewożą ich następnie do Włoch.” Z drugiej strony Berlin naciska na „rozwiązanie europejskie”, które większość państw UE zdecydowanie odrzuca.
W Niemczech rządzą lewicowi lunatycy – Werner Patzelt
.”Czy zatem niemiecka polityka migracyjna jest hipokryzją? Nie jest. Jest to po prostu iluzoryczne, irracjonalne i pełna sprzeczności. I nie służy nawet interesom narodowym Niemiec. Sytuacja ma szansę zmienić się dopiero wtedy, gdy pojawią się jeszcze większe, wymierne problemy, lub gdy w Niemczech do władzy dojdzie centroprawicowy rząd. Do tego czasu – póki za politykę odpowiadają lunatycy – możliwość podejmowania rozsądnych decyzji zarówno w Niemczech, jak i na poziomie unijnym jest sparaliżowana” – konstatuje Werner Patzelt.
Zagrożenia związane z „polityką otwartych drzwi”
.Na temat coraz bardziej osłabiającego Europę problemu niskiego przyrostu naturalnego i braku zastępowalności pokoleń, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Jan ŚLIWA w tekście „Demografia, głupcy!„. Autor zwraca w nim uwagę na ogrom zagrożeń wiążących się z tzw. „polityką otwartych drzwi”.
„W 1885 r. Afryka miała tylko 100 milionów, m.in. w wyniku wywozu niewolników przez Arabów i Europejczyków przez stulecia. Europa (bez Rosji) miała wtedy 275 milionów – stosunek wynosił prawie 3:1 na korzyść Europy. Obecnie (2020) Afryka ma 1,3 miliarda, a w 2050 r. ma mieć 2,4 miliarda, 1/4 ludności świata”.
„To nie może nie mieć konsekwencji. Społeczeństwa afrykańskie są również bardzo młode, 40 proc. ludności ma poniżej 15 lat. To znaczy, że dominuje młodzież, w naturalny sposób aktywna seksualnie (stąd olbrzymia skala AIDS) i skłonna do ryzyka (dzieci żołnierze). To powoduje również, że połowa ludności nie ma praw wyborczych. Nawet na Zachodzie widzieliśmy rebelie młodzieży – liczebnej, lecz bez znaczenia w polityce: pokolenie dorosłych wysyła nas do Wietnamu, a my nie mamy nic do powiedzenia. W Afryce rządzą dorośli, również starzy dyktatorzy. To budzi niezadowolenie. Narusza też transmisję tradycji i kultury między pokoleniami. Kiedyś dzieci uczyły się, obserwując starszych i naśladując ich zachowanie, teraz żyją we własnym świecie. Taki przyrost uniemożliwia budowę odpowiedniej infrastruktury, państwo nie nadąża, przeżycie ułatwia korupcja. Kto może, wysyła dzieci do szkół za granicę, kilkadziesiąt procent chce emigrować. Emigrują nie tylko do Europy, również do lepiej prosperujących krajów afrykańskich i do lokalnych metropolii. Lagos, stolica Nigerii, w 1965 r. miało 350 tysięcy mieszkańców, a w 2012 r. – 21 milionów. Oczywiście większość to slumsy, ale chęć wyrwania się jest silniejsza. Podobnie wygląda z emigracją do Europy”.
.„Nieliczni mają możliwość wyjazdu w formie cywilizowanej. Posiadają wykształcenie, które pozwala na pracę, a dzięki zasobom mogą kursować między oboma światami. Na dole są ci, którzy tylko w telewizji widzą świat białego człowieka i o nim marzą. Kto przekracza pewien próg zamożności, może myśleć o ucieczce. Finanse są ważne, bo transfer kosztuje 2000–3000 dolarów, czyli roczny dochód. Chęć wyrwania się jest potężna, lecz przeprawa nie jest łatwa. A z drugiej strony otwarte granice nie są rozwiązaniem, trzeba widzieć fakty. Sam kiedyś napisałem (i zostałem zrugany za cynizm), że otwarcie granic przez Angelę Merkel było zachętą do ładowania się na chybotliwe łódki i ryzykowania życia na morzu. Co ciekawe, gdy w 2017 ruch się zmniejszył, a łodzie ratunkowe podpływały aż pod wody terytorialne Libii, proporcjonalna liczba zaginionych wzrosła pięciokrotnie. Popyt rodzi podaż – przemytnicy ładowali na 9-metrowe pontony do 130 osób, wielokrotnie więcej niż dopuszczalnie. Na „nawigatora”, który miał nawiązać kontakt z ratownikami, wyznaczano jednego z pasażerów (za zniżkę w cenie). Do tego, by silnik wartości 8000 euro nie przepadł, przemytnicy podpływali drugą łódką i go zabierali, pozostawiając pasażerów w dryfującym pontonie. Sama droga przez Libię wiąże się z brutalnym wykorzystywaniem przez przemytników, a droga przez Niger i Algierię jest ponoć jeszcze gorsza, lecz tam się żaden dziennikarz nie zapuszcza. Promocja takiej migracji ma z humanitaryzmem niewiele wspólnego” – pisze Jan ŚLIWA.
PAP/Artur Ciechanowicz/WszystkoCoNajważniejsze/MJ