Nigdy nie jest za późno na naukę innego języka

Viorica Marian

O tym, jakie wartości dla ludzi i społeczności przynosi wielojęzyczność, pisze Viorica Marian w książce „Potęga języka”. To m.in. większa kreatywność, nieszablonowe myślenie, a także opóźnienie choroby Alzheimera. Nigdy nie jest za wcześnie ani za późno na naukę innego języka – zauważa badaczka.

Nauka języków obcych sprzyja zdrowiu – Viorica Marian

.Jak przypominana na wstępie swojej książki Viorica Marian starotestamentowa historia wieży Babel pokazuje, w jaki sposób język może być narzędziem zarówno włączania, jak i wykluczania, jak może ułatwiać komunikację lub ją utrudniać.

Viorica Marian w „Potędze języka” pisze o tym, jakie korzyści wielojęzyczność niesie zarówno jednostce, jak i całym społeczeństwom. „Dzięki kontaktom z wieloma różnymi językami nabywamy umiejętności potrzebnych do tego, aby likwidować narastające podziały społeczne i tworzyć rozwiązania pojawiające się na horyzoncie problemów o skali globalnej. Jeśli potrafimy docenić bezpośrednio użyteczność i piękno innego języka oraz światopoglądu, to zgodzimy się chyba, że tym samym rzadziej będziemy popadać w fanatyzm czy demonizować różniących się od nas ludzi” – oceniła.

Jej zdaniem każda osoba świadoma potęgi języka „będzie się miała na baczności, ilekroć ktoś podejmie próbę manipulowania nią za pomocą słów, niezależnie od tego, czy będą to politycy, reklamodawcy, prawnicy, współpracownicy, czy członkowie rodziny”. Autorka przedstawiła wyniki badań przeprowadzonych na całym świecie na temat konsekwencji nauki obcego języka. Wynika z nich m.in., że u osób starszych wielojęzyczność ma opóźnić o cztery do sześciu lat chorobę Alzheimera oraz inne rodzaje demencji, zwiększając rezerwy poznawcze. U dzieci zaś nauka drugiego języka oznacza znacznie wcześniejsze uświadomienie sobie arbitralności etykiet językowych. Ponadto posługiwanie się więcej niż jednym językiem pozwala ludziom lepiej wykonywać zadania powiązane z funkcjami wykonawczymi mózgu, dzięki czemu potrafią oni lepiej skupić się na tym, co istotne, oraz ignorować to, co nieistotne.

Wielojęzyczność otwiera drogę do nieszablonego myślenia

.Okazuje się, że jeśli znamy kilka języków, to wyraźniej dostrzegamy także powiązania między elementami rzeczywistości w innym wypadku niedostrzegalne, co skutkuje lepszymi wynikami w zadaniach wymagających kreatywności i nieszablonowego myślenia. „Gdy posługujemy się językiem nieojczystym, rośnie prawdopodobieństwo podejmowania przez nas bardziej logicznych i korzystniejszych społecznie decyzji” – czytamy w książce.

Badaczka zaznaczyła, że nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy, nasze umysły cały czas wykorzystują wiele różnych kodów – matematyki, muzyki, języków mówionych lub migowych. „Ludzki mózg jest zdolny pomieścić wiele takich form komunikacji, a kiedy je sobie przyswajamy, stają się furtkami prowadzącymi do nowej wiedzy i doświadczeń. Zaczynamy postrzegać świat inaczej niż dotąd, a w rezultacie nasze mózgi ulegają transformacji” – czytamy.

Viorica Marian podkreśliła, że wiele osób wciąż nie dostrzega korzyści płynących z nauki języków obcych. Osoby wielojęzyczne, zmieniając język, często stają się nieco odmiennymi wersjami samych siebie. I jako przykład podała… samą siebie. „Gdy mówię po angielsku, bardziej prawdopodobne jest, że będę dla rozmówcy przede wszystkim naukowcem i panią profesor. Gdy przejdę na rumuński, na plan pierwszy wysuną się zapewne aspekty mojej osoby dotyczące relacji z mamą oraz pozostałymi członkami rodziny. Niektóre elementy mojej tożsamości obecne są zaś w każdym znanym mi języku, przede wszystkim to, że cały czas czegoś się uczę. Zauważyłam również u siebie odmienne poziomy tolerancji dla takich czy innych zachowań w różnych językach. Gdy mówię po angielsku, bezpodstawną pewność siebie i arogancję uważam za bardziej odstręczające, niż kiedy mówię po rumuńsku, pewnie dlatego, że w tym języku dorastałam i nie potrafiłam ocenić kompetencji własnej oraz innych ani tego, czy czyjaś pewność siebie jest aby uzasadniona, zwłaszcza w przypadku dorosłych” – wyjaśniła.

Jej zdaniem to, w co wierzymy, jak głosujemy, co lubimy i kim jesteśmy, podlega wpływom języka, którym się posługujemy. Jak wyjaśniła, „jest tak dlatego, że każdy język jest powiązany z nieco innym zbiorem doświadczeń, wspomnień, emocji oraz znaczeń, ich dostępność różni się zaś w zależności od języka”. „W rezultacie w zależności od języka, którym się posługujemy, na pierwszy plan wysuwają się odmienne aspekty naszej tożsamości” – dodała.

Język kształtuje poczucie narodowości

.W książce badaczka podkreśliła, że język nie tylko wpływa na tożsamość jednostki, lecz także kształtuje poczucie narodowości wszystkich jego użytkowników. „Język jest nośnikiem i przekaźnikiem kultury, folkloru, wierzeń, wartości, historii i tożsamości grupowej. Dlatego też niejednokrotnie w dziejach społecznościom i całym narodom utrudniano posługiwanie się ich ojczystym językiem lub nawet zabraniano mówienia w tym języku, narzucając im inny” – czytamy. Zaznaczyła także, że wielojęzyczność może do pewnego stopnia chronić przed manipulacją językową.

Jej zdaniem język odgrywa w polityce i reklamie tak kolosalną rolę, że ta sama osoba może mieć różne przekonania polityczne, zależnie od tego, którym językiem posługuje się w danej chwili. „Kiedy osoby wielojęzyczne przechodzą z jednego języka na inny, często uzyskują odmienne wyniki w skali odzwierciedlającej spektrum poglądów politycznych od konserwatyzmu do liberalizmu. Tym samym, zależnie od języka, mogą zajmować inne stanowisko w sprawach polityki, co może wpływać nie tylko na to, na kogo głosują, ale także na ich zachowania konsumenckie oraz szersze relacje społeczne” – wskazała.

Dlatego też Viorica Marian zachęca rodziców, aby swoje dzieci od początku przygotowywali do wielojęzyczności oraz zachęcali do kontaktów z dziećmi mówiącymi innymi niż one językami. „Warto zadbać (…) o wielojęzyczne środowisko dla naszych dzieci. Nawet jeśli nie osiągną biegłości w co najmniej dwóch językach, będzie to dla nich ubogacające doświadczenie, które może przynieść im długofalowe korzyści” – zaznaczyła. „Nigdy nie jest za wcześnie ani za późno na naukę innego języka i może nam to sprawić mnóstwo frajdy” – dodała.

Dr Viorica Marian jest profesorką psychologii oraz nauk o komunikacji na Northwestern University. Od 2000 r. kieruje tam Pracownią Badań nad Dwujęzycznością i Badań Psycholingwistycznych. Zna język rumuński (ojczysty) i rosyjski (drugi język), włada też biegle angielskim. Prowadziła wieloletnie badania dotyczące różnych języków, w tym amerykańskiego języka migowego, japońskiego, kantońskiego, mandaryńskiego, polskiego czy ukraińskiego. Prócz publikacji prac naukowych pisała także dla takich tytułów jak: „Scientific American”, „Psychology Today”. Książka „Potęga języka. Jak kody, którymi posługujemy się w myśleniu, mówieniu i życiu zmieniają nasze umysły” ukazała się w tłumaczeniu Aleksandra Gomoli nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego „Bo.wiem”.

Potęga słowa

.”Język zawiera całe bogactwo „wiedzy kulturowej”, która nie jest ani genetyczna, ani wyuczona, lecz przychodzi do nas w ramach pakietu informacyjnego – z bogatą i hierarchiczną strukturą” – pisze prof. David HARRISON w opublikowanych na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Potęga słowa„.

Döngür (wym. dong-gur) to potężne słowo. Oznacza „udomowionego niekastrowanego samca renifera w trzecim roku życia i pierwszym okresie godowym, który jednak nie jest jeszcze gotowy do krycia”. Jest to jedno z kilkunastu słów w języku tofałarskim, używanych przez syberyjskich hodowców reniferów, które dokładnie opisują dany rodzaj renifera. Umożliwia to hodowcom określanie i opisanie jednym słowem właściwości, które w innym wypadku wymagałyby zastosowania złożonej konstrukcji językowej. Jednakże Tofalarzy (Karagasi) porzucają język przodków na rzecz rosyjskiego – dominującego języka narodowego, w którym brak nawet przybliżonego ekwiwalentu słowa „döngür”.Przy czym Tofalarzy stanowią zaledwie jedną z setek małych społeczności, których język jest zagrożony. Podczas pracy z takimi grupami ludzi zacząłem się zastanawiać, ile wiedzy jest zakodowane w języku i co dokładnie tracimy, gdy te języki małych społeczności zanikają”.

„Wielu językoznawców, w tym takich jak Noam Chomsky i Steven Pinker, postrzegało język w sensie technicznym, kognitywnym, jako złożony z dwóch podstawowych elementów. Są to słowa (leksykon) oraz reguły mentalne dotyczące budowy słów lub łączenia je w zdania (gramatyka). Na przykład osoba angielskojęzyczna posiada w swoim słowniku mentalnym słowo „hat” („kapelusz”), stanowiące arbitralny ciąg dźwięków, który nauczyła się kojarzyć z obiektem, jaki nosi się na głowie. Zna ona również zasadę morfologiczną, która mówi jej, że liczba mnoga tego słowa to „hats” („kapelusze”), a także zasadę składniową, która mówi, że w przypadku dodania przymiotnika w języku angielskim powinien on pojawić się przed rzeczownikiem – „red hat”, a nie „hat red” („czerwony kapelusz”, a nie „kapelusz czerwony”). Dysponuje ona również określonymi strukturami poznawczymi, których się nie nauczyła, a w które jest wyposażona genetycznie. Wiedza, że przymiotniki i rzeczowniki stanowią różne części mowy i że jeden z nich modyfikuje ten drugi, umożliwia jej zrozumienie, że „czerwony” opisuje rodzaj kapelusza, a nie, że „kapelusz” opisuje rodzaj czerwonego. Ta perspektywa kognitywna, mimo że nie jest błędna, pomija wiele wiedzy, którą język faktycznie niesie”.

.”Jak wskazują przykłady, język zawiera całe bogactwo „wiedzy kulturowej”, która nie jest ani genetyczna, ani wyuczona, lecz przychodzi do nas w ramach pakietu informacyjnego – z bogatą i hierarchiczną strukturą. Każde angielskojęzyczne dziecko może znać słowo „uncle” („wujek”), ale jaki obraz ma w głowie jako jego znaczenie? Wujek może oznaczać brata matki albo męża siostry ojca, a być może nawet dorosłego przyjaciela rodziców. Angielskojęzyczne dziecko nie dostaje wyraźnej informacji lingwistycznej, która wskazywałaby na te różne pozycje drzewa relacji rodzinnych. Dlaczego nie? Możemy spekulować, że zróżnicowanie tych pozycji nie było istotne kulturowo, więc nie zostało odzwierciedlone w języku. Podczas gdy nasze umysły szybko orientują się w różnych rodzajach wujków, w języku angielskim brak gotowych jednoznacznych określeń ich rozróżniających. Natomiast w kulturach takich jak tofałarska, gdzie relacje pokrewieństwa są ważniejsze w aspekcie społecznym, nie istnieje jedno ogólne słowo określające wujka. Dla pięciu różnych rodzajów wujków istniałoby pięć zupełnie różnych określeń. Ucząc się tych określeń, dziecko uczy się, iż są to różne role w relacjach rodzinnych” – pisze prof. David HARRISON.

LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-david-harrison-potega-slowa/

Nasz umysł może uczyć się całe życie

Alice LATIMER, doktorantka w ENS specjalizująca się w nauce o mózgu zadajae na łamach Wszystko co Najważniejsze pytanie, czy człowiek może być zbyt starym na poznawanie nowych umiejętności.

Uczenie się jest, w rzeczywistości, czynnością całego życia. Od najmłodszych lat nasz mózg mobilizuje znaczną część swoich funkcji (skupienie, pamięć, widzenie, słyszenie, motoryka…) po to, abyśmy mogli nabywać nową wiedzę i nowe umiejętności. Jakie mechanizmy pozwalają nam się uczyć? I jak się one zmieniają wraz z upływem lat?

„Uczenie się jest dynamicznym procesem poznawczym, który przebiega w dwóch etapach: najpierw następuje pozyskanie nowej informacji, a później, jej zmagazynowanie w pamięci. Proces ten zostawia pewnego rodzaju odcisk w naszym mózgu, jako ślad po przeżytym doświadczeniu. A dokładniej, neurony, które uczestniczą w tym doświadczeniu i pozyskaniu nowej informacji zmieniają sposób, w jaki rozmawiają ze sobą: ich połączenia (synapsy) wzmacniają się lub zanikają” – zaznacza ekspert.

Czasami zdarza się też, że dynamika naszych procesów uczenia się prowadzi, po prostu, do eliminacji niepotrzebnych połączeń neuronowych, na rzecz połączeń „pożytecznych”. Mówi się obrazowo o „przycinaniu” synaps (pruning w jęz. angielskim), tak jak robi się z drzewami, które pozbawia się niepotrzebnych gałęzi. Do „przycinania” synaps dochodzi głównie w dzieciństwie oraz w czasie olbrzymiej rewolucji, jaką jest okres dojrzewania.

„Zmiany na poziomie neuronów mają związek z tym, czego się uczymy i są szczególnie intensywne w okresie dzieciństwa. Zdobywamy wtedy dużą ilość wiedzy i rozwijamy nowe kompetencje, takie jak widzenie, dotykanie, chodzenie czy mówienie. Te zdobycze odciskają piętno na całym mózgu, ponieważ uczestniczą w procesie transformacji rozmaitych sieci neuronów. Nic w naszym mózgu nie istnieje trwale” – zaznacza autorka artykułu

Według ekspert, uczenie się pozostawia zatem w naszym mózgu fizyczny ślad. Ten dynamiczny mechanizm nosi nazwę neuroplastyczności bądź plastyczności mózgu. Odkrycie go przez neurobiologów pozwoliło zrozumieć podstawową rzecz: nic w naszym mózgu nie istnieje trwale.

„Gdy się uczymy, plastyczność mózgu pozwala na jego ciągłe modelowanie. Ten mechanizm jest nie tylko stosunkowo szybki, ale też odwracalny. Naukowcy odkryli bowiem, że niektóre regiony mózgu u młodych, pełnoletnich osób, wykazywały znaczne zmiany strukturalne po trzech miesiącach nauki żonglowania, w porównaniu z mózgami osób, które nie uczyły się żonglować. Te zmiany zanikały kilka tygodni po zaprzestaniu nauki. Teraz już rozumiemy, dlaczego artyści cały czas ćwiczą” – pisze Alice LATIMER.

Nie należy wszakże zapominać, że mózg jednak się starzeje. Świadczą o tym, na przykład, dające się zmierzyć zmniejszanie się grubości kory mózgowej oraz zmiany niektórych parametrów mentalnych. Te ostatnie z tym zastrzeżeniem, że testy psychometryczne nie biorą pod uwagę bogactwa ludzkiego doświadczenia ani sposobu, w jakim wiedzy przybywa wraz z nim.

„W każdym wieku, jeśli okoliczności na to pozwalają, i jeśli nie mamy patologii neurologicznych, uczenie się poprzez doświadczenie jest podstawową aktywnością naszego mózgu na co dzień! Nawet jeśli mechanizmy uczenia się stają się mniej wydajne wraz z wiekiem, jeśli chodzi o szybkość pozyskiwania nowych umiejętności, neuroplastyczność to proces trwający przez całe życie. Należy tylko mieć aktywny i otwarty na nowe doświadczenia umysł. W przeciwieństwie do tego, co przez całe lata sądziła nauka, nie jesteśmy zamknięci w czymś na kształt determinizmu biologicznego, który pozwalałby nam uczyć się tylko do osiągnięcia przez nas jakiegoś konkretnego wieku” – przypomina autorka.

PAP/Anna Kruszyńska/WszystkocoNajważniejsze/MJ

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 marca 2025