Prof. David HARRISON: Potęga słowa

Potęga słowa

Photo of Prof. David HARRISON

Prof. David HARRISON

Językoznawca, autor i orędownik dokumentacji i rewitalizacji zagrożonych języków.

Język zawiera całe bogactwo „wiedzy kulturowej”, która nie jest ani genetyczna, ani wyuczona, lecz przychodzi do nas w ramach pakietu informacyjnego – z bogatą i hierarchiczną strukturą – pisze prof. David HARRISON

Walka pomiędzy grupami zdominowanymi i dominującymi o prawo do przetrwania obejmuje aspekt określany przeze mnie „ekologią języka”. Rozumiem przez to, że zachowanie języka stanowi część ekologii ludzkiej – Einar Haugen

.Döngür (wym. dong-gur) to potężne słowo. Oznacza „udomowionego niekastrowanego samca renifera w trzecim roku życia i pierwszym okresie godowym, który jednak nie jest jeszcze gotowy do krycia”. Jest to jedno z kilkunastu słów w języku tofałarskim, używanych przez syberyjskich hodowców reniferów, które dokładnie opisują dany rodzaj renifera. Umożliwia to hodowcom określanie i opisanie jednym słowem właściwości, które w innym wypadku wymagałyby zastosowania złożonej konstrukcji językowej. Jednakże Tofalarzy (Karagasi) porzucają język przodków na rzecz rosyjskiego – dominującego języka narodowego, w którym brak nawet przybliżonego ekwiwalentu słowa „döngür”.Przy czym Tofalarzy stanowią zaledwie jedną z setek małych społeczności, których język jest zagrożony. Podczas pracy z takimi grupami ludzi zacząłem się zastanawiać, ile wiedzy jest zakodowane w języku i co dokładnie tracimy, gdy te języki małych społeczności zanikają.

Wielu językoznawców, w tym takich jak Noam Chomsky i Steven Pinker, postrzegało język w sensie technicznym, kognitywnym, jako złożony z dwóch podstawowych elementów. Są to słowa (leksykon) oraz reguły mentalne dotyczące budowy słów lub łączenia je w zdania (gramatyka). Na przykład osoba angielskojęzyczna posiada w swoim słowniku mentalnym słowo „hat” („kapelusz”), stanowiące arbitralny ciąg dźwięków, który nauczyła się kojarzyć z obiektem, jaki nosi się na głowie. Zna ona również zasadę morfologiczną, która mówi jej, że liczba mnoga tego słowa to „hats” („kapelusze”), a także zasadę składniową, która mówi, że w przypadku dodania przymiotnika w języku angielskim powinien on pojawić się przed rzeczownikiem – „red hat”, a nie „hat red” („czerwony kapelusz”, a nie „kapelusz czerwony”). Dysponuje ona również określonymi strukturami poznawczymi, których się nie nauczyła, a w które jest wyposażona genetycznie. Wiedza, że przymiotniki i rzeczowniki stanowią różne części mowy i że jeden z nich modyfikuje ten drugi, umożliwia jej zrozumienie, że „czerwony” opisuje rodzaj kapelusza, a nie, że „kapelusz” opisuje rodzaj czerwonego. Ta perspektywa kognitywna, mimo że nie jest błędna, pomija wiele wiedzy, którą język faktycznie niesie.

Jak wskazują przykłady, język zawiera całe bogactwo „wiedzy kulturowej”, która nie jest ani genetyczna, ani wyuczona, lecz przychodzi do nas w ramach pakietu informacyjnego – z bogatą i hierarchiczną strukturą. Każde angielskojęzyczne dziecko może znać słowo „uncle” („wujek”), ale jaki obraz ma w głowie jako jego znaczenie? Wujek może oznaczać brata matki albo męża siostry ojca, a być może nawet dorosłego przyjaciela rodziców. Angielskojęzyczne dziecko nie dostaje wyraźnej informacji lingwistycznej, która wskazywałaby na te różne pozycje drzewa relacji rodzinnych. Dlaczego nie? Możemy spekulować, że zróżnicowanie tych pozycji nie było istotne kulturowo, więc nie zostało odzwierciedlone w języku. Podczas gdy nasze umysły szybko orientują się w różnych rodzajach wujków, w języku angielskim brak gotowych jednoznacznych określeń ich rozróżniających. Natomiast w kulturach takich jak tofałarska, gdzie relacje pokrewieństwa są ważniejsze w aspekcie społecznym, nie istnieje jedno ogólne słowo określające wujka. Dla pięciu różnych rodzajów wujków istniałoby pięć zupełnie różnych określeń. Ucząc się tych określeń, dziecko uczy się, iż są to różne role w relacjach rodzinnych.

Systemy powiązań rodzinnych stanowią zaledwie wierzchołek góry lodowej. Sama znajomość słowa „döngür” sprawia, że młody tofałarski hodowca reniferów posiada narzędzie do wskazania konkretnych reniferów w stadzie. Tofałarscy hodowcy reniferów przerzucający się na język rosyjski mogą nadal hodować renifery i rozmawiać o nich, lecz brakuje im określeń, by robić to efektywnie. Nagromadzona przez stulecia wiedza ich przodków, wiedza przystosowana do tej wąskiej ekologicznej niszy hodowli reniferów w lasach południowej Syberii, została w dużej mierze utracona.

Zasadniczo pojmowanie świata przez człowieka może być takie samo bez względu na język, jakim się mówi. Jednakże języki opakowują wiedzę radykalnie odmiennie, ułatwiając określone sposoby konceptualizacji, nazywania oraz opisywania świata. W przypadku młodego tofałarskiego hodowcy reniferów, który nie posługuje się już językiem przodków, baza wiedzy ludzkiej – przejawiająca się w konkretnych sposobach opisu reniferów – została zubożona. Tajniki tej wiedzy nikną pod wpływem globalizacji.

Czy to ma znaczenie? Chociaż wygląda to na niewielką stratę w obliczu postępu i nowoczesności, nie jesteśmy sobie w stanie nawet wyobrazić, jakie będą tego skutki długoterminowe. Klaus Toepfer, były dyrektor wykonawczy Programu Środowiskowego Organizacji Narodów Zjednoczonych (w latach 1998–2006), ostrzega: „Ludy tubylcze nie tylko mają prawo do zachowania swojego stylu życia. Posiadają one niezbędną wiedzę na temat zwierząt i roślin, wśród których żyją. W ich kulturach i zwyczajach przechowywane są też sekrety dotyczące sposobów zarządzania siedliskami i terenami w sposób przyjazny dla środowiska”.

Tak naprawdę nie mamy pojęcia, jaka wiedza się tam kryje, w sposób nieskatalogowany i niezapisany, istniejąc wyłącznie w pamięci. Duża część tej wiedzy dotyczy gatunków zwierząt i roślin, z których wiele nie zostało jeszcze udokumentowanych przez współczesną naukę. Fakt, że gatunki zwierząt wymierają w tandemie z językami ludzi, zapowiada stratę wiedzy ludzkiej w niespotykanej dotychczas skali. Jeżeli mamy jakąkolwiek nadzieję na zrozumienie i promowanie bioróżnorodności na Ziemi, musimy cenić zanikającą wiedzę, póki ta jeszcze istnieje.

Gdzie mieści się język?

.Według klasycznej teorii nauczanej w ramach większości współczesnych zajęć językoznawczych, pod wpływem Noama Chomsky’ego i jego następców, gramatyka stanowi niewidzialny zestaw reguł umysłowych dotyczących łączenia dźwięków w słowa, a słów w zdania. Jednakże moje starania ukierunkowane na dekodowanie mówionego języka tuwińskiego przekonały mnie, że to znacznie szersze zagadnienie.

Oczywiście, języki są złożone z niewidzialnych reguł, które mamy w głowie, a część z nich prawdopodobnie jest uwarunkowana genetycznie i podyktowana strukturą mózgu. To genialne odkrycie Chomsky’ego – iż języka nie da się nauczyć metodą prób i błędów lub poprzez uczenie się przez obserwację, gdyż stanowi on część naszego DNA – spowodowało fundamentalną zmianę postrzegania języka przez lingwistów, równie ważną, jak rewolucja kopernikańska w astronomii.

Jednakże nie wyjaśnia ono wszystkiego, pozostaje kilka ważnych luk do wypełnienia. Pierwsza z tych luk ma charakter opisowy – nadal brakuje nam nawet podstawowego opisu naukowego ogromnej większości języków świata. Wiele anomalii okaże się dla nas zaskakujących i zmusi nas do weryfikacji podstawowych założeń. Na przykład język ludu Urarina, którym posługuje się niespełna 3000 osób w dżungli amazońskiej w Peru, charakteryzuje się niezwykłą budową zdań. Zdanie w tym języku złożone z trzech elementów w kolejności torba + kraść + kinkażu ma znaczenie „Kinkażu kradnie torbę”. W języku ludu Urarina dopełnienie bliższe umieszcza się najpierw, czasownik na drugim miejscu, a podmiot na końcu.

Znacznie częściej występują inne wzorce szyku wyrazów. W języku angielskim stosuje się szyk podmiot-orzeczenie-dopełnienie (SVO), jednak nie jest to jedyna możliwość. W języku tureckim i niemieckim orzeczenie znajduje się na końcu, w szyku: podmiot-dopełnienie-orzeczenie (SOV). W języku walijskim natomiast obowiązuje szyk VSO, gdzie najpierw pojawia się orzeczenie, potem podmiot, a na końcu dopełnienie (czytać + ja + książka = „Czytam książkę”).

Szyk OVS stosowany w języku ludu Urarina jest wyjątkowo rzadki wśród języków świata. Gdyby nie język ludu Urarina oraz kilka innych języków amazońskich, naukowcy mogliby – niesłusznie – przyjąć hipotezę, że szyk OVS jest niemożliwy poznawczo, że ludzki umysł nie potrafi go przetworzyć. Języki małych społeczności kryją w sobie o wiele więcej niespodzianek dla nauki. A ponieważ każdy nowy wzorzec gramatyczny rzuca światło na sposób, w jaki mózg tworzy język, utrata nawet jednego języka może wpłynąć na pełne zrozumienie postrzegania świata przez człowieka.

Proszę sobie wyobrazić zoologa opisującego ssaki wyłącznie przez obserwację zaledwie setki najczęstszych gatunków. Byłoby łatwo badać psy, koty i krowy, które są zbudowane podobnie jak inne ssaki. Nigdy byśmy nie wiedzieli, że ssak może pływać (wieloryby), latać (nietoperze), składać jaja (kolczatki), używać narzędzi (wydry morskie i orangutany) czy też mieć nadymany pęcherz na głowie (samce fok kapturowych). Niewiedza o niezwykłych ssakach zubażałaby naszą koncepcję tego, jakie mogą być ssaki. To właśnie te dziwne i wspaniałe wyjątki sprawiają, że możemy dostrzec pełny obraz możliwości.

Druga z luk w naszej podstawowej wiedzy o językach wynika z faktu, że niewidoczne reguły mentalne (gramatyka) – która przez dziesięciolecia stanowiła niemal wyłączny przedmiot badań lingwistów – same nie generują całego systemu językowego. Kiedy Chomsky ogłosił język „oknem umysłu”, uruchomiono program badań dla językoznawstwa jako dyscypliny naukowej. Po 50 latach przyniosły one wiele ważnych informacji na temat postrzegania świata przez człowieka. Słynnym zdaniem „Bezbarwne zielone idee wściekle śpią” Chomsky udowodnił, że językoznawcy mogą badać złożone struktury (dźwięki, frazy, zdania itp.), nawet jeżeli nie zawierają one żadnych znaczących treści. Brak znaczenia nie powstrzymuje nas od badania czysto mentalnych struktur, przy czym musimy odróżniać je od siebie. Wiadomo to już od przynajmniej czterech dziesięcioleci.

Jednak pomimo faktu, że języki oczywiście zawierają struktury abstrakcyjne, ewoluują i istnieją w celu przekazywania informacji, a funkcja ta przenika każdy poziom języka i wywiera na niego wpływ. Według krytyków programu badań Chomsky’ego, do których zalicza się autor, jest on zbyt zawężony, nadmiernie skupiony na językach globalnych dużych społeczności i zajmuje się strukturą kosztem treści. Skupienie uwagi lingwistów na owych strukturach abstrakcyjnych (zwanych „gramatyką”) doprowadziło do podejścia mikroskopowego, w którym języki są traktowane jak próbki laboratoryjne, w zupełnym oderwaniu od ich naturalnego otoczenia, ludzi posługujących się nimi, a także treści, wokół których krążą myśli tych ludzi. Podobnie jak tuwińskie sposoby powiedzenia „idź”, gramatyka wewnętrzna wymaga wyraźnego odniesienia do świata zewnętrznego – i dynamicznie się do niego przystosowuje. Słowa pojawiają się w kontekście bogatych wiązek informacji zwrotnych oraz wzajemnych interakcji pomiędzy sobą, umysłami innych ludzi oraz otoczeniem zewnętrznym.

W tym, że Chomsky postrzega język jako mechanizm w mózgu jednostki, brakuje rozproszonego, społecznego charakteru języka. Jeżeli pozostanie tylko jedna osoba posługująca się danym językiem, to ten język już nie istnieje, gdyż brak mu podstawowego warunku – rozmowy. Gramatyka to rozproszony system wiedzy. Żaden umysł nie może pomieścić całości języka angielskiego ani ludu Chamacoco, ani żadnego innego języka. Język wylewa się na świat, mieszcząc się w wielu umysłach, wrastając w lokalne otoczenie, kształtowany przez wartości kulturowe i wierzenia. Przyjmuje swoją własną zagadkową trajektorię zmian, której nikt nie prowadzi. Takie złożoności mogą być traktowane niczym efekt rojenia się insektów, świetlików migoczących synchronicznie lub gęsi lecących w kluczu, gdzie żadna reguła ani lider nie koordynuje danej czynności, jednak pojawia się wyraźny wzorzec, w sposób nieplanowany. Patrząc na odlatujące gęsi, natychmiast dostrzegamy kształt klucza, gdyż jest ich niewiele.

.Jednak języki są zbudowane z wielu tysięcy – de facto niezliczonych – możliwych form. W warunkach idealnych musielibyśmy zebrać wszystkie wypowiedzi wszystkich mówiących, aby docenić pełną gamę możliwości języka. Oczywiście nie jest to możliwe, lecz jako odpowiedzialni naukowcy musimy przynajmniej podjąć próbę napotkania możliwie wielu mówców, aby usłyszeć możliwie dużo tego, co chcą nam powiedzieć. To właśnie nieustanne odkrywanie sprawia, że tworzenie mapy różnorodności językowej świata jest tak ekscytujące. Fakt, że nigdy nie wiem, co mogę usłyszeć za chwilę, przyciąga mnie do najdalszych zakątków na Ziemi.

David Harrison

Fragment książki „The Last Speakers: The Quest to Save the World’s Most Endangered Languages” wyd. National Geographic, 2010 r. [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 lutego 2025