Plan pokojowy dla Ukrainy. Coraz więcej szczegółów

Portal Axios opublikował szczegóły tego jak wygląda 28-punktowy plan pokojowy dla Ukrainy, negocjowany przez USA i Rosję. Zgodnie z nim Kijów ma zobowiązać się m.in. do nieprzystępowania do NATO, ograniczenia liczebności wojsk do 600 tys. żołnierzy oraz oddania Rosji części terytorium.
„Straszny”, „dziwny”, „osobliwy” i „zaskakujący” plan pokojowy Donalda Trumpa dla Ukrainy
.Prezydent USA Donald Trump oświadczył, że dał Ukrainie czas na to, by zgodziła się na zaproponowany przez Amerykanów plan zakończenia wojny. Donald Trump potwierdził tym samym doniesienia Reutersa, który wcześniej napisał, powołując się na dwie osoby zaznajomione ze sprawą, że USA dały Kijowowi czas do 27 listopada. Według agencji Waszyngton zagroził ograniczeniem przekazywania informacji wywiadowczych oraz dostaw broni dla Ukrainy.
Axios zauważył też, że amerykańskie propozycje pokojowe przewidują udzielenie Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa zbliżonych do tych, jakie obowiązują w NATO. Według wstępnych założeń USA miałyby zagwarantować, że w przypadku „znacznego, umyślnego i długotrwałego” ataku Rosji na Ukrainę zostanie on uznany za zagrożenie dla pokoju i bezpieczeństwa całej wspólnoty transatlantyckiej.
Według Axiosa w punkcie drugim projektu gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy jest mowa, iż członkowie NATO, w tym Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Polska i Finlandia, potwierdzają, że bezpieczeństwo Ukrainy jest integralną częścią stabilności europejskiej i zobowiązują się do działania w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi w odpowiedzi na działanie zakwalifikowane jako naruszenie, co zapewni jednolitą i wiarygodną postawę odstraszającą.
Komentując amerykański plan, dziennik „Le Figaro” odnotował, że jest on powrotem do warunków stawianych przez Rosję. Zdaniem dziennika plan „pozostanie martwą literą”, ale jego założenia mogą niepokoić Ukrainę i jej sojuszników europejskich.
Brytyjska stacja Sky News oceniła, że Europa i Ukraina nie mogą całkowicie odrzucić planu, ale będą grać na czas w nadziei, że zdołają przekonać Donalda Trumpa, by wywarł presję na Władimira Putina w sprawie zakończenia wojny, zamiast zmuszać Ukrainę do kapitulacji.
„Straszny”, „dziwny”, „osobliwy” i „zaskakujący” to niektóre z określeń, jakich użyli eksperci, komentując 28-punktowy plan, uzgodnionego między Białym Domem a Kremlem, bez udziału Ukrainy i państw europejskich – podała stacja.
O planie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim rozmawiali kanclerz Niemiec Friedrich Merz, prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Cała czwórka uzgodniła przede wszystkim, że siły ukraińskie muszą pozostać zdolne do obrony suwerenności Ukrainy.
Jak poinformował Pałac Elizejski, uczestnicy rozmowy zgodzili się, że „wszelkie rozwiązania (dotyczące Ukrainy) powinny angażować w pełni” ten kraj w podejmowanie decyzji na jego temat i gwarantować mu przyszłe bezpieczeństwo. Przywódcy „powtórzyli, że wszelkie decyzje mające skutki dla interesów Unii Europejskiej i NATO wymagają wspólnego poparcia i konsensusu – odpowiednio partnerów europejskich i sojuszników w NATO”.
Według brytyjskiego premiera zasada, że Ukraina musi decydować o swojej przyszłości w ramach suwerenności, jest fundamentalna. – Musimy zacząć działać w tym miejscy, gdzie jesteśmy, i dążyć do sprawiedliwego i trwałego pokoju – oświadczył Keir Starmer.
Ukraina z szacunkiem przyjmuje pragnienie prezydenta USA Donalda Trumpa, by zakończyć wojnę
Wołodymir Zełenski po tej rozmowie podkreślił, że plan pokojowy, przygotowany przez stronę amerykańską, musi zapewnić realny i godny pokój. Zaznaczył, że podczas narady z ministrem spraw zagranicznych Ukrainy Andrijem Sybihą uzgodnił, iż ewentualne porozumienie musi uwzględniać „ukraińskie interesy narodowe na wszystkich poziomach stosunków z partnerami”.
„Obecnie praktycznie co godzinę odbywają się spotkania, rozmowy telefoniczne i prace nad kwestiami, które mogą wiele zmienić. Ważne jest, aby rezultatem tych działań był godny pokój” – napisał Wołodymir Zełenski w komunikatorze Telegram. Następnie w przemówieniu wideo do narodu zapewnił, że Kijów spokojnie i odpowiedzialnie współpracuje ze Stanami Zjednoczonymi i partnerami i będzie przedstawiać argumenty oraz proponować alternatywy, nie dając Rosji powodu twierdzić, iż nie chce pokoju.
Wołodymir Zełenski podkreślił, że Ukraina znalazła się w jednym z najtrudniejszych momentów historii, stoi przed wyborem między utratą godności a ryzykiem utraty kluczowego partnera, między przyjęciem 28 trudnych punktów a najcięższą zimą i dalszymi zagrożeniami. Zapewnił jednak, że nie zdradzi Ukrainy, tak jak nie zdradził jej w lutym 2022 roku, i że będzie walczył o to, aby wśród punktów planu pokojowego nie pominięto co najmniej dwóch – godności i wolności Ukraińców.
Ukraina z szacunkiem przyjmuje pragnienie prezydenta USA Donalda Trumpa, by zakończyć wojnę, i odnosi się pozytywnie do każdej realistycznej propozycji w tej sprawie – oznajmił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski na Telegramie po rozmowie z wiceprezydentem USA J.D. Vance’em.
„Ukraina zawsze odnosiła i odnosi się z szacunkiem do pragnienia prezydenta Trumpa, by zakończyć przelew krwi, i pozytywnie przyjmujemy każdą realistyczną propozycję” – napisał Zełenski. Jak oznajmił, jego rozmowa z Vance’em i sekretarz (minister) ds. sił lądowych USA Danem Driscollem trwała prawie godzinę, a w jej trakcie umówiono wiele szczegółów amerykańskiego planu po0kojowego. „Umówiliśmy się, że wraz z Ameryką i Europą będziemy pracować na szczeblu doradców, aby droga do pokoju stała się rzeczywiście możliwa do realizacji” – dodał Zełenski.
Ukraiński prezydent napisał, że rozmawiał też z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte na temat istniejących możliwości dyplomatycznych oraz amerykańskiego planu pokojowego. „Chcemy szybko i konstruktywnie pracować, by plan ten zadziałał. Koordynujemy wspólne następne kroki” – zaznaczył, podkreślając, że Ukraina najbardziej na świecie chce zakończenia tej wojny i osiągnięcia godnego pokoju.
Donald Trump potwierdził w piątek, że dał Ukrainie czas do czwartku, by zgodziła się na zaproponowany przez Amerykanów plan zakończenia wojny. Odpowiadając na komentarz dziennikarza Fox News, że plan ten zakłada oddanie przez Ukrainę części terytorium, które wciąż jest pod jej kontrolą, uznał, że „straci je w bardzo krótkim czasie”.
A gdzie Europa w rozsztrygnięciach, co do zakończenia wojny na Ukrainie?
Wśród europejskich przywódców nie zabrakło krytycznych głosów w sprawie planu. Zdaniem prezydenta Czech Petr Pavla plan powinien być sprawiedliwy, musi gwarantować Ukrainie suwerenność i nie może być karą. „Ukraina i Europa muszą mieć pełne prawo głosu co do jakiegokolwiek porozumienia” – zaznaczył Pavel. Z kolei prezydent Litwy Gitanas Nauseda ocenił, że wszelkie propozycje, które stawiałyby Ukrainę w niekorzystnej sytuacji, są nie do przyjęcia.
Krytyczną opinię wobec planu wyraziła też szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas, która stwierdziła, że Rosja nie ma prawa do żadnych ustępstw ze strony kraju, który najechała, a o warunkach jakiegokolwiek porozumienia zdecyduje ostatecznie Ukraina. – UE ma prosty, dwupunktowy plan: wspierać Ukrainę i naciskać na Rosję – powiedziała Kallas i dodała, że nagradzanie Rosji za jej agresję nie uczyni nikogo bardziej bezpiecznym.
Plan skomentowały także polskie władze. Premier Donald Tusk podkreślił, że w sprawie pokoju w Ukrainie wszelkie negocjacje powinny być prowadzone z udziałem tego państwa. „Decyzje dotyczące Polski podejmować będą Polacy. Nic o nas bez nas. W sprawie pokoju wszelkie negocjacje powinny być prowadzone z udziałem Ukrainy” – napisał na X.
Podobną opinię wyraził szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, który stwierdził, że stanowisko Polski jest niezmienne, jeżeli chodzi o udział Ukrainy w procesie pokojowym – nie ma sprawiedliwego pokoju bez udziału Ukrainy.
Nie jest wykluczone, że powstanie alternatywa dla planu amerykańskiego, o czym napisał Reuters. Powołując się na trzy źródła, agencja podała, że Ukraina, Francja, Niemcy i Wielka Brytania nad taką propozycją właśnie pracują, a jedno ze źródeł powiedziało, że w projekcie tym wezmą prawdopodobnie również udział inne kraje europejskie.
Na informacje o planie zareagował też Kreml. Jego rzecznik Dmitrij Pieskow oświadczył, że rosyjskie władze go nie otrzymały, a Moskwa o szczegółach dowiaduje się z prasy. Pieskow zaznaczył, że kontakty Rosji z USA są kontynuowane.
Plan Donalda Trumpa może nie być taki jak opisują media
.Rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt powiedziała dziennikarzom, że nie jest prawdą, jakoby plan pokojowy, nad którym rzeczywiście pracuje Biały Dom, zakładał poważne ustępstwa Ukrainy na rzecz Rosji, nazywając takie doniesienia relacjami „jednej strony wojny”.
– Chciałabym, żeby Państwo zrozumieli, że administracja rozmawiała na równi z obiema stronami. Jeszcze w tym tygodniu Steve Witkoff (specjalny wysłannik prezydenta Donalda Trumpa) i sekretarz stanu Marco Rubio spotkali się z przedstawicielami Ukrainy – podkreśliła Leavitt.
Rzeczniczka przyznała jednocześnie, że Witkoff i Rubio rzeczywiście od miesiąca pracują nad planem porozumienia pokojowego, kontaktując się z obiema stronami, aby „zrozumieć, do czego oba kraje mogą się zobowiązać, by znaleźć rozwiązanie akceptowalne dla obu stron i osiągnąć trwały pokój”.
Jak potwierdziła Leavitt, w negocjacjach uczestniczy także sekretarz (minister) ds. sił lądowych Stanów Zjednoczonych (US Army) Daniel Driscoll, określany przez „Politico” jako wschodząca gwiazda Pentagonu. W przyszłym tygodniu ma on rozmawiać z europejskimi sojusznikami z NATO oraz ustalić termin spotkania z rosyjskim ministrem obrony Andriejem Biełousowem w sprawie planu pokojowego.
– Te przecieki medialne noszą wszelkie znamiona balonu próbnego, a nie gotowego planu – powiedział Peter Doran, ekspert think tanku Foundation for Defense of Democracies.
Jego zdaniem trudno ustalić źródło przecieku, choć „głównym podejrzanym” może być Kiriłł Dmitrijew, specjalny wysłannik Putina, który otwarcie wyrażał optymizm dotyczący możliwości zawarcia porozumienia pokojowego. Peter Doran przypomniał, że Kirił Dmitrijew spotkał się w dniach 24–26 października „z ludźmi Trumpa” na Florydzie.
– Biorąc pod uwagę, że „punkty” planu wyraźnie przechylają się na korzyść Rosji, wygląda na to, że Moskwa testuje grunt, podczas gdy Zełenski — z powodu idealnie zgranych czasowo doniesień o korupcji (w jego otoczeniu) — znalazł się w defensywie – podkreślił Peter Doran. Zastrzegł jednak, że istnieje także druga możliwość: autorami przecieku mogą być „osoby z kręgu administracji USA”, próbujące forsować narrację, że poczyniono postępy, jakich oczekuje Donald Trump.
Sceptyczny wobec ujawnionego przez media planu jest także Matthew Boyse, ekspert amerykańskiego think tanku Hudson Institute, specjalizujący się w sprawach Europy Środkowej. Zauważył, że fala doniesień o rzekomym kształcie planu pokojowego zbiegła się z ujawnieniem skandalu korupcyjnego w Ukrainie.
Według Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) pod osłoną państwowej firmy zarządzającej ukraińskimi elektrowniami jądrowymi Enerhoatom wyłudzono co najmniej 100 mln dolarów. Jak ustalili śledczy NABU, firmy współpracujące z Enerhoatomem musiały płacić wysokie łapówki, o wartości 10-15 proc. wysokości zlecenia, które pobierali, rozdzielali i prali wysocy rangą urzędnicy państwowi, a także biznesmeni z bliskiego kręgu Zełenskiego.
– Rosjanie prawdopodobnie widzą w tym skandalu sposób na przeforsowanie swoich oczekiwań. To dla nich takie „okno możliwości”, choć są to oczywiście tylko spekulacje – podkreślił Matthew Boyse i przypomniał, że Rosjanie próbują w jakiś sposób wrócić do negocjacji po tym, gdy prezydent USA odwołał w październiku spotkanie z Putinem w Budapeszcie z powodu niepohamowanych rosyjskich żądań.
Donald Trump zgodził się również na procedowaną w Senacie USA ustawę przewidującą nałożenie sankcji na kraje handlujące z Rosją, a wcześniej wprowadził sankcje wobec rosyjskich koncernów paliwowych.
Jak podkreślił Matthew Boyse, afera korupcyjna w Ukrainie jest w USA szeroko komentowana, a wśród decydentów ścierają się dwie grupy.
– Są ludzie, którzy zawsze byli sceptyczni wobec Zełenskiego i teraz powtarzają: „a nie mówiłem” – przyznał Matthew Boyse. Dodał, że druga grupa – to osoby nieufne wobec Putina i wspierające Europę. Ich zdaniem dobrze się dzieje, że Ukraińcy „sami robią u siebie porządki” i że „to dobry znak”.
W opinii Matthew Boyse’a, Amerykanie zastanawiają się teraz, czy Ukraina zażąda ekstradycji zbiegów zamieszanych w korupcję, i oczekują, „że winni zostaną ukarani i polecą głowy”.
W tej sytuacji, to „idealny” – według Matthew Boyse’a – moment, aby Rosjanie próbowali wykorzystać słabość Kijowa.
Jak napisał „FT”, w tworzeniu ujawnionego przez media planu pokojowego uczestniczyła „grupa rosyjskich i amerykańskich urzędników”, a jednym z jego „architektów” miał być Kiriłł Dmitrijew, specjalny wysłannik Putina i jego bliski współpracownik.
O wykształconym w USA Kiriłie Dmitrijewie, Mark Toth na łamach „Wall Street Journal” napisał wcześniej, że jest „wunderwaffe” Putina, cudowną bronią, która ma pomóc Rosji „wrócić do gry”.
To z nim spotkał się w Miami Witkoff, który według „FT” rozmawiał także na temat planu z sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Rustemem Umierowem i „dawał do zrozumienia”, że chce, aby Zełenski zaakceptował warunki omawianego porozumienia.
Jak powiedział Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego w warszawskim Ośrodku Studiów Wschodnich, Kirił Dmitrijew jest pewnego rodzaju „opiekunem” Witkoffa. Obaj panowie spotykali się w towarzystwie rodzin w Moskwie i Petersburgu. Dmitrijew niegdyś oprowadzał Witkoffa po rosyjskich zabytkach i bywał z nim w restauracjach.
Urodzony w Kijowie Dmitrijew, jest byłym amerykańskim stypendystą. Ukończył z wyróżnieniem Uniwersytet Stanforda i uzyskał MBA, także z wyróżnieniem, w Harvard Business School. Ma też za sobą pracę w Goldman Sachs i firmie konsultingowej McKinsey. Jak podkreślają ukraińskie media, jego kariera rozwija się tak pomyślnie dzięki znajomości jego żony, której przyjaciółką jest Katierina Tichonowa, prywatnie córka Putina.
Jeśli upubliczniona przez media wersja planu pokojowego jest jednak precyzyjna, to według Boyse’a oznaczałoby to „kapitulację” przed Putinem.
– Putin uzna to za swoje zwycięstwo i klęskę zarówno Ukrainy jak i USA, NATO i unijnej Koalicji chętnych, a to będzie miało dalekosiężne konsekwencje geopolityczne. Mam nadzieje, że to, o czym donoszą media, nie jest ostatecznym planem – podsumował Matthew Boyse.
Bardziej niebezpiecznie
.Z perspektywy słów Zełenskiego wygląda to trochę tak, jak gdyby powróciła teraz sytuacja mniej więcej sprzed dwóch lat, gdy Ameryka i cały Zachód znów stawiały na wojenne zwycięstwo Ukrainy nad Moskwą i gotowe były wspierać Kijów (wedle sławetnego sloganu, którego – przyznam – szczerze zawsze nienawidziłem) „tak długo, jak będzie potrzeba”. Więc wszystko znów jest w największym porządku – pisze Jan ROKITA
Mamy dwa, nawzajem sprzeczne poglądy na temat nowej strategii USA wobec wojny na wschodzie. Strategii, którą Donald Trump pokrótce zaprezentował w swej mowie na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, rozwijając ją jeszcze tego samego dnia przy okazji nowojorskiego spotkania z Wołodymyrem Zełenskim.
Symbolicznie można by uznać, że gdy idzie o „nasz” (czyli ten stojący po stronie Ukrainy) świat polityczny – to owe dwa odmienne punkty widzenia dość wyraziście sprecyzowali, z jednej strony – właśnie sam Zełenski, z drugiej zaś – polski premier Donald Tusk. Przywódca Ukrainy mówi, iż metamorfoza języka i prognoz Trumpa stanowiła dlań niespodziankę, która go ucieszyła, gdyż doszedł do wniosku, że Ameryka jest w końcu „dobrze poinformowana” i zamierza „być z Ukrainą aż do końca wojny”. Z perspektywy słów Zełenskiego wygląda to trochę tak, jak gdyby powróciła teraz sytuacja mniej więcej sprzed dwóch lat, gdy Ameryka i cały Zachód znów stawiały na wojenne zwycięstwo Ukrainy nad Moskwą i gotowe były wspierać Kijów (wedle sławetnego sloganu, którego – przyznam – szczerze zawsze nienawidziłem) „tak długo, jak będzie potrzeba”. Więc wszystko znów jest w największym porządku.
Premier Tusk zakwestionował taki punkt widzenia, co odbiło się sporym echem w europejskich mediach. Tusk przypuszcza bowiem, iż Ameryka, życząc teraz zwycięstwa Ukrainie, a nawet przekonując, iż jest ono najzupełniej realne, w istocie posługuje się wybiegiem, aby umyć ręce od dalszych losów wojny i zrzucić z siebie odpowiedzialność za wszystko, co dalej się stanie na wschodzie Europy. Tusk oczywiście nie ufa skrajnie Trumpowi (co nie jest niespodzianką), więc zwłaszcza zapowiedź prezydenta USA, iż odtąd Ameryka będzie dawać broń NATO, a sojusz będzie robić z nią „co zechce”, zapowiada dlań plan politycznego wyłgania się z wszelkiej odpowiedzialności – jedynie za cenę gotowości sprzedawania, na komercyjnych warunkach, broni potrzebnej Ukrainie państwom europejskim.
Takich obaw jak te wyrażone przez polskiego premiera pojawiło się znacznie więcej, zwłaszcza w opiniach analityków i komentatorów, ale także – co ciekawe – wśród ukraińskich polityków. Może najlepiej wyraził to Ołeksij Honczarenko, odeski poseł opozycyjnego Bloku Poroszenki, który napisał na Telegramie: „Oświadczenie Trumpa nie dotyczy zwycięstwa Ukrainy, lecz umycia rąk od wojny. Mówi wprost: zajmij się tym, Unio Europejska. Mam nadzieję, że ci się uda. Powodzenia wszystkim!”.
W moim przekonaniu oba te sprzeczne poglądy nie chwytają istoty rzeczy, co nie bierze się – rzecz jasna – z analitycznej słabości samych przywódców, ale raczej z kontekstu, w którym muszą formułować oni swoje oceny.
Zełenski, nauczony już raz dobitnie, jakie skutki dla niego samego ma manifestacyjny brak ufności w politykę amerykańską, jest obiektywnie skazany na to, aby publicznie doceniać strategię Trumpa i przerysowywać korzyści płynące z niej dla Ukrainy. Takie postępowanie służy także autorytetowi Zełenskiego w jego własnym kraju, gdzie jest on wtedy traktowany jako ktoś, kto potrafi wywierać istotny wpływ na amerykańską politykę. Z kolei Tusk występuje w tym przypadku w roli męża stanu, który delikatnie, acz wyraźnie daje po łapach politykom unijnym, jak dzieciom cieszącym się, iż teraz to już Trump zrobił wszystko, czego chcieli, bo powiedział rzecz, której dotąd zawsze zaprzeczał, na temat perspektywy militarnego zwycięstwa Ukrainy nad Moskwą. Samemu Tuskowi taka rola z natury rzeczy musi się bardzo podobać. Myślę jednak, że nie ma prawdziwych oznak, iżby Ameryka zamierzała teraz walnie przyczynić się do militarnego zwycięstwa Ukrainy. A jeśli w krótkiej perspektywie można na coś tu liczyć, to najwyżej na zniesienie (albo choć złagodzenie) postawionych swego czasu przez Bidena warunków używania amerykańskiej broni przez Ukraińców, sprowadzających się w istocie do nieatakowania ową bronią terytorium Rosji.
Prawdę mówiąc, trudno o większy absurd wojenny niźli dawanie komuś olbrzymich ilości kosztownej broni i jednoczesne zakazanie używania jej tak, aby mogła naprawdę zaszkodzić wrogowi. Trump krytykował już parę razy ów zakaz Bidena, ale nigdy go nie zniósł. Teraz, skoro to NATO ma decydować o przeznaczeniu amerykańskiej broni, to jest szansa na zmianę tej sytuacji, oczywiście pod warunkiem, że okoniem nie staną Niemcy, które zawsze miały w tej sprawie pogląd taki sam jak ekipa Bidena. W każdym razie nie widać oznak, żeby Ameryka miała zrobić coś więcej, choćby przydusić Putina sankcjami albo wprowadzić strefę zakazu lotów nad terytorium Ukrainy. To są na razie mrzonki.
Ale nie jest też tak, aby Waszyngton, mówiąc o odpowiedzialności i swobodzie decyzji NATO, mógł się wywikłać z wojny na Ukrainie. Z jednej strony nie pozwoli na to ani Zełenski, ani Putin – pierwszy nie odpuści, dopóki nie dostanie amerykańskich gwarancji niepodległości swego kraju, a drugi nie da się oszukać, iż realną stroną wojny przestaje być odtąd Ameryka, a staje się bezsilna Europa. Z drugiej strony – w Kongresie USA trwają intensywne polityczne przygotowania do całej serii ustawodawczych posunięć przeciw Moskwie, które mają spore poparcie bipartyjne.
Co więcej, trudno przypuścić, iżby sam Trump, który mówi ustawicznie o sobie jako globalnym „peacemakerze”, mógł choćby na chwilę dopuścić do siebie myśl o amerykańskim przyzwoleniu na upadek Ukrainy. Krótko mówiąc – Ameryka jest częścią tej wojny od jej pierwszego dnia aż do ostatniego, a jeśli w końcu kiedyś nastanie rozejm na wschodzie, to będzie to musiało być za pełną akceptacją amerykańskiego prezydenta.
Skoro zatem ani nie jest tak, aby USA zamierzały doprowadzić do militarnego zwycięstwa Ukrainy, ani też tak, aby Ameryka mogła się z tej wojny wymigać, to czy w ogóle nowe deklaracje prezydenta Trumpa mają jakieś większe znaczenie? Tak, mają. Primo – co oczywiste – dobre znaczenie psychologiczne: oto Ameryka przestaje wywoływać wątpliwości i posądzenia o ukryte dążenie do tzw. „drugiej Jałty”. To zapewne cenne zwłaszcza dla morale samych Ukraińców i ich armii, którym trudniej się bronić, jeśli wokół snute są ciągle domysły o jakiejś „wielkiej zdradzie”, która czai się tuż-tuż za rogiem. Ale secundo – i to zdaje mi się teraz najważniejsze – zarówno z nowojorskiej mowy Trumpa, jak i z jego późniejszego spotkania z Zełenskim jasno wynika przynajmniej jedna rzecz: całkowite rozczarowanie prezydenta USA jego własną niezdolnością do doprowadzenia do rozejmu na Ukrainie i zamiar rezygnacji z dalszych wysiłków temu poświęconych. Przynajmniej w najbliższym czasie.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-rokita-bardziej-niebezpiecznie/





