Po co nam post? O odmawianiu, które daje więcej niż się wydaje

Wiosna rozpycha się łokciami, słońce zagląda w okna coraz śmielej, dni są dłuższe, w powietrzu czuć świeżość, jakby świat zaczynał od nowa. I choć wielu z nas czeka na Wielkanoc z radością, jest coś, co ją poprzedza. To cichy, wymagający, ale głęboko ludzki czas, jakim jest post.
Post – dla kogo i po co?
.Post niezależnie od tego, czy przeżywamy go duchowo, symbolicznie, czy tylko intuicyjnie nie jest dziś czymś zarezerwowanym wyłącznie dla osób wierzących. Zaskakująco wielu ludzi robi sobie „swój własny post”: rezygnuje ze słodyczy, alkoholu, mięsa, internetu, seriali. Jeden nie je cukru, drugi nie scrolluje TikToka, trzeci nie pije wina wieczorami. I choć nie wszyscy mówią o tym głośno, robimy to po coś. Czujemy, że czasem trzeba z czegoś zrezygnować, żeby coś innego mogło się pojawić.
Tradycyjnie post był czasem wyrzeczenia. W chrześcijaństwie miał przygotować człowieka do Wielkanocy, duchowego odrodzenia. Miał oczyścić, wyciszyć, odwrócić uwagę od ciała, by zwrócić ją ku duszy. Ale nawet poza kontekstem religijnym, post to coś więcej niż dieta.
To czas uważności. Moment, w którym przestajemy „brać wszystko”, żeby zadać sobie pytanie: co naprawdę jest mi potrzebne? Co jem, bo chcę, a co z przyzwyczajenia? Po co sięgam, gdy jestem zmęczony, zestresowany, znudzony? Odmawiając sobie słodyczy, alkoholu czy mięsa, często po raz pierwszy od dawna, naprawdę się ze sobą spotykamy. Bez znieczulenia. Bez rozpraszaczy. I to bywa niełatwe.
Osobisty „reset”
.Współczesny post to często rodzaj osobistego wyzwania. Coraz więcej osób traktuje go jak swoisty challenge, sprawdzian dla charakteru. Czasem zaczyna się niewinnie: „nie będę jeść chipsów przez 40 dni”. Ale z czasem pojawia się coś więcej. Nagle okazuje się, że bez tych chipsów mamy więcej energii. Że nie musimy wieczorem siedzieć z telefonem, bo możemy poczytać, pobyć z dzieckiem, pomyśleć.
Post uczy cierpliwości, wytrwałości i pokory wobec własnych nawyków. Ale też wdzięczności. Nagle kawa smakuje lepiej, kiedy pijesz ją raz dziennie. Słodycz owocu wydaje się bardziej wyrazista, gdy przez tydzień nie jadłeś czekolady. I wreszcie radość z „odzyskanego” smaku po świętach jest autentyczna. Nie chodzi tylko o zjedzenie ciasta. Chodzi o to, że naprawdę za nim zatęskniłeś. Nie po to, żeby sobie coś odebrać, ale żeby coś odzyskać
Najpiękniejsze w poście jest to, że nie musi być pokazowy. Nie musi być wpisem na Instagramie ani wyrzeczeniem dla poklasku. Może być ciszą, decyzją, małą walką z sobą samym. I choć na zewnątrz może wyglądać jak brak to wewnętrznie daje przestrzeń, by coś nowego mogło się pojawić. Spokój. Lekkość. Jasność.
Bo może właśnie o to chodzi w poście, by choć przez chwilę nie zagłuszać siebie. By coś odpuścić, z czegoś wyjść. Posłuchać, co w nas się dzieje. I dojść do świąt z poczuciem, że nie tylko stół jest gotowy, ale też serce.
Oprac. LW