Poezja zacieśnia wspólnotę - Anna Janko

Poezja to jest filozofia w stanie lotnym. W warunkach zwykłego życia jest sztuką ekskluzywną, elitarną i wymagającą. Nie zarażamy się nią w ludzkim tłumie – mówi poetka i pisarka Anna Janko. Właśnie ukazało się „Załamanie pogody” – wybór jej wierszy z ostatniego półwiecza.
.Anna Janko – poetka, powieściopisarka, felietonistka. Zadebiutowała jako nastolatka w „Życiu Literackim”, a w 1977 r. opublikowała pierwszy tomik wierszy „List do królika doświadczalnego”. Jest autorką wielu książek poetyckich oraz prozy powieściowo-eseistycznej, książek dla dzieci, szkiców biograficznych i tekstów felietonowych. Janko jest laureatką wielu nagród, m.in. Nagrody Reymonta, Gryfii, Warszawskiej Nagrody Literackiej. Nominowana była do Nagrody Literackiej Nike za tom poetycki „Świetlisty cudzoziemiec” oraz książkę prozatorską „Pasja według św. Hanki”, a książka „Mała zagłada” znalazła się w finale Nagrody Europy Środkowej Angelus. Wiersze i prozę Anny Janko przetłumaczono m.in. na język niemiecki, francuski, angielski i czeski.
Anna KRUSZYŃSKA: Krytyk literacki Artur Sandauer po pani głośnym debiucie w 1977 r. nazwał panią „Rimbaudem w spódnicy”. Gdyby miała pani jednym zdaniem powiedzieć, jaka jest pani poezja, to jak by ono brzmiało?
Anna JANKO: Moje wiersze pokazują, jak świat przenika przeze mnie w kolejnych etapach życia.
Tworzyć poezję rozpoczęła pani, będąc jeszcze nastolatką. Czym jest dla pani pisanie wierszy? Czy jest to też pewien rodzaj terapii, sposób na poradzenie sobie z otaczającą nas rzeczywistością?
Anna JANKO: Wszelka sztuka bywa terapią, w tym sensie, że kanalizuje silne energie. Czasem to są energie destrukcyjne, autodestrukcyjne, energie bólu, rozpaczy, strachu, miłości, euforii. Tak, z miłości i euforii też czasem trzeba się leczyć…
Gdy byłam nastolatką, każdy mój wiersz wiązał się z konkretnym przeżyciem, a nawet był adresowany do konkretnej osoby. To były dialogi wewnętrzne, często burzliwe, bo młodość jest burzą i zamętem, wszystko dotyka nas bardzo intensywnie, a świat jawi się w ekstremach. Rozładowanie takich napięć jest po prostu ratunkowe.
Dziś, gdy już jestem dojrzałym człowiekiem, pisanie stało się moim sposobem myślenia. To także praca przenoszenia wewnętrznej rzeczywistości, niewerbalnej, do słownika. Powiększam dla siebie obszar rzeczy nazwanych, co mi daje chwilowy spokój, satysfakcję, a nawet poczucie bezpieczeństwa.
Jaka Anna Janko wyłania się zatem z pierwszego, a jaka z ostatniego wiersza? Jaką ewolucję – a może rewolucję – przeszła pani jako poetka?
Anna JANKO: Otóż właśnie. Opublikowanie „wierszy zebranych” to dla autora spore ryzyko. Długo się zastanawiałam, czy sobie coś takiego zafundować. Czy rozpiąć wszystkie guziczki i obnażyć anatomię twórczości w całej rozciągłości… Tym bardziej, że zawsze byłam zwolenniczką tezy, że poetę ocenia się po jego wierszach najlepszych, tam, gdzie osiąga on szczyty talentu, reszta nieważna.
Ale… Ponieważ niedługo minie 50 lat od mojego prasowego debiutu, wojna dyszy nam w plecy, Europa wydaje się krucha jak nigdy wcześniej, pomyślałam, że fasada jest już mniej ważna i może warto pokazać czytelnikom, „jak to szło”. Od młodzieńczych wyznań, buntu i naporu, biologizmu, ekspresjonizmu przez trud dojrzewania i dokształcania się po długą spokojną frazę, która niesie nie mniejszy dramatyzm od tych rwanych pierwszych zdań młodziutkiej dziewczyny.
Dlatego „Załamanie pogody” podzieliłam na rozdziały nazwane z dzisiejszego punktu widzenia. Rewolucja w pisaniu przyszła równolegle z rewolucją w życiu. Przełomowym dla mnie tomem wierszy był „Świetlisty cudzoziemiec”, wtedy zaczęłam pisać według tego od zawsze tkwiącego we mnie modelu wiersza, w tym tonie i rytmie, które zawsze w sobie czułam, ale nie umiałam ich dosięgnąć.
A jakie są dla pani jako poetki inspiracje? I jak zmieniały się one w czasie?
Anna JANKO: Zawsze niepokój, zawsze pragnienie i tęsknota, zawsze strach przed katastrofą, a także ból i rozkosz. I tajemnica, to, że nie wiem, na jakim świecie żyję, skąd on się wziął właśnie taki i dlaczego…
A czerpie pani inspirację z innych poetek? Która poetka jest pani szczególnie bliska?
Anna JANKO: Ciekawe, że nie pyta pani o poetów, ale o poetki. Może i słusznie, bo aby być poetą, tak czy owak trzeba mieć w sobie ów aspekt żeński. Supermen niech podnosi ciężary, boksuje na ringu – artystą zostaje wrażliwy człowiek, którego anima nie może być w zaniku. Androgynia jest tajną upragnioną pełnią samoświadomych artystów.
Czesław Miłosz, Rainer Maria Rilke, Bolesław Leśmian, Guillaume Apollinaire, Charles Baudelaire – to są moi mistrzowie. Moim mistrzem-nauczycielem był także mój mąż, poeta Maciej Cisło, który pisał w sposób niepodrabialny, śmiały, celny i piękny. Poetki, których twórczość głęboko mnie przejmuje, to bez wątpienia Wisława Szymborska, Julia Hartwig i Marzanna Kielar. Ich poezję biorę w całości.
Oczywiście, wiele świetnych, poruszających wierszy napisali inni autorzy, autorki, wracam do czytania konkretnych utworów, czasem jest ich mnóstwo, a nawet prawie wszystko! Bo tak jest, że w poezji każdy wiersz otwiera inną przestrzeń…
Kiedyś zapytała pani Julię Hartwig w rozmowie opublikowanej w książce „Przemija postać świata”, dlaczego pisze tak dobre wiersze. A dlaczego pani pisze tak dobre wiersze?
Anna JANKO: Już nie pamiętam, co odrzekła wtedy Julia. Na pewno coś mądrego. W czasach naszej przyjaźni była dojrzałą, mądrą kobietą i wspaniałą, zdyscyplinowaną poetką.
Cóż mogę teraz na tę (powtórzoną) prowokację odpowiedzieć… Nie wiem, czy piszę dobre wiersze, ale staram się pisać adekwatne. Adekwatne do tego, co czuję i wiem o sobie i o ludziach, o egzystencji w jej ekstremalnych amplitudach. Trafić w słowa i ton – jedyne takie, niemożliwe do zastąpienia – to jest moja praca, mój cel.
A kiedy pisze się najlepsze wiersze?
Anna JANKO: Mój tata – Zbigniew Jankowski – który także był poetą, uważał, że wiersze powstają z bólu, z cierpienia. Powtarzał żartem, gdy jeszcze byłam uczennicą i dopadał mnie weltschmertz: „Płacz, płacz, będą z tego najlepsze wiersze”.
Myślę, że nie jest to żadna prawda absolutna. Cierpienie psychiczne może prowadzić do wiersza albo na oddział psychiatryczny. Pisanie, twórczość w ogóle to „stan podwyższonej gotowości”, wola ducha, przemożna chęć wydobycia się z chaosu. To właśnie czynią artyści wszelkiej maści: zamieniają chaos w kosmos.
Czytając pani wiersze, które znalazły się w tomie „Załamanie pogody”, mam wrażenie, że powietrzem dla pani wierszy jest miłość i śmierć…
Anna JANKO: „Miłość, śmierć i inne wzory” – taki tytuł ma mój dość chudy (samokrytycyzm!) wybór wierszy sprzed ośmiu lat. Wzory ludzkiej egzystencji, paradygmaty nie do ruszenia. Takie, jak w tym tytule i dalej: macierzyństwo, wojna, zdrada, choroba, samotność, lęk, tęsknota…
Wszystko to, co w człowieczym losie powtarza się z pokolenia na pokolenie. Jest niezmienne, opowiada o nas samą prawdę i każdy człowiek musi to przerobić jak lekcje. Reszta to tzw. okoliczności przyrody, warunki brzegowe, wygrane na loterii, alkohole, pieniądze i inne pułapki o przedłużonym działaniu.
A wiersze pisze się również z tęsknoty za drugim człowiekiem?
Anna JANKO: Za człowiekiem, za sensem życia, za pełną wiedzą o istocie rzeczywistości, w której, jak nam się zdaje, tkwimy bez szansy na puentę. A także z tęsknoty, której nie potrafimy nazwać…
Ile wierszy, które pani napisała, ostatecznie znalazło się w tomach? Czy zdarza się pani wciąż pisać do szuflady?
Anna JANKO: Nie publikuję wszystkiego, co piszę, to oczywiste. W ogóle mało publikuję. Wybieram to, co się dobrze skrystalizowało. Bardzo wcześnie uczyłam się selekcji, wycinania tekstów niedoskonałych, niedorobionych, bez bólu.
Do szuflady piszę w tym sensie, że zapisywanie jest moim sposobem myślenia i rozszerzania świadomości. Pisząc, jestem bardziej i dokładniej. Szkice wierszy, zapiski, notatki pozostają w domu.
Czy tom zbierający pani wiersze z lat 1973-2023 traktuje pani jako podsumowanie? Czy może wręcz przeciwnie – motywuje do pisania kolejnych wierszy?
Anna JANKO: Na pewno jest to jakieś podsumowanie. Opowieść o długiej drodze z przystankami. Coś bardzo ważnego skończyło się w moim życiu. Nie mam już rodziców i męża, który był miłością mojego życia. Czyli sieroctwo zupełne. A zarazem nieznana dotąd i raczej nieupragniona wolność.
Zawsze żyłam „wobec kogoś”, to bardzo dyscyplinujące. Teraz mam się nauczyć żyć „wobec nikogo”, co jest jednym z ważniejszych doświadczeń egzystencjalnych, w dodatku w obliczu nadchodzącej starości. Czy będę chciała i umiała znaleźć na to odpowiednie słowa? Może jedynie szuflada przyjmie je litościwie.
Oprócz poezji pisze pani także prozę. Czy te dwa światy pisarstwa się przenikają?
Anna JANKO: W moim przypadku tak. Używam tych samych narzędzi stylistycznych, pisząc zarówno wiersze, jak i prozę. Dlatego ta proza jest specyficzna, mocno skondensowana. Nie skupiam się na opowiadaniu zdarzeń, choć fabuła oczywiście w moich powieściach się toczy. I tu i tam moim celem jest dotarcie do źródeł emocji, do kwintesencji ludzkiego losu.
Jaka jest według pani rola poezji we współczesnym świecie? A może nie ma już dla niej miejsca?
Anna JANKO: Poezja odgrywa jakąś rolę w świecie tylko w specjalnych warunkach. Do tego trzeba fali wspólnoty duchowej, która wzbiera zwykle w czasach „historycznych”. Gdy potrzebujemy wzmocnienia, symbolu, wtedy poezja, a raczej niektóre wiersze stają się „pieśnią na ustach”, ogniskują energię, zacieśniają wspólnotę.
W warunkach zwykłego życia poezja jest sztuką ekskluzywną, elitarną i wymagającą. Nie zarażamy się nią w ludzkim tłumie. Szukamy jej, gdy mamy taką wewnętrzną potrzebę, a jest to zawsze potrzeba zrozumienia siebie w świecie, poszukiwania odpowiedzi na tzw. rudymentarne pytania, szukania najcelniejszych słów, które jak igły będą zdolne przenikać przez materię świata, przekłuwać zasłonę mai, czyli zbliżać nas do tajemnicy istnienia. Poezja to jest filozofia w stanie lotnym.
Książkę „Załamanie pogody. Wiersze z lat 1973-2024” wydał w Serii Emblematycznej Państwowy Instytut Wydawniczy.
Literatura jest najważniejsza
.Jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy francuskich, Michel HOUELLEBECQ na łamach „Wszystko co Najważniejsze” twierdzi, że: „Literatura nie przyczynia się do rozwoju wiedzy, jeszcze mniej do moralnego postępu ludzkości, natomiast znacząco poprawia ludziom poczucie dobrostanu. I czyni to w sposób, którym nie może się posłużyć żadna inna forma sztuki.
„Aby wyjaśnić, jak doszedłem do tego przekonania, muszę poczynić najpierw kilka dość luźnych i raczej niezwiązanych ze sobą uwag, po czym wrócę do głównego tematu. Jak większość ludzi odkryłem przyjemność, zanim odkryłem cierpienie. Dla dzieci najczęstszą przyjemnością jest łakomstwo. Nie byłem przesadnie żarłocznym dzieckiem. Nieco później odkryłem seksualność, co bardzo szybko polubiłem. I to wszystko, potem nie doświadczyłem już żadnych większych odkryć”.
„To nie ma nic wspólnego z tematem, ale i tak jest to coś zadziwiającego. Przez tysiąclecia ludzie wykorzystywali swoją pomysłowość do tworzenia nowych przedmiotów, nowych produktów. Od kilku wieków pod wpływem industrializacji i kapitalizmu proces ten uległ znacznemu przyspieszeniu. Mimo to nikomu nie udało się wyprodukować niczego, co dorastałoby do pięt seksualności, do której każdy ma dostęp po prostu dzięki posiadaniu ciała”.
„Fundamentalną racją bytu literatury powieściowej jest to, że człowiek na ogół ma umysł zbyt skomplikowany, zbyt bogaty, jak na egzystencję, którą musi prowadzić. Fikcja nie jest dla niego tylko przyjemnością – jest potrzebą. Potrzebuje innych egzystencji, innych niż jego własna, po prostu dlatego, że jego własna mu nie wystarcza. Te inne egzystencje nie muszą koniecznie być ciekawe, mogą być równie dobrze posępne. Mogą zawierać wiele doniosłych wydarzeń lub prawie żadnych. Nie muszą być egzotyczne: mogą rozgrywać się pięćset lat temu na innym kontynencie, a mogą być osadzone w domu obok. Ważne jest tylko to, że są inne”.
„Ta potrzeba zetknięcia się z innymi egzystencjami ma być może charakter polityczny, w szerokim tego słowa znaczeniu, ale jak dotąd nie zaproponowano nam żadnego politycznego rozwiązania. Bardziej prawdopodobne, że jest ona intymna, fizyczna i emocjonalna. Ale i ta interpretacja nie wydaje mi się zadowalająca. Nie wierzę też, że może ona być zaspokajana przez wszechświat wirtualny, metaświat. To humbug. Tylko literatura jak dotąd zdaje egzamin. Oczywiście ta potrzeba innych egzystencji staje się tym bardziej gwałtowna, im bardziej okoliczności życia stają się bolesne i trudne. I z tej przyczyny, mimo tego, co powiedziałem na początku, obsypywanie zaszczytami powieściopisarzy jawi się jako uzasadnione” – pisze Michel HOUELLEBECQ w tekście „Literatura jest najważniejsza„.
Rozmawiała Anna Kruszyńska/PAP/WszystkocoNajważniejsze/eg