Polska z Francją i Wielką Brytanią tworzą jądro europejskiej obrony - Neue Zuericher Zeitung

Polska stała się centrum oporu przeciwko rosyjskiemu imperializmowi; Francja i Wielka Brytania powinny wraz z Polską utworzyć trójporozumienie stanowiące jądro europejskiej obrony – twierdzi szwajcarski dziennik „Neue Zuercher Zeitung” .

„Zasada jednomyślności uniemożliwia skuteczne odstraszanie Rosji”

.”Francja, Wielka Brytania i Polska tworzą ze swoimi armiami jądro europejskiej obrony, ale operacyjną klamrą spinającą ich działania pozostaje NATO” – pisze Georg Haesler na łamach wiodącej szwajcarskiej gazety opiniotwórczej.

Autor podkreślił, że chociaż Francja jest w stanie w pojedynkę odstraszać Rosję, to jednak francuskim siłom zbrojnym brak jest „masy”. Francja ma „wszystkiego po trochę, ale na małą skalę”: jeden lotniskowiec, dwie dywizje lądowe oraz force de frappe czyli francuską bombę atomową. To za mało, by sprawdzić się w intensywnej wojnie – ocenił publicysta „NZZ”.

Georg Haesler zwrócił uwagę, że Francja, podobnie jak inne kraje europejskie, liczyły w przypadku wojny na wzmocnienie ze strony USA. Jeżeli Ameryka wycofa się z Sojuszu, Europejczycy będą musieli zastąpić 300 tys. dobrze wyszkolonych amerykańskich żołnierzy. Autor wskazuje na liczne problemy tej zmiany – od końca zimnej wojny armie europejskie stały się formacjami pomocniczymi USA, zależnymi od zdolności amerykańskich. Formujące się jądro europejskiej obrony mogłoby zmienić ten stan rzeczy.

Publicysta wymienia m.in. przewagę w łączności armii USA. Setki satelitów zapewniają sprawną komunikację i kompleksowy obraz sytuacji. Większość armii, także wojsko USA, opiera się na amerykańskich danych wywiadowczych. Największa zależność od Ameryki istnieje w przypadku przekazywania zaszyfrowanych danych między wszystkimi systemami NATO. W ten sposób myśliwce czy okręty komunikują się z punktami dowodzenia. Amerykanie posiadają elektroniczny klucz do tego systemu i regularnie zmieniają konieczny link – zaznaczył Haesler.

Zdaniem „NZZ” jedynie Francja dysponuje własnym systemem dla łączności z samolotami Rafale i Mirage, aby móc użyć broni atomowej bez włączania struktur NATO. Dzięki temu francuska armia może stać się „militarnym jądrem strategicznym” autonomii Europy, zgodnie z propozycją prezydenta Emmanuela Macrona z 2017 roku.

Autor przypomniał, że UE jest od wejścia w życie traktatu z Lizbony w 2007 r. sojuszem obronnym, jednak w praktyce pozostaje daleka od możliwości użycia środków militarnych. Jego zdaniem zasada jednomyślności uniemożliwia skuteczne odstraszanie Rosji.

Polska się uzbroiła, i już teraz tworzy jądro europejskiej obrony

.NATO pozostaje „operacyjną klamrą” europejskiej obrony, nawet jeśli USA wyjdą z Sojuszu. NATO dysponuje zintegrowaną strukturą obronną i kluczowymi zdolnościami pozwalającymi na wspólne wkroczenie do akcji, w tym flotą latających stanowisk dowódczych AWACS.

„Europa potrzebuje sojuszu na wzór porozumienia między Francją i Wielką Brytanią z 1904 r. przeciwko agresywnej polityce Rzeszy Niemieckiej, który w 1907 r. został rozszerzony o Rosję do Trójporozumienia” – pisze Haesler.

Współczesna „Triple-Entente” składa się – jego zdaniem – z „Francji, Wielkiej Brytanii i tym razem Polski, która nie tylko dozbroiła się, lecz jako najsilniejsza armia lądowa w Europie stała się ośrodkiem oporu przeciwko rosyjskiemu imperializmowi”.

Haesler zastrzegł, że nie należy zapominać o Ukrainie – „kraj z największą armią Europy będący elementem strategicznej autonomii Europy”. „Czasu na rzeczywiste uzbrojenie nie ma zbyt wiele. Dlatego zarówno Europejczycy, jak i Ukraińcy powinni na razie unikać konfrontacji z nowym Waszyngtonem. Chodzi o wsparcie idei liberalnej demokracji siłą militarna” – czytamy w konkluzji artykułu w „NZZ”.

Stosunki polsko-amerykańskie są najważniejszą relacją w Europie

.Stanom Zjednoczonym dziś zależy przede wszystkim na zabezpieczeniu wschodniej flanki NATO – mówi James CARAFANO w rozmowie z Agatonem KOZIŃSKIM

Agaton KOZIŃSKI: W jaki sposób wybory prezydenckie w USA wpłyną na Europę Środkową?

James CARAFANO: Na świecie często przecenia się wpływ amerykańskich wyborów na politykę zagraniczną USA. Proszę zobaczyć, jak w stosunkach międzynarodowych zachowywało się czterech ostatnich prezydentów. Byli z różnych partii, mieli różne osobowości, temperamenty, a mimo to w polityce zagranicznej nie dało się zauważyć radykalnych zwrotów.

Ale zmienia się sytuacja geopolityczna – a te zmiany uniemożliwiają utrzymywanie status quo.

Jeśli mówimy o Europie Środkowej i Południowej, to należy podkreślić dwie kwestie. Po pierwsze, USA nie opuszczą NATO. Bez względu na wszystko. Po drugie, Ameryka nie pozostawi samej sobie Ukrainy. Podkreślam to, bo w czasie kampanii wyborczej słychać było mnóstwo histerycznych opinii o tym, że dojdzie do radykalnego zwrotu politycznego po wyborach, zwłaszcza w relacjach z Europą. Tyle że to po prostu nieprawda.

Donald Trump w kampanii wyraźnie mówił, że Putin powinien zaatakować kraje w Europie niewydające przynajmniej 2 proc. PKB na obronność. Jasna sugestia, że jego stosunek do NATO ulegnie zmianie.

Tylko co to znaczy w rzeczywistości? Kanada nie wydaje 2 proc. PKB na obronność. Czy gdyby Rosja ją zaatakowała, to USA nie pomogłyby swojemu sąsiadowi? Oczywiście, że Amerykanie broniliby Kanady. Reakcje na tamte słowa Trumpa pokazują, jak banalna jest większość analiz polityki międzynarodowej. Przede wszystkim abstrahują one od jednej zasadniczej zmiennej: że Trump już był prezydentem i dobrze wiemy, co zrobił przez cztery lata. W tym czasie nigdy nie zostawił Europy, nie wycofał się z NATO. Takie są fakty. A jednocześnie jego krytyka wobec innych członków Sojuszu jest jak najbardziej uzasadniona, bo przecież wielu z nich cały czas nie wydaje odpowiednio dużo na obronność. W tej kwestii Trump miał absolutną rację. Zresztą potwierdziło to życie – przecież po jego słowach większość państw europejskich zwiększyła swoje budżety wojskowe. Trump powtarzał też, że budowę Nord Stream 2 należy wstrzymać, i w tej kwestii miał rację, bo dziś głównym problemem wielu krajów europejskich jest znalezienie sposobu na zagwarantowanie sobie bezpieczeństwa energetycznego. On wreszcie był pierwszym prezydentem USA, który pomógł uzbroić Ukrainę.

W 2018 r. podjął decyzję o sprzedaży Kijowowi systemów przeciwpancernych Javelin.

Bez tej decyzji Ukraina nie byłaby w stanie odeprzeć rosyjskiego ataku w lutym 2022 r. Poza tym Trump był jednym z pierwszych światowych liderów, którzy zaczęli pracować nad Finlandią i Szwecją, by te dołączyły do NATO.

Jednak mnożą się wątpliwości dotyczące tego, czy Trump będzie skłonny dalej wspierać Ukrainę.

Gdyby nie chciał jej pomagać, toby powiedział republikańskim kongresmenom, by po prostu głosowali przeciw pakietowi pomocy dla Kijowa. Naprawdę nie ma żadnego dowodu na to, że Trump jako prezydent będzie chciał pozostawić Ukrainę samej sobie czy wycofać się z NATO. Proszę zwrócić uwagę, że każdy kraj tworzący zewnętrzną granicę Sojuszu wydaje na obronność co najmniej 2 proc. PKB. To jak Rosjanie mieliby zaatakować państwa leżące dalej? Przelecą nad Polską, by uderzyć w Niemcy? Przecież to bez sensu. Rozumiem tamtą wypowiedź Trumpa inaczej – jako wezwanie, by kraje należące do NATO zaczęły rzeczywiście traktować je poważnie. Każdy powinien wydawać tyle, ile się zobowiązał, ale też każdy powinien wzmacniać te obszary, które wzmacniają cały Sojusz. Problem w tym, że zwraca się uwagę na wypowiedzi prezydenta dopiero wtedy, gdy powie coś ostro, dosadnie.

Elbridge Colby, specjalista ds. bezpieczeństwa w otoczeniu Trumpa, jasno podkreśla, że USA muszą skoncentrować się na regionie Indii i Pacyfiku, zwłaszcza na Chinach. Nawet porzucając inne teatry, przenosząc się z Europy do Chin. To możliwy scenariusz?

Jedyną naprawdę wpływową osobą w polityce zagranicznej jest dziś sam Donald Trump. Ma dwóch ulubionych senatorów, z którymi najczęściej rozmawia: Randa Paula i Lindseya Grahama. Każdy, kto zna amerykańską politykę, wie, że obaj mają dokładnie przeciwne poglądy na politykę zagraniczną – a jednak prezydent naprawdę lubi rozmawiać z nimi dwoma. A potem samodzielnie podejmuje decyzję, kierując się w tym interesem USA. Jestem pewien, że wokół prezydenta jest wiele osób oferujących wiele rad. Ale nie ma jednej osoby, o której można by powiedzieć, że ma na niego przemożny wpływ.

Największą różnicą w polityce zagranicznej między Bidenem i Trumpem okaże się pewnie stosunek do Niemiec. Demokraci tradycyjnie mają dobre relacje z Berlinem. Jak wobec niego będzie się zachowywał Trump?

Nie zgadzam się z opinią o tym, że Biden był dobrym prezydentem dla Niemiec, w rzeczywistości był dla nich złym partnerem. Jego administracja nigdy nie wymagała od Niemiec podejmowania trudnych decyzji. Tymczasem sytuacja, w której amerykański prezydent tylko powtarza Niemcom, że są wspaniali, nie jest pomocna dla Niemiec. Dziś Berlin ma przed sobą kilka bardzo trudnych decyzji dotyczących gospodarki, polityki zagranicznej, imigracji i wielu innych kwestii.

Będzie musiał je podjąć po wyborach nowy rząd – pewnie z kanclerzem Friedrichem Merzem, liderem CDU.

To może być nowy początek dla stosunków amerykańsko-niemieckich. Wygląda na to, że CDU planuje skręcić w kierunku polityki zagranicznej, która jest bliższa poglądom Trumpa. Jest szansa na naprawdę pozytywne partnerstwo między USA i Niemcami pod jego rządami.

Rozmowa dostępna na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/james-carafano-polska-jest-dzis-dla-usa-najwazniejszym-partnerem-w-europie/

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 10 marca 2025