Reżyser Alberto Re popełnił samobójstwo. Przyczyną zerowa frekwencja festiwalu filmowego
Na inauguracji 43. edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmów Sportowych w teatrze Pirandello w Agrigento nie pojawił się w poniedziałek żaden widz. W tym samym czasie reprezentacja Włoch grała mecz piłki nożnej z Ukrainą. Drwiny w mediach z powodu niepowodzenia doprowadziły do samobójstwa organizatora festiwalu, odpowiedzialnego również za jego promocję, Alberto Re – doniosły w piątek włoskie media.
Festiwal filmowy bez widzów
.Podczas pierwszego dnia wyświetlano film „William & Mansell” poświęcony angielskiemu mistrzowi Formuły 1. W sali nie było publiczności, nie było burmistrza Agrigento Francesco Micciche ani radnego ds. kultury Costantino Ciulli. Przyczyną mogło być to, że o tej samej godzinie odbywał się mecz piłki nożnej Ukraina-Włochy decydujący o kwalifikacji reprezentacji narodowej do przyszłorocznych Mistrzostw Europy. W ostatnich dniach Re był ostro krytykowany w prasie i mediach społecznościowych za niepowodzenie wydarzenia.
Samobójstwo organizatora
.”Alberto Re nigdy nie stronił od intelektualnej uczciwości i zawsze z uśmiechem słuchał krytyki, widząc błędy, które mogły się zdarzyć. Aż do tego czasu” – napisała rodzina. 78-letni Alberto Re zastrzelił się w czwartek w swoim domu. Zostawił zatrzymany przez policję list, w którym żalił się na artykuły prasowe oraz nagonkę w mediach społecznościowych. Prefekt Agrigento Filippo Romano zaprosił na niedzielę dziewięciu burmistrzów miast-finalistów konkursu Włoska Stolica Kultury 2025 do teatru Pirandello, żeby upamiętnić Re.
„To także wyraz szacunku dla pamięci biednego Alberto Re, ofiary kampanii oczerniającej, która pchnęła go do tego bardzo smutnego, skrajnego kroku. Oszczerczej kampanii, w której uzasadniona krytyka polityczna i dziennikarska przekroczyła granice człowieczeństwa. A my wszyscy, którzy mamy różne obowiązki administracyjne, musimy unikać powtarzania się podobnych niegodziwości” – napisał prefekt cytowany przez portal agrigentonotizie.it. 25 listopada odbędzie się pogrzeb Alberto Re.
Hejt – komentarze bez jakiejkolwiek treści
.Na temat specyfiki zjawiska hejtu w erze społeczeństwa informacyjnego, na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze Paweł TRZASKOWSKI w tekście „Hejt – komentarze bez jakiejkolwiek treści„.
Historia prawdziwa: Krzysztof, kawaler po trzydziestce, wraca swoją służbową skodą z siłowni. Jedzie spokojnie, bo droga jest raczej kręta i ciągle śliska po popołudniowym deszczu. Na prostej i z lekkiej górki udaje mu się jednak przekroczyć prędkość, symbolicznie, o 20 km/h. STOP! Radarek, kontrolka, mandacik, równie symboliczny, bo 100 złotych. Panowie policjanci mili („To naprawdę pana pierwszy mandat w życiu?”), ale sytuacja, było nie było, stresująca. Krzysztof podskórnie czuje, że emocje opadną, jeśli natychmiast podzieli się z kimś tą wiadomością. Najlepszy przyjaciel nie odbiera telefonu, brat i ojciec również. Niewiele myśląc, Krzysztof fotografuje otrzymany kwit i dzieli się nim z około trzystoma znajomymi na Facebooku. Podpisuje: „Pierwszy raz ; )”. Zanim dojedzie do domu, to zdjęcie będzie już miało kilkanaście komentarzy, od lekko zjadliwych w tonie, przez kpiarskie, po obraźliwe. Krzysztof pokazał słabość. Odsłonił miękkie podbrzusze i stał się ofiarą „obraźliwych lub agresywnych komentarzy zamieszczonych w internecie” (Słownik języka polskiego PWN). Czyli hejtu.
.”Hejt wciąż jest zjawiskiem świeżym, jeszcze nie okrzepł, ewoluuje i mutuje jak choroba, jak choroba też szkodzi. Podobnie jak piractwo i pornografia, żeruje na kształtującym się ciągle społeczeństwie ery internetowej. Do hejtu popycha nie tylko, a może nawet nie przede wszystkim nienawiść, uczucie graniczne, najgorsze, na jakie język polski znajduje określenie. To może być okrucieństwo — uczniowie na warsztatach z etyki słowa mówią nam, że znęcanie się nad słabszym daje im poczucie własnej siły. To może być zazdrość i wstyd — polski termin „hejt” pochodzi od angielskiego „to hate on”, wyrażenia potocznego, które mówi o krytyce motywowanej przede wszystkim zawiścią, a ta często rodzi się z poczucia niższości wobec innych. Wreszcie to może być strach — obawa przed nieznanym, która jeszcze nie zdążyła przekształcić się w to najgorsze z uczuć. Profesor Jerzy Bralczyk napisał kiedyś, że „trudniej dziś być nienawistnikiem, siejąc w Internecie nienawistne wpisy, niż być hejterem: hejtowanie to coś, co tak zręcznie się nazywa, że i przyznać się do tego łatwiej”. Zwłaszcza że z hejtera zdjęta jest praktycznie cała odpowiedzialność. Nie tylko prawie nigdy nie dosięgnie go kara, lecz również nie zobaczy, a więc i nie zrozumie konsekwencji swoich słów. Niedostępne jest dla niego doświadczenie winy, uczucia, które u człowieka warunkuje poprawę”.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ