Piotr APEL: Fakty do wyboru

Fakty do wyboru

Photo of Piotr APEL

Piotr APEL

Poseł Kukiz'15. Wiceprzewodniczący Komisji ds Unii Europejskiej

Co zrobić, aby spór znów miał znaczenie? Potrzebne są elity. Warstwa społeczna, będąca w stanie nie iść łatwą ścieżką, ścieżką emocji, ale kultywująca rozumowe podejście do problemów i ich rozwiązywania – pisze Piotr APEL

Strony konfliktu politycznego żonglują słowem i obrazem tak, aby przedstawić je jako fakty. Dzisiejsze poglądy niezwykle szybko stają się jedynie rewersem jutrzejszej prawdy w ramach tej samej narracji. Straciliśmy punkty odniesienia, również w postaci instytucji.

Rozwój myśli, rozwój materialny są możliwe, ponieważ są ludzie, którzy mają odwagę myśleć inaczej, kwestionować zastany porządek rzeczy. Twórczy konflikt, odmienność poglądów, ergo działań z nich wypływających, są siłą napędową postępu. Coraz częściej jednak mamy również do czynienia nie tyle z inspirującą kontrargumentacją, ile z próbą wmówienia rozmówcy czy odbiorcom, że koń jaki jest, nie każdy widzi. A może on być kucykiem lub koniem trojańskim, a wreszcie nawet koniem nie być w ogóle.

Dziś coraz bardziej normalna jest sytuacja, w której w trakcie rozmowy o kształcie Ziemi na antenie telewizji dziennikarz zaprasza do studia także tych, którzy wierzą, że Ziemia jest płaska, wychodząc z założenia, że widz ma prawo usłyszeć także ich zdanie. Ruch płaskoziemców jest w końcu szeroki.

Fakty stały się wybieralne, nie tylko dlatego, że dopuszczamy do debaty – w imię wolności wypowiedzi – ruch płaskoziemców, ale też dlatego, że coraz częściej język służy nie do opisywania, ale wykoślawiania rzeczywistości. Poprzez zmiany w warstwie językowej nadaje się rzeczom nowe, odmienne znaczenie.

Stajemy się zatem zakładnikami pewnych form językowych, które są na tyle wymowne i pojemne, że można pod nimi przemycić treści, które w innej sytuacji byłyby dla nas nie do przyjęcia. Uproszczenia mogą służyć porządkowaniu rzeczywistości, ale źle się dzieje, kiedy treść ustępuje formie, również formie językowej.  I nie mam tu na myśli znanej od wieków w polityce propagandy. Język przekazu stał się bowiem rzeczywistością i wszystko, co od niego odbiega lub mu przeczy – jest matrixem, fikcją. A wybór pomiędzy czerwoną a niebieską pastylką nie zawsze jest ani oczywisty, ani świadomy.

Inną stroną tego samego zjawiska jest jakość dyskursu politycznego, w którym wierność poglądom, pewnym ideom, koncepcjom czy też racjonalność ustąpiły miejsca „przekazowi dnia”. Ktoś powie: „Polityka!”, mając na myśli mniejszą lub większą zręczność, z jaką politycy potrafią uzasadnić swoje racje lub wykazać, że białe jest jednak czarne. Coraz częściej jednak mamy do czynienia z sytuacją, w której to nie argumenty czy zdolności erystyczne w ogóle, ale szansa wypowiedzenia własnego zdania staje się wartością nadrzędną, a nie – jak było dotychczas – wartość tej opinii. Tym samym dyskusje stają się może bardziej barwne, nieco przerysowane, a nawet karykaturalne, ale też jednocześnie bezcelowe. 

Odnosi się to także do kwestii wiarygodności politycznej. Język polityki zmienia się pod wpływem tego, co wybierają odbiorcy. Przestaje mieć znaczenie to, co polityk obiecuje, znaczenie zaczyna mieć to, jak obiecuje. Jak mówi, jak przekonuje do swoich racji. Większą wartość zaczyna mieć to, czy budzi sympatię, czy jej nie budzi, czy jest alternatywą wobec tego, kogo wyborca nie lubi, czy wręcz przeciwnie. Jeśli tak, to wyborca będzie głosować na kogoś, kto po prostu znajduje się po drugiej stronie barykady. Wybór poprzez selekcję negatywną stał się praktyką wyborczą dla wielu obywateli. Dobrze to widać w ostrym konflikcie, kiedy własnych racji nie dochodzi się poprzez rzeczową argumentację lub kontrargumentację, kulturę dialogu, która opiera się też na wysłuchaniu oponenta, ale poprzez agresywne przedstawianie własnych opinii ad personam, rezygnując z dobrego smaku, stylu i poszanowania kultury osobistej.

Język przestał mieć znaczenie, przekaz jest wtórny. Ważne jest nawet nie to, by przekonać wyborców sympatią do siebie, ale to, żeby pokazać, że jest się odpowiedzią na braki drugiej strony, że wybierając jedną stronę, wyborca może zdecydować o tym, co jest prawdziwe. Niesie to fatalne konsekwencje dla dyskusji, po prostu ją zabija. Jeżeli nie różnimy się na poziomie sporu, to trudno nam znaleźć konsensus. Spór czy też dyskusja były o tyle ważne w rozwoju demokracji, że prowadziły do rozwiązań uniwersalnych, być może nie kompromisowych nawet, ale obowiązujących. Jeśli spór do niczego nie prowadzi, jeśli nie trzeba wyciągać z niego wniosków, to łamie się podstawową zasadę demokracji. Dyskusja jest wtedy absolutnie jałowa.

.Co zrobić, aby spór znów miał znaczenie? Potrzebne są elity. Warstwa społeczna, będąca w stanie nie iść łatwą ścieżką, ścieżką emocji, ale kultywująca rozumowe podejście do problemów i ich rozwiązywania. Tylko czy takie podejście jest wciąż komukolwiek potrzebne? Na pewno potrzebne jest przekonanie, że wyjście poza emocjonalny spór – także w warstwie językowej – jest niezbędne. Niezbędni są ludzie, z różnych środowisk, o różnych poglądach, którzy będą chcieli ze sobą dyskutować po to, by dojść do wspólnego celu. A nie tylko po to, by budować swoją pozycję.

Piotr Apel

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 20 lutego 2019