Siedem grzechów głównych
Z siedmiu grzechów głównych co najmniej trzy muszą być przemyślane przez polskie elity, jeżeli chcemy ruszyć do przodu: pycha, chciwość i lenistwo – pisze Jarosław OBREMSKI
Na przełomie wieków konsul niemiecki we Wrocławiu zadał mi pytanie, które długo nie dawało mi spokoju: „Dlaczego na rektorów Uniwersytetu Wrocławskiego wybierani są profesorowie bez znajomości języków obcych?”. Na szczęście to już się zmieniło, ale pokazywało problem i to niekoniecznie językowy.
Nie wyszliśmy spod szafy
.Niestety moje autorytety z lat 80. często były w swych horyzontach niezmiernie prowincjonalne. Ich spojrzenie na świat i nasze oczekiwania względem nich były z perspektywy jamnika trzymanego pod szafą. Z wielkimi brakami rozumienia szerszego, czy to europejskiego, czy światowego kontekstu. To dlatego może roztrwoniliśmy mit „Solidarności”. Nasze serwisy informacyjne to co najwyżej Waszyngton, Berlin i Londyn, i to najczęściej o tym, co bulwarówki piszą o Polsce. Jak śmierć Johna McCaina, to – co mówił o Polsce, a nie jakim próbował być wzorem republikanina.
Jeżeli ktoś z naszych wypływa na szerokie wody i intelektualnie komunikuje się ze światem, to na emigracji (Jan Paweł II, Leszek Kołakowski, Czesław Miłosz).
Elity, które nie tłumaczą świata, nie są społeczeństwu potrzebne.
Brak konstruktywnej dumy z Polski
.Coraz częściej w „płynnej ponowoczesności” tożsamości są zmienne. Tak jest, ale tak być nie powinno, bo dorosłość to akceptacja własnej identyfikacji z jej ograniczeniami co do płci, starzenia się, ale i kulturowego zanurzenia we własnej narodowości. Czy elity przemyślały swoją polskość? Czy też szamoczą się między odrzuceniem i wstydem a bezkrytycyzmem? Nasze odczytywanie Stańczyków, Gombrowicza, Giedroycia, Dmowskiego czy nawet Sienkiewicza jest tępe i nieuwspółcześnione.
Elity niezakorzenione nie będą uczestniczyć we współbudowaniu państwowości.
Pogarda dla ludu
.Przedsiębiorcy i intelektualiści mają ewangeliczny obowiązek niezakopywania talentów w ziemi. Ich wyższość, czy to finansowa, czy umysłowa, powinna objawiać się troską o słabszych w duchu i materii. Czy znamy polski biznes troszczący się o dobro wspólne, jak kiedyś Cegielski czy Scheibler? Pani Kulczyk skupująca polską sztukę współczesną?
Kogo wśród błyskotliwych i inteligentnych spotykamy częściej: doktorów Judymów III RP czy narzekających na „ciemny lud” i niewidzących własnej współodpowiedzialności za ewentualne braki oświecenia mas w ostatnim 30-leciu?
Elity w ogrodzonych osiedlach nie są przydatne społeczeństwu, bo żyją w innym wymiarze.
Stereotypy jako ucieczka od wolności
.„Świeżomałpowanie” nowinek z zewnątrz, bez próby ich inkulturacji w polskości, bez oceny ich sensowności. Myślenie wymienione na kserokopiarkę. Dogmat „niepokalanego poczęcia III RP”, mistyfikacja cudu transformacji, wstrząsające w swej nielogiczności podążanie za mądrością etapu „Gazety Wyborczej”, z najdobitniejszym przykładem oceny Lecha Wałęsy od „małpy z brzytwą” po „autorytet moralny”, i wreszcie aintelektualne przedstawianie wszystkiego jako rozwiązań bezalternatywnych. Szablonowość myślenia zamyka nas na poszukiwanie korekty III RP po 25 czy 30 latach. Korekty chociażby pokoleniowej.
Elity powtarzające to samo nikogo nie zaciekawią treścią.
Rozbieżność deklaracji z własnym życiem
.Prawicowi świętoszkowie w gębie bez przełożenia na życie prywatne i cierpiący za miliony lewicowcy, którzy w życiu realnym pogardzają ludźmi pracy fizycznej. Dodać należy nadmierną troskę o własne wzbogacenie, i to kosztem budżetu państwa czy organizacji pożytku publicznego. Wystarczy przypomnieć niektóre prywatyzacje.
Elity bez świadectwa życia nikogo nie przekonają, mogą tylko manipulować lub zastraszać ośmieszeniem.
Daltonizm na światłocień
.Elity wbite w zero-jedynkowe podziały. Zatracenie komunikatów „tak, ale…”. Potępienie dla symetrystów i w efekcie publiczne nieistnienie tych, co mogą budować przestrzeń dialogu.
Co więcej, większość aspirująca do tego, by być elitą, czy też czująca się elitą czyta wyłącznie jedną gazetę i jedno czasopismo, i to nie po to, żeby zrozumieć świat, ale aby potwierdzić słuszność własnych przekonań. Mniejszość sięgająca po książki czyta rozreklamowaną ćwierćliteraturę i poza jej wyobraźnią jest zapoznawanie się z pozycjami w przeciwprądzie do własnych poglądów. Ilu konserwatystów ma odwagę sięgnąć po wydane przez „Krytykę Polityczną” książki Thomasa Piketty’ego, a kto ze środowiska liberalno-socjalistycznego czyta „Teologię Polityczną” czy Bronisława Wildsteina? Nawet nie próbujemy się wzajemnie zrozumieć.
Elity, które nie służą dialogowi i porozumieniu, są antypaństwowe.
Brak odwagi
.Nikomu nie grozi więzienie, ale grozi ośmieszenie, zwłaszcza ośmieszenie środowiskowe i w efekcie ostracyzm towarzyski. Elity zakleszczone w politycznej poprawności, w sztuce imitacji Zachodu lub tego, co za Zachód się uważa. Większość z nich podziela nasze obrzydzenie wobec „artystycznego” bluźnierstwa, obsceniczności, ale ze strachu przed ośmieszeniem nigdy nie powie tego publicznie. Wyjątkiem jest chyba tylko Joanna Szczepkowska. Ilu katolików nie stać na obronę Kościoła ze względu na lęk wpisania ich w zbitkę pojęć: Kościół – PiS – faszyzm? Kogo stać na odwagę jeszcze większą i sprzeciwienie się właśnie takim zbitkom pojęciowym?
Niedostatek odwagi skutkuje w polityce, bo tam i słowa wymagają, poprzez wybory, akceptacji. Dziś jak myślozbrodnia brzmi słuszna z perspektywy czasu fraza Jana Rokity „Nicea albo śmierć”. Dziś być może jeden, najwyżej trzech polityków miałoby taką odwagę powiedzieć to publicznie w interesie naszego kraju.
Nikt nie komentuje wypowiedzi lidera opozycji o konieczności akceptowania wszystkiego, co wymyślą komisarze europejscy. Nikt nie ocenia deklaracji, wtedy jeszcze posła, Janusza Palikota, iż ucieknie z Polski, gdyby była ona w niebezpieczeństwie.
Elity tchórze gorszą, burzą, ale nic nie zbudują.
* * *
.Z siedmiu grzechów głównych co najmniej trzy muszą być przemyślane przez polskie elity, jeżeli chcemy ruszyć do przodu: pycha, chciwość i lenistwo.
Być może danina krwi polskiej elity w latach 1939 – 1956 jeszcze się nie zabliźniła. O tych, co zajęli ich miejsce lub wybrali podówczas konformizm, pisał Czesław Miłosz w „Zniewolonym umyśle”. Być może potrzebne dla wstrząsu są zarówno nowy „Zniewolony umysł”, jak i nowe „Rodowody niepokornych”. Dużo wokół Alfa-Putramentów, ale jakieś wybitne pióro znalazłoby i współczesnych bohaterów na miarę miłoszowskich Bety, Gammy i Delty.
Jarosław Obremski
Tekst opublikowany w nr 6 miesięcznika „Wszystko Co Najważniejsze” w bloku tekstów „Co się stało z polską inteligencją?” (Jan ROKITA, Czesław BIELECKI, Piotr LEGUTKO, Jan MACIEJEWSKI, Wojciech ROSZKOWSKI, Marcin ROSZKOWSKI i in) [LINK]