Eryk MISTEWICZ: "Dziesięć polskich grzechów głównych 2015"

"Dziesięć polskich grzechów głównych 2015"

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

1.

.Grzech braku współpracy. Żaden z międzyresortowych zespołów ministerialnych powołanych w ostatnich dwudziestu latach nie wypracował niczego istotnego. Nie przygotował samodzielnie — od początku do końca — zbornych zapisów ustawy. Nie stworzył dobrej, do natychmiastowego aplikowania, koncepcji. Od maleńkości w miejsce współpracy, pracy zespołowej jesteśmy przygotowywani do rywalizacji. Korporacyjne i polityczne wyścigi szczurów tylko wzmacniają najgorsze cechy. A w coraz bardziej skomplikowanym świecie niezbędne są działania zespołowe. Świat premiuje taki sposób działania, a my oddalamy się od tego modelu.

2.

.Grzech zawiści. Grzech wyrosły jeszcze z trojaków, a może późniejszego okresu, z równych żołądków czasu komunizmu. Nie znajduję jednak wytłumaczenia dla zawiści w biedzie. Znam społeczeństwa, w których ludzie cieszą się, że ich sąsiedzi, kiedyś chodzący z nimi do szkoły, budują fabrykę — bo może znajdą tam oni, a może ich dzieci pracę, a jeśli nie tam, to w firmach podwykonawczych; rozbudowują dom — to dobrze, cieszą się, gdy innym jest lepiej; zarabiają pieniądze — świetnie, zainwestują, zapłacą podatki, wysiłkiem wspólnym może powstanie coś nowego; podróżują po świecie — podpatrzą może coś, co uda im się przenieść, i wszystkim nam będzie lepiej… Sposób myślenia, którego brak tak bardzo doskwiera. W to miejsce dojmujące ściąganie do parteru. Brrr!

3.

.Grzech pychy. Polskim przedsiębiorcom nie udało się po 1989 r. zadbać o PR przedsiębiorców jako grupy. Nigdy nie było na to czasu. A nożyce nierówności społecznej w Polsce rozwierają się równie szeroko, jak w innych krajach. Ci, którzy mają — mają jeszcze więcej, ci, którzy nie mieli — mają relatywnie coraz mniej. Także coraz mniej szans na dobrą edukację dla swoich dzieci, na dostęp do kultury, na wyższą (czy może nawet: średniego standardu) jakość życia, w bezpiecznym, dobrze zarządzanym otoczeniu. Na podstawową często opiekę zdrowotną. W grzechu pychy ci, którym się powiodło, uznają, że dwóch emerytów na bramce strzeżonego osiedla obroni ich przed światem, którego starają się nie zauważać.

4.

.Grzech nieumiarkowania. Wszystko albo nic. Można zbudować portal dla niewidomych emerytów za 300 tysięcy złotych, a można i za 40 milionów. Szczególnie gdy nikt nie patrzy, gdy nikt nie zauważy, a nawet jeśli zauważy, to pokrzyczy, pokrzyczy, i da się to przeżyć. Szczególnie jeśli „nie za nasze, lecz za unijne”. Marże w niektórych działaniach, szczególnie w obszarach innowacyjności, kreatywności, dochodzące do wielu tysięcy procent. Chochla, nie łyżeczka, nawet nie łyżka. Pieniądze, które odbierają rozum, ale i przyzwoitość. Bez efektów dla społeczności. I znów: nie wierzę, że musimy odreagować lata komunizmu, biedy, że wciąż — w Polsce A.D. 2015 — pierwszy milion nadal trzeba ukraść. Może już nie?

5.

.Grzech prymatu brutalnej siły. Typowy dla społeczeństw niskiego szczebla rozwoju. Tępa, ograniczona do „my — oni” reguła siły zaakceptowana w sferze publicznej. Uderzenia pięścią w twarz, które nie eliminują uderzającego z życia publicznego. Media nieukrywające już nawet zaangażowania po jednej stronie rzeczywistości — tej lub innej, z reguły namiastkowej, błahej. Brutalna siła wchodząca tam, gdzie warto zastanowić się wspólnie. Ale nie. Nawet w kwestii uchodźców, imigrantów stanęły naprzeciw siebie dwa hufce: „PO” i „PiS”. Argumenty nie są ważne, poszukiwanie wspólnych rozwiązań także. Ważniejsze jest pokonanie, także w takiej kwestii. Ważniejsze jest dokopanie — Wyspom Owczym co najmniej 15:0, PiS-owi (lub Platformie) tak, aby zniknął (zniknęła) z powierzchni ziemi, diabelski pomiot! Przemoc instytucjonalna i przemoc w majestacie prawa. Przemoc jako argument w rozmowie, dyskusji i debacie. Przemoc zaakceptowana. Pała bejsbolowa na okładkach pism i w telewizjach informacyjnych całą dobę.

6.

.Grzech egoizmu. Nie wychowujemy następców. Okopujemy się w tym, co mamy, co wiemy. Nie dzielimy się kontaktami, zasobami. Jeśli już to na cwaniakowaty sposób: skorzystamy z tego, co daje nam świat, ale samemu nie dajemy nic. Bo nasze. Dopiero młode pokolenie wchodzi w „ekonomię dzielenia się”, w korzystanie z muzyki — wspólnie, transportu — wspólnie, komputerów — wspólnie, aplikacji — wspólnie. Zmiany w świecie wymuszają zmiany postaw. Potrzeba jednak na to czasu. A może świadomości, że co dasz światu, wróci do ciebie w dwójnasób?

7.

.Grzech cynizmu. Wchodzące w działalność publiczną kolejne już pokolenie. Młodzi obserwowali swoich szefów — czy to w biznesie czy w polityce. Szefowie nazywali ich teczkowymi. W biznesie jest z tym łatwiej — młodzi cyniczni, o ile nie są przy tym zbyt mądrzy, szybko nie awansują. Mechanizmy korporacyjne mają wpisane w siebie ograniczniki. W polityce — tragedia. Młodzieżówki partyjne są dziś najgorszym rozsadnikiem i przekaźnikiem cynizmu i degeneracji. Cynizm niszczy to, co kiełkuje: sens w życiu publicznym, powaga, trzymanie się zasad, tworzenie i popularyzowanie wysokich standardów, zwyczajna, wydawałoby się, przyzwoitość.

8.

.Grzech zaniechania. Trudność rozpoznania tego, co ważne, skupienia na tym sił witalnych całej społeczności i wspólnego działania. Oczekiwanie, że ktoś za nas to wszystko zrobi. Ktoś — władza, rząd, Unia Europejska, ONZ, świat. A my poczekamy. Przy takiej prędkości świata ten, kto stoi, zapada się. Zaniechania ostatnich lat w edukacji, szkolnictwie wyższym, konstytucji przestrzeni publicznej, w tym szczególnie uniwersytetów i mediów, dają nam się już we znaki. Nic nie wskazuje na to, aby miałoby być lepiej, lżej, inaczej.

9.

.Grzech rozproszenia. Rozproszenia sił, środków, uwagi. Niepodporządkowanie działań długofalowej strategii (co często wynika z tego, że w wielu obszarach brak jakiejkolwiek strategii). Ale też rozproszenie tego, co jest. Uleganie podziałom. Marnowanie sił i środków na działania w złym czasie, na złym obszarze, bez całościowego pomysłu, bez koordynacji wielu podobnych działań, a więc de facto bez celu. I znów: rywalizacja w miejsce współpracy. A może, najogólniej rzecz biorąc, brak myślenia?

10.

.Grzech braku miłości do kraju. To wielkie słowa. Aż za duże, z wysokiego diapazonu. Ale jak nazwać ludzi promujących kraj brzydzących się, że mają z nim w ogóle coś wspólnego. Jak nazwać grzech występowania przeciwko własnej wspólnocie. Jak nazwać wykorzystywanie każdej okazji, aby dokopać, zepsuć, obrzydzić? Polacy to, Polacy tamto. Bez wspólnoty myśli, celów, choćby bez podstawowych idei wyjętych z obszaru sporu, bez idei podstawowych łączących nas jesteśmy łatwi do rozgrywania, stoimy w miejscu, jesteśmy mali. I karlejemy.

Eryk Mistewicz
Krynica, 8 września 2015

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 września 2015
Fot: Warszawa | Chris via Flickr CC