Jarosław OBREMSKI: "Ruchy miejskie. Albo: co nas odstrasza od uczestnictwa w życiu publicznym?"

"Ruchy miejskie. Albo

Photo of Jarosław OBREMSKI

Jarosław OBREMSKI

Senator RP. Były wiceprezydent Wrocławia.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

.Po wyborach samorządowych w mediach pojawił się nowy zbiorowy bohater — ruchy miejskie. Dla wielu była to oczekiwana reakcja na „odklejenie się” niektórych samorządów, na uzewnętrznienie długotrwałego procesu budowania osiedlowych społeczności. Pojawił się ruch korekty obowiązującej w gminach doktryny „wielkich inwestycji infrastrukturalnych”, skądinąd będących pochodną pieniędzy z UE. Oto po 25 latach polskiej demokracji wreszcie mamy jakichś obywateli, wreszcie wymuszony zostanie na burmistrzach dialog, wreszcie nie bierność, lecz partycypacja, wreszcie jakieś więzi grup interesu niematerialnego, które są normalnością w zdrowych społeczeństwach.

Doceniając nowe zjawisko, chcę jednak zwrócić uwagę, że je przeceniamy — w diagnozowaniu zarówno przyczyn ucieczki od obywatelskości, jak i niebezpieczeństwa negatywnego wpływu ruchów miejskich na sprawność samorządów.

***

W raporcie Michała Boniego „Polska 2030+” wielokrotnie pojawia się aspekt najniższego społecznego zaufania wśród krajów UE i brak spójności społecznej.

Coraz mniejszej liczbie osób podajemy rękę, coraz mniejszej liczbie sąsiadów mówimy „dzień dobry”, mamy niską frekwencję wyborczą. Organizacje pozarządowe po okresie entuzjazmu zapaleńców przeobraziły się w „dzieci kapitana granta” (z grantów da się żyć).

Dlaczego tak źle jest z naszą obywatelskością? Być może przyczyny są także historyczne, ale skoncentrujmy się na powodach współczesnych. Co psuje obywatelskość w Polsce, co odstrasza nas od udziału w życiu publicznym?

1. Ugruntowanie się kulturowego kodu, że wszystko reguluje rynek, czyli pieniądz. Jest to logika biznesu fazy wstępnej, tzn. „kto kogo”. Wyjaśnianie i rozwiązywanie wszystkich problemów poprzez pieniądz powoduje rozłam (rozwarstwienie) w spoistości społecznej. Coraz bardziej jesteśmy cząstkami elementarnymi.

2. Jakość polskiej polityki, jej plemienność (partyjność); polaryzacja społeczna opłacalna dla dwóch największych partii. Trudno dostrzec rozumną troskę o dobro wspólne. Język dyskusji parlamentarnych nic nie wyjaśnia obywatelom. Szanse awansu są pochodną lojalności i lizusostwa, a nie kompetencji i pracowitości.

3. Jakość mediów. Coraz bardziej wykształcone społeczeństwo (przynajmniej formalnie) otrzymuje ofertę prostą, by nie rzec: prostacką. Rzetelne dziennikarstwo zamienione zostało w konfrontację, w jednoznaczne opowiadanie się po stronie konfliktu z punktu 2. Najważniejsi dziennikarze rozmywają swą profesję na rzecz bycia celebrytą.

4. Przeregulowania ustawowe usprawiedliwiają każdego w „pływaniu prawnym”, co prowadzi do przekonania, że za łamanie prawa w Polsce nie ma nieuchronności kary, a przecież zaufanie do obowiązującego prawa jest podstawą budowania zaufania do państwa, zaufania społecznego.

5. Każdy problem społeczny chcemy rozwiązywać ustawowo. Sami podpowiadamy obywatelom, że to omnipotencja państwa ma zapewnić, że będziesz zdrowy, piękny i bogaty, nie powinieneś oczekiwać pomocy od innych — bliskich, przyjaciół. To państwo spłaci twój kredyt itd.

6. System edukacji funkcjonuje w kodzie z punktu 1. Szkołę rodzice traktują nie jako wspólną przestrzeń rozwoju dziecka, lecz jako instytucję usługową. Wyścig, aby jak najlepiej zdać test i zdobyć maksimum punktów na maturze, dodatkowo podmywa rolę szkoły w budowaniu „miękkich” wartości i umiejętności.

7. Kultura jako przestrzeń debaty, szukania kolorów pośrednich między bielą a czernią należy do „piątej kolejności zimowego odśnieżania”. Kultura jako przestrzeń ukazująca tym, którzy mają pieniądze, że niekoniecznie z tego powodu są lepsi od innych; kultura, która może budować otwartość na inaczej myślących, która może być ratunkiem przed polaryzacją społeczną, nie tylko jest niedoceniana w budżecie, ale dodatkowo rozwarstwia Polaków.

Podsumowując — wystarczy spytać, ile inicjatyw obywatelskich przeszło procedurę parlamentarną. W 25 lat nie podjęto ani jednej, zmarnowano dziesiątki milionów podpisów. To wszystko buduje klimat dystansu do państwa, do naszego zaangażowania także lokalnego. Klucz obywatelskości jest w stolicy.

Jesteśmy w Unii Europejskiej. Brukselska struktura to struktura ustawiona na efektywność. Nie ma ona nic wspólnego z demokracją oprócz oczywistego faktu demokracji w każdym państwie z osobna. Jej obecny kryzys jest związany właśnie ze znaczącym obniżeniem efektywności.

Przyjrzyjmy się, czy nie jest podobnie z przyjętym rozwiązaniem systemowym i w praktyce samorządu? Świadomie lub nie — bezpośrednie wybory burmistrzów były przesunięciem w stronę sprawności zarządczej kosztem partycypacji.

.Silny burmistrz, często wyzbyty uzależnień partyjnych, to moim zdaniem główna przyczyna tego, że Polska najsprawniej wydaje pieniądze unijne.

Uważam, że silnikiem polskiej modernizacji ostatnich 25 lat był samorząd, a nie rządy. To samorządy, także przez większą stabilność władz były miejscem budowania i realizowania strategii rozwojowych. To w samorządach jest częściej formułowana misja i wizja przyszłości. Co więcej, wobec uwiądu misji brukselskiej Europy niektórzy dostrzegają wzrost znaczenia miast i regionów. Wygrywać będą te, które miały pomysł, w których jest wolność, co misji i wizji sprzyja. Wolność przyciąga naukę i kulturę, tworzy elity, one przyciągają drugi krąg, za którymi idą pieniądze, podatki niezbędne dla dobrostanu i „suwerenności” miast, czyli znów wolność, która służy ruchom obywatelskim.

.Wyraźnie chcę zaznaczyć, że to misja i wizja w dłuższej perspektywie zapewnia pieniądze na chodniki i place zabaw, nigdy odwrotnie, a upiększacze to uzupełniacze, a nie siła napędowa. Ważna jest tożsamość osiedlowa, ale jednostką funkcjonalną jest miasto i to ono potrzebuje wspólnego mianownika w komunikacji, w ideach i na nowo tworzonych symbolach. Odwrócenie znaczeń pociąga za sobą spowolnienie samorządności jako silnika modernizacji. Co nie oznacza, że ten silnik po 25 latach nie wymaga wymiany filtrów i lepszej benzyny. Obawiam się, że wobec niewiary, iż strona rządowo-parlamentarna może odejść od plemiennej walki „kto kogo”, cała nadzieja pokładana w żywotności obywatelskiej spłynęła na samorządy. Zwracam uwagę jedynie, że wizja świadomych obywateli, „budowanych” lokalnie i w efekcie, jak rozumiem, będących nową siłą, która odmieni i myślenie w stolicy — jest naiwna i implikuje wysokie koszty społeczne. Po prostu do auta z niewyremontowanym silnikiem dodamy pasażerów. To znaczące obniżenie efektywności za trochę więcej obywatelskości.

Jeszcze raz. Po prostu polski samorząd — w praktyce, ale i strukturze prawnej — ustawiony jest na efektywność, a nie na partycypację (nawet jeżeli wydaje się nam to sprzeczne z definicją samorządu).

***

Zwróćmy uwagę, że nie jest dramatycznie tylko z tą sferą naszej społecznej aktywności, która budowana jest na emocjach, tzn. mamy wysoki poziom patriotyzmu emocjonalnego, patriotyzmu lokalnego, empatię w stosunku do cierpiących w wyniku nagłych klęsk żywiołowych.

Wniosek jest taki, że postawę obywatelską trzeba budować przez wielką, emocjonalną narrację — tak w działalności charytatywnej robią Kościół i Owsiak. Inaczej się nie uda. Musi być odwołanie do wartości ciepłych: naród, rodzina, dzieci, łatwo dostrzegalna krzywda.

Trzeba też stwierdzić, że duża część ruchów miejskich skręca w lewo, ku projektom, które powinny być wspierane przez ugrupowania polityczne, którym w ostatnich czasach trudno przedrzeć się przez wybory. Odczytuję to jako inteligentny sposób, choć jednowymiarowy (taki jest charakter ruchów miejskich), wpływania na władzę lub sposób budowy alternatywy lewicowej jako pokoleniowy protest przeciw geriokracji partii lewicowych. Zastąpienie klęsk wyborczych grupami lobbystycznymi ubranymi w kostium obywatelski.

***

Ostatnia uwaga. To odpowiedź na pytanie o ważność wyborów burmistrzów, radnych i ich odpowiedzialność w zderzeniu z grupami lobbystycznymi, w tym z ruchami miejskimi. Kto jest ważniejszy dla władz? Prezes małej spółki tworzącej miejsca pracy, który płaci nie najmniejsze podatki, czy aktywista ruchów miejskich? Jeden jest cichy, swoją opinię wyraża raz na cztery lata, drugi jest głośny i aktywny cały czas. Jeden bardziej partycypuje w dobru wspólnym, w pieniądzu, drugi w zaangażowaniu. Obaj mają ten sam jeden głos.

Jarosław Obremski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 lutego 2015