Michał BONI: "Uchodźcy. Kryzys. Solidarność"

"Uchodźcy. Kryzys. Solidarność"

Photo of Michał BONI

Michał BONI

Poseł do Parlamentu Europejskiego. Były minister pracy i polityki socjalnej, sekretarz stanu odpowiedzialny m.in. za politykę rynku pracy, szef zespołu doradców strategicznych Prezesa Rady Ministrów, minister administracji i cyfryzacji.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Parę miesięcy temu pisałem o potrzebie europejskiej — skoordynowanej praktycznie między państwami a instytucjami — solidarności w sprawie uchodźców. A także o długofalowej strategii na rzecz poprawy sytuacji w Syrii, a przede wszystkim w Afryce. Podkreślałem, że Europa potrzebuje pozbawionej postkolonialnej traumy polityki wobec Afryki. Bo kluczem jest dotarcie do źródeł wielkiego problemu — jakim jest fala uchodźcza — marnowania gospodarczych szans rozwojowych, braku demokracji i szacunku dla praw ludzkich i obywatelskich. I wsparcie procesów zmieniających słabości i zagrożenia na szanse i potencjalne silne strony. Wszystkie te słowa i rekomendacje pozostają aktualne. Tak jak i potrzeba wspierania Ukrainy, by nie nastąpiło tam to samo — totalna wojna i rozpad państwa.

.Żyjemy w ramionach dwóch wojen w Europie i powinniśmy to rozumieć coraz bardziej i głębiej. Pierwsza — to wojna w Syrii ze swoimi straszliwymi skutkami. Więcej niż połowa narodu syryjskiego nie żyje tam, gdzie żyło 3 lata temu: 4 miliony uciekło z kraju, a 7 milionów tuła się po nim, szukając skrawka do życia. Druga — to wojna na Ukrainie: rosyjska agresja we wschodniej Ukrainie, która wypędziła z domów już prawie 2 miliony ludzi, żyjących po rodzinach czy po dawnych znajomych w innych częściach kraju. I jest jeszcze trzecia wojna, na którą narażeni są Europejczycy — to czwarta fala dżihadu, która skierowana jest przeciwko Europie i ma na celu jej niszczenie, skłócenie. I przestraszenie.

Strach, uświadomiony lub podświadomy, zawitał do umysłów i serc Europejczyków.

Boją się migrantów mogących im zabrać pracę. Boją się rodzin islamskich, bo mogą wśród nich być terroryści. Boją się obcych i odmiennych kulturowo, bo niosą zamęt, burzą oswojenie świata. To wszystko od paru już lat podsycane jest przez nacjonalizmy w ich ekstremalnej postaci. Zamiast kooperatywności widać konfrontacyjność. Fundamentalizm islamski wyzwala fundamentalizm swojskości, szczególnie tej najbliższej, chrześcijańskiej. Narracje wojenne wypierają język rozumienia i porozumiewania się. Korzystają z tego skrajnie prawicowe partie polityczne, przesuwając środek ciężkości w języku debaty europejskiej. Normy praw fundamentalnych i wzorce otwartości wielokulturowej wypychane są z kręgu kluczowych wartości, spychane na bok. Język mediów, podsycany przez hejty internetowe, oraz język polityki nasycają się emocjami — negatywnymi wobec uchodźców, pełnymi stereotypów. I to niekiedy aż tak, że paraliżują politykę. Odbierają jej sens, bo każą politykom zapominać, że istotą ich działania jest rozwiązywanie problemów, a nie uciekanie przed nimi w ułudy nieprawdy albo obojętność na krzywdę. I to w imię interesu narodowego. Bo jak się mówi o interesie narodowym i kalkulacji możliwości pomocy uchodźcom — to tak, jakby chciało się zaczarować ten strach, skryć go za niby-racjonalnym uzasadnieniem.

A przecież w doświadczeniach wielu narodów jest przeżycie exodusu. Węgrzy przedzierali się do granicy austriackiej po inwazji Sowietów w 1956 roku, Polacy w milionowej fali szukali swojego miejsca w solidarnym świecie po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku, Czesi i Słowacy — może nie w takiej skali, ale emigrowali w 1968 roku. Podczas wojny na Bałkanach milion osób wędrowało po Europie. A Hiszpanie po zwycięstwie Franco w latach 30.? Ucieczka przed zagrożeniem życia i poczucia bezpieczeństwa to stały motyw ludzkich i społecznych zachowań. Zapomnieliśmy o tym? Skąd więc ten strach teraz? Że taka skala presji uchodźców? Że spoza Europy? Że innej religii, kultury i rasy?

.Są dwie drogi zaradzenia temu strachowi.

Pierwsza — to mury, druty kolczaste i kordon. Można mówić jak Orban, że Europie grozi, iż Europejczycy i chrześcijanie zostaną w mniejszości na naszym kontynencie. Ale to bronienie się przed strachem — poprzez budowanie nowego strachu, wzmacnianie lęków — na tym opierały się totalitaryzmy XX wieku: faszyzm i stalinizm. I nie przyniosły bezpieczeństwa ludziom w ich codziennym życiu. W sferze faktów — 500 milionów Europejczyków, gdyby miało stać się mniejszością, jak sugeruje Orban, to musiałoby doświadczyć 1,5-miliardowej fali uchodźców. To niemożliwe, to retoryka braku odwagi. To retoryka prymatu polityki nastawionej na przewagi nad konkurentami politycznymi, a nie polityki rozwiązującej problemy.

Kraje, które od czterech miesięcy mówią, że nie chcą kwot rozlokowania uchodźców narzucanych przez Unię Europejską, nie potrafiły w ciągu tych czterech miesięcy samodzielnie zebrać w deklaracjach tych ofert na poziomie 40 tysięcy miejsc dla uchodźców. A przecież nikt nie zakwestionował tego celu. Tak jak teraz trudno zakwestionować wielkość 160 tysięcy uchodźców do alokacji. Ale skupienie energii na walce o to, by to zrobić samodzielnie, nie prowadzi do realizacji celu (choć ma swoje racje i sens), jeśli nie towarzyszy temu odwaga w solidarności. Czyli deklaracja, ile może naprawdę wziąć na siebie dany kraj — nie tylko rozumiejąc siebie, ale i rozumiejąc problem.

Wstydzę się, gdy słyszę, że nie wiadomo, ile osób różne kraje mogą przyjąć. To jest przecież łatwe do technicznego i kosztowego oszacowania — i na poziomie administracyjnym w każdym kraju takie analizy są przygotowane. Tylko trzeba woli politycznej, by to zrealizować. To nie Unia więc zawodzi, ale państwa Unii.

Odpowiedzią na ten rosnący strach Europejczyków nie może być obojętność władz ani wskazywanie kozłów ofiarnych. To nie średniowiecze szukające wyjaśnień przyczyn czarnej śmierci poprzez palenie czarownic. Dzisiaj potrzeba jasnego celu i pomysłu, jak zaradzić tej sytuacji.

I to jest druga odpowiedź na wyzwanie strachu. Lista konkretnych działań. Podziwiam kanclerz Merkel za to, że jako jedyny przywódca europejski tak zdecydowanie broni europejskich wartości. Bo o nie tu chodzi. I jest przy tym właśnie konkretna, nawet łamiąc nieużyteczne już w tej chwili procedury mechanizmu dublińskiego, jeśli chodzi o uzyskiwanie przez uciekających przed wojną statusu uchodźcy. Konkretem jest i może być to, że pracę integracyjną z uchodźcami zacznie się zaraz, że mogą mieszkać nie tylko w obozach, ale u ludzi czy w mieszkaniach socjalnych, że profesjonalnie podejdzie się do ich problemów, że w celach potrzebnej kontroli wprowadzi się wizy humanitarne.

.Psychologia społeczna, psychologia wielokulturowości, organizacje pozarządowe budujące włączanie uchodźców w środowiska lokalne — to są rzeczy do zrobienia. To są umiejętności, które np. w Polsce wiele organizacji posiada. Tak jak praktycznie trzeba rozwiązać problem legalnych kanałów przepływu, przejazdu. Tak jak potrzebne są obozy pośrednie przed granicami Unii, co postuluje Tusk. Ale pod warunkiem, że nie będą one tymi obozami, które — jak w Jordanii, Turcji — skazują na nieskończoność oczekiwania na zmianę i prawdziwą stabilizację sytuacji. Ile można żyć w obozie — dwa lata? Więcej?

Czy to jest takie trudne? Czy otwarta akcja i kampania pokazująca gotowość na praktyczne formy przyjęcia uchodźców nie zmniejszyłyby skali strachu, przerażenia nawet, groźby kaskadowo narastającego w Europie zderzenia kulturowego? To niezbędne, jeśli chcemy pogodzić europejską solidarność i warunki dla jej wdrażania w postaci przyjęcia uchodźców — z narodowymi interesami, obawami, ale rozładowywanymi przez działania polityczne, a nie podsycanymi przez polityków.

.Nie obchodzi mnie strach w oczach polityka, który mówi, że startuje w wyborach za chwilę i nie może być odpowiedzialny za trudne decyzje. Dlatego w istniejącej sytuacji trzeba zatem mądrego i silnego przywództwa. I do tego potrzeba takiego klimatu społecznego i takich postaw, jakie zostały opisane przez Prymasa Polski, abp. Polaka.

Europa musi zmierzyć się z wielkim wyzwaniem. To jest test na jej wiarygodność. Ale nie ma Europy jakiejś tam. Jest europejska wspólnota narodów.

Michał Boni
5 września 2015

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 września 2015
Fot.Shutterstock