Oda do Polski. Jestem Polonofilką i jestem z tego dumna
Burzliwa historia, tożsamość bez przerwy zakłócana i poddawana w wątpliwość, pozwoliły Polsce ukształtować swój charakter i zostać jednym z najlepszych uczniów spośród 28 krajów Unii Europejskiej – pisze Marjorie PISANI
.W erze neologizmów, w epoce, w której normą staje się odrzucanie wszelkich konwencji, w dobie relacji zdematerializowanych, rozwija się w najlepsze przyjaźń oraz to uczucie, które nazywamy „polonofilią”. Pojawiła się ona u mnie osiem lat temu, choć tendencje panujące na świecie zdawały się marginalizować ten rodzaj uczuć.
Nie będę tutaj dawała wyczerpującego opisu moich doświadczeń w tej mierze, ani silić się na opisanie w całości tej autobiograficznej przygody. Opowiem tylko o tym, jak te niezwykle ważne dla mnie osiem lat pozwoliły mi poznać arkana języków słowiańskich i odkryć kulturę o tak wielu różnorodnych obliczach…
Powrót do przeszłości
„Nie ma przypadków, są tylko spotkania” mawiał Paul Éluard. Nawet jeśli zdarza mi się od czasu do czasu zrzucać na karb przypadku moje umiłowanie języka polskiego i kultury polskiej, to muszę przyznać, że po ośmiu latach wspólnego życia jest ono dla mnie oczywistością.
Wszystko zaczęło się od przypadkowego spotkania na uniwersytecie: zakochałam się w Polsce, tak jak człowiek zakochuje się w przypadku pierwszej miłości. Początki były sielankowe, płomienne, pasjonujące, urzekające. Później zaczęło się pojawiać niezrozumienie ze strony mojego otoczenia, pierwsze wątpliwości związane ze spójnością mojej kariery akademickiej.
W 2009 roku Polska od pięciu lat była już członkiem Unii Europejskiej. 20 lat wcześniej przeszła przez czas niewyobrażalnego kryzysu. A 64 lata wcześniej była jedynie polem ruin i gruzu, osłabiona, praktycznie wymazana z mapy świata. Burzliwa historia, tożsamość bez przerwy zakłócana i poddawana w wątpliwość, pozwoliły jej ukształtować swój charakter i zostać jednym z najlepszych uczniów spośród 28 krajów Unii Europejskiej. Mimo kryzysu w 2008 roku, który dotknął światową gospodarkę, Polska była jedynym krajem, który nie zaznał recesji i zanotował dodatni wzrost. W pierwszym kwartale 2017 roku, wszystkie wskaźniki były na zielono: niezakłócony wzrost (+4,4 w pierwszym kwartale), spadające bezrobocie (5 % na koniec czerwca), konsumpcja gospodarstw domowych (+5,3 w drugim kwartale). Wyniki te kompensowały w znacznej mierze spadek inwestycji zagranicznych.
Naprawdę jest czym zawstydzać Zachód i uciszać niedowiarków!
Przez te osiem lat u boku Polski nie mogłam opędzić się od pytań. Na pierwszym miejscu: „Ale dlaczego język polski?” Czytaj: „Dlaczego ten kraj, na uboczu sceny międzynarodowej, a nie Chiny, nie Japonia, nie Rosja?”.
Polska jest szóstą potęgą w Europie, oddaloną od Paryża tylko o 1500 kilometrów, na granicy dwóch wielkich mocarstw jakimi są Europa i Rosja. Polska jest krajem kolorowym, wieloaspektowym, jej mieszkańcy są ludźmi serdecznymi, otwartymi na innych. Morze, góry, kosmopolityczne aglomeracje, miasta otoczone fortyfikacjami, bogate swoją historią i licznymi legendami – Polska jest jak ciągle rozwijające się mrowisko. I z tych właśnie powodów nigdy nie przestawałam dbać o dobre imię Polski we Francji.
Bogactwo języka polskiego
Za tym niewinnym eufemizmem kryje się jego skomplikowanie. Uznawany jest za jeden z najbardziej trudnych do nauczenia języków indoeuropejskich. Potrafi uprzykrzyć życie każdemu, kto ryzykuje przygodę z opanowaniem go. Jak tylko przebrnęłam przez deklinacje (nieistniejące w języku francuskim), zabrałam się za czasowniki aspektowe. To prawdziwa łamigłówka dla frankofonów. Niewiele jest we Francji podręczników do nauki polskiej gramatyki, a uczenie się samemu jest żmudną czynnością. Ja miałam szczęście otaczać się właściwymi ludźmi, uczęszczać na wysokiej jakości zajęcia a także wyjechać parę razy do tego pięknego kraju. Byłoby hipokryzją z mojej strony twierdzić, że mówię bardzo dobrze po polsku. Tak naprawdę rozumiem język polski i czytam w tym języku lepiej niż mówię, ale proszę wziąć poprawkę na moją fascynację Polską i wybaczyć mi to niedociągnięcie!
Spenetrowałam czeluści polszczyzny poprzez klasyczną i współczesną literaturę. Czytałam Kapuścińskiego, Gombrowicza, Prusa, Miłosza… Reportaże literackie, wiersze, powieści, opowiadania, sztuki teatralne. Starałam się nauczyć na pamięć reguł deklinacji i wszystkich wyjątków związanych z przyimkami, na próżno. To dzięki literaturze pięknej i słowom starannie dobranym przez pisarzy, dla których język polski jest językiem ojczystym, moja nauka szła do przodu, i wciąż idzie, dzień po dniu.
Trudno mi może prowadzić dyskusje na temat ostatnich plotek, ale potrafię dyskutować o literackiej wartości ostatnich powieści Twardocha, Miłoszewskiego, Dehnela – żeby zacytować tylko najbardziej znanych. Lubię bogactwo języka polskiego, jego melodię, jego brzmienie, jego szeleszczenie. Ci, którzy mówią, że języki słowiańskie są chropowate, niech wiedzą, że polskie sylaby są łagodne, wyrafinowane, delikatne i pełne harmonii. A nawet jeśli dzisiaj literatura polska nie jest obecna u nas na tyle, na ile zasługuje, musimy zauważyć niesamowitą pracę tłumaczy i wydawnictw, którzy pozwalają, rok po roku, by ta literatura mogła zaistnieć we Francji.
Polska we Francji w 2017 roku
Po okresie nazwijmy go adaptacji, moje bliskie otoczenie przyjęło do wiadomości, że moje życie zawodowe będzie kierowało się w stronę Wschodu. Dla większości Francuzów pozostaje to jednak niezrozumiałe. Polscy emigranci mają skłonność do tworzenia wspólnoty o bardzo silnych więzach, oczywiście akceptującej innych, ale nierzucającej się w oczy. Gromadzą się najczęściej w prawdziwym symbolu ich kultury w Paryżu – w Bibliotece Polskiej, mieszczącej się na wyspie Saint-Louis, jednej z najpiękniejszych dzielnic Paryża. Ale to także polska ambasada, gdzie odbywają się bardziej prestiżowe uroczystości, jak świętowanie rocznicy Konstytucji 3 maja (pierwszej konstytucji europejskiej); księgarnia polska przy boulevard Saint-Germain, itd. Jest jeszcze jedno miejsce, dla wtajemniczonych, w którym polska społeczność ma silną reprezentację: to Instytut Narodowy Języków i Kultur Orientalnych (Inalco). To w tym miejscu mogłam nabrać doświadczeń i wykorzystać wszystkie umiejętności nabyte w czasie moich studiów. To tu w okresie Bożego Narodzenia wykładowcy i studenci gromadzą się wokół makowca, sernika, pączków oraz butelki dobrego wina – świadectwa sojuszu polskich i francuskich smaków, na okoliczność święta przebiegającego pod znakiem tej podwójnej tożsamości, we wnętrzu każdego z nas.
Członkowie polskiej diaspory we Francji, których poznałam, są w większości młodymi ludźmi, wywodzącymi się z rodzin emigrantów, którzy pragną podtrzymać znajomość języka polskiego i uczestniczyć w rozwoju ekonomicznym Polski. Inni chcą wyruszyć śladami swoich przodków, nawiązać kontakt z kuzynami, wujkami, ciotkami, którzy zostali « w kraju ». Są też tacy, którzy żyją we Francji od kilku lat i chcą po prostu doświadczyć języka polskiego w nieco innej formie, a także promować znajomość języka polskiego. Nie sytuuję się w żadnej z tych grup, a jednak czuję się Polką. W połowie oczywiście, ponieważ jestem i pozostanę na zawsze Francuzką. Ale czuje bliskość z tymi ludźmi, ich przekonaniami, pasjami, pragnieniami, chęcią zobaczenia, jak Polska na nowo odradza się z popiołów, i na nowo odżywa wielowiekowa przyjaźń między oboma narodami.
Nikt nie zapomina o Napoleonie Bonaparte, pierwszym cesarzu Francuzów, ani o hrabinie Walewskiej. Ich idylla, równie krótka jak namiętna, doprowadziła do powstania Księstwa Warszawskiego (1807-1815), a także przyniosła we Francji fascynację tą piękną kobietą, która przebywała we Francji między 1811 a 1814 rokiem i której serce pochowane jest na paryskim cmentarzu Père-Lachaise. Nie zapominajmy również o generale De Gaulle’u, prawdziwym obrońcy niepodległej Polski, którego pomnik stoi dumnie na skrzyżowaniu Nowego Świata i Alei Jerozolimskich. Odnajduję się w dziedzictwie tych niegdysiejszych bohaterów, podróżujących po Europie. Są po części i moimi bohaterami. To oni przyczynili się do sukcesu w stosunkach francusko-polskich, stwarzając godny pozazdroszczenia model współpracy międzynarodowej. Sama próbuję tworzyć pomost między oboma krajami.
Dzisiaj, w 2017 roku, nawet jeśli sytuacja się trochę pogorszyła, nawet jeśli geopolityka stara się zasiać niepokój w tej pięknej przyjaźni, nikt nie może podważać faktu, że obie – piękna Słowianka i Francja – mają wciąż świetlaną przyszłość przed sobą.
Nie da się mówić o stosunkach francusko-polskich nie wspominając Marii Curie-Skłodowskiej. Dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, pierwsza kobiety z własną katedrą na Sorbonie, sztandarowa postać emancypacji i symbol dla całych pokoleń kobiet, prawdziwa pionierka w swojej dziedzinie badań. Maria opuściła rodzinny kraj w wieku 24 lat, aby dokończyć studia w Paryżu, gdzie napisała pracę doktorską na temat promieniowania uranowego. Odkryła pierwiastek chemiczny, który na cześć Polski nazwała polonem. Maria nigdy nie przestawała czuć się Polką, mimo przyjęcia francuskiego obywatelstwa w 1894 roku, po ślubie z Piotrem Curie.
W naszych dzisiejszych społeczeństwach często słyszymy o tym, że kobiety nie mają wystarczającej reprezentacji w środowiskach naukowych i uniwersyteckich. Współczesna debata na temat równości między mężczyznami a kobietami przypomina nam, że jeszcze nie tak dawno bycie kobietą oznaczało brak możliwości studiowania, brak niezależności. Siła, którą Maria znalazła w sobie, aby po śmierci męża nie załamać się i wychowywać sama dwie córki, ta determinacja, aby nie poddawać się dyktatowi i wznosić się ponad normy społeczne, są dowodami na to, że fatalizm da się przezwyciężyć i że nie należy przestawać walczyć o swoje prawa, pamiętając o tych wszystkich utalentowanych kobietach, które otwarły nam drogę do wielkich karier.
Jej nazwisko wciąż będzie powtarzane w środowiskach naukowych i w każdym przemówieniu, którego tematem będą stosunki francusko-polskie. Maria Curie-Skłodowska jest twarzą, uosobieniem tej podwójnej tożsamości. Jej spadkobiercy dumnie będą nosić jej nazwisko, a my wszyscy – zakochani w Polsce Francuzki i Francuzi – nie przestaniemy podążać śladami tej niezwykłej kobiety.
.Jestem Francuzką, urodzoną we Francji, z rodziców Francuzów. A jednak moimi ulubionymi kolorami są czerwony i biały, u mnie 1 maja trwa do 3 maja, znam na pamięć przepis na pierogi, zwiedziłam więcej polskich miast niż miast w moim własnym kraju. A słowa, których mi czasem brakuje, są posłańcami uczucia stanowiącego część języka uniwersalnego: języka serca.
Marjorie Pisani