"Śmierć za człowieczeństwo. Rodzina Ulmów" – wystawa przed Pałacem Prezydenckim

Do 7 września można oglądać wystawę

Do 7 września można oglądać wystawę „Śmierć za człowieczeństwo. Rodzina Ulmów” przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Część zdjęć na wystawie została opublikowana po raz pierwszy.

Otwarcie wystawy „Śmierć za człowieczeństwo. Rodzina Ulmów”

.Wystawa „Śmierć za człowieczeństwo. Rodzina Ulmów” przygotowana została przez IPN Oddział w Rzeszowie. Jak podaje IPN, ekspozycja „przedstawia losy, wydawałoby się zwykłej polskiej rodziny, a przecież jednocześnie wyjątkowej. Rodziny, której linia życia została poddana trybom okrutnej wojny i okupacji. Józef i Wiktoria Ulmowie nie poddali się biernie biegowi historii. Stali się jej aktywnymi uczestnikami, dostrzegając innych ludzi, którym należało udzielić pomocy. Stanęli po stornie dobra i sami dzielili się tym dobrem z innymi. Narodowość, wyznanie, różnice kulturowe, w obliczu terroru niemieckiej okupacji, stały się nieistotne, wagi nabrało człowieczeństwo. Pragnąc ochronić życie, sami je stracili. Nie sposób wobec takiej postawy przejść obojętnie. Ekspozycja ma być pomocna w poznaniu historii rodziny Ulmów, oraz ich heroicznej postawy miłości”.

Autorami wystawy są dr Mateusz Szpytma (wiceprezes IPN), dr Wojciech Hanus (z IPN Rzeszów), dr Maciej Korkuć (z IPN Kraków). Autorką projektu graficznego jest Katarzyna Hudzicka-Chochorowska (z IPN Rzeszów).

Ukarani śmiercią za odruch człowieczeństwa

.Zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Mateusz Szpytma podczas otwarcia wystawy powiedział, że „w normalnych czasach za bohaterów uznajemy ludzi, którzy dokonują rzeczy nadzwyczajnych, w czasach totalitarnego zniewolenia ludzie są zastraszani, a za zwyczajne zachowania grożą im drakońskie kary”. „W czasach niemieckiej okupacji funkcjonariusze policji i władzy grozili śmiercią za to, co w normalnym wolnym kraju, w Polsce było normalnością – przyjmowanie kogoś pod własny dach, gościnność. Zwyczajne ludzkie odruchy były traktowane jak przestępstwa. Człowieczeństwo stało się aktem odwagi, bohaterstwa” – mówił Szpytma.

Dodał, że „odruch człowieczeństwa Ulmów chroniących ofiary Holokaustu, został brutalnie ukarany śmiercią samej rodziny oraz tych, których przyjęli – Goldmanów, Didnerów, Grünfeldów”. „My pamiętamy o sprawcy bezpośrednim o Eilercie Diekenie i jego pomocnikach. Pamiętamy też, że za tym stała machina terroru całego niemieckiego państwa. Gdyby Polska była wolna, żaden pojedynczy niemiecki zbrodniarz nie mógłby bezkarnie mordować ludzi. Polskie władze stały na straży bezpieczeństwa swoich obywateli, dlatego to państwo trzeba było zniszczyć, aby funkcjonariusze Rzeszy mogli wykonywać zbrodnie na bezbronnych ludziach” – ocenił.

Szefowa Kancelarii Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Grażyna Ignaczak-Bandych powiedziała, że ekspozycja „to w bardzo skondensowanej formie, opowieść nie tylko o rodzinie Ulmów, ale także o Polakach, o tamtych czasach, o tym, że Polacy pomagali i płacili za to najwyższą cenę”. Zwróciła uwagę na „optymistyczny akcent – jest to opowieść także o tych, którzy przetrwali”. „Dzisiejszy dzień to początek naszej szybkiej opowieści o rodzinie Ulmów” – dodała.

Minister zachęcała, by poznawać ich historię, „tak abyśmy 10 września w dniu beatyfikacji wszyscy byli przygotowani do tego, aby lepiej rozumieć fenomen tej rodziny”.

Przypomniała, że „Józef Ulma był wynalazcą, nowatorem, mimo że skończył tylko cztery klasy”. „Posiadał elektrownię, którą zasilał swój dom – i dlatego nasza wystawa też jest nowoczesna, ponieważ jest fotowoltaiczna, w nocy będzie oświetlana energią słoneczną” – dodała.

Beatyfikacja rodziny Ulmów odbędzie się 10 września w Markowej.

Miłosierni Samarytanie w czasach Zagłady

.”Są różne teorie, które wyjaśniają, dlaczego terytorium podbitej Polski zostało wybrane na obozy śmierci. Moim zdaniem powód jest prosty. W Polsce mieszkała najliczniejsza ludność żydowska, transportowanie Żydów gdzie indziej nie miałoby sensu. Struktura państwa polskiego została do cna wypalona, zniszczona i zastąpiona niemiecką administracją kolonialną. Części Polski zostały bezpośrednio wcielone do Wielkich Niemiec (jak okolice Auschwitz), resztą (Generalne Gubernatorstwo) zarządzał niemiecki gubernator Hans Frank z zarekwirowanego na swoją siedzibę zamku królów polskich w Krakowie” – pisze Jan ŚLIWA, znawca języków i publicysta.

Jak podkreśla, „Kodeks karny dotyczący Polaków i Żydów spisany był na trzech stronach, słowo śmierć pojawia się w nim siedem razy. Okupowana Polska była daleko od oczu Zachodu, gdzie Niemcy udawali budowniczych nowej Europy. W Polsce Niemcy mogli robić, co chcieli, nikogo o nic nie pytając. Owszem, lokalni mieszkańcy, jak moja teściowa, mieszkająca 20 km od Oświęcimia, w Chrzanowie, czuli charakterystyczny słodki zapach spalonych ciał, ale traktowani byli jak bydło i tak mieli wkrótce zniknąć. Świat – przypomnę – na głosy Polaków, rotmistrza Pileckiego, Jana Karskiego, nie reagował. Świat wiedział – nic nie powiedział”.

„Polacy pomagali. Ludność żydowska nie była jednolita, a to ułatwiało lub utrudniało możliwości ratowania. Z jednej strony byli zasymilowani Żydzi, jak pokazany w Pianiście Polańskiego Władysław Szpilman, który grał utwory Chopina w Polskim Radiu. Po drugiej stronie byli Żydzi ze sztetli, z brodami i pejsami, jak ze Skrzypka na dachu. Nie mówili nawet po polsku, tylko w jidysz” – pisze Jan ŚLIWA.

Dodaje on, że „zasymilowani Żydzi mogli próbować żyć wśród Polaków, mając fałszywe dokumenty – o ile nie zdradzał ich wygląd. I to od początku, nawet bez przechodzenia do getta. Większość jednak mieszkała w gettach, gdzie przez jakiś czas było stosunkowo bezpiecznie, ale było tłoczno i panowały wyjątkowo trudne warunki. W gettach istniały duże różnice społeczne – niektórzy Żydzi chodzili do eleganckich kawiarni (w jednej z takich grał Szpilman w Pianiście Polańskiego), inni umierali z głodu. Niektórzy przemycali żywność, aby po prostu przeżyć, inni robili wielkie interesy. Co ważne, nie mieli bezpośredniego kontaktu z ludnością polską, porządek zapewniała żydowska policja. Wyjście było karane (oczywiście śmiercią), podobnie byli karani Polacy, z którymi kontaktowali się Żydzi. Kiedy w latach 1942–1943 likwidowano getta i zaczęły się masowe mordy, niektórzy próbowali uciec, znaleźć polskich przyjaciół lub ukryć się w lesie”.

Jan ŚLIWA zaznacza, że „często czytamy o siedmiu tysiącach polskich bohaterów pomagających Żydom. W domyśle: pozostali Polacy to źli ludzie, pomagający Niemcom. Sprawiedliwi – Polacy pomagający Żydom – to tylko zarejestrowane przypadki, wierzchołek góry lodowej. Warunkiem ujawnienia tych Polaków, trudnym, było przeżycie i nawiązanie kontaktu po wojnie. To uratowany Żyd musiał zgłosić się do Yad Vashem, ale czy to zrobił, gdy znalazł gdzieś w Ameryce nowe życie? W czasie wojny ludzie nie wymieniali wizytówek, lepiej było nie wiedzieć za dużo.

„Nieprawdą jest, jakoby większość Polaków skierowało się przeciwko Żydom. Policzmy tylko: gdyby taka była połowa Polaków, to szansa na przeżycie jednego spotkania wynosiłaby 1/2, dwóch – 1/4, trzech – 1/8, dziesięciu – 1/1024 (0,1 proc.) i tak dalej. W końcu Sprawiedliwy i jego Żyd nie mieliby żadnych szans na przeżycie. Donos na Gestapo, napisany w ciągu kilku minut, oznaczał śmierć. Nie można tak długo zachować tajemnicy, a plotki rozchodzą się szybko. A przecież wielu Żydów przeżyło, także dlatego, że szanse na spotkanie z dobrym Polakiem były o wiele większe” – pisze publicysta.

PAP/WszystkoCoNajważniejsze/SN

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 sierpnia 2023
Fot. Marcin Bukała (IPN) / źródło: portal ipn.gov.pl