
Śmiertelna pułapka Gestapo. Hotel Polski w Warszawie

80 lat temu, 13 lipca 1943 r., Hotel Polski przy ul. Długiej w Warszawie stał się miejscem aresztowania kilkuset Żydów. By ich zwabić, Gestapo zorganizowało w tym miejscu sprzedaż południowoamerykańskich paszportów i transporty do obozów internowania w Vittel i Bergen-Belsen.
Paszporty z krajów Ameryki Południowej i działalność Grupy Ładosia
.W lutym 1943 r. Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) wydał rozporządzenie o internowaniu obywateli zagranicznych państw, którzy przebywali na terenie okupowanej Polski. Zdobycie paszportu jednego z neutralnych krajów stało się szansą na przeżycie dla tysięcy Żydów z Generalnego Gubernatorstwa.
„Paszport z krajów Ameryki Południowej umożliwiał wówczas wyjazd do obozu internowania w Vittel we Francji. Żydzi mieli być wymienieni na niemieckich jeńców wziętych do niewoli przez siły alianckie. Panowały tam dobre warunki. Obóz tworzyło siedem dawnych hoteli uzdrowiskowych” – powiedziała PAP historyk archiwistka Monika Maniewska z Instytutu Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego.
Przypomniała też, że w latach 1941-43 kierowana przez posła RP w Bernie Aleksandra Ładosia grupa polskich dyplomatów we współpracy z Światowym Kongresem Żydów (WJC) oraz Agudat Israel (Związek Izraela) pozyskiwała paszporty Paragwaju, Hondurasu, Haiti oraz Peru i dostarczała jej różnymi kanałami do żydowskich odbiorców w Generalnym Gubernatorstwie i innych miejscach okupowanej Europy.
Paszporty docierały do Polski nie tylko za sprawą Grupy Ładosia. Duża partia dokumentów trafiła do Warszawy wiosną 1943 r. Wielu z odbiorców już nie żyło, zginęli w Treblince i innych miejscach zagłady. „Gdy w społeczności żydowskiej rozeszła się informacja, że południowoamerykańskie paszporty są uznawane przez Niemców, wiele osób próbowało je zdobyć. Dawały one szansę na przeżycie” – podkreśliła historyk. „Kiedy Niemcy nabrali jednak podejrzeń co do autentyczności dokumentów, do Vittel wysłali komisję weryfikacyjną. Część ze zgromadzonych tam osób trafiła do obozu przejściowego w Drancy (Francja), a stamtąd – do obozów zagłady. Posiadacze paszportów trafili także do specjalnego obozu w Bergen-Belsen w III Rzeszy” – dodała.
Hotel Polski w Warszawie – śmiertelna pułapka Gestapo
.Gestapo wykorzystało chęć zdobycia paszportów do zwabienia Żydów, którzy ukrywali się na terenie Generalnego Gubernatorstwa. W maju 1943 r., jeszcze przed likwidacją getta, stworzyło w Warszawie punkt zborny, który miał być szansą na ocalenie, a dla wielu okazał się śmiertelną pułapką – Hotel Polski w Pałacu Witosławskiego przy ul. Długiej 29. W sprawę zamieszani byli dwaj żydowscy kolaboranci – Leon „Lolek” Skosowski i Adam Żurawin. Za wiedzą i zgodą gestapo przejęli oni partię paszportów i zorganizowali siatkę werbującą chętnych do emigracji, którzy płacili za dokumenty i w hotelu oczekiwali na transport do Vittel lub Bergen-Belsen (niektóre z dokumentów były nawet przyznawane za darmo).
„Lolek” utrzymywał znajomość z kierującym agenturą w warszawskim getcie funkcjonariuszem policji bezpieczeństwa (SiPo), SS – Untersturmführerem Gerhardem Stabenowem. Informacja o kontaktach „Lolka” dotarła do „Plebana” – kpt. Bolesława Kozubowskiego, szefa kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej. AK podjęła obserwację podejrzewanego, jednak na konkretne działania było już za późno.
„Kiedy wyszliśmy z tej portierni do hallu, było tak jak we śnie albo surrealistycznym filmie. Bo wszędzie byli Żydzi. Bez opasek. Poruszający się swobodnie. To byli bogaci Żydzi. Ten wyjazd dużo kosztował. Papiery przysłane ludziom, których spopielałe kości użyźniały ziemię w Treblince, gestapo odsprzedawało drogo. Była to kosztowna śmierć. Tylko przedtem za te pieniądze otrzymywało się dwa-cztery dni złudzenia. Może to też coś warte?” – wspominała w książce „I więcej nic nie pamiętam” (2010) Adina Blady-Szwajgier, która do hotelu odprowadziła męża.
Jedną z osób, która trafiła na ul. Długą, był wybitny żydowski poeta Icchak Kacenelson (1886-1944). Z Warszawy przewieziono go wraz z grupą Żydów do obozu w Vittel, jednak przez wspomniany już obóz Drancy trafił do Auschwitz, gdzie został zamordowany 1 maja 1944 r. W Hotelu Polskim znaleźli się m.in. działacz syjonistyczny Menachem Kirszenbaum i pisarz Jehoszua Perl. Do Vittel trafił także Żurawin z rodziną.
13 lipca 1943 r. funkcjonariusze gestapo wkroczyli do Hotelu Polskiego, aresztowali grupę 400 Żydów i przewieźli na Pawiak. 15 lipca 300 z nich rozstrzelano prawdopodobnie w ruinach getta. Według Żydowskiego Instytutu Historycznego z ponad 2,5 tys. Żydów, którzy zgłosili się do Hotelu Polskiego, ok. 2 tys. trafiło do Vittel i Bergen Belsen, a wojnę przeżyło zaledwie 260.
1 listopada 1943 r. przy ul. Nowogrodzkiej żołnierze kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego AK wykonali wyrok sądu Podziemnego Państwa Polskiego i zlikwidowali agenta gestapo, Skosowskiego. Żurawin przeżył wojnę, mieszkał we Francji, a później w USA. Próbował oczyścić się z zarzutów.
W 1953 r. w Nowym Jorku aktor i reżyser oraz b. więzień warszawskiego getta Jonas Turkow (1898-1988) opisał we wspomnieniach historię Hotelu Polskiego, podkreślając rolę Skosowskiego i Żurawina jako prowokatorów i agentów, którzy zarabiali krocie na swoich ofiarach.
Po wojnie budynek przy ul. Długiej 29 odbudowano ze zniszczeń z czasu powstania warszawskiego. Ufundowana przez rodziny ofiar i Stowarzyszenie Żydów Kombatantów tablica pamiątkowa (2013) przypomina o tragicznym losie osób zwabionych przez gestapo.
Grupa Ładosia – bohaterscy Polacy czasu wojny
.„Polscy dyplomaci podjęli brawurową próbę uratowania tysięcy Żydów. W jej wyniku uratowano przed śmiercią co najmniej kilkaset osób – pisze Mordecai PALDIEL, były wieloletni dyrektor w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie.
Jak zaznacza, „po upadku Polski na początku II wojny światowej kilka polskich placówek dyplomatycznych w innych państwach nadal prowadziło działalność. W szwajcarskim Bernie ambasador Aleksander Ładoś oraz jego dwaj główni współpracownicy Stefan Ryniewicz i Konstanty Rokicki rozpoczęli szeroko zakrojoną operację ratowania polskich Żydów. Punktem wyjścia było pozyskanie kilkudziesięciu paragwajskich dokumentów od Rudolfa Hügli, berneńskiego konsula Paragwaju. Na dokumenty te naniesiono nazwiska polskich Żydów jako rzekomych obywateli Paragwaju i odpowiednio je opieczętowano, dzięki czemu niektórym Żydom zamieszkującym część Polski znajdującą się pod okupacją sowiecką udało się uciec do Japonii. Tam z kolei polskie przedstawicielstwo wystawiło im prawdziwe paszporty, z którymi udali się do innych krajów”.
„Był to dopiero początek bardziej intensywnych działań na rzecz pomocy Żydom znajdującym się nie tylko w Polsce, ale również w innych okupowanych przez Niemcy państwach. Aby uchronić ich przed wywózką do obozów śmierci, posłużono się fałszywymi paszportami krajów Ameryki Łacińskiej, głównie Paragwaju. Okaziciele takich paszportów trafiali do specjalnych niemieckich obozów jako zakładnicy, których nazistowski reżim miał nadzieję wymienić na Niemców przebywających w różnych państwach latynoamerykańskich. Rozpoczętą przez polską ambasadę operację koordynowało dwóch zamieszkałych w Szwajcarii żydowskich działaczy zajmujących się akcjami ratunkowymi – Abraham Silberschein, kierownik oddziału Światowego Kongresu Żydów, odpowiedzialnego za operacje ratunkowe, oraz Chaim Eiss z ortodoksyjnego ruchu Agudat Israel. Zaangażowani byli również Isaac i Recha Sternbuch z nowojorskiego komitetu znanego jako Vaad Hatzalah. Ważną rolę w fałszowaniu paszportów odegrał ponadto żydowski pracownik polskiej placówki dyplomatycznej Juliusz Kühl” – pisze Mordecai PALDIEL.
Dodaje on, że „zmiana obywateli Polski w Paragwajczyków odbywała się potajemnie i bez wiedzy paragwajskiego rządu. Została też przeprowadzona bez uprzedniej zgody polskiego rządu na uchodźstwie w Londynie, choć ten zgodził się na nią później, poinformowany o tej jakże nietypowej inicjatywie dyplomatycznej Ładosia, która mogła skomplikować relacje pomiędzy Polską a krajami Ameryki Łacińskiej”.
„Kiedy Ładoś dowiedział się, że Niemcy kwestionują wiarygodność latynoamerykańskich paszportów okazywanych przez – w większości polskich – Żydów przebywających tymczasowo w niemieckim obozie Vittel w okupowanej Francji, wysłał 19 grudnia 1943 r. pilną depeszę do Tadeusza Romera, polskiego ministra spraw zagranicznych w Londynie, usilnie prosząc o interwencję, dzięki której latynoamerykańskie placówki w Berlinie potwierdziłyby prawdziwość dokumentów. Prośbę uzasadniał tym, że wystawiono je wyłącznie w celach humanitarnych, aby ratować ludzi przed pewną śmiercią… Sprawa jest bardzo pilna. W następnych miesiącach Ładoś wysyłał jeszcze inne prośby, w tym do przewodniczącego Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie” – pisze Mordecai PALDIEL. Wątek Grupy Ładosia rozwija w tekście opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
PAP/Maciej Replewicz/WszystkoCoNajważniejsze/PP